Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2018, 14:59   #61
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Gveir obserwując ruchy człowieka, zaprowadził go w pobliże Karhu, zamierzając odprowadzić go do karawany.

Rycerz przykucnął z zamiarem odgarnięcia śniegu, lecz jego uwagę zwrócił Gveir.
- Litości… - jęknął. - Ostrożnie… ranny jest przecież.
Zwróciwszy uwagę towarzyszowi licząc na to, że ten posłucha (wszak żal się nagle zrobiło utopcowi tego biednego rannego), Hektor wrócił do odgrzebywania śniegu.

Jadący wozem Esmond zmrużył oczy usiłując przyjrzeć się zbliżającym się obiektom.
-Ristof, Dizzi- Zawołała ostrzegawczo, wskazując kierunek.

Dizzi zerknął w stronę pokazaną przez Esmonda
- Ale, że co? - zdziwił się karzeł.
Ristoff wyjrzał po chwili a jego mina wyraziła wszystko co powinien wiedzieć łowca. Było jednak za późno. Na nodze Dizziego usiadł dziwny owad. Był biały, puchaty z dużym odwłokiem, z którego właśnie wysunęło się żądło. Mężczyzna niezdarnie chciał go odtrącić, lecz inne owady użądliły właśnie jednego z jataków. Zwierzę wydało z siebie ryk jakiego nigdy wcześniej żaden z podróżujących nie słyszał. Był głośny, przeciągły i wyraźnie wskazujący na ból. Czarne ptaki poderwały się z drzew wtórując jatakom donośnym krakaniem. Wozem szarpnęło kiedy jatak rzucił się do biegu. Dizi również został ukąszony, co zaznaczył krzyknięciem. Esmond zobaczył jak puszyste owady zaczynają krążyć dookoła nich. Pędzili przed siebie. Prost na wierzchowce i wojowników, którzy mieli jeszcze inne zmartwienie. Czarne ptaki poderwały się wraz z rykiem zranionego zwierzęcia i rzuciły się na nich. Rycerz dzięki swojej zbroi mógł się nieco mniej martwić o to aby coś mu zrobiły, lecz niewiele widział teraz przez wizjer. Trzepoczące skrzydła i szalejące ptaki utrudniały mu określenie co się dokładnie dzieje.

- Do diaska! - warknął utopiec i uklęknął tam gdzie stał opuszczając głowę. Może i był zakuty w blachy, ale nie zamierzał ryzykować, że jakiś dziób trafi akurat w wizjer hełmu.
- Rybożer! Do karawany!
Sięgnął po miecz i wyprostował się siekąc głębokim cięciem w powietrze, licząc na przynajmniej kilka ptasich trupów. Nie zamierzał ustąpić, a dzięki pancerzowi miał szansę w tej na pozór nierównej walce.

Gveir prychnął, widząc ptaki, które ich zaatakowały. Doprowadziwszy naprędce rannego człowieka na Karhu, dał jej znak, aby ruszyła czym prędzej w stronę karawany. Liczył na to, że niedźwiedzica przyspieszy - jedynym, co było pomiędzy nim a upiornymi ptakami był jego miecz.

Esmond naciagnal głębiej kaptur licząc na choćby szczątków ochronę. Nie bardzo wiedział jak pozbyć się białych owadów, mało było czasu by rozpalić ogień którego dym mógłby je odpędzić, lub chociaż zdezorientować.
- Może trochę magii? - rzucił w kierunku telekinetyka sięgając równocześnie po suchą szmatkę i krzesiwo.

Oba wierzchowce posłusznie zaczęły biec w stronę karawany. Ptaszydła kąsały je, lecz celne kłapnięcia szczękami zabijało jedno lub dwa. Zaraz jednak oba zwolniły i odskoczyły na bok. Karawana przemknęła obok nich.
- Gveeeir! - ryknęła niedźwiedzica.
- Paaaaaniee! - zawtórował jej Rybożer.
Esmond zobaczył jak przerażająco szybko zbliża się do rycerza stojącego na wprost ich kursu.
- Szlag! - warknął mag. Ruchem jednej ręki na kilka chwil odtrącił część owadów. Niestety przy takim pędzie nie dało się za bardzo podpalić szmatki. Zaraz mali napastnicy na nowo powrócili wykazując się niezwykłą szybkością.
-[i] Pomóż Diziemu! Jak się zaraz nie zatrzymamy to rozjedziemy resztę! - rzucił gniewnie mag.

- Na bok, Karhu! - krzyknął stary najemnik. - Za karawaną!

