Ze zbrojowni Strigan Hraban wziął sobie łuk i z 8 strzał, oraz miksturę przeczyszczającą. Najpotężniejszą broń.
Podobno jak wszystko idzie dobrze, to człek po prostu nie wie wszystkiego. Widząc jak trzech łowców mija ich kryjówkę Berwin zwrócił się szeptem do towarzyszy:
- Teraz musimy wyśledzić, gdzie się zatrzymają na nocleg. Nie chwaląc się jestem najlepszy w skradaniu. Pójdę za nimi pierwszy. Odczekajcie chwilę i idźcie za mną traktem. Wyśledzę, gdzie się zatrzymają i wrócę do Was. Musimy być cierpliwi. Zaatakujemy kiedy zasną. Weźmiemy ich żywcem, no chyba że sprawy pójdą źle.
Chwilę się zastanowił coś rozważając:
- To łowcy nagród i możliwe, że są lepsi niż sądzimy. Jeśli mnie złapią od razu atakujcie. Mamy przewagę liczebną i musimy ją wykorzystać. No i nie rozdzielajcie się, bo Was wyłapią. Mogą się spodziewać ataku od strony obozu, ale od tyłu powinniśmy ich zaskoczyć.
Rozważał na głos różne możliwości. Z tego co słyszał o łowcach nagród, to działali raczej w miastach, to było ich naturalne środowisko. W dziczy powinien mieć przewagę. Jednak musiał być ostrożny, to nie było trzech chłopków roztropków.
Berwin ukląkł i odmówił krótką modlitwę do Vereny prosząc ją o opiekę, jak to zwykle się czyni, gdy przyszłość jest niepewna. Pokrzepiony z przyzwyczajenia podskoczył, by sprawdzić, czy coś w ekwipunku nie pobrzękuje. Zagrzechotały strzały w kołczanie. Berwin zerwał trochę mchu i powtykał między strzały. Podskoczył znowu. Tym razem nic nie zakłóciło wieczornej ciszy.
Pochylony, przyczajony, ostrożnie ruszył za łowcami.