Kapral Thorvaldsson obudził się zły. Poranna krzątanina w koszarach nie dawała pospać dłużej, a byłoby to coś, na co miał wielką ochotę po tylko częściowo przespanej nocy. Najpierw jakieś zamieszanie w okolicy murów i bojaźń zalegających na koszarowym placu uchodźców, później jakiś szalony krzykacz...
Baron. Były dowódca obrony miasta... to znaczy, że... kapral Thorvaldsson właśnie awansował, chociaż wcale się o to nie prosił...
- Noż kurwa jego mać! - rozległo się w izbie, w której stała prycza kaprala. Dalej zapanowała cisza przerywana gniewnymi sapnięciami rozeźlonego brodacza.
Ochłonąwszy nieco wyszedł na zewnątrz i polazł do studni w rogu placu. Cebrzyk lodowato zimnej wody wystarczył, by uspokoić gonitwę myśli i rozjaśnić umysł po zbyt krótkiej nocy.
Trzeba było brać się do roboty.
Z placu ruszył prosto na kwaterę zajmowaną do tej pory przez von Grunenberga. Ciasna bo ciasna, ale wydawanie rozkazów prosto z żołnierskiej pryczy było może i praktyczne, ale z pewnością urągałoby autorytetowi, jaki powinien stać za osobą odpowiedzialną za życie lub śmierć setek mieszkańców, uchodźców i żołnierzy Czwartej.
W przejściowym pokoju, w którym jak zwykle służbę pełnił znany Detlefowi adiutant, kapral zatrzymał się:
- Się kurwa porobiło, co młody? - rzucił do młodzika, po czym bezceremonialnie władował się do gabinetu Barona. Tam zgarnął klamoty poprzednika i zawołał chłopaka.
- Zabierz to na moje wyrko. Później sam to wyjaśnię von Grunenbergowi. Jak będziesz wracał, to weź moje fanty. Nie ma tego dużo. Potem pójdziesz na plac i wybierzesz dziesięciu szybkich chłopaczków, byle rozgarniętych. I niech będą to tacy, którzy już chociaż trochę znają miasto - potrzebujemy sprawnej komunikacji z każdym posterunkiem. Będziesz im przekazywał polecenia - ustny rozkaz lub informacja, dla kogo i gdzie. Każdy dostanie po sześć pensów dziennie, a jak się sprawią, to i całego szylinga. Nie wiem, ile ci płacą, żołnierzu, ale u mnie dostaniesz dwa srebrniki dziennie. Nie obawiaj się - jak armia nie będzie chciała, to dam ze swoich, a samo oblężenie nie potrwa tyle, żebym nie był wypłacalny... - wyszczerzył się przyjaźnie.
- Aha - zbierz ich jak najszybciej, musimy zebrać to jakoś do kupy, zanim Wernicky zaatakuje. - Dodał.
Niedługo później stał przed szeregiem wyrostków, którzy wydawali się być bardzo przejęci czekającymi ich zadaniami i pracą dla armii. Krótko wyjaśnił im kim jest i czego od nich oczekuje. Ich pierwszym zadaniem miało być wyruszenie na poszukiwanie Ostatnich, kaprali, o ile Baron dopiął swego. Pięć dwójek zostało skierowanych tam, gdzie według wiedzy Detlefa i adiutanta mieli znajdować się potrzebni nowemu dowódcy obrony żołnierze - fort, miejska brama, port, wieża sygnałowa i barykada broniąca końca pomostu wiodącego z fortu do miasta. Adiutant miał sprawdzić koszary i czekać na powrót posłańców z meldunkami.
Nowo zrekrutowani gońcy mieli wezwać wszystkich Ostatnich na odprawę z nowym dowódcą obrony. Odprawa miała odbyć się w południe - było dość czasu, by zlokalizować wszystkich potrzebnych ludzi (z wyjątkiem Małego Karla, który najprawdopodobniej nie zdołał uciec z niewoli, jak Leo). Do tego czasu mieli oni rozkaz powstrzymać się od wszelkich działań zleconych uprzednio przez Barona lub powziętych z własnej inicjatywy.
Gońcy mieli też dodatkowe zadanie - we wskazanych miejscach miał pozostać jeden z nich i wrócić do koszar dopiero na posiłek (zmieniając się z drugim z dwójki) lub na wypadek niespodziewanych zdarzeń, takich jak szturm lub ostrzał wroga, zamieszki i inne rzeczy, o których dowódca obrony powinien wiedzieć. Drugi miał albo szukać dalej albo wrócić do koszar i zameldować o tym, kogo znalazł. Adiutant miał zdecydować, czy wysłać gońców raz jeszcze, czy już przekazano rozkaz o stawieniu się na odprawę u dowódcy wszystkim zainteresowanym.
Sam Thorvaldsson nie zamierzał siedzieć w koszarach w oczekiwaniu na wezwanych żołnierzy. Ruszył dupsko i skierował się do części Meissen zamieszkałej przez krasnoludy. Ponieważ było wcześnie, a wizyta nie była zapowiedziana, po drodze zamierzał wstąpić na basztę, przyjrzeć się pozycjom Wernicky'ego i porozmawiać z dwójką inżynierów na temat materiałów do produkcji ładunków wybuchowych i zapalających, które miał zorganizować von Grunenberg (brakujące spisać i listę zabrać ze sobą) oraz do lazaretu, by wybadać sprawę zapasów medycznych i ewentualnych braków w tej materii.
Następnie wizyta u Starszego Barrudina. Detlef wiedział, że to dzięki naciskom miejscowych khazadów został "awansowany" na to mało atrakcyjne stanowisko. Dlatego mimo braku zapowiedzi postanowił odwiedzić Starszego i porozmawiać o zakresie pomocy, jakiej mogą udzielić miejscowe krasnoludy. Poczeka ile trzeba, aby zostać przyjętym, ale o to że w ogóle będzie był spokojny. Nieco mniej o entuzjazm w zakresie pomagania człeczynom, ale skoro zmusili komendanta garnizonu do takiego ruchu z Baronem i Detlefem, to Barrudinowi musiało jednak wciąż zależeć na rozsądnych relacjach z miastem - w końcu splądrowanie Meissen nie sprzyjałoby interesom, nie wspominając o zagrożeniu dla samych khazadów.
Zapowiadał się pracowity dzień.