Sam zeskoczył z wierzchowca, z zamiarem uporania się z ptaszyskami, czym tak naprawdę one były. Zamierzał ochronić Karhu przed stadem, aby później podążyć za karawaną. Co prawda miał nadzieję, że mag będzie w stanie natychmiast doglądać prawie martwego człowieka, jednak ten musiał poczekać aż do zakończenia starcia, jeśli chciał żyć.

Esmond porzucił próby podpalenia ognia i skoczył w kierunku karła. Złapawszy za lejce próbował opanować spanikowane zwierzęta, lub chociaż skręcić by nie dopuścić do zderzenia.

Hektor nie widział zbliżającego się wozu. Słyszał jednak nadciągający jazgot. Nie spodziewał się też, że drużyna kulturalnie zatrzyma się w tym miejscu, niczym dyliżans przed pasażerem, narażając się na zadziobanie.
Machnął raz jeszcze mieczem odganiając lub ubijając ptaszyska i uklęknął wbijając palce w zaspę, na której stał. Starał się wymacać ten metalowy obiekt, który wcześniej przykuł jego uwagę. Nie wiedział co to jest, ani czy może się przydać w obecnej sytuacji. Działał jednak instynktownie.
Wstał energicznie i raz jeszcze machnął mieczem po, czym postąpił krok w kierunku najbliższych drzew i schował miecz. Osłonił przedramieniem wizjer w hełmie, by móc spojrzeć na zbliżający się powóz, lecz wzrokiem szukał przede wszystkim Rybożera.
- Do mnie! - krzyknął - Do mnie!
Zamierzał wskoczyć na warga i umknąć z tego przeklętego miejsca.

Niedźwiedzica posłusznie odskoczyła jeszcze dalej na bok. Niestety chmara ptaków tylko powoli topniała, a z każdą chwilą przybywało uciążliwych ran. Ranny człowiek zasłaniał rękami głowę, przez co ostatecznie nie utrzymał się na siodle i spadł. Gveir kątem oka zobaczył go jak znikł w śnieżnym puchu koło łap niedźwiedzicy. Nie było jednak czasu się nim zajmować, bo do szalejących ptaków doleciało jakieś białe, puchate paskudztwo, które szaleńczo dotkliwie kąsało. Każde ukąszenie zdało się lodowatą igłą przeszywającą na wskroś ciało tak jak podczas najgorszych mrozów.
Wóz przemknął z szaleńczą prędkością obok najemnika. Siedzący przy wodzach Esmond siłował się z jatakami. Na moment wpadł w drugą chmarę napastników, którzy zderzając się z owadami odnaleźli nowe ofiary. Teraz wokół pędzącego wozu szalały dwie chmary, wzajemnie się wyniszczające i do tego rozbijające się o ludzi i wóz. Łowca poczuł dotkliwe dziobnięcia na rękach, a w bok ukąsił go jeden z owadów. To było tak jakby akurat jego bok wpadł do lodowatej wody, której zimno przeszyło go na wskroś. Pomimo dobrych chęci nie udało się Esmondowi utrzymać wodzów. Ból okazał się gorszym przeciwnikiem niż herszt bandytów.
- Biegneee! Biegneee! - krzyczał Rybożer. Jego głos ginął w jazgocie skrzeczących ptaszydeł. Rycerz wygrzebał łuskowato wyglądający kawałek złota ze śniegu i odskoczył na bok. Jak się okazało w ostatniej chwili. Przez wąski wizjer rycerz dostrzegł jak mignął mu wóz pędzący z prędkością galopu. Gdyby został gdzie stał niechybnie trzeba by było go zbierać z ziemi. Niekoniecznie z jednym kawałku. Pozornie bezpieczniejszy Hektor usłyszał bzyczenie. Nagle coś się pojawiło w wylocie wizjera. Biały puchaty owad zajrzał do środka z ewidentną chęcią dostania się bliżej ciała utopca.

Gveir mógł z łatwością stawiać czoła przeciwnikom z krwi i kości, a nie jakims magicznym kreaturom powstałym z mrozu i lodu, na co wyglądały te stworzenia. W takiej sytuacji magia przydałaby się: potężny płomień, który położyłby kres zarówno ptakom, jak i owadom.

- Uciekamy, Karhu - zakomenderował, nie mogąc sobie poradzić z nawałem roju. - Musimy dogonić wóz!

Po czym zaczął biec w stronę pędzącego wozu, mając nadzieję, że dogonią go. W międzyczasie rozglądał się za jakimś miejscem, gdzie można by przetrwać nawałnicę. Przydałoby się to szczególnie rannemu człowiekowi.

Raz uśmiercone serce rycerza na nowo zabiło z obawy. Instynkt wziął w górę i sięgnął dłonią do przyłbicy. Zamiast jednak pacnąć w wizjer, po prostu podniósł na moment przyłbicę i opuścił ją na nowo. z nadzieją na strącenie owada na zewnątrz. Wciąż ściskając zdobycz sięgnął do śniegu i nabrał garść, by wlepić ją w wizjer hełmu. Może i oślepiał się chwilowo, ale przeklęte owady nie dostaną jego rybich oczu.
Nasłuchiwał Rybożera, mając nadzieję w duchu, że uda mu się dosiąść warga “na czuja”.

Esmond leżał na miejscu woźnicy, odruchowo trzymając dłoń w miejscu ukąszenia. Zaciskajac zęby, wolna dłonią usiłował złapać wypuszczony wcześniej wodze.
- Zróbcie coś do cholery! - rzucił gniewie do magów, choć zamiast złości przemawiał przez niego ból.

Gveir na pieszo nie miał szans dogonić wozu. Ten malał i malał uciekając w dal i ginąc pomiędzy drzewami rosnącymi przy trakcie. Plus był taki, że nie padał śnieg i nie było mgły. Gdziekolwiek zajedzie reszta powinna odnaleźć go po śladach.
Karhu podbiegła do swojego właściciela oferując podsadzkę. Na jej plecach nie siedział jednak odnaleziony ranny. Wskakując na nią była szansa, że dogonią wóz.
Ptaki i owady zdawały się coraz bardziej być pochłonięte walką pomiędzy sobą, aniżeli atakowaniem akurat najemnika. Wciąż jednak co i rusz trzeba było się zasłaniać przed dziobem lub, ukąszeniem. Dla rycerza objawiało się to rzadszym dudnieniem w hełm i zbroję. Szczęśliwie owad nie przewidział zachowania swojej niedoszłej ofiary i został przecięty w pół wizjerem. Rybożer szczekając i warcząc podbiegł do oślepionego utopca. Tyle, że nie był pewien co ma z nim zrobić.
- Zimno! Au! Schowajmy się! - proponował warg nie mogąc specjalnie ustać w miejscu.

Prośba Esmonda została spełniona, choć nie dowiedział się tego od razu. Jazgot drobnych atakujących został przerwany innymi drobnymi elementami, które dołączyły do nich w powietrzu. Łowca rozpoznał ostrza, którymi posługiwał się Ristoff. Zataczały łuki w powietrzu szatkując ptaszydła oraz owady chowając się gdzieś nad dachem.
- Dobra! Ściągajcie te wodze! - dotarło do uszu łowcy. Wraz z Dizim złapali za wodze. Karzeł otrząsnął się z szoku i wspólnie , pod kierownictwem woźnicy, udało się wymusić zatrzymanie się na jatakach. Czarne, szkieletowate ptaki przestały podlatywać już tylko gniewnie kracząc, a po owadach nie było widać śladu. Kroki na dachu i Ristoff wyjrzał zza krawędzi. Mag kiwnął głową widząc, że łowca i woźny żyją i zaczął zwoływać swoje ostrza szepcząc pod nosem inkantacje. Wyglądało na to, że sytuacja została opanowana. Póki co.

Najemnik nie zamierzał tak szybko rezygnować z rannego człowieka.

- Więc, gdzie go zgubiłaś? - zapytał Karhu, bez wyrzutu w głosie, wiedząc, że niedźwiedzica przeżyła piekło, odganiając się od dziwacznych ptaków i owadów

Nie chciał, by jego śmierć poszła na marne, kimkolwiek był. Ostatecznie, mógł mieć wartościowe informacje na temat niebezpieczeństwa, które kryło się opodal. Gveir nie chciał, by to, co wiedział, przeszło bez echa, razem z nim do Toni.

Zamierzał poszukać rannego i wrócić po śladach w stronę wozu, który zapewne nie miał odjechać zbyt daleko.

Skoro warg był już przy rycerzu, ten mógł dokonać taktycznego odwrotu. Uderzył dłonią w hełm opruszając śnieg z wizjera. Rozejrzał się zdezorientowany dookoła i skoncentrował wzrok na Rybożerze. Dosiadł go i spiął jego boki, by oddalić się z tego piekła.

- Jesteś cały? - Zapytał Esmond, pomagając obolałemu karłowi. Ściągnął wodze, spowalniając zwierzęta, tak by pozostali mogli ich dogonić.

Karhu ryknęła z irytacją i wyhamowała. Zaczęła biec w drugą stronę. Wybiegli z powrotem poza drzewa. Pojedyncze uderzenia mieczem, czasem strącenie dłonią wystarczało już aby odgonić napastników. Gweir widział leżące na śniegu martwe ciałka ptaków oraz truchełka owadów. W pewnym momencie Karhu zatrzymałą się i wsadziłą nos w śnieg. Zaczęłą węszyć, aż nalazła śnie, w którym został wydrążony tunel.
- Tam - powiedziała ewidentnie już nie mając siły się przejmować tym czy ranny usłyszy.

Rycerz pognał przed siebie na wargu wgłąb alei. Podczas cwału zaczął coraz słyszeć uderzenia o swoją zbroję, także przez wizjer jakby się przejaśniło. Rybożer zwolnił samemu zauważając, że ptaszydła przestały atakować. Warg zaczął się rozglądać.
- One, one siedzą na gałęziach. Patrzą się. Nie podoba mi się tutaj. - jęknął cicho. Wozu nie było jeszcze widać. Z tyłu też już nie było widać początku alei drzew. Oczywiście wciąż było widać pola i pewnie spokojnie Rybożer mógł na nie wejść, ale wóz zdecydowanie pojechał drogą. Świadczyły o tym ślady.

Dizi podziękował Esmondowi kiwnięciem głowy. Jataki posłusznie się zatrzymały. Aleja drzew ciągnęła się przed nimi i za nimi. Ptaki siedziały na gałęziach na powrót tylko się przyglądając swoimi pustymi oczodołami. Ristoff zsunął się z dachu na ziemię.
- Wybacz, że tak długo, ale gdy szarpnęło wozem wszystko wewnątrz się zakotłowało. Razem z nami. Musiało mnie zamroczyć. - mag jakby chcąc udowodnić swoje słowa zaczął masować swój prawy nadgarstek. - Trzeba poczekać na resztę. Trzeba tutaj wszystko ogarnąć… i musimy być ostrożni.
Zapanowała cisza, której nie przerywało nawet krakanie.

Gveir pochwycił leżącego człowieka i spytał raz jeszcze:

- Żyjesz, czy zdążyłeś już umrzeć? - najmnik podniósł krzaczastą brew. - Jeśli żyjesz, idziesz ze mną. Jeśli zaś umarłeś, obawiam się, że zostawiam cię tutaj - dodał z przekąsem.

Zamierzał sprawdzić, czy człowiek żył, a jeśli rzeczywiście tak było - zabrać go ze sobą w stronę wozu. W przeciwnym wypadku pozostało przeszukanie trupa i powrót do karawany.

Utopiec nie odpowiedział wargowi. Poklepał go po karku rozglądając się dookoła. Spojrzenie utkwił w ptakach siedzących na gałęziach. Przestał o nich myśleć jako o elemencie zasadzki.
- Jakby pilnowały tamtego miejsca… - mruknął do siebie - I skąd te owady?
Nie sposób było nie pomyśleć o tym, jak o wejściu między młot i kowadło. Może i przez przypadek znaleźli się w centrum jakiejś walki.
Szukał spojrzeniem Gveira. Nie zamierzał stąd odjeżdżać bez towarzysza.

Łowca wstał na wozie, oglądając się na pozostawione w tyle zwierzęta. Zdawało się że opuścili ich terytorium.
- Czym były te owady? - Zapytał, masując obolały bok- nie widziałem wcześniej tego gatunku.

- Żyję… - odezwał się człowiek z wnętrza śniegu. - Prosze tylko mną nie targajcie Panie. Sam wyjdę.

Rzeczywiście po dłuższej chwili, pełnej zniecierpliwienia Karhu, mężczyzna wyczołgał się spod śniegu. Wyglądał na bledszego niż wcześniej, a strzały nie sterczały mu z pleców. Jakby bojąc się, człowiek od razu pokazał ułamane promienie w swoim ręku. Odrzucił je na bok i niepewnie wstał. Uniósł ręce do góry.
- Pójdę z wami, pójdę. Tylko nie krzywdźcie już.

Jak powiedział, tak zrobił. Usadowił się już samemu na Karhu za najemnikiem i mogli odnaleźć resztę. Jadąc zauważyli rycerza po dłuższym czasie. Poruszał się wolno, a jego zbroja była dużo bardziej porysowana niż wcześniej. Sam warg prezentował się teraz podobnie co niedźwiedzica. Zmierzwione futro, okrwawione i zmrożone. Ewidentnie oni ucierpieli najbardziej.

Utopiec mógł w końcu się lepiej przyjrzeć uratowanemu. Spod ośnieżonego szalika i czapki wystawał blady opiegowany nos i przestraszone, zielone oczy. Był okutany w luźne, ale wyglądające ciepło szaty. Póki co nie odzywał się nie pytany.

***

- One... niech się upewnię - sapnął Ristoff wracając do wnętrza mijając się z Izabelą, która evidentnie tez nieco ucierpiała. Z niezadowolona miną podeszła na przód wozu i przez moment w milczeniu patrzyła jak karzeł kuśtykając podchodzi do jataków.
- Muroki - mruknęła patrząc na ptaki - Obserwatorzy dla istot za kurtyną. Tak przynajmniej powiadają. Ech. Wszystko w porządku? - zapytała przenosząc spojrzenie swoich dwukolorowych oczu na łowcę.
Nim ten zdołał odpowiedzieć Ristoff powrócił z księgą, którą wertował.
- Tak, mam. Insect Sideris potocznie zwany Mroźnicą. Agresywne, ale zazwyczaj nie atakują ludzi. Wkuwają jad, który zamraża ofiarę. Potem go pożerają rozkruszając zamrożoną tkankę swoimi szczypcami... hmm... Musiały być wygłodzone. Nie widzę powodu, czemu miałyby tak po prostu podlecieć do wozu. Mniejsza idę robić pożądki, bo wszystko się poprzewracało.

Izabela wykazała zainteresowanie ranami łowcy pomagając mu dość do siebie. Widać jakieś podstawowe elementy leczenia przechodził każdy mag. Minęło jeszcze trochę czasu nim pozostała dwójka dołączyła. Okazało się, że nie jechali sami. Na grzbiecie niedźwiedzicy poza Gveirem siedział blady mężczyzna mocno okutany w szaty.
- Kto to? - zapytał ostro mag.
 
Asderuki jest offline  
Stary 22-02-2018, 16:48   #62
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Gveir powitał ponownie utopca i razem podążyli w stronę karawany. Najemnik, który został powitany ostrem głosem maga, nie zdziwił się. Ostatecznie, Ristoff przewodził karawaną, więc dodanie do niej kolejnego członka mogło nieść ze sobą zagrożenie.

- Ktoś, kto przeżył atak tych istot – rzekł Gveir, zgodnie z prawdą. - Uważam, że za wcześnie jest, by oddać go w moc Pana Toni… Zbyt łatwa to śmierć, zasnąć w śniegu. Powinien zasłużyć na lepszą. Poza tym, węszę, że może nam powiedzieć, skąd wzięły się te stwory – te ptaki i owady. No chyba, że nie może, wtedy możemy zostawić go na śniegu – Gveir zaśmiał się rubasznie.

Nabrał jednak złych przeczuć rozważając, co mógł oznaczać ten atak.

- Nigdy nie widziałem krukopodobnych ptaków, które atakowałyby podróżnych. Sądzę, że ktoś obserwuje karawanę i nie chce, byśmy dotarli do naszego celu – oświadczył.
 
Santorine jest teraz online  
Stary 26-02-2018, 21:14   #63
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Utopiec przywitał Gveira skinieniem głowy, a gdy wracali przyglądał się uważnie wybawionemu. Gdy zaś dotarli do wozu, dostrzegł Izabelę zajmującą się Esmondem i kiwnął ręką zachęcająco.

- Ten tu trzema strzałami był szyty - wskazał na piegowatego. - Jak możecie panno Izabelo, zajmijcie się i jego ranami, coby nam ducha nie wyzionął jak już zimno przestanie go trzymać w pionie.

Poklepał warga po karku szepcząc "Dzielny Rybożer" i zeskoczył z wierzchowca. Raz jeszcze przed oczami stanęły mu owady i kruki. Zadygotał czując jak ferwor bitwy opada.

- Jak już będzie można bezpiecznie postój zrobić, pogadamy - rzekł do Ristoffa. - Póki co zbyt blisko jeszcze tego felernego miejsca jesteśmy. W drogę.
 
Jaracz jest offline  
Stary 28-02-2018, 22:50   #64
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Ristoff zmarszczył brwi. Przez moment obserwował uratowanego człowieka, po czym kiwnął głową do Izabeli.

- Porozmawiamy - przytaknął rycerzowi posyłając też spojrzenie najemnikowi - porozmawiamy. Najwyższy czas, ale nie tu. Macie słuszność Hektorze. Tu, jest jeszcze za wcześnie.

Zamilkł na moment z poważną miną na twarzy. Żaden dźwięk nie przerwał ciszy. Zaraz odwrócił się do wozu.

- Dizi przyjży się waszym wierzchowcom. Potem ruszamy.


Nastąpiła chwila oddechu. Zwierzęta zostały napojone, a ich rany oczyszczone. Gveir również otrzymał nieco pomocy jak tylko się po nią zgłosił. Tylko karzeł patrzył zazdrośnie po rycerzu, któremu dzięki zbroi udało się wyjść bez szwanku. Ten dzień jeszcze się nie skończył, a już przytrafiły im się dwa nietypowe spotkania. Niektórym dawało to wiele do myślania, innym mniej. Wkrótce wyruszyli dalej. Aleja drzew ciągnęła się jeszcze przez kilka godzin. A ptaki jak były tak nie przestawały. Albo żaden z podróżników nie zauważył aby Moroki za nimi podążały, albo było ich setki. Puste oczodoły nagich czaszeczek powoli podążały za nimi tak, że w każdej sytuacji ptaki patrzyły akurat na nich. Esmond z Dizim pierwsi dostrzegli koniec alei. Wszyscy poczuli ulgę gdy zostawili za sobą ostatnie drzewa. Muroki nie drgnęły aby za nimi polecieć, co mogło upewnić poniektórych, że ptaków faktycznie szło w setki. Słońce powoli chyliło się już do snu, a na zmierzchającym niebie pojawiła się czarna, ruchoma chmura. Setki muroków (albo i więcej) wzbiły się w powietrze i ku uldze wszystkich odleciały poza horyzont. Przed podróżnikami zaś wyłoniła się wieś. Ta była otoczona palisadą i choć już ciemniało wpuszczono ich do środka po krótkiej wymianie zdań. Wieś nie była duża. Nie wyglądała też na bogatą. Na jej środku znajdowała się studnia dookoła, której ustawione były domy. Nie było też karczmy jako takiej. Dopiero po negocjacjach udało się zorganizować aby kilka rodzin udostępniło swoje domostwa podróżnym na tę noc. Jedna ze stodół też została udostępniona aby zwierzęta mogły się schronić przynajmniej od wiatru. Każdy posiłkował się z inną rodziną i miał spać pod innym dachem. Esmondowi przytrafiła się samotna matka i trójką synów. Najstarszy był już podrostkiem z iskrą w oku, a najmłodszy musiał już przejść swój wybór ścieżki. Gveirowi przypadła rodzina z tęższym ojcem i równie tęgim synem, oraz dwiema córkami, które ciekawsko się w niego wpatrywały. Oczywiście dostawały nagany za to od swojej matki, szczupłej i nieco suchej z wyglądu kobiety, o spojrzeniu sugerującym, że nie jedno widziała. Rycerz zaś nie mógł nie zauważyć spojrzeń rodziny, która go przyjęła gdy tylko ściągnął hełm. Matka, ojciec i dwójka dzieci różnej płci. Ukradkowe spojrzenia, strach i niezręczność. Matka z ojcem często chowali spojrzenia w stół, a dzieciom nie pozwalali odpowiadać na wszelkie zagadywania. Ciszę przy stole zmąciło pukanie do drzwi. Hebald stał w drzwiach prosząc rycerza na rozmowę. Taka sama sytuacja była u Gveira.
- Chcieliście porozmawiać. Porozmawiajmy. - mag zaprowadził mężczyzn do stodoły upewniając się, czy w niej nikogo więcej nie ma.
- Hektorze, zacznij jeśli możesz.

***

Do drzwi domostwa, w którym siedział Esmond również zapukano, ale kto inny stał w drzwiach. Izabela wdzięcznie się uśmiechnęła do właścicieli domostwa pytając, czy nie było by problemów gdyby jednak u nich zanocowała, a śniadała w innym domu. Gospodarze się zgodzili, szczególnie podrostek zdawał się być zadowolony, ale magini nie do niego miała sprawę. Uśmiechnęła się do łowcy i grzecznie zapytała, gdzie miał on spać. Zabrałą go pod rękę i uciekła szybko z wspólnej sali ciągnąc go za sobą.
- Nie mieliśmy okazji poprzednio porozmawiać. Obiecałam, że mogę ci pomóc. Więc jeśli wciąż chcesz, to zamieniam się w słuch. - wyszeptała gdy byli sami.
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-03-2018, 20:15   #65
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Hektor sięgnął do torby, którą wziął ze sobą z domostwa, a w której ukrył znalezisko. Przedtem długo się w nie wpatrywał próbując zgadnąć co to jest, chociaż wyobraźnia podsuwała tylko jedną odpowiedź.

- Serghrce me raduje się - zaczął kiwając głową towarzyszom. - Dzięki męstwu Gveira i jego nieskrywanej pogardzie dla śmierci, odratowaliśmy człowieka nieszczęsnego przed śmiercią niechybną. Jednakoż coś mi tu nie pasuje i śmierdzi, coby rzec, jak zeszłoroczna ryba. Trzema strzałami szyty i wyziębiony w tej bezlitosnej pogodzie, przeżył do naszego przyjazdu. Znam tęgich mężów, którzy zawziętością ciała i ducha byliby w stanie tego dokonać... chociażby sir Nithup z... - machnął ręką. - Nieważne. Faktem jest, że nasz ocalony na takiego nie wygląda. Co więcej, okoliczności są podejrzane. Aleja strzeżona przez krucze potwory. Odkształcony teren, w miejscu gdzie leżał raniony i to...

Utopiec sięgnął do torby i wyciągnął znalezisko, które wyglądało jak...

- Łuska - wyjaśnił. - Nic innego mi nie przychodzi do głowy. Przy czym do zwykłej ryby nie należy. Właściciela prędzej by szukać w wielkich wodach, a nie lądowych rzekach i stawach.
 
Jaracz jest offline  
Stary 02-03-2018, 17:45   #66
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Gveir niewiele czynił sobie ze spojrzeń, które serwowały mu córki tęgiego człowieka. Nie był to pierwszy raz ani nie ostatni, kiedy jego dziwnej posturze dziwili się ludzie prości, nie mówiąc już o widoku wojownika, kiedy dosiadał swojej niedźwiedzicy. Najemnik zdążył się przyzwyczaić do tych spojrzeń.

Poczekał, aż Utopiec skończy mówić, po czym skinął głową.

- Dzięki, Hektorze - odparł. - Ale nie widzę zbyt wiele męstwa zagarnięcia jednej duszy z Toni i oddanie jej z powrotem na ten padół. Koniec końców, dłonie, które wyratowały tego młodzieńca służą Panu Wojny… To mój obowiązek przedłużyć konflikt, którym jest życie każdego z nas. Ale dość o mnie, Ristoff, poślij po tego chłopaka, chciałbym się wywiedzieć od niego, jakim cudem przeżył mróz i strzały. Być może opowie nam o tych Murokach, dlaczego chciały nas pożreć.

- Prawdę powiedziwszy, Ristoffie, chciałbym usłyszeć, co ty myślisz na ten temat - kontynuował najemnik. - Jak dla mnie, rzecz jest prosta, ktoś nie chce, aby karawana dotarła na swoje miejsce. Dlaczego jednak tak jest…?

Gveir nagle pogrążył się w myślach, nie mówiąc zbyt wiele. Zdawał się kalkulować, kto zagrozić karawanie. Zgadywał, że być może był to ktoś, kogo Ristoff mógł znać… Lub kto znał Ristoffa na tyle, by przewidzieć trasę karawany.
 
Santorine jest teraz online  
Stary 05-03-2018, 13:19   #67
 
Asuryan's Avatar
 
Reputacja: 1 Asuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputacjęAsuryan ma wspaniałą reputację
Chcac zyskac odrobine prywatnosci, Esmond zasłonił wejscie do pomieszczenia kocem zastępującym drzwi. Usiadł na skrzyni, gestem wskazując magini by usiadła na wygodniejszym łóżku.

-Odkąd pamiętam widzę rzeczy nadnaturalne- zaczął, niechętnie otwierając się przed Izabelą- nie wiem dlaczego Bogowie zesłali na mnie to przekleństwo, ale to co widzę podważa nie jedną naukę kapłanów. To, ze po śmierci dusza trafia do toni, lub rozpada się w nicość.. To wszystko brednie. Zbyt wiele upiorów wałęsa się po świecie by mogło to być prawdą.

-Prześladują mnie również wizje, ostatnio coraz częstsze- dodał po chwili zastwnowienia- rodzina i bliscy, których zawiodłem na różne sposoby. Nawiedzają mnie nocami, pozbawiając snu. Przemawiają do mnie z toni? Czy pozostali w tym świecie? Trudno orzec .
 
__________________
Once the choice is made, the rest is mere consequence
Asuryan jest offline  
Stary 07-03-2018, 20:09   #68
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Esmond

Izabela słuchała uważnie słów łowcy. Jej twarz nie zdradzała zaskoczenia czy zmartwienia. Sięgnęła po jego dłoń i zacisnęła na niej swoje drobne palce. Uśmiechnęła się.

- Zacznijmy od wizji. Jak sam wspomniałeś, czujesz, że zawiodłeś swoich bliskich. Czy w tych wizjach oni robią coś konkretnego? Mają z tobą jakąś interakcje, czy po prostu ich widzisz?

- Czemu czujesz, że zawiodłeś swoich bliskich? W jaki sposób?

- A teraz opowiedz mi o tych upiorach. Widzisz je od dziecka tak? Jak one ci się objawiają? Jak wyglądają? Zrobiły ci kiedykolwiek krzywdę?

Magini po każdej serii pytań cierpliwie słuchała odpowiedzi łowcy nieprzerwanie darząc go uwagą.

Gveir i Hektor

Ristoff zrobił dziwną minę kiedy rycerz pokazał złotą łuskę. Był zaskoczony i zdziwiony. Wziął ją do ręki słuchając obu wojowników.

- Słyszałem plotki... - mruknął w końcu kiedy łuska zabrała całą jego uwagę. Zaczął krążyć z nią po stodole wyciagając ją przed siebie. - O ile rozumiem twoje podejście Gveir, nie jestem pewien czy te ptaki nie były tam akurat dla tego człowieka... oczywiście wciąż pozostaje kwestia ataku Mroźnic. Hmm... Mam pewne podejrzenia. Słyszałem pewne plotki. Gdyby on naprawdę był tym, czym mi się wydaje... to może się różnie potoczyć. Hmm.

Mag zamyślił się głębiej nie przestając krążyć w kółko. Schował obie ręce za sobą i zaczął coś mruczeć pod nosem. Z czasem dało się usłyszeć co mówi. Wspominał coś o czarach chroniących, coś o bogach, o uniwersytecie i tym starym manipulacyjnym dziadydze. W końcu przystanął i uwaznie spojrzał na obu mężczyzn.

-Dwie sprawy. Jedna, jest szansa, żę faktycznie ktoś z Universytetu może chcieć powstrzymać nas przed dotarciem na miejsce. Nie jest to jednak nic potwierdzonego. Druga zaś... Powiedzcie mi, co słyszeliście o smokach?
 
Asderuki jest offline  
Stary 09-03-2018, 18:10   #69
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Na wzmiankę o smokach, brodaty najemnik tylko wzruszył ramionami.

- Wielkie bestie, ponoć. W życiu żadnej nie widziałem, gawiedź gada, że to bajania tylko i nic więcej… Ale chciałbym jedną taką usiec! - zapalił się nagle. - Jestem pewien, że legendy to nic w porównaniu z tym, co mogłoby być prawdziwe. Jeśli na naszej drodze staną smoki - Gveir uniósł miecz - to będą najpierw musiały zmierzyć się z tym ostrzem! Ha! Smoki byłyby dobrym wstępem do walki z Marzą!

Najemnik wściekle przeciął powietrze mieczem i zakręcił młyńca.

- A teraz, zechciej powiedzieć, dlaczego ktoś chciałby zatrzymać karawanę. Tylko nie żadne mamrotanie pod nosem!
 
Santorine jest teraz online  
Stary 13-03-2018, 16:14   #70
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Rycerz patrzył na najemnika z mieszanką podziwu i obawy. Podziw wynikał z niepodważalnej odwagi jaką emanował Gveir. Obawa dotyczyła faktu w jaki sposób ta odwaga może się manifestować podczas walki.

- Jeśli to smocza łuska, a bghrestia w istocie nie kuhrzy się między legendami, to jest znacznie większa od Pani Lasu... i pewnie groźniejsza - zauważył trzeźwo rycerz. - Poza tym, nie znalazłem tej łuski w tym samym miejscu co ty ocalonego przez czysty zbieg okoliczności.

Hektor Slskierował spojrzenie na maga i zabulgotał bełkocząc. Odchrząknął zakłopotany i powtórzył.

- Trochę o tych bestiach słyszałem. Legendy i baśnie. Ot... historie co wędrowni bajarze dzieciom prawią. Żadna z nich jednak nie wspominała jakoby smoki mogły w ludzi się zmieniać. Czy jest inaczej?
 
Jaracz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172