Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2018, 14:54   #119
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Dotarli do dużego pokoju, na drugim piętrze. Z pięknym łożem z kolumienkami i baldachimem, wygodnym fotelem, dużą szafą i… kajdanami wbudowanymi w ramę łóżka, obszytymi skórą i futerkiem… ale jednak kajdanami. Carmen mogła łatwo się domyślić, jakie to zabawki ukryte są w szafie. I na samą tą myśl zakręciło jej się w głowie. Czy faktycznie była gotowa na coś takiego. Przymknęła na moment oczy, jak przed skokiem, by zebrać w sobie odwagę.

- Spocznij na fotelu mój… nasz panie. - mruknęła Chryz po czym dała klapsa w pośladek, który dotąd pieściła.- A ty Victorio na łóżku, zaraz do ciebie dołączę.
Dziewczyna raz jeszcze spojrzała badawczo na Orłowa, po czym spełniła polecenie i usiadła na brzegu łóżka w pozie nie wyuzdanej kochanki, a grzecznej pensjonarki ze złączonymi nogami.
Tymczasem Chryz zamknęła drzwi i odsłoniła ukryty w ścianie pulpit obok nich. Jednym przyciskiem wyłączyła światło, a drugim zapaliła ozdobne świeczniki.
- Lubicie muzykę? - zapytała, a potem nie czekając na odpowiedź przekręciła nieduże pokrętło.
Przyciemnioną nieco pomieszczenie zalały dźwięki, nieobyczajnej czarnej muzyki z barów Nowej Anglii.
- Tak lepiej.- podeszła do Carmen mijając siedzącego w fotelu Rosjanina, który dzikim spojrzeniem drapieżnika wodził od jednej do drugiej kobiety.
Azjatka postawiła stopę obutą w sandałek na obcasie na złączonych nogach Carmen i podciągnęła sukienkę odsłaniając zgrabną nogę, aż do połowy uda.
- Bądź tak dobra kochanie i rozepnij mi wiązania bucika.- wymruczała uśmiechając się przyjaźnie do zestresowanej Brytyjki.
- Nie martw się… zaczniemy łagodnie.
Carmen jednak spojrzała na nią butnie i wskazała dłonią Orłowa.
- To jego słucham, a nie ciebie. Chcesz zdjąć buta, to sobie go zdejmij. - warknęła, nie bardzo wiedząc skąd w niej nagle taka agresywność się pojawiła. Chyba jednak nie lubiła, gdy decydowało się za nią, bez zmuszania jej do posłuszeństwa.
Chryz była zaskoczona, a także i sam Rosjanin był zdziwiony. Niemniej kurtyzana uśmiechnęła się i zerknęła w kierunku Jana Wasilijewicza. Ten zaś… nie odpowiedział, zapewne zaciekawiony jak ta sytuacja się rozwinie.
- No no… pokazałaś pazurki. - oceniła Azjatka i usiadła okrakiem na nogach Carmen. - Lubisz być ujarzmiana, co?
Pochwyciła za pukle włosów Brytyjki i szarpnięciem oddchyliła głowę do tyłu kąsając szyję wraz z czułym pocałunkiem. Carmen nie była typem ofiary, toteż teraz potraktowała to jako wyzwanie i... wykorzystując siłę mięśni zrzuciła z siebie Chryz, by to na niej spróbować usiąść.
Co jej się łatwo udało. Azjatka wszak nie była Huai czy nawet Yue. Carmen bez problemu powaliła ją na łóżko i okiełznała siadając na zaskoczonej Chryz. Ta jednak nadal walczyła… na swój sposób. Jej dłonie wślizgnęła się pod sukienkę i wodziły drapieżnie po nagiej skórze ud i bioder akrobatki. Ta spojrzała na nią wściekle, ale i z pożądaniem. Poczuła żal, że to nie Huai, z którą faktycznie mogłaby się pobić i zostać zdominowaną, a nie tylko taką udawać.
- Co mam jej zrobić? - zapytała, zerkając na Orłowa - A może powinnam się poddać?
- Masz mnie rozpalić kochając się z nią…- przypomniał jej “Pierre”.- Masz wzbudzić we mnie pożądanie, sprowokować do przyłączenia się do was. Jak to zrobisz Victorio… zostawiam twojej inicjatywie. - szeptał cicho mężczyzna przyglądając się obu kobietom. Chryz się nie odzywała, ale bynajmniej bierna nie była. Gdy jedna dłoń wodziła po udzie Brytyjki, druga sięgnęła między rozchylone uda agentki i prowokująco wodziła po kwiatuszku kobiecości i wrażliwym punkciku znajdującym się nad nim.
- Zdejmij sukienkę…- zasugerowała w końcu.- W końcu chcesz by patrzył.
Carmen przyjrzała się jej jeszcze wojowniczo, widząc jednak, że nie sprowokuje kurtyzany, zeszła z niej i zaczęła powoli zdejmować z siebie sukienkę. Wkrótce miała na sobie już tylko pończochy i podwiązki, bo słuchając rady kochanka, nie założyła na tę wycieczkę bielizny.
- Twoja kolej. - uśmiechnęła się zmysłowo do Chryz.
Ta wstała i powoli zaczęła kręcić biodrami zmysłowo… pokaz zarówno dla Carmen jak i dla mężczyzny. Niemniej wzrok Chryz skupiał się na Brytyjce właśnie. Gorejące spojrzenie mówiące jej, że Azjatka właśnie jej pragnie.
