Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2018, 22:15   #6
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Resztę podróży Wulf spędził w pozycji, w której ją zaczął, a więc siedząc w jednym z foteli z wyprostowanymi nogami i głową opartą o pierś. Wyglądał jakby spał, ale kto go tam naprawdę wie? Może znów czychał na okazję, by się wtrącić, wywołując jednocześnie u jednej lub kilku osób większe bądź mniejsze zmieszanie? Jeśli tak było, nie doczekał się.

Niecałe trzy godziny po tym, jak ponownie zapadł w swój "letarg", podniósł wreszcie swoje cztery litery. W kilka chwil podszedł do niewielkiej drabinki i błyskawicznie wspiął się po niej do części wydzielonej dla pilotów. Bracia Sarowie nawet nie zauważyli, gdy znalazł się za ich plecami, być może dlatego, że poruszał się niebywale wręcz cicho, a być może dlatego, że pochłonęła ich kolejna sprzeczka na temat, który Wulfa nie interesował w najmniejszym stopniu.

- Ile czasu do wyjścia z nadprzestrzeni? - spytał przerywając dłuższy wywód jednego z braci.

- Eee... sześć minut – odpowiedział ten drugi, lekko zaskoczony.

- Świetnie – uznał dowódca. - Wszyscy, zająć miejsca, zapiąć pasy, zaraz będziemy na miejscu! - oznajmił reszcie.

Następnie podszedł znów do drabinki, po której zjechał na dół. Głośne tupnięcie oznajmiło jego pojawienie się znów na poziomie, na którym podróż odbywali Jayltre, Danpa, Kara, droid i oczywiście on sam. Ogarnął wzrokiem pomieszczenie, a następnie spojrzał na każdego po kolei, aż jego oczy zwróciły się w stronę Kary. Przypadkowo ona również na niego spoglądała.

- Pozwól na chwilę – powiedział, po czym nie czekając na reakcję dziewczyny zaciągnął ją w najbardziej oddalony od reszty narożnik. Liczył co prawda na większą prywatność, ale tą mógł uzyskać jedynie w toalecie, a nie ośmieliłby się tam zaciągać Kary Lang na oczach wszystkich. Podejmował w życiu wiele głupich decyzji, ale nie był samobójcą.

Czarnowłosą ustawił w samym koncie przodem do siebie i reszty załogantów, samemu zaś stanął naprzeciw niej i tyłem do reszty. Zrobił to umyślnie tak, by nikt prócz niej nie widział jego twarzy ani dłoni.

- Posłuchaj, jesteś moim "drugim" – powiedział bez ogródek. Nie musiał jej tłumaczyć co to znaczy, odbyła zbyt wiele misji by nie wiedzieć. W skrócie jest to druga po dowódcy osoba, która ma dostęp do wszystkich informacji, wie po prostu tyle ile wie dowódca. Jeśli temu ostatniemu coś się stanie, zginie lub odniesie rany uniemożliwiające mu kontynuowanie zadania, "drugi" przejmuje wszystkie jego obowiązki. Znajduje sobie też kolejnego "drugiego". W ten sposób misja może być kontynuowana. Brutalna, lecz praktyczna logika.

- Tutaj masz wszystko – wręczył jej wyciągnięty z wewnętrznej kieszeni kurtki niewielki holodysk. - Prawdziwy cel misji, hasło kontaktowe, wszystkie informacje jakie mamy o tej planecie. Nie ma tego wiele, w wolnej chwili zaznajom się z tym, najlepiej gdzieś na uboczu, a potem zniszcz dysk. Wiem, powinienem ci to dać przed odlotem, ale nie było czasu... W każdym razie daję ci to teraz. Schowaj to, na co czekasz?

Gdy upewnił się, że holodysk spoczywa bezpiecznie w jej kieszeni, odwrócił się i zajął swoje miejsce, zapinając pasy. Nie wiedział jednak, że siedzący najbliżej Jayltre usłyszał część jego słów. Wielu z nich nie zrozumiał, ale szczególną uwagę zwrócił na: "drugim", "prawdziwy", "hasło", "planecie" oraz "dysk". Jeszcze więcej usłyszał Danpa, któremu umknęły tylko trzy pierwsze zdania, wypowiedziane przez Wulfa niemal bezgłośnie.

Niedługo potem Marlon pchnął przed siebie dźwignię odpowiadającą za hipernapęd. Długie białe kreski za iluminatorem zmieniły się z powrotem w świecące kropki, a z czarnej pustki kosmosu wyskoczyła czerwono-żółta planeta, a wraz z nią niewielki punkt, który szybko zaczął rosnąć.

- O nie... - głos należał do Wulfa, który znowu nie wiedzieć kiedy znalazł się za plecami Sarów. - Zawsze to samo. Dlaczego to nie może być zwykły transportowiec, albo chociaż krążownik, tylko od razu parszywy gwiezdny niszczyciel?

Rzeczywiście na orbicie planety widniał olbrzymi trójkątny kształt, który trudno było pomylić z czymkolwiek. Nie mógł być niczym innym jak tylko niszczycielem klasy Imperial, metalowym kolosem przemierzającym kosmos z tysiącami żołnierzy i setkami myśliwców na pokładzie, o licznych wieżyczkach artyleryjskich nie wspominając. Jakby na potwierdzenie z komlinka dobiegł głos:

- Tu gwiezdny niszczyciel "Daring". Nieznana jednostko, zidentyfikuj się i podaj cel przybycia.

- Tu lekki transportowiec "Linda" – Wulf nie tracił głowy. - Jesteśmy prostymi kupcami, mamy na pokładzie towar dla naszych sklepów na powierzchni planety.

Po paru minutach napięcia, podczas których U-wing zbliżył się nieco do imperialnej jednostki, nadeszła odpowiedź:

- W porządku, "Linda". Masz pozwolenie na wejście w atmosferę.


Davits szedł korytarzem najszybciej jak mógł, starając się nie wzbudzać niczyjej ciekawości. Prawdę mówiąc i tak niewielu zwracało na niego uwagę, nie wyróżniał się z tłumu. Ludzie mijali go, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Teoretycznie ubrany był schludnie, ubranie było czyste, brązowe włosy idealnie zaczesane na prawą stronę, jednakże jego kurtka wyglądała jakby widziała już lepsze dni. Cała wygnieciona, z wypchanymi różnym śmieciem kieszeniami. Jedyną rzeczą w jego wyglądzie, jaka przypominała, że jest wojskowym, były insygnia na prawej piersi. Było to pięć czerwonych kropek w srebrnym kwadracie. Davits Draven był bowiem generałem Sojuszu dla Przywrócenia Republiki.

Gdy dotarł do celu bezceremonialnie wcisnął przycisk na panelu otwierającym drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było niewielkie, a jedyne źródło światła stanowiła lampa zwisająca z kamiennego sufitu. Kolejna niedogodność posiadania bazy w jakiejś starożytnej świątyni dawno zapomnianej religii, minęły całe miesiące nim doprowadzili to miejsce do jako takiego stanu użytkowego. Dokładnie pod lampą stało biurko, a za nim siedział mężczyzna o siwiejących już włosach, ubrany w kurtkę identyczną jak ta noszona przez Dravena.

- Generale Cracken, dostaliśmy wiadomość od agenta Doraxa-5.

- Wtyczka u Gerrery? - Cracken mógł wyglądać na nierozgarniętego jegomościa w starszym wieku, ale jego umysł pracował zawsze na najwyższych obrotach. Nie bez powodu został szefem wywiadu Sojuszu.

- Tak jest – Draven sporo młodszy od swojego przełożonego uważany był za nie mniej inteligentnego, a w oczach niektórych nawet go przewyższał. Sam pełnił rolę jednego z zastępców Crackena. - W południe czasu miejscowego ich bazę na Radhii opuścił były porucznik Sojuszu Wulf, zabierając ze sobą nieliczną grupę żołnierzy.

