Gveir powitał ponownie utopca i razem podążyli w stronę karawany. Najemnik, który został powitany ostrem głosem maga, nie zdziwił się. Ostatecznie, Ristoff przewodził karawaną, więc dodanie do niej kolejnego członka mogło nieść ze sobą zagrożenie.
- Ktoś, kto przeżył atak tych istot – rzekł Gveir, zgodnie z prawdą. - Uważam, że za wcześnie jest, by oddać go w moc Pana Toni… Zbyt łatwa to śmierć, zasnąć w śniegu. Powinien zasłużyć na lepszą. Poza tym, węszę, że może nam powiedzieć, skąd wzięły się te stwory – te ptaki i owady. No chyba, że nie może, wtedy możemy zostawić go na śniegu – Gveir zaśmiał się rubasznie.
Nabrał jednak złych przeczuć rozważając, co mógł oznaczać ten atak.
- Nigdy nie widziałem krukopodobnych ptaków, które atakowałyby podróżnych. Sądzę, że ktoś obserwuje karawanę i nie chce, byśmy dotarli do naszego celu – oświadczył.