Pomiędzy Schlierenzauerem a Wellingerem wywiązała się ostra rywalizacja. Przez długą chwilę obaj zawzięcie licytowali, jednak skończyło się na tym, że podzielili pozostały po Freitagu ładunek na dwie części i obaj zaproponowali tą samą cenę - dwadzieścia osiem złotych koron i pięć szylingów za dziesięciogalonową baryłkę.
Gdy interesy dobiegły końca, a Lothar z zadowoleniem schował za pazuchę kwity opiewające na tysiąc czterysta trzydzieści dwie korony i dwanaście szylingów, w końcu mógł zaciągnąć informacji o sytuacji w mieście. Już podczas pertraktacji nad ceną wina dowiedział się co nieco, a teraz obraz sytuacji w Grissenwaldzie rozjaśnił się. Problemem były zamieszkujące część podgrodzia krasnoludy, które wyniosły się z wyeksploatowanej kopalni, której nazwa była Lotharowi znana - Czarne Szczyty. Krasnoludy sprzedały kopalnię szlachciance z Nuln, Frau Herzen, a potem zaczęły ją oskarżać o omamienie ich czarną magią, zniewolenie umysłów i wymuszenie niskiej ceny. Khazadzi uważali, że nulneńska arystokratka wiedziała o złocie, którego oni w kopalni nie znaleźli i oszukała ich. Zgorzkniałe po porażce krasnoludy pogrążyły się w piciu i rozpamiętywaniu swoich nieszczęść, a wiadomo co taka mieszanka robi z brodaczami... Lothar dowiedział się też, że ostatnimi czasy krasnolkudy zrobiły się agresywniejsze i zaczęły napadać na leżące w okolicach miasta gospodarstwa, rabując je. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że znów miały pieniądze na picie i hulanki...
Tymczasem w gospodzie Berni, Wolfgang i Axel zmagali się z problemem, jaki w czasie rozmowy poznał von Essing. Krasnoludy nie wyglądały na chętnych do wycofania się nawet wówczas gdy Mayer poderwał się z ławy i zamierzył ciężką kolbą garłacza. Gorbi mruknął coś tylko o dziadowskich ludzkich pukawkach, po czym wyciągnął zza paska toporek. Sytuacja się zaogniała.
Wiatry magii były wyjątkowo niemrawe i mag miał sporo szczęścia, że udało mu się poprawnie je spleść w pożądany efekt. Pałka wyleciała ze zgrabiałych dłoni krasnoluda, a jego mina była wręcz bezcenna. Bernhardt parsknął śmiechem, równocześnie ciskając w khazada kuflem po piwie. Naczynie, niczym kometa ciągnąc za sobą warkocz z resztek piany wyrżnęło krasnoluda wprost w nochal. Brodacz zawył i chwycił się za twarz.
Axel korzystając z przewagi wysokości jaką miał nad Gorbim, rąbnął go w czoło. Krasnolud zdołał się zasłonić siekierką i kolba omsknęła się tylko po czubku jego głowy. Sam uderzył w wyciągnięte ręce Axela. Nie był jednak mistrzem walki pod wpływem alkoholu, chybił i pod wpływem siły zamachu wykręcił piękny półpiruet, wystawiając się do zwiadowcy tyłem.
Tłumek bywalców gospody już zbierał się w półkole, pokrzykując i dopingując ludzi. Trzeci krasnolud tymczasem, zamiast w obliczu przewagi wroga podać tyły, ryknął jak ranny buhaj, pochylił głowę i starał się ubóść Bernhardta. Zingger machnął płaszczem jak płachtą, wykonał wykrok w tył i przepuścił pędzącego khazada, który nie zatrzymał się i wyrżnął głową w ścianę, tak że wiszące ponad nim poroże zachybotało się na haku i spadło wprost na jego głowę, odbierając krasnoludowi zmysły. Rozległy się oklaski i słowa uznania.