- Nie nazywaj ich tak, Davitsie – w oczach Crackena pojawił się gniew, ale twarz i barwa głosu nie zmieniły się. - To fanatycy i najemnicy, ich sposoby walki niegodne są prawdziwego żołnierza. Nie wiedzą nawet co to znaczy. Wulf jednak... Wulf jest groźny. Jeden z najlepszych szpiegów Gerrery, może najlepszy. Czy Dorax-5 ustalił, gdzie się udał?

- Niestety nie. Udało mu się jednak umieścić urządzenie lokalizacyjne FX-50 na burcie jego statku.

- Nie odkryją jego obecności?

- Nie ma na to szans. FX-50 pozostaje nieaktywny przed i podczas lotu w nadprzestrzeni. Aktywuje się dopiero po jej opuszczeniu, a dokładnie dwanaście standardowych minut później. Zwykle wytyczanie współrzędnych do skoku zajmuje od trzech do sześciu minut, mniej doświadczonemu nawigatorowi do ośmiu. Jeśli więc statek, na którym umieszczono FX-50, dotrze jedynie do punktu przelotowego i zaraz ponownie wskoczy w nadprzestrzeń, urządzenie pozostanie wyłączone. Uruchomi się dopiero, gdy dotrą do celu. I wówczas poznamy ten cel.

- Wspaniale! Informuj mnie, proszę, na bieżąco.

- Jest tylko jedna niedogodność.

- Mianowicie?

- FX-50 jest pomyślane jako urządzenie nadawcze dalekiego zasięgu. Projektanci mięli jednak problem ze skonstruowaniem odpowiedniego źródła zasilania do ukrytej transmisji na znaczne odległości. Dlatego też FX-50 nadaje na wszystkich możliwych częstotliwościach. Każdy posiadający najprymitywniejsze urządzenie odbiorcze może trafić na jego sygnał.

- Ach, tak – Cracken zamyślił się. - Cóż, to już nie nasz problem. Niech tym martwi się Wulf i jego kompani. Jeśli znajdą się w pobliżu imperialnej floty... Nie zazdroszczę im.


- Urządzenie namierzające na lewej burcie! - oznajmił ze zdziwieniem Marlon, spoglądając na pulpit sterowniczy. - Nadaje otwartym sygnałem!

- Imperialce zaraz go wychwycą – domyślił się Wulf.

- Już to zrobili, TIE'e startują z głównego hangaru – zauważył Jeron.

Rzeczywiście z "brzucha" ogromnego statku wojennego wyłoniło się kilka myśliwców o charakterystycznym kształcie litery "H". Jakby tego było mało kolejne nadlatywały z prawej strony i z tyłu. W sumie trzynaście jednostek, na razie poza zasięgiem. Na szczęście Wulf zadbał o pewne modyfikacje "Lindy", które dawały nadzieję na skuteczną obronę. Prócz standardowej pary przednich działek, miała jedno tylne, a ponadto boczne wyjścia wyposażono w energetyczne osłony, dzięki czemu można je było otworzyć w przestrzeni kosmicznej, nie narażając załogi na szwank i prowadzić z nich ogień ręcznymi karabinami.

- Ty, mam nadzieję, że znasz się na swoim fachu – Wulf zwrócił się do Jerona. - Odciągnij nas od tego niszczyciela, celem nadal jest planeta, ale nie możemy na niej wylądować z TIE-ami na karku. Twój brat niech się zajmie przednimi działkami. Osiemdziesiąt procent energii tarcz na tył, dwadzieścia na przód.

- BX, bierz się za tylne działko – odwrócił się do reszty. - Panel sterowniczy jest tam – wskazał jeden z kątów pomieszczenia. - Ty, bez oczu, łap się za działko jonowe na prawej burcie, a ty – wskazał na Danpę – na lewej. Obyście umieli strzelać tak dobrze, jak twierdził Jack – ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie niż do nich. - Kara, ty i ja donosimy im baterie do broni. Niestety nie mamy tu więcej armat.

Na spotkanie U-winga nadlatywało od strony niszczyciela sześć jednostek. Kolejne cztery zbliżały się z prawej strony, nieco z góry. Ostatnie trzy idealnie od tyłu...
 
Col Frost jest offline