Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2018, 22:46   #414
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Fort

Wypełniony kosztownościami kufer zrobił wrażenie na przybyłych po niego ludziach.
- Gdyby tylko Księżna tak chętnie płaciła... - rzucił jeden z tragarzy.
- No, suka chciała nas wydymać i ma teraz za swoje - wyrwało się drugiemu z nich zanim poseł kazał im się zamknąć i przeprosił za ich zachowanie.

Zgromadzeni w forcie obrońcy obserwowali, jak w obozie Brocka wszyscy zaglądają do środka, a po dłużącej się Loftusowi i Idrze godzinie skrzynia trafiła w końcu na wóz, gdzie została obwiązana solidnym łańcuchem zabezpieczonym jeszcze solidniejszą kłódką.

Ku zdumieniu co niektórych, posłańcy wrócili.
- A żywności nie chcecie kupić? Albo broni? Strzał? Dwieście koron za tygodniowe zapasy żywności dla kompanii. Wóz i konie wliczone. - zapytali ku radości Berta. Ceny były rynkowe - okazyjne jak na czasy wojenne.

Gustaw, który zdążył w międzyczasie dotrzeć do fortu zorientował się też, że w interesie Brocka jest zostawienie za sobą dobrze zaopatrzonego garnizonu, który "da zajęcie" siłom Wernickiego w okolicy dzięki czemu sam Brock i jego Kompania będą mogli bez przeszkód się wycofać.
Tego dnia, mimo swojego niezadowolenia działał tak jak dobry oficer powinien - czyli nie dał po sobie tego poznać i wykonywał rozkazy. Wytłumaczył zachowanie Diuka krasnoludom w sposób, który mogli przyjąć (chociaż nadal oczekiwali na nazwisko oficera, który przeszkadzał Gustawowi w Nuln), a wcześniej przekonał złapanego szpiega, że najlepiej będzie, jeśli zacznie odpowiadać jemu, Baronowi, bo ten drugi pan o imieniu Diuk to taki jakby mniej miły. Klasyczna gra w dobrego i złego przesłuchującego przyniosła skutek i zatrzymany zaczął gadać. Niestety, był mało ważną płotką - ja tylko plotki zbierałem - starał się umniejszyć swoją rolę - spisywałem wszystko na papierze, papier wkładałem do pojemnika i puszczałem wodą. Tam dalej jest taka łacha i tam się zwykle osadza... - tłumaczył.
- Tamten, ja go nie znam, zastraszył mnie, bo jak zdobędą miasto... i on mówił, że zdobędą bo mają w mieście górylisów... czy goryli i sów, a może gerylasów, nie pamiętam, nie róbcie mi krzywdy, proszę - błagał o litość.

Można była domyślić się, że informacje wysyłał dla ludzi Wernickiego, i że znają już skład i liczbę obrońców, znają sytuację w mieście, ale nie wiedzą o problemach z żywnością, planach obrony ani o zmianie dowódcy. Słowo "gerylasi" nie dawało spokoju Baronowi. Już je gdzieś kiedyś słyszał.


Meissen

Detlef szybko ogarnął system komunikacji udowadniając, że krasnoludy potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji i zajął się inną robotą. Na baszcie znalazł przeklinających Barona inżynierów, którzy do zmiany położenia balisty zabierali się jak pies do jeża:
- Mówię ci, to jebnie. Znaczy się, to jebnie, Panie Sierżancie - i chętnie przerwali tę czynność, by Glorm jeszcze raz mógł spisać czego potrzebuje: warsztat, najlepiej w budynku z grubymi ścianami i lekkim dachem, jak najwięcej prochu strzelniczego (albo węgla drzewnego, siarki i saletry potasowej), funt wosku pszczelego, puste w środku gliniane kule, tuby i tuleje, zestaw narzędzi alchemicznych, butlę dowolnego kwasu, jak najwięcej pyłu magnezowego albo aluminiowego, albo chociaż magnezytu, olej skalny i krasnoludzki spirytus.
W tym czasie nowo mianowany dowódca obrony patrzył z murów na obóz sił Wernickiego - praca wrzała, a machiny oblężnicze rosły w oczach. Może nie były najlepszej jakości i każdy khazadzki inżynier, który zrobiłby coś takiego ogoliłby większość łba a pozostały czub ufarbował na znak hańby, ale pragmatyczni ludzie wyszli widać z założenia, że to i tak tylko jednorazowe będzie, a połowa i tak się spali przed dotarciem pod mury i szli w ilość, a nie jakość.
Z plusów - obydwa punkty opieki medycznej w mieście były perfekcyjnie zorganizowane przez Waldemara i nie wymagały żadnych uzupełnień i zapasów, choć każdy medyk i tak marudziłby, że nie ma czegoś takiego jak nadmiar czystego płótna czy personelu.
A Starszy Barrudin przyjął Detlefa niemal bez zwłoki...
 
__________________
Ostatni
ProszÄ™ o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline