Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2018, 15:47   #175
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację


Przeborka, która dotychczas kręciła się trochę za Marvem, podsłuchując co tam z więźniów wyciągnie, teraz, kiedy wszyscy przeszli od czczej gadaniny do czynów, przepchnęła się naprzód luźnego kręgu widzów i oprawców. Pokręciła do siebie głową; na to, że się chętni do wykonywania wyroków znajdą, zawsze można było liczyć... niezależnie na jak pokojową wioska wyglądała.

Więźniów nie szkoda było jej wcale - słuszna kara za słuszną winę - ale w umiejętności wieśniaków w operowaniu ostrzem średnio wierzyła. A skoro złodzieje mieli być i tak ukarani, to można było zrobić to szybko i o tyle bezboleśnie, o ile sytuacja pozwalała.

- Ja to zrobię. - zawołała głośno, żeby wszyscy ją słyszeli - Nie musicie swoich rąk brudzić czyjąś krzywdą, a u mnie jeszcze jest doświadczenie, by tak ciąć, żeby kapłance pracy oszczędzić - wyciągnęła rękę po siekierę pewnym gestem. Cokolwiek by tłum nie myślał teraz, kiedy wszyscy odpoczną od otumanienia krwawym widowiskiem zaczną się zastanawiać, czy postąpili właściwie i kto wie, jak zniosą to, co uczynili. Lepiej żeby odium kata spadało na przyjezdnych - i to takich, którzy w życiu tyle kończyn poodcinali, że kolejne nie robiły im większej różnicy. Faktycznie, osadnicy całkiem entuzjastycznie podali Przeborce siekierę.

Torikha chwilę przyglądała się w konsternacji wielkiej kobiecie. Nie rozumiała po co ta zgłosiła się na ochotnika do tej paskudnej roboty, ale ostatecznie cóż miała powiedzieć?

Jak chce to niech tnie.

A następnym razem półelfka już się o to postara, by ugryźć się boleśnie w język zanim znowu nie wpakuje się przez swoje paplanie i próbowanie robienia wszystkim dobrze w kolejną kabałę.

Ruszyła do domu po środki opatrunkowe, ale Garaele już je niosła. Bez słowa wręczyła selunitce kosz z potrzebnymi przedmiotami i stanęła obok półelfki.

Shavri za to, który zdążył już wychynąć z piwnicy, odnalazł w tłumie burmistrza i podszedł do niego. Zaskoczyła go scena, jaką widział ze złodziejami i Przebijką dzierżącą siekierę, ale nie dał po sobie poznać. Widać komuś udało się przekonać tłum do rozwiązania, które sam zaproponował. Bo chyba nie zamierzają im uciąć tych łbów - czyściej byłoby ze sznurem.
Nie chcąc narażać burmistrza na swój smród, wyłożył mu na szybko sytuację.
- Próbowałem, ale uparty gad nie chcę współpracować. Droższy mu kult nad skórę. Nie mam już na draba ani pomysłu, ani cierpliwości. A Joris gdzieś zniknął i boję się, że zanim przypomni sobie o swoim więźniu, ten zdąży już zgnić w Twojej piwnicy.
- Skończymy z tymi tu i się zobaczy. Najwyżej go damy Tressendarom na pożarcie, skoro i tak ma zginąć. - burmistrz wykazał się nadspodziewanym pragmatyzmem. Nie spuszczał przy tym oczu z Przeborki, najwyraźniej zafascynowany jej poczynaniami.
- Co masz, panie, na myśli, mówiąc “na pożarcie”? Niewolnictwo?
- Sznur czy kajdany, na jedno to. Byleby nam wioski nie spalili. Zwali się na niego kradzież i po problemie. Tyle na naszym wikcie siedział, to niech się do czegoś przyda.


Shavri otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale naraz zdał sobie sprawę z tego, że nie wie co miałby rzec. Na dodatek zdaje się, że Przebijka zebrała się już w sobie.

Przeborka westchnęła, biorąc do ręki narzędzie kaźni. Przejechała palcem po ostrzu; na szczęście ktokolwiek przygotował siekierę, pomyślał o tym, żeby nie była tępa jak nieszczęście. Okaleczenie - takie czy inne - było popularną karą na Północy, a sama napatrzyła się dość ran zadanych w boju, po których trzeba było amputować kończyny, żeby mniej więcej orientować się, gdzie trzeba uderzyć, żeby efekt był w miarę “czysty”, o ile można było tak mówić o egzekucji.

- Ty trzymaj tu, a ty tu. - wskazała swoim pomocnikom miejsca, w których mieli schwycić rękę pierwszego złodzieja. Paskudna robota; uderzenie kogoś, kto nie mógł się bronić, nawet symbolicznie, wydało się wojowniczce nagle jakoś głęboko niesprawiedliwe, ale to nie był czas, by dyskutować o lokalnym prawie.

“Ojcze Uthgarze, przodkowie - prowadźcie moją rękę pewnie i szybko” - pomodliła się cicho; tłum falował lekko, szepcząc między sobą w pełnym napięcia oczekiwaniu.

Ostrze spadło bez ostrzeżenia; zdany dwoma rękami cios przeciął powietrze ze świstem, po którym w niebo uderzył cienki, przerażony krzyk okaleczonego mężczyzny, który dotychczas tylko nerwowo coś szeptał przez knebel, może modlitwę. Skazaniec rzucił się w tył, ochlapując trzymających go mężczyzn krwią brocząca z kikuta. Zakotłowało się, zanim chłopi zdołali go obezwładnić i rozciągnąć na ziemi na tyle nieruchomo, by kapłanka mogła go jakoś opatrzeć. Krew zresztą była wszędzie; opryskała spodnie Przeborki, trzonek siekierki, popłynęła cienką strużką po katowskim pieńku... Ktoś odwrócił wzrok z obrzydzeniem, ktoś krzyknął zdławionym głosem; co innego było domagać się takiej kary, a co innego własnymi oczami obserwować jak żywa i poruszająca się przed chwilą dłoń zmienia się w krwawiący, martwy ochłap mięsa, nad który szybko zlatują się owady. Biały szpikulec odłamanej kości obscenicznie sterczał z poszarpanej krawędzi cięcia; mimo całej energii włożonej w cios, siekiera ani była specjalnie ostra, ani nie miała kształtu przystosowanego do takiego zdania. Wojowniczce przez chwilę przemknęła przez głowę absurdalna myśl, że może powinna wykuć w prezencie wiosce jakieś porządne katowskie ostrze... odpowiednio wyważone, naostrzone i tak dalej.

Poczekała chwilę, aż kapłanka skończy swoje zabiegi i będzie gotowa na przyjęcie następnego skazańca.

Shavri popatrzył na niego i westchnął.

~ Bądź mężczyzną ~ pomyślał, nieświadomie zaciskając za to kciuki.

Drugi opryszek postanowił jeszcze walczyć; do pieńka klęknął, aczkolwiek niechętnie, ale kiedy Przeborka uderzyła z góry siekierą, mężczyzna szarpnął się nagle; jego ręka ześlizgnęła się na krwawej miazdze, jaka została po poprzednim skazańcu i siekiera, zamiast uderzyć równolegle do linii nadgarstka, zeszła w bok, rozrywając przedramię tak nieszczęśliwie, że część ostrza utkwiła w drewnie, a część w mięsie, przyszpilając złodzieja do pieńka. Mężczyzna ryknął z bólu; napędzany nim znalazł w sobie jeszcze dość siły, żeby znów się szarpać i uniemożliwić pomocnikom unieruchomienie go.
Shavri ze swego miejsca obok burmistrza zamknął oczy. Wester był blady jak płótno, ale dzielnie trwał na posterunku.

W Przeborce coś się przewróciło; miękkie drewno skutecznie zaklinowało ostrze, a nawet jakby je wyrwała, to jak miała powtórzyć cios w tym samym miejscu? Więzień wył, szarpał się i rzucał, krew bryzgała wszędzie, a wciąż połączona częścią ścięgien i nerwów z ramieniem dłoń podrygiwała obrzydliwie, że nawet przyzwyczajonej do widoków agonii z pola bitwy wojownicze żołądek podchodził do gardła. Co robić, co robić...

W końcu zdecydowała; przytrzymała ręką trzonek siekiery i kopnęła z wysokości klęczącego złodzieja w pierś, tak jak wyrywa się udziec z oprawianej dziczyzny. Rozległ się obrzydliwy chrzęst i mlaśnięcie; trzymające odciętą część ręki resztki skóry i mięśni zerwały się w końcu, podobnie jak nadwyrężona kość. Pozbawiony “oparcia” opryszek poleciał do tyłu, gdzie chłopi obezwładnili go bez problemu; Przeborka zauważyła, że prócz źle odciętej ręki ma niechybnie wyrwany bark - ale wierzyła w to, że Torika poradzi sobie i z czymś takim.

Napięcie i stres, który do tej pory zwężał jej wzrok do małego poletka zawierającego tylko skazańców, siekierę i pieniek, powoli ustępowały. Przeborka kilka razy poruszyła siekierką, w końcu uwalniając ją z pieńka; otarła czoło, tylko po to żeby zorientować się, że ręce do nadgarstków też ma przecież całe we krwi i tylko zostawiła sobie na czole krwawą smugę. Odłożyła spokojnie narzędzie na ziemię; ciekawe czy ktoś będzie chciał przyjąć je z powrotem... A potem westchnęła i odwróciła się w kierunku tłumu. Jej szare oczy pozornie bez wyrazu błądziły po twarzach zgromadzonych, ale po prawdzie wojowniczka z trwogą poszukiwała w patrzących na egzekucję ludziach odpowiedzi na to, jak ją teraz postrzegają...

Selunitka bez słowa wykonywała swoją pracę, mając na twarzy nieco bladą maskę pełną skupienia i determinacji.

Może walczyła z uczuciem paniki, może z torsjami… a może krwawiące kikuty wymagały od niej pracy, swego ciała i umysłu, na najwyższych obrotach.
Obaj złodzieje wpierw zostali zaleczeni cichą modlitwą do Świetlistej Panienki, a następnie specjalnie opatrzeni. Z uwzględnieniem polecenia, jak mają dbać o blizny, czego używać na bóle, oraz wszelkimi innymi informacjami, które pogrążeni w głębokim szoku mężczyźni nie byli w stanie, ani zapamiętać… ani nawet zarejestrować.

~ Będą żyć ~ pomyślał spokojnie Shavri. Poczuł do pewnego stopnia ulgę, że tak się stało. Choć całkiem nieźle zdołał sobie wmówić, że nie może się czuć odpowiedzialny za los złodziei. Nawet jeśli walnie przyczynił się do ich pojmania.

Przez moment był jednym z tłumu - patrzącym na czujną Przebijkę, która lustrowała ciżbę uważnie, jakby gotowa na prowokację. A potem coś go tknęło.

- Miłosierdzie i sprawiedliwość - powiedział głośno. Minął burmistrza i podszedł do niej, odpinając od paska swój bukłak. Wyciągnął go ku niej i po prostu obmył jej skrwawione dłonie na oczach zebranych. Ot niby zwykły gest. A jednak… Pełen aprobaty szmer przeszedł przez tłum i ludzie powoli zaczęli się rozchodzić.

- Doprowadzcie ich do traktu i niech się tu więcej nie pokazują - zarządził burmistrz do pilnujących mężczyzn, po czym spojrzał na złodziei. - Dzięki łasce kapłanki Selune zgnilizna wam niegroźna, na chodzie jesteście, więc fora ze dwora!

Wygnanie podkreślił szerokim zamachem, choć jego głos nie był tak pewny jak zwykle. Widać kaźń zrobiła na nim wrażenie. Odwrócił się i ruszył w stronę swojego domu, najwyraźniej zapominając o czekającym w loszku ostatnim z więźniów.

Shavri stał przez chwilę w bezruchu, wodząc oczami od Przebijki do Marva i Toriki. Po czym sam ochlapał sobie twarz wodą, po czym zasłonił oczy dłonią. Stał tak przez chwilę, po czym zebrał się do kupy, podciągnął pasek u spodni.

- Nie wiem, jak wy… ale ja mam chwilowo dosyć tego poranka. Idę się umyć i pożegnać towarzyszy z karawany, z którą tu przyjechałem. Potem możemy coś zjeść wspólnie i pogadać… Raczej nie w gospodzie - dodał z naciskiem, dając do zrozumienia o czym będzie ta rozmowa. - I raczej nie zwlekajmy z tym za długo, chciałem jeszcze zakupy przed drogą poczynić. Będę tu na was czekał - wskazał kapliczkę za swoimi plecami - za jedną… góra dwie świece. Dajcie proszę znać pozostałym. Przyniosę jakieś jedzenie.

Melune nadal uparcie milczała. Zebrała zakrwawione przybory, które przyniosła Garaele i ciągle z otępiałą maską na twarzy, jaką przybrała kilka chwil po ostatnim opatrzeniu, udała się do “swojego” domostwa.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline