- Bloody hell! - zaklął głośno John, gdy niemieckie kule świsnęły mu koło uszu. - Jest ich więcej! Curtis, trzymaj schody! - krzyknął.
Tego nie przewidział. Naiwnie założył, że Niemiec z karabinem będzie jeden, tymczasem wyglądało na to, że nadział się na całą grupę. Mieli nad nim przewagę, zarówno w liczebności, jak i sile ognia.
Ale zapewne nie mieli jednej rzeczy, którą miał angielski oficer. Odwagi i determinacji. John nauczony był od dziecka jednej rzeczy - za cholerę nie odpuszczać.
Zdrowy rozsądek nakazywał wziąć nogi za pas i wycofać się w górę schodów. Ale zdrowy rozsądek był dla mięczaków.
Oficer ocenił dystans dzielący go od wlotu bocznego korytarza tuż za schodnią i uznał, że da radę tam dotrzeć. Jednym susem zeskoczył ze schodów i rzucił się w stronę ciemniejącego w ścianie wlotu. Miał nadzieję, że znajdzie tam przynajmniej tymczasową osłonę, albo coś, czym będzie mógł się posłużyć, by wykurzyć Niemców z ich pozycji. Wiedział, że czasu ma mało. Niemcy w korytarzu przed nim byli równie odsłonięci i coś mu mówiło, że nie będą chcieli zbyt długo zostać w tym miejscu... |