Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2018, 23:55   #171
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Smród był zaskakujący. Shavri zdumiał się, że jedna rzyć jest w stanie tyle go wyprodukować w tak krótkim czasie. Spodziewał się, że jak w górniczej sztolni jego pochodnia wywoła eksplozję, ale na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Stał dobrą chwilę na schodach, pomiędzy powiewami świeżego powietrza, a fetorem wyciągajacym się ku niemu niemal lepkimi wyziewami. Najgorsze jest zawsze kilka pierwszych chwil. Piwo wypite przed wizytą tu podeszło mu do gardła, musując w przełyku bąbelkami i żółcią. Udało mu się je jednak przełknąć, a po niemiłosiernie długiej chwili jego nos się w końcu przyzwyczaił.
- Wygodnie? Miło? Ciepło? - sarknął zamiast powitania. - Nie wiem, czy dociera tu do ciebie coś z góry, ale wieszają tam dwóch obwiesi i w zasadzie ciebie też mają w planie. Wiesz już, jak to wygląda, więc albo mówisz, albo nie - powiedział bez ogródek, podchodząc do celi.

Widok był… cóż. Nienajlepszy. Ale Shavriemu naraz przyszło do głowy, że doskonale oddaje jego odczucia. Był mocno wkurzony na kaca, na złodziei, maga, na to, że Jorisa gdzieś wcięło a grupa się “rozlazła na boki”, jeszcze raz na maga, na ten smród tutaj oraz na samego siebie. Po pierwsze dlatego, że tak wieloma rzeczami się przejmuje i czuje się za nie odpowiedzialny, choć rzeczywistość zdaje się sprzysięgła się przeciw niemu.

Dodatkowo był coraz bardziej wkurzony faktem, że sam się wmanewrował w zabawę z tym kultystą, chociaż nikt go o to nie prosił. Było mu więc absolutnie wszystko jedno, czy wyznawca Nocnej Śpiewaczki coś zaśpiewa w obliczu śmierci, jaka na niego czyha na szczycie schodów, czy poprzestanie na swoim śmierdzącym urąganiu. Do urągania Shavri był przyzwyczajony. Za to kończyła mu się cierpliwość na ten dzień. Owszem, oddał się Sune jako narzędzie jej woli, ale “i bogowie pozwalali, by liście spadały z drzew”, co w ustach jego dziadka zawsze oznaczało dopust bogów na wojny, głód i zarazę.

- Ale za co! - brudny i zarośnięty po wielu dniach w ciemnicy więzień zerwał się z pryczy, mrużąc oczy od światła pochodni. - No za co, się pytam?! To wyście nas naszli w zamku, pierwsi zaatakowali przecież! Nigdzie nie stało, że to wasze ruiny! Zabili, okradli, w niewolę wzięli i jeszcze wieszać chcesz?! Za co, no!? Za żywota chyba! - widać było, że przez trzy dni samotności młodziań dobrze przemyślał swoją sytuację. -A na Północy żadne bóstwo tępione nie jest, kogo bym nie wyznawał! Cyrica mogę, albo Myrkula, Bane’a nawet i nic wam do tego!! - wrzeszczał ochryple.
Shavri przeczekał wrzaski, chociaż też powieki zmrużył. Od wrzasków ból w głowie zaczynał pulsować.
- Nie rozśmieszaj mnie - powiedział cicho. Twarz miał kamienną. W świetle pochodni błyszczały w niej tylko oczy, zmęczone i poważne. Po chwili podjął na nowo: - Zamek niczyj, a jednak nie przypominam sobie, żebyśmy to my strzelali do was z zamkowych murów… Religia religią, ale zwąchaliście się z bestią, która siała zniszczenie i zabija gdzie i kiedy chciała, stanowiła zagrożenie dla całych wsi i miast, a na dokładkę kradła cudze kosztowności. Widać burmistrz uznał, że cię obwiesi na wszelki wypadek. Mogliście przecież robić jeszcze gorsze potworności… Albo i nie - Traffo przewrócił oczami. Nadal stał nieruchomo jak posąg jakiegoś mrocznego strażnika sprawiedliwości. - Nie wiemy tego, bo nie chciałeś mi nic powiedzieć. Człowiek, który cię pojmał, ma teraz ważniejsze sprawy na głowie niż twoja skóra. Więc albo powiesz mnie to, co wiesz, albo zacznij się modlić do Nocnej Śpiewaczki. Na pewno ucieszy ją sługa tak wierny, że aż męczennik za jej sprawę. - zakończył zupełnie spokojnie.
- Jakie wsie, jakie skarby?! Z osłem żeś się na łby pozamieniał? Żeście się do zamku jak zbóje zakradali, to żeśmy jak do zbójów strzelali. Chcecie mnie sądzić to do Neverwinter wieźcie, bo stamtąd pochodzę i byle wsiowemu chmyzowi tłumaczyć się nie będę!
Shavri spokojnie pokręcił głową.
- Absolutnie nie musisz. Żegnaj
- stwierdził krótko, odwrócił się i ruszył do wyjścia. Płomień na niesionej przez niego pochodni zafurkotał cicho.
- Heeej! Ale jak to tak! Ja nic nie zrobiłem! Złodzieje! Bandyci! Mordercy! Heeeej! - poniosło się za nim.
 
Drahini jest offline