Powoli, guzik po guziczku, rozpinała gorset swej sukienki, a potem rozchyliła go i pozwoliła jej zsuwać się swego ciało, niczym wylince z węża. Była szczupła i nie mogła się pochwalić tak pełnymi piersiami jak Brytyjka. Za to urocze majteczki miała w czerwoną koronkę i pończoszki na podwiązkach. Postawiła stopę w sandałku na piersi Brytyjki i popchnęła ją do pozycji leżącej. Ta na moment zaparła się, stawiając opór, lecz przypominając sobie polecenie Jana Wasilijewicza, uległa i położyła się.
- Nie jesteś taka posłuszna… jaka byłaś na dole. - zamruczała jej do ucha Chryz po wdrapaniu się na łóżko. Jej usta zaczęły pieścić szyję i obojczyk, a dłoń sięgnęł między uda, do bramy kochanki i palce niczym wytrychy próbowały otworzy jej zmysły na przyjemność.
- On… patrzy… widzi co ci robię… twoje nagie ciało ogląda i robi się… twardy.- mruczała Chryz komentując sytuację, by w ten sposób wprawić Brytyjkę w odpowiedni nastrój.
- A ty? Jesteś tylko aktorką? - zapytała cicho Carmen, pozwalając jej się pieścić, lecz po prawdzie z dawnej uległości niewiele pozostało - Pokaż mi jaka tam jesteś, jeśli to nie tylko przedstawienie... - zażyczyła sobie.
- To trochę przedstawienie… trochę nie. Lubię to co robię, jeśli mam z kim… tak ładnym jak wy. - pocałowała czubek piersi dziewczyny lekko go kąsając.
- Jesteś silna… z pewnością nie tylko tańcowałaś na balach. Jeśli mam pokazać trochę siebie, to… musisz mi obiecać uległość. Odrobinę uległości. - wymruczała.
Brytyjka zmrużyła oczy.
- Niech będzie... czego więc pragniesz?
- Pobawić się tobą…- zamruczała i wstała podchodząc do szafy, powoli otworzyła ją i rozejrzała się po znajdujących się tam przedmiotach wybierając berło miłości o czarnej barwie i długości.. przypominając ów ambasadorski maszt.
- Usiądź na łóżku, ale zwracając się twarzą do swego pana. Nie chcemy o nim zapomnieć… chcemy patrzeć jak płonie na nasz widok, prawda?- wymruczała sugestywnie kobieta, a berło… zadrżało jej w dłoniach, gdy przestawiła dźwignię u jego podstawy.
Na sam widok agentka jęknęła.
- Chyba nie planujesz tym... - umilkła, przypominając sobie swoje zobowiązanie. Posłusznie położyła się na łóżku tak, jak kazała jej Chryz i przestraszonym wzrokiem spojrzała na Orłowa.
Ten nie odpowiedział nic przyglądając się kochance rozpalonym spojrzeniem. W końcu dał jej wolną rękę.
- Tym planuję. Nie martw się. Będziesz miała okazję do zemsty.- Azjatka klęknęła za siedzącą Brytyjką. Jedną dłonią sięgnęła do jej piersi powoli masując krągły skarb, drugą użyła niżej. Twardy drżący przedmiot powoli zanurzał się w delikatnym zakątku akrobatki, wypełniając całej jej ciało drżeniem.
- A wiesz… że umiem grać na wiolonczeli? Uczyłam się w domu rodzinnym.- rzekła łobuzerskim tonem Chryz poruszając powoli i stanowczo owym obiektem w intymnym zakątku Brytyjki. Jakby jej ciało było instrumentem kurtyzany.
Choć jej ruchy były delikatne i płynne, Carmen wciąż leżała napięta jak struna, czym do metafory instrumentu muzycznego pasowała.
- Nie masz czegoś... bardziej ludzkiego? - zapytała, choć po prawdzie dotychczasowe doznania były przyjemne.
- Znalazłoby się coś… ale ten… jest bardziej zabawny. - Chryz mruknęła do ucha swej “ofiary” pieszcząc jej ciało powoli i z finezją. Kciukiem masując twardy już sutek piersi, lizała powoli i leniwie szyję Carmen oraz co najważniejsze… sięgała coraz głębiej twardą zabawką, z każdym swym powolnym ruchem dłoni sprawiając, że arystokratka czuła intruza… bardziej.
- Poza tym… coś ludzkiego siedzi na fotelu. Ciekawe kiedy nie wytrzyma i się skusi.- szepnęła do uch zniewolonej kobiety, zwracając jej uwagę na kochanka i jego rozpalone pożądaniem spojrzenie wędrujące po jej prężącym się pod wpływem doznań ciele.
To zadziałało na Carmen. Przymknęła z przyjemności oczy i zaczęła mruczeć. Nie walczyła już, po prostu poddała się rozkoszy. Palcami jednej ręki wczepiła się przy tym w prześcieradło, podczas gdy drugą dłonią dotykała ciała Chryz.
- Patrzy na ciebie… nie odrywa wzroku.- szeptała Azjatka prężąc swe ciało i ocierając się o dłoń Brytyjki, niczym kotka pod pieszczotą swej pani. Językiem wodziła po szyi swej “ofiary” powoli i leniwie sącząc głosem fantazje do jej ucha.
- Marzy o tobie… zazdrości mi, że moja dłoń masuje twój jędrny biust. Tak przyjemny…- szeptała ściskając pierś Carmen i poruszając zabawką. Ta wypełniała zmysły arystokratki silnymi doznaniami, wystawiając ciało kobiety na próbę… jak maszt sir Joshuy. Ruch dłoni kobiety był jednak subtelny i powolny… delikatny w porównaniu z tą dziką jazdą bez trzymanki w ambasadzie.
Brytyjka odchyliła głowę, aby zobaczyć Orłowa.
- To jego wybór... widać nie chce mnie tak mocno... - sama prowokowała teraz kochanka prężąc się pod dotykiem kurtyzany i sycząc, gdy ta wsuwała do jej wnętrza zabawkę.
- Widać nie umie docenić…- zachichotała prowokująco Chryz delektując się miękkością pochwyconej dłonią krągłości i powoli napierając dłonią na zabawkę, którą szturmowała bramy Brytyjki.
A Orłow… uległ prowokacji. Niecierpliwość był jego słabą stroną. A może sama Carmen nią była? Podszedł do figlujących ze sobą kobiet i odpędził dłoń Chryz od rękojeści wibrującej w ciele arystokratki zabawki. Ujął ją dłonią i przejął kontrolę. Szturmy stały się silniejsze i głębsze. Jan Wasilijewicz w przeciwieństwie do Azjatki, nie był delikatny. Usta mężczyzny przylgnęły do drugiej piersi, liżąc i kąsając skórę. Aż w końcu ssając chciwie jej twardy szczyt.
Odpędzona dłoń Chryz zajęła się wrażliwym punkcikiem i stanowczym ruchem palca pieściła go, masując okrężnymi ruchami. Swoimi słowami Carmen została opleciona dwojgiem kochanków stając się ich zabawką i władczynią zarazem. Bo oboje oddawali jej hołd.
- Ża...żartowałam... - jęknęła Carmen, z trudem łapiąc teraz powietrze. Wczepiła się palcami w prześcieradło, jakby w ten sposób mogła się ocalić. Dla niej jednak nie było ratunku doszła głośno i gwałtownie.
Zdawała sobie sprawę z ich spojrzeń, gdy ekstaza wstrząsnęła jej ciałem. Uśmiechnięte, zadowolone i pełne pożądania. Delektowali się jej drżeniem, smakowali ten widok.
Było to wszak ich dziełem.
- Teraz za żarty swe zapłacisz Victorio.- Pierre zaczął uwalniać swą męskość z oków spodni, podczas gdy Chryz usunęła zabawkę spomiędzy ud oddychającej ciężko Brytyjki.
- Chcesz mojej pomocy przy tym, czy wolisz mieć jego dumę tylko dla siebie?- zapytała cicho sącząc te słowa prosto do ucha.
- Co? - Brytyjka była jeszcze półprzytomna - Nie wiem... - szepnęła i spojrzała w oczy kochanka.
- Nie... - jęknęła, widząc szaleństwo w jego źrenicach.
Chryz więc przesunęła się ku prawej stronie kochanka Carmen i zaczęła leniwymi muśnięciami języka pieścić jego odsłoniętą męskość. Jej dłoń wodziła po udzie mężczyzna i i drapała jego pośladek. Lewą stronę mężczyzny zostawiając arystokratce do zabawy. Brytyjka jednak nie dotykała go. Leżała przed nim wsparta na łokciach, spoglądając mu w oczy z udawaną pokorą. A może nie taką udawaną? Ten żar, który od niego bił zniewalał ją i tylko widok innej kobiety, pieszczącej Rosjanina ją rozpraszał. Było w tym coś brudnego, zakazanego i... podniecającego zarazam. Carmen powoli rozchyliła nogi, jakby tym pragnąc go skusić, by zrezygnował z pieszczot oralnych Chryz.
Mężczyzna pochwycił lekko głowę Chryz dociskając jej usta do swej męskości.
- Masz mnie tylko bardziej pobudzić, ale nie wolno ci nic więcej.- zażądał od Azjatki. - W nagrodę… usta Victorii będą do twojej dyspozycji. Ja zaś… - tu jego spojrzenie spoczęło na muszelce Brytyjki kuszącej błyszczącymi kropelkami wilgoci niczym perełkami. Jego wzrok mówił Carmen wszystko… że ją posiądzie, brutalnie i bezlitośnie, jak tylko pozbędzie się całego ubrania. Spodnie już opadły na podłogę wraz z bielizną. Orłow pozbywał się teraz marynarki, kamizelki, koszuli… nie odrywając wzroku od Brytyjki, mimo że jego dumę wielbiły usta innej kobiety.
To oczekiwanie było nieznośne, a na dodatek widok kurtyzany, która z wyraźną lubością pieściła jej kochanka. Arystokratka poczuła jak temperament w niej zaczyna wrzeć. Wykorzystując gibkość swojego ciała, uniosła w górę nogę, by jeszcze bardziej odsłonić swój kwiat kobiecości, a jakby tego było mało, rozchyliła palcami delikatnie jego płatki, by Rosjanin mógł go sobie obejrzeć.
- Czekam zatem... mój panie. - szepnęła zmysłowo.
- Odsuń się.- rzekl do Azjatki, co ta posłusznie uczyniła i zerknęła na wygibasy akrobatki z nutką rozbawienia i pożądania rysującą się w jej uśmiechu. Orłow… nie śmiał się. Pochwycił za nogi kochanki, pociągnął ją do siebie po pościeli łóżka i założył jej nóżki na swe ramiona.
Posiadł ją tak jak obiecywało jego spojrzenie. Carmen poczuła ten gwałtowny podbój… tę przeszywającą obecność kochanka pozbawioną czułości i delikatności. Teraz była wszak niewolnicą dzikiego drapieżnika. A jej ciało… ofiarą na ułaskawienie jego wściekłości. Kolejne bezlitosne pchnięcia wprawiały jej ciało w ruch, a piersi w gwałtowne falowanie.
Krzyknęła boleśnie, choć jej pace wczepiły się w jego ramiona zarazem, prosząc o więcej. Była uzależniona od tej gwałtowności. I choć Rosjanin brał jej ciało w brutalny, pozbawiony czułości sposób, wiedziała, że tym sposobem okazuje jej pasję - pasję, do której tylko ona go doprowadzała.
- Taaak... dziękuję... panie... - wyjęczała lubieżnie.
Kochali się tak całkowicie zapominając o Chryz. Mężczyzna nachylił się bardziej ku Carmen napierając ciężarem swego ciała, na kochankę i sprawiając tym samym że czuła go głębiej i mocniej. Nie była to szczególnie wygodna dla akrobatki pozycja miłosna, ale wygoda… nie miała tu znaczenia. Nic nie miało poza dzikością kochanka i świadomością kim on jest. Teraz to Carmen była niewolnicą w pełni… niewolnicą własnych żądz, niewolnicą miłości do Orłowa i niewolnicą własnych pragnień. Teraz liczyły się ruchy bioder mężczyzny i przeszywająca ją obecność kochanka w sobie. Teraz liczyło się to, że jej ciało ulegle poddawało się swemu panu, aż do kolejnych krzyków rozkoszy. I świadomości że przyniosła spełnienie swemu władcy. Że jej ciało go zadowoliło, czego ślady czuła w sobie. Odchyliła w tyłu głowę, zupełnie zatracając się w tej chwili, a kiedy fala ekstazy nieco opadła, zamruczała jak zadowolony kociak. Sennym wzrokiem spojrzała na Azjatkę, przypominając sobie o niej.
Ta siedziała obok przyglądając się im z czułym uśmiechem. Jej palce wodziły po własnej kobiecości, również błyszczącej w blasku świec.
- Czuję się taka niepotrzebna tutaj. - pożaliła się żartobliwie, podczas gdy Orłow zrzucił z ramion nogi Carmen i rozchylił je władczo. Mając tak obnażony intymny zakątek kochanki, zaczął go lizać i pieścić muśnięciami ust.
- Miałaś zadanie… zająć wargi Victorii swoim kwiatuszkiem. - przypomniał gniewnie.
Brytyjka syknęła, czując jego język na rozpalonej skórze. Po chwili jednak uniosła dłoń i gestem przywołała Chryz.
- Postaram się zadośćuczynić to zaniedbanie... - szepnęła, oplatając jednocześnie nogami plecy kochanka, jakby to on wpadł w jej sidła.
- Dobrze... - Chryz przybliżyła się i okrakiem uklękła nad głową Brytyjki. Jej kwiat ocierał się o jej usta i twarz zachęcająco. A że kurtyzana nie lubiła być samolubna, to Carmen poczęła jak jej zwinne dłonie zaciskają ją się na jej piersiach wbijając w nie paznokcie, pieszcząc je i miętosząc brutalnie. Chryz pojęła jak ostre lubi figle arystokratka i najwyraźniej nie zamierzała hamować swej drapieżności względem jej ciała.
Nawet dla doświadczonej agentki to była karuzela zmysłów. Wpiła się językiem w słodką brzoskwinkę kochanki tak, jak Orłow pieścił jej ciało. Smagała ją językiem, ssała pożądliwie, przygryzając lekko za każdym razem, gdy Chryz obdarzała ją mocniejszymi pieszczotami. Przy tym dziewczyna czuła jak znów zatraca się, odpływa w szaleństwie doznań.
Była znów więźniem, znów ofiarą… łakomy język kochanka łagodził otarcia wywołane zabawką i jego własną brutalnością. Palce Chryz wczepione w piersi Carmen i ciche szepty Azjatki w jej rodzimym języku, przywoływały wspomnienie Huai. Może i kurtyzana nie była bladolicą kochanką Carmen… ale w tej chwili jej pieszczoty były brutalne i władcze… a mając twarz zasłoniętą spragnioną pieszczot kobiecością kochanki Brytyjce łatwo było zapomnieć się w tej iluzji. Tym bardziej, że oboje doprowadzali ją do kolejnej eksplozji zmysłów. Choć ona tu była niewolnicą, to czuła się w tej chwili jak władczyni.
Gdy spazm rozkoszy targnął jej ciałem, wygięła się w łuk, dociskając ustami do łona kochanki, prawie zapominając o oddychaniu i całym świecie.
A kolejna godzina nie pozwalała wyrwać się z tej rozkosznej iluzji świata zredukowanego do tej sypialni, podczas której była zabawką swego kochanka i wielbioną władczynią zarazem.


Carmen obudziła się z obróżką nadal na szyi. Naga… i rozleniwiona. Bo zabawy nie skończyły się wraz z powrotem do hotelu. Orłow wszak chciał w pełni wykorzystać sytuację, sprawdzając wytrzymałość każdego meble od drzwi wejściowych do łóżka.
Carmen obudziła się z obróżką obok kochanka, który spał jeszcze. Wiedziała, że powinna ją zdjąć zanim Jan Wasilijewicz się obudzi. Bo w innym przypadku on wykorzysta ten fakt, a choć arystokratka mogła nie mieć nic przeciwko temu, to wszak miała dużo do zrobienia tego dnia.
Póki co jednak była zdolna tylko do tego, by odpiąć obrożę i położyć ją na stoliku nocnym. Z trudem uniosła też głowę, by spojrzeć na zegar i ocenić ile czasu zostało jej do umówionego śniadania z Dianą.
Zegar wskazywał pół godziny. Nie za dużo. Nie za mało.
Nie było jednak czasu na słodkie lenistwo. Carmen z trudem, powoli, zsunęła się z łóżka, starając się nie obudzić bestii, która spała obok. Udało się to jej… wydawało się, że wczorajsza noc była dla niego równie wyczerpująca jak dla niej. Tyle że on nie musiał wstać tak wcześnie jak ona. Westchnęła ciężko, po czym zgarnęła parę rzeczy i uciekła z nimi do łazienki by się ogarnąć. Tym razem postawiła na dopasowany, kobiecy garnitur, chcąc sprawdzić, czy Diana przypadkiem nie ma słabości do takiego rodzaju ubioru.
Gdy kończyła przygotowania, posłyszała odgłosy dochodzące z sypialni. Orłow się przebudził i pewnie wstawał. W sam raz, by dać jej buzi na pożegnanie. Jak na lokaja… mężczyzna nie sprawdzał się za dobrze. Cóż… przynajmniej w łóżku nadrabiał za niedociągnięcia w sprzątaniu pokoi i sypialni.
Carmen narzuciłą marynarkę i wyszła do niego.
- Idę się spotkać z Dianą i Andreą, śpiochu. - Powiedziała, wchodząc do sypialni, by jeszcze raz spojrzeć na kochanka.
- Nie wiem jak Diana… ale Andrea…- mężczyzna spojrzał łakomie na kochankę. - Może cię porwać na chwilę.
- Może, dlatego postaraj się dzisiaj zrobić coś produktywnego... a nie tylko wyglądać. - Powiedziała, z uśmiechem przyglądając się jego nagiemu ciału. - Jak ci się podobało wczoraj? - zapytała nieco ciszej.
- Zaplanowałem tą zabawę, więc oczywiście że mi się podobało. - mężczyzna ruszył w kierunku kochanki, powoli… tak że mogła go zobaczyć w całej nagiej okazałości i… stwierdzić że budzi jego rosnący apetyt, nawet teraz… ubrana i po nocy pełnej intensywnych igraszek.
- Lepiej ty mi powiedz, czy tobie się podobało. - rzekł kładąc dłonie na jej piersiach pod pozorem poprawiania garnituru. Carmen odruchowo wstrzymała powietrze. Dopiero po chwili je wypuściła, patrząc Janowi Wasilijewiczowi w oczy.
- Podobało. Musiałam się wkręcić, bo kobieca miękkość chyba nie jest w moim stylu, ale... Chryz była zdolna. No i to jak się tobą zajmowała... byłam zazdrosna, ale w taki inny sposób... bardziej chciałam jej pokazać, że jesteś mój niż cię zabrać. - Wyznała nieco zawstydzona.
- W takim razie… przy następnej okazji, może ty zaplanujesz nam wieczór? Tak jak będziesz miała ochotę. Możemy być sami, możemy w towarzystwie. Co tylko… zapragniesz.- mruczał nachylając się ku niej i wodząc ustami po jej szyi. I kłując ją kilkudniowym zarostem. Orłow bowiem nie lubił być goły na twarzy. I tylko zmuszony zadaniem stojącym przed nim całkowicie usuwał zarost.
Zamruczała, ale po chwili cofnęła się, by nie pozwolić rozwinąć się pieszczotom.
- Pomyślę, choć ja nie znam takich miejsc... - Powiedziała, kierując się do drzwi.
- Nie mówię o miejscach… choć przypuszczam że Andrea mogłaby ci dać parę sugestii.- rzekł na pożegnanie.
Przewróciła tylko oczami w ramach odpowiedzi i posłała mu buziaka na odległość. Potem wyszła, kierując się do pokoju Diany.
- Już idę. Chwileczkę.- usłyszała w odpowiedzi. Diana otwarła ubrana czarno, ale bynajmniej nie skromnie, szczególnie dekolt przyciągał uwagę. Głowę Diany zdobił nieduży czarny kapelusik ozdobiony czarny bażancim piórem. Spojrzała zaskoczonym spojrzeniem na Carmen, przez chwilę wodziła wzrokiem.
- No tak… Andrea.- uśmiechnęła się kuszona do spoglądania na zapięcia marynarki, bo te były bramami broniącymi krągłości Brytyjki okryte czarną koronką przed wzrokiem skruszonych nimi osób.
- No wiesz... a może to dla ciebie? - Carmen udała oburzenie, po czym roześmiała się, jakby w ogóle nie brała pod uwagę, że kuszenie Diany mogłoby jej się udać. - Dobra, dobra, wiem, że to na nic. Idziemy?
- Na nic. Na nic.- potwierdziła szybko Diana, jakby chciała natychmiast zamknąć ten temat. Podała ramię Brytyjce.- Chodźmy.
Do windy czy na schody? Schody kusiły. Nie tylko dlatego że nie wywoływały lęku, ale też pozwalały na dłuższą rozmowę. Ale może jednak winda? Gdzie mogłaby wytłumaczyć tulenie się do Diany lękiem wysokości? O ile samotnie Carmen nie miałaby dla siebie litości, walcząc ze strachem, o tyle teraz nie chciała robić złego wrażenia.
- Może zejdziemy schodami? Muszę się trochę poruszać, wciąż jestem zaspana. - Wyznała. - Chyba, że to problem, to mogę sama iść i spotkamy się na dole. - Dodała niezależnym tonem.
- Możemy przejść po schodach.- zgodziła się z uśmiechem panna Staerke i ruszyły w ich kierunku. - Warto mieć tak wymagającego służącego? Może lepiej pomyśleć nad mniej wymagającym… dodatkiem do nocnego relaksu.
Carmen spojrzała na nią pytająco.
- Wymagającego? - zdziwiła się, po czym zawstydzona dodała pytanie - Było nas słychać? Wybacz... jakoś tak wczoraj... byłam nabuzowana. Aj, głupio mi teraz. - przyłożyła dłonie do policzków.
- Wróciliście późno… i słychać było twoje jęki i krzyki na korytarzu.- przypomniała jej Diana, tę chwilę namiętności, gdy oddawała się Orłowi na środku hotelowego korytarza nie dbając o to czy ktoś ich przyłapie. Hilda nawet nie próbowała ich powstrzymywać uznając, że im szybciej skończą tym lepiej.
Dziewczyna odwróciła wzrok.
- Przepraszam... - w sumie nie musiała udawać zmieszania. Faktem było, że w tamtej chwili nie myślała o Dianie.
- Nie mnie powinnaś przepraszać. Mnie tam nie przeszkadza… - Diana uśmiechnęła się ciepło i wzruszyła ramionami. - Jestem dużą dziewczynką i nie dziewicą. Miałam swoje przygody.
- To dobrze... - Carmen jednak wciąż szła z pochyloną głową, odgrywając zamyśloną scenkę i podchodząc kobietę - Wiesz, bo tak podkreślałaś, że ani ja, ani Jan cię nie interesujemy, że myślałam, iż coś jest na rzeczy... No ale tak, strasznie widać jestem zarozumiała nie myśląc, że po prostu mogę nie być w twoim typie…
- Jesteś bardzo piękną kobietą. - rzekła nieco zmysłowym tonem Diana zerkając na dekolt kuszący skarbami ukrytymi pod koronką.
- Ale ja tu nie jestem dla romansów. I nie ma znaczenia, czy jesteś w moim typie, czy nie. - dodała pospiesznie i dość niejednoznacznie. - Bo nie zamierzam wpuścić cię do mojego łóżka.
Carmen spojrzała na nią i westchnęła.
- Zatem... znów korytarz. - powiedziała, po czym roześmiała się perliście z własnego żartu.
- Nie możesz aż tak znowu narzekać. To nie twoje łóżko jest zimne w nocy.- zażartowała w odpowiedzi Diana i znów jej wzrok na chwilę umknął na dekolt Brytyjki. Na moment jedynie, który jednak Carmen zauważyła i dawało to jej nadzieje na sukces.
- Oj... przepraszam. - Odparła, karnie, ale gdy schodziły już ze schodów, zapytała - Z Andreą... też nie spałaś?
Rumieńce pojawiły się na obliczu Diany. Oddech jej przyspieszył, co z kolei sprawiło że wzrok Carmen został przykuty do piersi kobiety. Jednego z atutów jej urody.
- Miałam przelotny intensywny romans z nią. Andrea… wiesz jaka jest. - rzekła siląc się na obojętny ton. - Te relacje to jednak śpiewka przeszłości.
- Rozumiem. - Powiedziała Carmen i wielkodusznie nie drążyła tematu.

Udały się do hotelowej restauracji. Tam Diana zamówiła im steki po wiedeńsku i zaczęła nabijać fajkę.
- Z wyprawą na Czarny Ląd wiążą się różne kłopoty. Tamtejsze plemiona są nie tylko dzikie, ale niekiedy… tak dalekie od człowieczeństwa jak to tylko możliwe. Ciężko wynająć na miejscu tragarzy i mieć pewność że nie uciekną przy pierwszej okazji. Lojalność nie jest cechą tamtejszych plemion. No i różne zagrożenia… jak choćby owe lwy o których ci mówiłam. - zaczęła mówić, zakładając nogę na nogę.
- Musimy też założyć pojawienie się mumii. - odpowiedziała Carmen, przyjmując raczej neutralną postawę i zajadając śniadanie. - Z mojego doświadczenia wynika, że w starciu z nimi skuteczny jest ogień, jednak... słucham twoich propozycji jak to ogarnąć.
- Ogień oznacza dodatkowy ciężar. Paliwo i miotacze ognia. Może nawet przydałaby się parowe zbroje wspomagane lub parowe zbroje bojowe. Te są oczywiście nie zdobycia, ze względu na prawo międzynarodowe…- zadumała się Diana. I miała rację. O ile pancerze wspomagane trafiały czasem do rąk poszczególnych bogatych arystokratów lub międzynarodowych firm, o tyle zbroje bojowe były uznawane za broń strategiczną i przez to, niedostępną dla cywili. Przynajmniej nie legalnie. I Diana pewnie miała tego świadomość, gdy spytała.
- Siedziałaś kiedyś w takiej?
Carmen spojrzała na nią zdziwiona, a w kąciku jej ust zaczaił się kawałek pieczywa.
- Nie... skąd? Takie cuda są mi obce. - powiedziała, częściowo kłamiąc, bo choć faktycznie nie sterowała takim pancerzem, to miała okazję widzieć je w akcji.
- Szkoda.. to bardzo podniecające, trzymać w dłoni klucz do takiej potęgi i jednym ruchem dłoni zmuszać innych do jęków. - rzekła w odpowiedzi uśmiechając się dwuznacznie.- Jesteś pewna, że nie miałaś takich doświadczeń?
- Pytasz o zmuszanie do jęków? - parsknęła Carmen, po czym dodała nie czekając na odpowiedź - Lubię stawiać opór, choć zwykle to ja jestem ciemiężona…
- Hmm…- zamyślona Diana zerknęła znów na dekolt arystokratki. Jej wzrok świadczył o tym, że jej myśli nie były za bardzo przyzwoite.
- Wracając do wyprawy. Kolejnym problemem, po tragarzach, uzbrojeniu będą przewodnicy. Na tych niespecjalnie możemy liczyć na obszarze Czarnego Lądu. A ciężko nawigować według gwiazd, gdy te całkowicie są ukryte przez baldachim z koron drzew. Nie wspominając o tym, że nie mamy map tamtych terenów.- westchnęła Diana wracając do przyziemnych spraw związanych z wyprawą.
- Cóż, będziemy mieć mój statek. Skylord nie dotrze wszędzie, ale może być też naszym znakiem na niebie, gdy zejdziemy na ląd.
- Intrygujące. Opowiedz jaki to sterowiec, ten Skylord?- zapytała Diana wyraźnie zaciekawiona słowami agentki.
- To prototyp... najlepiej będzie jak sama go zobaczysz. Musimy jednak obchodzić się z nim delikatnie, należy do mojej... przyjaciółki. - Powiedziała Carmen i pomyślała o Królowej Brytyjskiej.
- Umiesz nawiązywać przydatne przyjaźnie. - mruknęła wesoło Diana splatając dłonie, tak by oprzeć je na podbródku. - Andrea też bywa przyjacielska. Nie przejmuj się jednak moją obecnością podczas tego spotkania. Nie jestem zazdrosna o nią.
Carmen przyjrzała jej się.
- Wiesz, ja... szanuję twoje podejście i nie zamierzam, no wiesz... naprzykrzać ci się, choć też uważam, ze jesteś bardzo piękna, ale... co jeśli Andrea... no... będzie chciała trójkąta? - zapytała, udając skrępowanie.
- To możliwe. - zamyśliła się Diana rumieniąc się i odwracając wzrok. - I to będzie problem dla mnie. Ciężko mi jej czegokolwiek odmówić.
- Trochę jej zazdroszczę tego magnetyzmu. - Rzekła Carmen skromnie, po czym niespiesznie podniosła się i przeciągnęła. - Musimy się chyba zbierać. Może... Andrea też miała ciekawą noc i jakoś nam się upiecze. - Dodała.
- Nam może… ale tobie… wątpię by się upiekło.- odparła z uśmiechem na twarzy Diana wędrując spojrzeniem po agentce.- Ty po prostu kusisz do spróbowania twoich… usteczek, tak… ust.
Brytyjka roześmiała się.
- Daj spokój. Dobrze wiem, że moim atutem nie jest uroda, a wygimnastykowane ciało i to, co potrafię zrobić dzięki swojej giętkości... - dodała, udając nieświadomą tego, że właśnie kusi kobietę. - Idziemy?
- Idziemy.- wstała ocierając usta chusteczką po posiłku. I zapytała z pozorną obojętnością.
- A co takiego potrafisz dzięki swojej giętkości?
- A co byś chciała? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Carmen, uśmiechając się przy tym z rozbawieniem.
- Jaaa?! Nic. Nic.- odparła szybko i pospiesznie Diana. Zbyt nerwowo, by wierzyć jej słowom. Carmen postanowiła więc zostawić ją z tym uczuciem niedosytu i skierowała się ku wyjściu.


Nieco później razem wsiadły razem do taksówki i ruszyły na spotkanie z Andreą. Corsac wybrała oczywiście najdroższą restaurację w ekskluzywnej dzielnicy Zurychu. Kobieta z pewnością dobrała strój pod tą rozmowę. I sądzac po sukni, spodziewała się kameralnych pogaduszek. Tym bardziej więc zdziwiona była i zaskoczona pojawianiem się także Diany na owym posiłku.
- Sama kazałaś mi ją o wszystkim informować. - Powiedziała rozbawiona jej miną Carmen i podeszła, by przytulić kobietę.
- Tak. Ale nie spodziewałam się…- machnęła ręką z rezygnacją i dodała.
- Siadajcie, zamawiajcie. Ja stawiam.- potem spojrzała na Carmen dodając.- Wyglądasz zjawiskowo i drapieżnie zarazem.
- Zdarza mi się. - Brytyjka posłała jej szelmowski uśmiech - Uznałam, że lepiej będzie, gdy Diana powiadomi cię czego będziemy potrzebować w Afryce. Niedługo wszak wylatujemy... może nawet jutro, choć nie od razu poszukiwać grobowca. Muszę załatwić parę swoich spraw.
- Z tego co wiem, w ogóle nie wiesz gdzie to jest. Dopóki nie będziemy mieli dokładnych informacji, o żadnej wyprawie do Afryki nie ma mowy. Czarny Ląd to zbyt rozległy i mało zbadany obszar, by można tam było wyruszać na oślep.- stwierdził krótko Andrea jasno określając sytuację.
- Więc… jak ci poszło z Archibaldem. Uzyskałaś coś interesującego?- zapytała po chwili, podczas gdy Diana siedząc niczym trusia zamówiła dla siebie jajka po wiedeńsku.
- Tylko utwierdziłam się w podejrzeniach, że on coś wie, jednak dopiero zdobywam jego zaufanie. - Westchnęła i zamówiła to samo co Diana oraz czarną kawę.
- Więc porozmawiamy o wyprawie, jak zdobędziesz od niego coś więcej niż zaufanie.- stwierdziła spokojnym tonem Andrea, jednocześnie z obojętną miną sięgając między nogi Carmen i sprawnie rozpinając zapięcie jej spodni.
- Ale... - dziewczyna spojrzała zdziwiona na Korsykankę - Nawet nie dasz mi zjeść?
- Czy ja bronię ci jeść?- zapytała cicho Andrea nachylając się ku niej, palce wślizgnęły się pod materiał spodni.
- Konsumuj… ile chcesz. Ja ci tylko uatrakcyjnię posiłek.- mruknęła cicho. Diana zajęta swoim, tylko od czasu zerkała na obie pracodawczynie.
Carmen przyjrzała się Corsac.
- Jesteś nie w humorze? Myślałam, że się ucieszysz jak przywiodę ci jeszcze jedną ofiarę. - Rzekła z rozbawieniem.
- Ależ jestem w humorze…- zamruczała Andrea nachylając się i delikatnie wodząc czubkiem języka po płatku usznym Brytyjki. - Ale nie dam wodzić się za nosek. Wyprawa do Afryki kosztuje sporo… zbyt wiele, by udawać się tam oślep w nadziei, że traficie na skarb.
- Czyli jeśli teraz nic nie ugram z Archibaldem, najpewniej będę musiała wrócić tu i wciąż służyć ci za zabaweczkę. Cóż za straszny loooosss... - dziewczyna zamruczała i przeciągnęła się, zerkając na Dianę, która udawała że niczego nie widzi. Lekki rumieniec na twarzy zdradzał jednak fakt, że ani słowa ani działania nie pozostawiały jej obojętną.
- Przerażający…- jej palce wsunęły się głębiej niczym złodziej. I tak jak złodziej używa wytrychów, tak Corsac sięgnęła palcami do bramy Carmen by ich ruchem wywoływać kolejne doznania.
- Archibald może okazać się strzałem na oślep. Zorganizuję przyjęcie dla śmietanki uniwersyteckiej i osób zainteresowanych archeologią, byś mogła poszukać odpowiednich źródeł. Ale to.. dopiero po moim powrocie z Singapuru.- wyjaśniła Andrea z obojętną miną, acz tylko na pokaz. Ruchy jej palców w intymnym zakątku, mówiły o wzroście jej pożądania.
Carmen odruchowo złapała się poręczy fotela i spojrzała z wyrzutem na Korsykankę.
Ta się tylko uśmiechnęła drapieżnie, ale złagodziła pieszczotę, do powolnych i leniwych ruchów palcami.
- Powinnyście pomyśleć nad tym, gdzie jeszcze szukać informacji… nie można tylko opierać się na Archibaldzie.- stwierdziła władczym tonem.
- Archeologia to nie moja działka. Nie wiem gdzie szukać.- rzekła w odpowiedzi Diana.
- To spotkanie... to dobry pomysł... myślałam też o wpisach... em... z domu aukcyjnego w Paryżu. Zanim przedmiot został skradziony czy wystawiony, powinien być tam przez kogoś skatalogowany, a to ponoć była mapa do grobowca... lub jej część. - Carmen mówiła z wyraźnym trudem, wijąc się coraz bardziej.
- Tooo dobry pomysł. Niestety… zdobyć takich informacji nie da się legalnymi środkami. - mruczała zmysłowo Andrea spoglądając to na udającą obojętność Dianę, to na pieszczoną Carmen.
- Potrafiłbyście zdobyć te informacje same?- zapytała, wodząc palcami po rozpalonym pożądaniem kwiatuszku arystokratki.
- Och, chcesz sprowadzić mnie na złą drogę? - zapytała zmysłowym szeptem Carmen i spojrzała na Dianę - Też nie mogę mówić... za koleżankę.
Andrea uśmiechnęła się łobuzersko dodając.
- Oczywiście że chcę cię sprowadzić na złą drogę… a bardziej na drogę do mojej sypialni.
Po czym spojrzała na udającą obojętność Dianę.
- Nie nadaję się do subtelnych zadań. Moje podejście jest w takich sprawach zbyt… wybuchowe.- rzekła Diana krótko.
- Ja za to znam kogoś, kto... mógłby się nadawać... jeny, tylko jak ja mam się teraz skupić. - Brytyjka spojrzała rozognionym wzrokiem na Andreę.
- Powinnyśmy więc przypudrować noski, nieprawdaż? - zasugerowała Corsac z lubieżnym uśmiechem.
Carmen pokręciła głową z rozbawieniem i spojrzał na Dianę.
- Idziesz z nami?
-Nie. Myślę że wystarczy jak same sobie przypudrujecie noski.- stwierdziła z ironicznym uśmiechem panna Staerke. - Nie ma co robić tłoku.
Palce Andrei opuściły rozgrzany pieszczotą zakątek Brytyjki, a sama Korsykanka zaczęła oblizywać jeden po drugim.
- Słusznie. Nie ma co robić zamieszania. Wystarczy jak nasza parka pójdzie.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 22-02-2018 o 18:25.
Mira jest offline