Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2018, 20:00   #57
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXIV. Wizyta lekarska



Kolejny raz Alicja przebudziła się z krzykiem. Powód był jednak znacznie gorszy. Rozglądała się gorączkowo po pokoju, jakby chciała przekonać się, że panuje nad własnym ciałem, że może się poruszać. Sprawdziła nawet czy do jej ciała nie przywiązano sznurków. Czy rozmawiała z prawdziwym Lalkarzem, czy to tylko jej imaginacja?
- To tylko sen... tylko sen... - powtarzała sobie teraz, obejmując się ramionami i drżąc jak w febrze. Koszmar nie chciał dać się wyprzeć z pamięci.
Tej nocy również zbudziła matkę. Usłyszała pukanie do drzwi i zaniepokojony głos.
- Czy wszystko w porządku Alicjo?
- Tak, mamo... - odpowiedziała, nie miała jednak pomysłu na wymówkę tym razem.
- Mogę wejść?
Tym razem Alicja nie miała na sumieniu żadnych wstydliwych sekretów, więc odparła:
- Proszę... chociaż nic mi nie jest. - Spróbowała się uśmiechnąć do wchodzącej rodzicielki. W ciemności trudno było dokładnie ocenić, ale Lorina była chyba zmartwiona. Ostrożnie przysiadła na skraju łóżka i bez słowa przytuliła córkę, w rzadkim przypływie czułości.
- Koszmary? - zapytała.
- Znów krzyczałam? - odparła pytaniem na pytanie dziewczyna, tuląc się do matki.
- Tak - potwierdziła cicho. - Coś cię trapi?
Alicja spojrzała na nią. Cóż mogła powiedzieć? Prawdę? Nie, tego by nie zrozumiała. Dziewczyna musiała kłamać. Znów.
- Po prostu... mam świadomość, że choć wy mnie chronicie, to na zewnątrz jest cały świat i ja... ja nie jestem dość silna, by sobie z nim poradzić. Jestem jak ten słowik w złotej klatce, który pięknie śpiewa, lecz... nie umie latać.
- Nonsens - matka zaprzeczyła zaskakująco ostro. - Jesteś mądra i dobra. Nie musisz walczyć z całym światem. Wystarczy, że otworzysz się na właściwych ludzi. A matkę i ojca masz przecież właśnie po to, by strzegli cię przed tymi złymi.
- Wiem, ale... wolałabym... sama wyjść na przeciw temu złemu światu, a u was szukać rady i pocieszenia. Inaczej... nie nauczę się żyć. Nie przekażę swoim własnym dzieciom żadnych mądrości…
Matka jeszcze raz mocno ją uściskała i stwierdziła.
- Rozumiem. Jesteś już dużą dziewczyną i nie będziesz się dłużej chować pod spódnicą mamusi - nie gniewała się. Powoli akceptowała fakt, że nie tylko Elisabeth jest dorosła. - Ale z tymi koszmarami trzeba coś zrobić. Poproszę o wizytę doktora Bumby’ego.
Dziewczyna westchnęła. Wiedziała jednak, że matka sama się nie uspokoi, jeśli czegoś ze sprawą nie zrobi.
- Dobrze, matko. - Powiedziała potulnie, tuląc się do kobiety. Zdążyła się uspokoić. Oddychała już równo i Lorina chyba też to wyczuła. Wypuściła córkę z ramion i wstała.
- W takim razie, dzień dobry córko. Chyba już nie ma sensu kłaść się spać.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się nieco pewniej dziewczyna - To ja się ubiorę i pójdę przygotować stół na śniadanie. Matka jej nie zatrzymywała.
Zegary w domu twierdziły, że jest piąta nad ranem. Ciemność na zewnątrz równie dobrze mogła twierdzić, że była pierwsza, albo druga. O takiej porze wszystko było ciche. Nawet służba jeszcze spała, bo wstawała dopiero o świcie. Wizyta doktora Bumby’ego nie nastrajała Alicji pozytywnie, ale jeśli tylko ją przetrzyma, to matka na pewno się uspokoi. Wąsaty szkot zawsze zachowywał się, jakby zjadł wszystkie rozumy. Może to dlatego tak źle się jej kojarzył McIvory?
Dziewczyna jednak szybko uciekła od tej myśli. Po prawdzie nie wiedziała co powinna zrobić z panem Ivory, skoro ona i Reginald wyraźnie się zbliżyli... choć nie było to nic oficjalnego wciąż.


Śniadanie upłynęło spokojnie. Matka nie wspominała o koszmarach, ojciec albo spokojnie przespał noc nie słysząc krzyku córki, albo wzorem żony niczego nie komentował. Po prostu dzień jak co dzień.
A jednak Alicja zebrała się na odwagę tego dnia i podeszła do ojca.
- Papo... bo ja tak myślałam... może... może mogłabym się przenieść z pracą do biura? Tutaj czuję się... no, jakby to co robię nie było na poważnie. I też jestem ciekawa innych pracowników, z którymi tylko wymieniam korespondencje.
Henry spojrzał badawczo na córkę.
- Wiesz, co myśli o tym twoja matka - zaczął zachowawczo.
- No właśnie rozmawiałyśmy... o tym, że tak bardzo o mnie dbacie i nawet mama przyznała, że jestem coraz bardziej dorosła. - Podsunęła nieśmiało dziewczyna.
- Aż tak dorosła, żeby pracować… w moim biurze w porcie? Wśród całego tego kolorytu Londynu? - ojciec jakoś nie dowierzał.
- Ja... myślę, że tego się właśnie najbardziej boję, papo. Nieznanego. Gdybym wiedziała... mogłabym powiedzieć czy chcę, czy nie. A tak nie wiem i mnie to... niepokoi. - Alicja założyła, że matka powiedziała ojcu o jej koszmarach. Na pewno zaś pan Liddell musiał wiedzieć o umówionej wizycie doktora.
Wiedział. Kiedy bowiem odezwał się po długim zamyśleniu, stwierdził:
- Zobaczymy, co powie doktor Bumby. Może faktycznie zmierzenie się ze strachem, to właściwe rozwiązanie? Będziesz jednak musiała poczekać do jutra, na wizytę - jak na osiągającego sukcesy handlowca, Henry potrafił być bardzo niezdecydowany.
- Dobrze, papo. - Zgodziła się potulnie Alicja i na koniec dodała - A jak... kwestia wyprawy? Myślisz o tym?
Teraz dopiero Henry wyglądał na podenerwowanego. Lorina nie lubiła tych jego wypraw. To, że czyniły one z niej słomianą wdowę to jedno, ale bała się, że kiedyś uczynią z niej prawdziwą wdowę. Statek zatonie, albo Henry zachoruje na jakąś tropikalną chorobę.
- Interesy w Kairze idą bardzo dobrze - zaczął ni to na temat, ni to obok niego. - No i Kanał Sueski znacznie ułatwia podróż. Ale może wyślę w tym mojego wspólnika - ciągnęło go w świat i było to widać, ale jednocześnie czuł obowiązek wobec rodziny.
- Jestem ciekawa jak bardzo tamten klimat jest inny od naszego... - niewinnie zagaiła dziewczyna.
- Och, jest upalny. Cały dzień jak w szklarni - odpowiedział, ale wcale nie brzmiał jakby to było coś strasznego. - Lepiej zostać pod dachem, więc trochę jak u nas.
- A pustynie... naprawde potrafią się ciągnąć aż po horyzont?
- Tak - potwierdził. - Wystarczy stanąć przy piramidach i wytężyć wzrok. Nic, tylko bezkresne morza piasku. A mimo tego, udało im się stworzyć najstarszą cywilizację świata. No, nie tak dobrą jak nasza cywilizacja, ale najstarszą - patriotyzm jednak zobowiązywał.
Alicja westchnęła rozmarzona.
- Chciałabym to kiedyś zobaczyć... - wyznała - Może... może kiedyś nas tam zabierzesz?
- Jeśli uda ci się namówić do tego matkę, to daję ci słowo, że odwiedzimy wspólnie Kair i zobaczysz piramidy na własne oczy - obiecał, zapewne będąc przekonanym, że matka nigdy się nie zgodzi. Alicja jednak uśmiechnęła się kocio i pożegnała ojca.
 
Zapatashura jest offline