Gdy tylko ściana drzew zamknęła się za nią i odcięła od pozostałych, wilkołaczka rozebrała się, związując wszystkie rzeczy w jeden tłumoczek.
Lubiła bieg w formie wilka. Czuła się szybsza, sprawniejsza i mocniejsza jako czworonóg.
Jej zmysły były bardziej wyostrzone, pozwalały na więcej.
A ona nie mogła sobie pozwolić na ograniczenia.
Wilczy umysł przejął kontrolę i Żenia z ulgą odcięła się chwilowo od zmartwień i smutków ludzkiej cześci.
Z warknięciem uchwyciła zawiniątko w zęby i ruszyła galopem w kierunku wskazanym przez Harada.
Przez chwilę wolna.
Przez chwilę bez ciężaru na sercu.
Pazury mocno wbijały się w darń.
W nos uderzały zapachy drzew, krzaków, zwierząt zamieszkujących tereny przemierzane przez waderę. Położone płasko uszy rejestrowały dźwięki niedosłyszalne dla ludzi: odgłosy ptaków gdzieś w górze, uciekających w popłochu gryzoni.
Czarne futro chroniło wilczycę przed smagnięciami krzewów.
Ciało pracowało jak dobrze naoliwiona maszyna.
Wilcze spojrzenie dostrzegało nierówności terenu, powalone drzewa i Żenia w biegu odnalazła pocieszenie.
Las nie oceniał.
Las był.
Wadera trzymała się nieco z dala od turystycznych szlaków a przez to i od patroli granicznych. Nadrobiła przez to nieco drogi ale kierunku wskazanego przez Alfę górali nie straciła.
Gdy monotonnia biegu znurzyła ją a woń wody wzmocniła się, wilczyca przystanęła by się napić i chwilę odpocząć.
Nabrała też wody w butelkę i przyjrzała się mapie.
Nie była już daleko a do zmroku nie zostało już wiele czasu.
Przez chwilę rozważała swoje opcje i w końcu postanowiła pobiec jeszcze trochę dalej jako wilk.
Niedaleko przed granicą terytorium Tancerzy upewniła się, że nie jest obserwowana wciągając zapachy z każdej strony i powróciła do ludzkiej postaci.
Ubranie jakie miała poddarła nieco: nogawki i pośladki ubrudziła mchem i ziemią. Ciemne, ziemiste maźnięcią zostawiła też na twarzy. Włosy naczochrała. Z bronią za pasem i butelką wody ruszyła na nieznany teren.
Szła powoli chociaż robiła przy tym wiele hałasu. Czekała na zapadający mrok.
Zagłębiając się w rejony spiral, kilka razy wywróciła się specjalnie.
Ostatnie dwa upadki uwieńczyła również głośnymi krzykami bólu, które tłumiła równie raptownie co pozowalała im się wydrzeć z ust. Rozglądała się co chwilę wokół i starała się wyglądać na zagubioną i przestraszoną.
Chociaż uczciwie przyznała się samej sobie, że nie musiała się specjalnie przykładać do tego udawania.
Była przestraszona.
Była też zagubiona i to od kilkunastu dni.
W głowie powtarzała sobie plan jaki przygotowała na najbliższe godziny.
Przy kolejnym zamarkowanym upadku, nie wstała.
Wlazła głęboko na terytorium przeciwnika, będącego w stanie wojny ze stadem Harada. Nie wątpiła, że Tancerze mają wystawione czujki.
Przez chwilę chlipała i oglądała nogę, która w teorii była zwichnięta. Uderzyła dłonią z frustracją w ziemię po czym chwilowo zamarła i odetchnęła z ulga.
Skulona w coraz głębszym mroku przyglądała się zmaltretowanej mapie mrucząc do siebie pod nosem:
- Głupia, głupia, głupia...
Odczekała dłuższą chwilę i udając wahanie i próbę odgadnięcia gdzie tak naprawdę jest i gdzie ma iść ruszyła do miejsca, w które kilka godzin wcześniej pukał wielki paluch górala.