Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2018, 23:46   #174
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Z igły widły - mruknął pod nosem myśliwy za odchodzącą kapłanką - W palec się ukłuł i od razu klątwa… Jose ma pewno więcej ukłuć niż Trzewiczek.
Pokręcił głową nad nadopiekuńczością półelfki i skinął na chmyzów.
- Dobra robota chłopaki.
Zaniepokoiła go ta wieść. Nie na tyle by biec i pędzić w ślad za brodaczem, ale… cholera… Naprawdę się obawiał o Turmalinę? Złe złego nie weźmie przecież… A Hammerstorm to jedno z najgorszych babsk jakie spotkał. Nawet, Tancerko świeć nad jej duszą, Yarla była znośniejsza… A przecież równie dobrze Turmalina, mogła zwyczajnie wkurzyć się na zwierzę i przegnać je precz. Ileż to razy mu wygrażała?
Wahał się przez chwilę, skrzywił i westchnął.
- Dobra. Złodziej nie zając.
Po czym ruszył do składu Barthena. Jak łowca to pewnie co na sprzedaż miał…

W sklepie unosił się gęsty opar podejrzliwości i niedotrawionej jeszcze okowity. Pomocnicy Barthena z bardzo wczorajszymi jeszcze minami, przeliczali towar sklepikarza przekazując mu kolejne liczby od jednego do dziesięciu, a ich pryncypał mrucząc coś pod nosem przesuwał kolejne koraliki na wielkim liczydle.
- Oooo Joris… dwadzieścia cztery… się zgadza… dalej! Żywo, żywo z chlebkiem nieroby!
Myśliwy obrzucił współczującym wzrokiem skacowanych subiektów i podszedł do Barthena.
- Słuchaj Elmar, łowca tu się po Phandalin jakiś pono kręcił.
- Ano kręci się -
zaśmiał się kupiec - tuzin… się zgadza… a najbardziej koło naszej kapłanki się kręci.
Joris machnął niecierpliwie ręką.
- Zarośnięty taki. Z mułem. Był wczoraj na zabawie. Nie zaopatrywał się u ciebie? Jakich skórek nie sprzedawał?
Barthen uniósł na chwilę spojrzenie.
- Zarośnięci to oni wszyscy są. Ale iście trzech tu takich schodzi co jakiś czas z doliny. Linę czasem jaką kupią, albo sidła… Ale sprzedawać to rzadko. Górnicy futra od nich kupują to i pośrednik im zbyteczny - podrapał się po brodzie - Mało mówią… i jacyś tacy... Ale skarżyć się nie mogę. A co? Myślisz, że to oni kradli?
Joris nie odpowiedział. Rozważał. I z każdym kolejnym rozważeniem dochodził do wniosku, że to możliwe. Zarośnięty, śmierdzący powsinoga śpiący gdzieś w głuszy w szałasie porwał Turmalinę i ją trzyma i… bogowie jedni wiedzą co jej robi gdy oni tu sobie gwarzą w najlepsze. Babsko może i było pyskate. I wredne. I się łuk sam czasem do strzału napinał żeby palnąć w ten rudy łeb. Ale niech no dorwie tego sukinsyna...
- Daj mi tych sucharów Barthen. I bukłak jabłecznika.

Nie wiele się zastanawiał nad decyzją. Jak stał przed sklepem Barthena, tak wygrzebał z plecaka zdobyczne buty, wzuł je i ruszył szlakiem w kierunku kopalni. Ruda zoczywszy go wskoczyła mu na ramię. Dziś co i rusz jakieś krasnoludy, lub ludzie tędy wyruszali więc kogo o brodacza pytać będzie. Dziad napewno muła nadto nie poganiał to i może go nawet zgoni po drodze… A wtedy rozmowa będzie krótka.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline