Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-02-2018, 21:00   #51
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia napotkawszy wzrok Szramy wzruszyła ramionami.
Nadal miała ponad tydzień do wyznaczonego radośnie terminu.

Zwróciła się do Czarnego:

- Mogę służyć za wabik. Ustalimy trasę, zagonicie mnie na teren łowczy tamtych, żeby było wiarygodnie i zastawicie pułapkę. - pomysły tego rodzaju były dla Żenii naturalne jak oddychanie. - Co myślisz?
To ostatnie dodała już z wyrachowaniem, by dopełnić jej nowego rytuału wobec Szamana.

- To niebezpieczne! - natychmiast zareagował Zaar.
- Pójdę z tobą - powiedział Czarny.

Pozostali nie zareagowali jakby zaskoczeni propozycją młodej dziewczyny, która dopiero co zakończyła rytuał przejścia. Szrama przekrzywiła głowę z zaciekawieniem.
- Ale najpierw musimy ustalić wszystko z Haradem - dodał Czarny.

- Dobra - potulna zgoda towarzyszyła spojrzeniu rzuconemu na Zaara. Żeńka niemo prosiła go o zachowanie spokoju. - Ruszajmy jak najszybciej, caern sam się nie założy.
Dziewczyna wyszczerzyła się radośnie do Szramy choć Żeńka zapewne jawiła się waderze jako pocieszna kulka futra, szczerząca ząbki w zalążku echa groźnego wyszczerzu.

Zanim ta zdążyła zareagować Bondar furknęła ku Michałowi i Guciowi.

- Możemy pogadać? - zapytała przymilnie tego ostatniego. Nie rozmawiali od czasu gdy młoda wilkołaczyca gasiła na nim płomienie… własnymi gatkami.

Michał skinął głową, Gustaw rozejrzał się jakby nie wiedząc o co chodzi.
Wyszli z dużego pomieszczenia na obskurny korytarz. Postąpili kilka kroków i w zasadzie w marszu Michał zapytał:
- O co chodzi?

No nie dało się ukryć. Żenia lubiła tę dwójkę.
- No o was - stwierdziła jakby chodziło o oczywistość. Oparła się ramieniem o ścianę. Miała do chłopaków dziwną słabość. - Gustek, dobrze wszystko? - zmierzyła mięśniaka spojrzeniem - I co planujecie teraz? Zostaliście we dwójkę …- zawiesiła strategicznie głos.

- Jak to co? - Odpowiedział Gustaw - będziemy ich napierdzielać. Aż zdechną.

Coś powiedziało Żenii, że Kruk nie byłby dumny z tej odpowiedzi.
- Aha… - mruknęła unosząc leciutko brew.

- Cóż, mamy wojnę. Na skalę jakiej nigdy nie doświadczyliśmy - uderzył w inną nutę Michał.
- Gdyby nie ty siedzielibyśmy w naszych lasach i myśleli, że wszystko jest w porządku. Tymczasem tutaj mają regularne walki. W Poznaniu przeprowadzili zamach. My jesteśmy żołnierzami. Będziemy walczyć. Za chwałę i honor.
- Taak - z aprobatą warknął Gustaw.
Żenia pokiwała z uznaniem głową. Jej mina była pełna dumy z dwójki mięśniaków:
-Chłopaki a słuchajcie… może tylko taka sugestia dotycząca watahy… was dwójka a i tak chcecie zostawać w okolicy co nie? Może połączyć obie watahy w jedną? Pytanie czy Kruk się zgodzi? - Żenia pochyliła się konfidencjonalnie do chłopaków, z których każdy mógłby złamać jej kończyny mocniej napinając mięśnie - Nie znam się na tym, ale im większa wataha tym mocniejsza? - potoczyła wzrokiem od Gucia do Michała i z powrotem.

- To musielibyśmy mówić z Krukiem. My nie możemy podjąć takiej decyzji, ale… kto miałby być alfą? - wyraził wątpliwość Michał.

To była najtrudniejsza sprawa:
- Hm no ja nie pamiętam wiele - dziewczyna mówiła powoli i z namysłem - Ale jak jest wojna to nie można walczyć o bycie alfą, nie? - zmarszczyła nos - A ten Alfa co ma większa watahę wydaje się być logicznym wybrańcem. Aaaaaaale - nie dopuściła Michała do głosu - Poznań nie ma takich jak wy. Wojowników. Oni raczej od PRu, soft skilli. Jeśli otworzy się caern w Poznaniu, będzie potrzebował obrońców. Strażników. Moglibyście nimi zostać. To chyba dobry deal by był? Hm?

- Nie ma honoru w utracie władzy nad watahą. Nie prosisz mnie o to o co prosisz, prawda? - powiedział Michał. - Pomożemy. Jako równi. Nie jako podwładni Czarnego. Czy to wszystko?

Gdy Michał mówił Gustaw włożył ręce w kieszeń i zaczął się bardzo mocno kojarzyć z jednym z tych domorosłych psychologów stojących w bramie i pytających: “masz problem?”.

- Nie proszę o nic tylko wskazuję kwestię niskiej liczebności i ewentualnych korzyści związanych ze zmianą statusu - Żenia wyjaśniła stanowisko - Grześ… was dopełniał. A teraz… teraz się o was martwię. - dziewczyna dodała ze smutkiem i łzami rodzącymi się pod powiekami na wspomnienie wilkołaka. Podniosła załzawione oczy na napuszonego Gucia - Lubię Was. Wolałabym, żebyście nie odczuli osłabienia, szczególnie teraz. Podczas wojny. Jesteście potrzebni.

Michał i Gustaw wyraźnie posmutnieli na wspomnienie ich towarzysza.
- Gdy przyjdzie czas, to Kruk powie nam kto go zastąpi. Nie pozwoli na nasze osłabienie - tym razem przemówił Gustaw. Treść słów i mądrość z nich płynąca uderzała w kontraście z postawą znudzonego dresiarza

Żeńka nie robiła sobie wiele z jego statusu i pozy i rzuciła się znienacka by go przytulić:
- Obiecujesz? - mruknęła cicho w szeroką i umięśnioną klatę. - obiecujecie obaj? Że nie będziecie osłabieni? Że pomścimy go? Że nie ….- młody wiek i szok po śmierci Grzesia ciągle rezonował w dziewczynie - Przemyślcie to chociaż, co? Teraz tak. - Żenia pociągnęła nosem. - Teraz proszę.

Gustaw ją objął. Po chwili dołączył się do niego Michał. Dziewczynie było ciepło i miło. W końcu dobiegło do niej mruknięcie Michała.
- Muszę najpierw pogadać z Krukiem. Później z Czarnym. No i później zobaczymy.

- Dobrze… - dziewczyna wciąż siąpiąc zgodziła się potulnie - … dobrze.
Uczucie bliskości chłopaków działało jak balsam. Otarła mokre policzki i spytała cicho:
- Mogę się was trzymać? Pozwolicie mi? Ktoś wam musi tyłki chronić w końcu… - zażartowała nieśmiało z krzywym uśmiechem, otaczając każdego z nich ramieniem.

- Rany, jakbym słyszał Grzecha - powiedział odsuwając się Michał. Starał się, żeby ton kojarzył się z narzekaniem, ale na jego twarzy wykwitł uśmiech. Gustaw, który nadal obejmował Żenię zachichotał.

- No dobra, dobra - Żenia zrobiła dzióbek jakim pierwszy raz powitał ją wilkołak w lesie tucholskim - Nie narzekaj - zaśmiała się ciepło dziewczyna, czując niejaki katharsis i ulgę. Cmoknęła każdego z chłopaków w policzek - Ha! Tego Grzechu nie robił! - cwaniacka mina podkreśliła sam gest. - No to jedźmy skopać tyłki w górach! - nadstawiła dłoń do przybicia piątek z ahrounami.

Obaj bez wahania je przebili.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 23-02-2018 o 21:02.
corax jest offline  
Stary 23-02-2018, 22:05   #52
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Czarny siedział z tyłu terenówki zorganizowanej przez Zaara. Obok niego Żenia. Jechali na spotkanie z Haradem. Nikogo z watahy Szramy nie udało się wciągnąć do samochodu.
- Mam pewien pomysł. Widzisz jest coś takiego jak osobiste totemy. Czasem, niektórzy z nas się decydują na coś takiego. Byłabyś częścią naszej watahy, ale miałabyś swojego własnego patrona. Tylko musielibyśmy poszukać ducha, który się tobą zajmie. I nie byłoby problemu z twoim skakaniem z kwiatka na kwiatek.

- Ja nie skaczę z kwiatka na kwiatek - obruszyła się Bondar w odpowiedzi.

- A jak się szuka takiego ducha? - dodała po chwili ciszy.
- Skacze się na drugą stronę lustra, prosi szamana od duchów, żeby zaprowadził w odpowiednie miejsce, potem prosi się go o odprawienie rytuały, pyta się ducha który przybędzie o to, czy weźmie takiego nieszczęśnika pod swoje skrzydła. Pewnie nie będzie chcieć, no to pyta się go o kogoś, kto być może by chciał - nie umknęło jej uwadze, że Czarny całkowicie zignorował jej początkowy protest.

- Czemu nieszczęśnika? - dociekała dziewczyna - Co w tym nieszczęśliwego?
Nie do końca rozumiała jaki problem jest w posiadaniu totemu solo. - Każdy musi mieć ducha opiekuna?

- No bo to jest szukanie opiekuna. Normalnie to totem znajduje swoje dzieci - odpowiedział spokojnie.

- No ale mnie nie znalazł. Sam mówiłeś, że nie należę do watahy. - Żenia zapatrzyła się na mijane widoki - A Czarny słuchaj… gadałam z chłopakami. - pochyliła się do Szamana - Możliwe, że Michał z Tobą pogada o połączeniu. To jakiś problem dla waszego totemu?

Czarny wzruszył ramionami
- Nie wiem. Muszę porozmawiać z Totemem. Michał mówił dlaczego miałby zdecydować się na taki krok? Teraz jest alfą. Utraci honor tracąc przywództwo.
- Nie samym honorem się żyje. - Żenia się skrzywiła - Poprosiłam ich by pomyśleli o dołączeniu do Ciebie. Są sami, nie chcę by im się coś stało przez to, że Grzesiek odszedł. A Tobie wojownicy się przydadza, nie? Dużo ich nie masz. Poza tym, caernu ktoś musi pilnować. Górale pilnują. To co? Poznań nie będzie?

- Słusznie - odpowiedział.

Podróżowali drogami kiepskiej nawierzchni przez kilkadziesiąt minut. Przez to auto jechało wolno. A może przez to, że za kierownicą był Zaar?
- Możemy o tym totemie pogadać już po spotkaniu z Handlarzem Wspomnieniami. A może będziesz wolała pogadać z Kojotem? Bo słyszę, że Krukowi wataha może uciec - Czarny w dziwny sposób żartował. Jego ton się nie zmienił. W zasadzie ciężko było wychwycić, że była to próba żartu.

Liczyła się próba a Żeńka coraz łatwiej wychwytywała niuanse nastrojów i wypowiedzi Alfy.

Teraz jednak próbowała rozkminić co Czarny tak naprawde próbuje zyskać ciągnąc ją do swojej watahy. Przyglądała się mu przez chwilę by w końcu skinąć głową.
- Ok. Pogadam z Kojotem. - ciekawa była reakcji poważnego dotąd Szamana od duchów.

Skinął głową. Nie kontynuowali tematu. W zasadzie wszystko wskazywało, że będą jechać w ciszy do samego Harada.

W końcu wyjechali z lasu, a Czarny powiedział:
- Nie mów przy nim za dużo.

- Będę trzymać twarz na kłódkę - obiecała solennie Żenia. Solennie na tę chwilę. Doszła do wniosku, że tak czy siak nikt nie spodziewa się milczącego ragabasha.

Zaar i Zapalniczka zaśmiali się słysząc deklarację dziewczyny. Lecz nim brunetka miała możliwość wyrażenia swojego obruszenia, ich auto zatrzymało się na skraju wioski.

Niewielkiej.
Trzy większe zabudowania. Dwa mniejsze.

W zasadzie mogłaby to być posiadłość jednej osoby, ale płoty między budynkami wyraźnie temu zaprzeczały. Spod jednej ze stodół wyjechał czarny Hummer. Zbliżył się do ich auta, po czym stanął bokiem jakieś pięćdziesiąt metrów od nich. Jak na komendę cała wataha poznańska opuściła wóz.

Bondar rozglądała się ciekawsko ukryta za Czarnym i Zaarem. Nie wiedziała dokładnie czego się spodziewać ale czarny Hummer ją zaintrygował. Trzymała gębę na kłódkę, zgodnie z obietnicą sprzed kilku minut.

Z Hummera wysiedli trzej mężczyźni. W pierwszej chwili można było ich wziąć za kolegów Gustawa i Michała. Z tym, że dużo lepiej ubranych. Stylowe dresy zastępowały eleganckie koszule i materiałowe spodnie. Trzej mężczyźni sprawiali tak dobre wrażenie, że Zaar i Czarny wyglądali przy nich na obdartusów.

Obie grupy szły w swoim kierunku. Dopiero gdy dzieliło ich tylko kilka metrów wszyscy gwałtownie się zatrzymali. Żenia przez chwilę rozkminiała czy mieli umówione jakieś tajne hasło albo znaki. “ Trzy, cztery, stop”... czy coś w tym stylu.

- Więc to prawda. Pyrami rządzi Ogórek - najwyższy z mężczyzn, o szczęce kwadratowej niczym bezpośredni spadkobierca Conana Barbarzyńcy, powiedział swoim niskim głosem, po czym splunął w sposób tak nieelegancki, że nawet jego połyskujące w słońcu skórzane buty nie były w stanie zatrzeć złego wrażenia.

- To prawda. A czy ty nie jesteś za stary na to wszystko, Harad? Wziąłbyś wreszcie zdał maturę, a nie się po lesie włóczysz - odpowiedział Czarny.

- Gdzie twój Omega? - zapytał elegant, podczas gdy jego towarzysze zaczęli się cicho śmiać.

- Myślałem, że to spotkanie Alf. Czyżby przez te cztery lata twój status spadł? - odpowiedział Czarny, a Harad postąpił krok do przodu warcząc groźnie.

Żenia cichutko westchnęła, podziwiając dyplomatyczne umiejętności obydwu liderów.

- Do rzeczy, Ogórek. Zaar mi powiedział, że chcesz Caern postawić w jakiejś pipidówie pod Poznaniem. Ja powiedziałem mu, że mam tu wojnę i się nie ruszę. No i co się zmieniło, że przychodzisz osobiście mnie prosić o pomoc? - Harad zdawał się uspokoić.

Czarny zaś nie negował faktów. Gdyby przyszedł z pomocą do Harada, ten z pewnością obruszyłby się bardziej niż za powitalne przytyki. Toteż wystąpił w charakterze proszącego.
- Bardzo zależy nam na tym Caernie. Potrzebujemy urosnąć w siłę, po tym co się stało w Poznaniu. Wiecie, że stoi za tym Pentex?

Trójka elegantów wyraźnie posmutniała. Żarty, żartami, ale byli kilka dni po tragedii.
- Szrama powiedziała mi, że macie problem z jedną watahą Spiral. Myślę, że mam pomysł jak się ich pozbyć. To pozwoliłoby Wam zmniejszyć ochronę tutaj i pomóc nam w Poznaniu.

Harad chwilę się zamyślił, po czym powiedział:
- W czerwcu minął rok odkąd mamy z nimi wojnę podjazdową. Jak niby chcecie rozwiązać problem w kilka dni, z którym my nie poradziliśmy sobie miesiącami?

Pytanie było podchwytliwe i właśnie w tym momencie Antoni Ogórek musiał wykazać się niezwykłym zmysłem dyplomatycznym. Bo jak tu odpowiedzieć na tak postawione pytanie i nie urazić gospodarza?

- Uciekniemy się do podstępu - powiedział spokojnie. W tych prostych słowach dało się wyczuć geniusz. Harad był honorowym wilkiem z honorowego rodu. Nie wypadało mu sięgać po tak trywialne metody jak podstęp.
- Ona - Czarny delikatnie sięgnął ręką do Żenii i przyciągnął, żeby stanęła tuż obok niego - bedzie kluczem. Będzie udawać jedną z nich i wprowadzi ich w pułapkę.

- Żenia? - powiedział spokojnie Harad, a Zaar i Zapalniczka wyraźnie zdębieli tak samo jak i sama dziewczyna. Tymczasem mężczyzna po prawej Harada sięgnął po broń, którą miał w kaburze na pasku za plecami i wycelował wprost w brunetkę. Ten ruch zaskoczył nawet Harada.

Czarny bez wahania stanął przed Żenią.
- Cóż, nie wiedziałem, że się znacie.

- Ona śmierdzi Żmijem. Tak jak Spirale, albo Zmory - powiedział ten trzymający broń.

To były znajome wody.
Żenia poczuła się nieco pewniej. Z drugiej strony kminiła, czy wpadała do górali po pomoc jak do Buraka?

- Ale nie jestem ani Spiralą ani zmorą. Jestem Córką Ognistej Wrony, potomkinią Iwana Wyhowskiego. Herbu Awdaniec, Ragabashem z rodu Władców Cienia. Szpon Cieni przeprowadził mój Rytuał Przejścia dwa dni temu. - starała się mówić pewnie wspominając sobie podkręcającego wąsa atamana. Zamknęła się raptownie przypominając sobie obietnicę. Łypnęła na Czarnego a potem na Harada.

- Rytuał przejścia, przodkowie, wszystko fajnie, ale od kiedy w zasadzie jesteś wilkołakiem? - wyraził zwątpienie Harad. I wtedy do akcji wszedł Zaar:
- Była naszym zaginionym szczenięciem. Nie wiedziała, że jest wilkołakiem. Pierwsza przemiana nastąpiła dopiero kilka tygodni temu.

Harad pokiwał głową. Wystąpienie brunetki poparte głosem plemiennego historyka stanowiło aż nadto dobre wyjaśnienie.

- A czemu śmierdzi Żmijem? - wtrącił ten z pistoletem. Teraz już coraz mniej pewnie celujący w stronę dziewczyny.

Żeńka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Ale skoro jestem tu z watahą Czarnego, walczyłam u boku ich i watahy z Tucholi z Pentexem kilka dni temu, a duch fetyszu związał się ze mną, to chyba… tak trochę chyba … nie mogę być Spiralą, hm? Ten zapach to klucz do proponowanego przez poznańskiego Alfę podstępu. Chcesz dalej we mnie celować czy posłuchasz co proponuje by skopać tańczące tyłki? - Żenia przekrzywiła lekko głowę z uśmiechem.

Mężczyzna popatrzył pytająco na Harada. Ten położył mu dłoń na broni.
- Adam, nie wygłupiaj się. Przecież zdążysz się na nią rzucić jak się tu w jakiegoś stwora zmieni, nie?
Alfa watahy z gór spojrzał pytająco na Czarnego.

- Myślę, że w czasie jej ostatniej akcji Pentex podał jej jakieś badziewie. Jak tym ludziom we Francji w 2019. Staramy się to ustalić - powiedział z kamienną twarzą Alfa z Poznania. - W każdym razie działa to na naszą korzyść. Wezmą ją za jedną z nich.
Harad mruknął i kiwnął głową.
- Czyli ona dostaje się do Czarnych Spiral i załóżmy, że jej nie zabiją. Co dalej?

“Oż Ty w oscypki kopany Conaniewiczu…”
Nie ustalali szczegółów, a dziewczyna rzuciła pomysłem ot tak, od czapy. Mieli ustalić szczegóły razem z Haradem…
Umysł Żeńki ruszył z kopyta.

- Po pierwsze to mamy mało czasu więc trzeba się ogarnąć szybko. Moje imię i podobizna były publikowane w mediach. Myślę, że niekoniecznie widzieli ostatnie newsy skoro się szlajają w górach, ale ...no lepiej szybciej niż później. Wyznaczymy trasę, miejsce w które będę mogła ich ściągnąć. Ekipa Czarnego zastawi pułapkę na miejscu, wy będziecie “naganiać” i zamknięcie drogę odwrotu. Mnie wypuścicie w miejscu gdzie działali ostatnio. Ja ponawijam makaron na uszy by ich przekonać. Nawet mam jeden pomysł… - dodała zaciskając usta w kreskę.

Czy można wyobrazić sobie lepszy powód niż zemsta na plemieniu swojego gwałciciela?

- Chodźcie. Czytasz mapy? - powiedział Harad i ruszył w stronę swojego samochodu ku ponownemu zaskoczeniu dziewczyny.

Po chwili ze schowku wyciagnął mapę, która była jednolicie zielona. No może nie jednolicie, było tam kilka odcieni.
- To jest powierzchnia kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. Jak cię znajdą, to nikogo z nas nie może być w pobliżu. Jesteśmy tutaj. Park ciągnie się na wschód, południe i północ od tego miejsca. Musiałabyś ruszyć stąd kilkanaście kilometrów na południe, potem odbić na wschód. Tam gdzieś są ich krewniacy. I oni. To stamtąd nas wyparli. Ale to obszar kilku kilometrów. Jeżeli teraz ruszysz, to do wieczora dotrzesz na miejsce. Nie dasz rady nagnać ich na nasze terytorium. Są na to zbyt czujni. Musimy zasadzkę ustalić gdzieś tutaj. - Wskazał palcem miejsce daleko na południe od miejsca gdzie byli.
- My spróbujemy przygotować w tamtej okolicy zasadzkę. Plus minus parę kilometrów. Tuchola nadal czci ptasiora? - Popatrzył na Czarnego, a ten skinął przytakująco głową.

- No to chłopaki cię wyśledzą i wrócą do nas z informacjami. My się tam wbijemy i zakamuflujemy na dwa, może trzy dni. Zdążysz ich naciągnąć? Czy tam nawinąć makaron? - zapytał Żenię, która wciąż ogarniała fakt, że nikt nie zakwestionował jej propozycji.

- Powinnam. Jeśli nie wyjdzie w ciągu doby to raczej nie wyjdzie nigdy. Potrzebuję taką mapę, plastikową butelkę. I jakąś lipną broń, bo mojej mi szkoda.

Spojrzała po sobie z namysłem klepiąc się po kieszeniach.
- Co jeszcze widujecie u niedzielnych turystów? - Żeńka spojrzała na Harada. I natychmiast dorzuciła:
- Zaar przypilnujesz moich gratów? - spytała mając na myśli jej nieodłączny plecak. - Nie chcę ich zabierać. - Jak daleko z tego miejsca do granicy?

Harad podał jej mapę i wyciągnął dłoń, która nasuwała skojarzenie ze szpadlem łopaty. Ten, nazwany wcześniej Adamem podał mu broń, którą wcześniej celował w Żenię. Broń bez słowa wylądowała na masce samochodu.
- Dołożymy wszelkich starań, żeby w ciągu doby się tam skitrać. Ale może być ciężko. - Spojrzał na nią od góry do dołu - Nie, nic więcej ci nie trzeba poza aparatem fotograficznym.
Dziewczyna prychnęła oddmuchując włosy.
- Butelka… to będzie problem. - dokończył wilkołak.
- Mam w samochodzie - wtrącił Zaar zabierając plecak. - Przyniosę.
- Zobacz - Harad sięgnął po mapę którą dopiero co podsunął Żenii - granice biegną tutaj i tu. Jeżeli pobiegniesz według naszych wytycznych, to w zasadzie przetniesz trzy razy granice. Zasadzka będzie już na Słowacji. Uważaj na straż graniczną. Mamy tam swoich ludzi. Nie chciałbym, żeby któryś zginął.

Bondar raz jeszcze pochyliła się nad mapą zapamiętując trasę i ogólne wskazówki.
- Jakiś znak mi dacie? Inny niż wycie wilka - spytała pochylając się i biorąc w dłoń nieco ziemi. Zwinęła mapę w rulonik, przesunęła brudną dłonią i skręciła. Rozłożyła papier na nowo oglądając mini dziełko zniszczenia. - albo dzwonek komórki Adaśka?- dorzuciła w ramach odcięcia się za wcześniejsze celowanie. Broń sprawdziła i schowała za pasek spodni.

- Będziesz wiedzieć. Najwyżej jeżeli zacznie się walka, to będziesz wiedzieć, że to my. My z Czarnym przygotujemy wszystko tam, na miejscu.
- Idę z nią - zaprotestował Alfa.
- Potrzebuję cię tutaj - zaprotestował kolejno Harad.
- To szczeniak, a my puszczamy ją do watahy Czarnych Spiral. Nie zostawię jej samej sobie.
- Niech totem ma na nią oko - podsunął oczywiste rozwiązanie Harad, a czarny zagryzł zęby.

Dziewczyna położyła mu dłoń na ramieniu.
- Chłopaki mnie namierzą. A ogarniesz tu, to dołączysz i Ty.

Czarny wziął ją pod rękę i odciągnął kilka kroków.
- Po pierwsze, to nie twoja decyzja. Po drugie…. Jeżeli tam zginiesz, to znajdę cię w zaświatach i nakopię do dupska tak, że pożałujesz, że się urodziłaś. Zrozumiano? - Patrzył jej prosto w oczy.


Wziął tym Żeńkę całkowicie z zaskoczenia.
W pierwszej chwili dziewczyna myślała, że będzie udzielał rad i poszła wiedziona ciekawością. Ale słowa przypomniały jej o całej pokichanej hierarchii i Litanii. Spuściła wzrok i przestąpiła z nogi na nogę. Trochę grała dla widowni, a trochę nie chciała robić siary Szamanowi. Mogła się z nim użerać na osobności, ale miał być szefem wilkołaków w Europie. Głupio by było podkopywać plan zanim jeszcze na dobre się zaczął.

Pokiwała głową:
- Tak, Alfo. - mruknęła pod nosem. Z lekkim fochem żeby nie było…

Czarny kiwnął głową i puścił ją.
- Czas ruszać. Pogadaj z nimi i spadaj. Spróbuję wszystko ustawić. W razie czego powiem Michałowi i Gustawowi, żeby cię wyciągnęli.

- Dobrze. - Żenia odebrała butelkę od Zaara w ostatnim odruchu oddając mu też komórkę - No to spadam - rzuciła radośnie cytując Czarnego. Z przekorą i specjalnie. - Trzymajcie kciuki.

Zgarnęła mapę i butelkę.
Odwróciła się na pięcie płynnym ruchem i ruszyła w las.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 24-02-2018 o 08:21.
corax jest offline  
Stary 25-02-2018, 12:20   #53
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Gdy tylko ściana drzew zamknęła się za nią i odcięła od pozostałych, wilkołaczka rozebrała się, związując wszystkie rzeczy w jeden tłumoczek.
Lubiła bieg w formie wilka. Czuła się szybsza, sprawniejsza i mocniejsza jako czworonóg.

Jej zmysły były bardziej wyostrzone, pozwalały na więcej.
A ona nie mogła sobie pozwolić na ograniczenia.
Wilczy umysł przejął kontrolę i Żenia z ulgą odcięła się chwilowo od zmartwień i smutków ludzkiej cześci.

Z warknięciem uchwyciła zawiniątko w zęby i ruszyła galopem w kierunku wskazanym przez Harada.

Przez chwilę wolna.
Przez chwilę bez ciężaru na sercu.


Pazury mocno wbijały się w darń.

W nos uderzały zapachy drzew, krzaków, zwierząt zamieszkujących tereny przemierzane przez waderę. Położone płasko uszy rejestrowały dźwięki niedosłyszalne dla ludzi: odgłosy ptaków gdzieś w górze, uciekających w popłochu gryzoni.

Czarne futro chroniło wilczycę przed smagnięciami krzewów.
Ciało pracowało jak dobrze naoliwiona maszyna.
Wilcze spojrzenie dostrzegało nierówności terenu, powalone drzewa i Żenia w biegu odnalazła pocieszenie.

Las nie oceniał.
Las był.

Wadera trzymała się nieco z dala od turystycznych szlaków a przez to i od patroli granicznych. Nadrobiła przez to nieco drogi ale kierunku wskazanego przez Alfę górali nie straciła.

Gdy monotonnia biegu znurzyła ją a woń wody wzmocniła się, wilczyca przystanęła by się napić i chwilę odpocząć.
Nabrała też wody w butelkę i przyjrzała się mapie.

Nie była już daleko a do zmroku nie zostało już wiele czasu.
Przez chwilę rozważała swoje opcje i w końcu postanowiła pobiec jeszcze trochę dalej jako wilk.

Niedaleko przed granicą terytorium Tancerzy upewniła się, że nie jest obserwowana wciągając zapachy z każdej strony i powróciła do ludzkiej postaci.
Ubranie jakie miała poddarła nieco: nogawki i pośladki ubrudziła mchem i ziemią. Ciemne, ziemiste maźnięcią zostawiła też na twarzy. Włosy naczochrała. Z bronią za pasem i butelką wody ruszyła na nieznany teren.

Szła powoli chociaż robiła przy tym wiele hałasu. Czekała na zapadający mrok.
Zagłębiając się w rejony spiral, kilka razy wywróciła się specjalnie.

Ostatnie dwa upadki uwieńczyła również głośnymi krzykami bólu, które tłumiła równie raptownie co pozowalała im się wydrzeć z ust. Rozglądała się co chwilę wokół i starała się wyglądać na zagubioną i przestraszoną.

Chociaż uczciwie przyznała się samej sobie, że nie musiała się specjalnie przykładać do tego udawania.

Była przestraszona.

Była też zagubiona i to od kilkunastu dni.

W głowie powtarzała sobie plan jaki przygotowała na najbliższe godziny.

Przy kolejnym zamarkowanym upadku, nie wstała.

Wlazła głęboko na terytorium przeciwnika, będącego w stanie wojny ze stadem Harada. Nie wątpiła, że Tancerze mają wystawione czujki.

Przez chwilę chlipała i oglądała nogę, która w teorii była zwichnięta. Uderzyła dłonią z frustracją w ziemię po czym chwilowo zamarła i odetchnęła z ulga.
Skulona w coraz głębszym mroku przyglądała się zmaltretowanej mapie mrucząc do siebie pod nosem:

- Głupia, głupia, głupia...

Odczekała dłuższą chwilę i udając wahanie i próbę odgadnięcia gdzie tak naprawdę jest i gdzie ma iść ruszyła do miejsca, w które kilka godzin wcześniej pukał wielki paluch górala.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 25-02-2018 o 12:27.
corax jest offline  
Stary 25-02-2018, 21:27   #54
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Gdzieś w mieście...

Ubrana na czarno wysoka kobieta skończyła raportować. Niska w czerwonej sukience skinęła głową.
- Byłam pewna, że ten człowiek więcej dla niej znaczy. Jak widać nie doceniłam jej. A te wilki? Co im powiedziała, że ją wspierają?
- Nie zdążyłam tego ustalić. Jakaś wilkołaczka bez oka mnie zdemaskowała.
Ta w czerwonej sukience pokiwała głową. Rozumiała konieczność taktycznego odwrotu.
- Marek na razie musiał się ukryć, bo zorganizowali na niego medialną nagonkę. Dlatego na razie ja dowodzę. Przynajmniej do jego powrotu.
Wysoka skinęła głową bez słowa, przyjmując nowy stan rzeczy.
- Tego Kowalskiego wcielić do programu. Zaaplikować mu przyspieszoną terapię. Trójkę.
- Trójka zabije w nim ludzkie odruchy - skomentowała wysoka.
Kobieta w czerwieni zmierzyła ją wzrokiem.
- Golem zginął. Nie potrzebuję ludzkich odruchów. Potrzebuję broni.

Gdzieś w lesie...

Gdy zapadł zmrok w lesie zrobiło się zimno. Dużo chłodniej niż w mieście. Wtedy rozległo się wycie. Jedno. Po chwili kolejne. Czy ona powinna zawyć wchodząc na wrogie terytorium? Litania kazała tak zrobić. Czy Spirale przestrzegają Litanii? Wilki były coraz bliżej. W końcu usłyszała powarkiwanie wokół siebie. Cóż takiego kazało jej myśleć, że spotka w tym lesie ludzi?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-03-2018, 08:50   #55
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żeńka wypuściła trzymaną butelkę i mapę i zaczęła się raptownie rozglądać. Szukała jakiegoś drzewa, na które mogłaby się wspiąć niedzielna turystka.

Cofnęła się dwa kroki na sztywnych nogach.

Serce biło jej oszalałe, ale wciąż była przekonana by odegrać swoją rolę.

Drzewa nie musiała szukać długo. Była wszak w dość gęstym lesie. Daleko od szlaków turystycznych. Coś podsunęło jej myśl, że miną długie miesiące, zanim ktoś znajdzie jej zwłoki. Ale drzewa były dość blisko. Wprawdzie najbliżej była dość mocno porośnięta sosna, która nie zachęcała do wspinaczki, ale kilkanaście metrów dalej było już bardzo obiecująco. Mogła się dość łatwo wspiąć.

Zobaczyła też ślepia groźnych bestii. Wilków było kilka. Stały jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt metrów od niej. Dwa. może trzy. Ale wycie dochodziło z różnych stron. Była otoczona?

Dziewczyna rzuciła się gwałtownie ku bardziej przyjaźnie wyglądającemu drzewu. Spięła się by wyskoczyć i uchwycić wyższych gałęzi i podciągnąć się ku górze… Adrenalina waliła głuchym echem bicia serca w jej uszach.

Jeden z wilków zerwał się do biegu widząc co robi. Czuła, że biegnie prawie dwa razy szybciej niż ona. Ale był też dwa razy dalej. Kolejne ruszyły za nim. Jednak gdy cała ta wataha zebrała się pod pniem drzewa, Żenia była już bezpieczna, prawie cztery metry nad ziemią.

Wysokość nie zdawała się jej wystarczająca.
Styknęło by jeden z nich przemienił się w bojową formę.
Zdjąłby ją jak Grinch bombkę z choinki.

- Zostawcie mnie! - pisnęła - Szuu, szuu…

Głos się jej trząsł i przekonania w nim było tyle co kot napłakał. Zaplotła nogi o gałąź i sięgnęła po broń. Trzęsącymi się rękoma wycelowała broń w niebo i wystrzeliła. Akt desperacji przerażonej niedzielnej wycieczkowiczki..

Oszuszane wilki nie dały się spłoszyć. Jednak huk wystrzału był zgoła czymś innym. Te stojące najbliżej podkuliły ogony. Odsunęły się o kilka metrów, jednak nie zostawiły swojej ofiary. Nadal patrzyły na nią w ciemności.

- Ja tylko przechodzę… nie wrócę tam … - rzuciła z zacięciem od czapy - … no idźcie polować na sarny czy coś…
Żenia czuła, że się poci.

Wilki nie zdawały się skore do rozmowy. Czy mogła natrafić na stado dzikich drapieżników? Może to nie wilkołaki? A może chronią zasłonę? W każdym razie w okolicy musiało też nie być innej zwierzyny. Drapieżcy rozłożyli się wygodnie po kwadransie. Za to brunetka poczuła burczenie w brzuchu. Śniadanie było tak dawno, że już nawet nie pamiętała co wchodziło w jego skład.

To zaczynało też wchodzić w nawyk.
Dziwne.
Zdawało jej się, że wilkołaki powinny jeść dużo.
Tymczasem jedzenie znajdowało się na ostatnim miejscu na liście ostatnich działań.
Żeńka oceniła odległość do następnego drzewa - zdawało się być w zasięgu skoku. Dziewczyna jednak postanowiła odłożyć karkołomne popisy na ostateczny wypadek.
Liczyła, że wilki jednak albo kogoś sprowadzą, albo dadzą znać w inny sposób. Na przykład zaczną szczekać. Czy coś…
Bondar zdusiła w sobie swojego wewnętrznego ragabasha…
Razem z burczeniem żołądka.
Wtulona w drzewo, zastanawiała się, czy to jej los: czekać w lesie przy drzewach…

Nie miała zegarka, ani telefonu. Czas biegł niemiłosiernie. Tymczasem wilki zdawały się oazą spokoju i cierpliwości. Co jakiś czas tylko jeden spacerował spod jednego drzewa pod drugie. Pewnie uda się jej skoczyć. Raz, może dwa razy. Pytanie co zmieni w jej sytuacji fakt siedzenia na innej gałęzi. Czas biegł, a ona ni jak nie wprowadzała Czarnych Spiral w pułapkę Harada.

Zakręciła się niepewnie na gałęzi i przypomniała sobie o poradach Czarnego. Mogła nie zmieniać się całkiem, mogła zmienić tylko część siebie.
Czy to znaczy, że może mieć głowę wilka jak egipscy bogowie?

Uniosła brew w zastanowieniu.

I spróbowała.

Jakoś musiała się z tymi czworonogami porozumieć.

Coś poszło nie tak… nie wiedziała jeszcze co, ale poczuła rozlewający się ból w gardle. Nie mogła się skupić. Zaczęła kaszleć, a po chwili z jej ust wypadł kłębek sierści. Do oczu napłynęły łzy z wysiłku. Miała problem z uspokojeniem oddechu.

Zapamiętać: pomysł do dupy.
W sumie dobrze, że była na głodnego. Inaczej zarzygałaby wilki pod drzewem.
Uśmiałaby się, gdy nie ten cholerny kaszel i załzawione oczy.

No nic…

Gdy w końcu przełknęła obrzydliwy smak własnej sierści otrząsając się ze wstrętem, sięgnęła po broń. Dobrze, że nie była kotem. Siara by była na całego...

Wycelowała tym razem w ziemię, w pobliże tego, który zdawał się być tam zwierzakowym szefem i…. nie pociągnęła za spust. Jej uwagę przykuło światło księżyca. Blade i nieśmiałe.

Umbra…

Tak… to z pewnością sposób na umożliwienie Czarnemu skopania jej dupska…

Zaczęła bawić się ustawieniem broni by choć złapać odbicie kąta swojego oka. Podciągnęła się na gałęzi by wysunąć broń w stronę resztek światła.

Poczuła to. Szarpnięcie jak przy ruszaniu windą. Tylko w bok. Rozejrzała się i … nic się nie zmieniło. Tylko wilki stawały się przezroczyste. Albo to ona stawała się przezroczysta? W każdym razie trwało to…

Spróbowała ruszyć się jakoś, przepchnąć, popchnąć cokolwiek.
Zła była na siebie, że wpadła na to dopiero teraz i zmarnowała czas.
Z drugiej strony zastanawiała się, czy Gustek i Michał są gdzieś w okolicy czy nie i czy dadzą rady namierzyć po wyjściu z Umbry.
A tymczasem pchała się na drugą stronę.

Wokół pojawiały się nowe półprzezroczyste kształty. Księżyc był ogromny. Pod drzewem poruszały się różne cienie. Przenikały się z wilkami, które były coraz mniej wyraźne. Po chwili zniknęły kompletnie. Drzewo na którym była zdawało się wyższe.

Żenia rozejrzała się wokół czując cierpnącą skórę.
- Fuuuuuuuuck…. - zatęskniła do Czarnego. Zaskoczyło to ją dość mocno. Nie sądziła, że mogłaby za nim tęsknić. A może to za poczuciem bezpieczeństwa po tej stronie, które Szaman od duchów jej dawał? Niezależnie co to było, poczuła piknięcie.

Szczególnie mocno gdy zauważyła cienie - trochę przypominały one Czarnego w jego płaszczu. Czy tak wyglądają zmory?

Żenia poczuła rosnącą gulę, znacznie mniej przyjemną niż niedawny kłaczek.

Powoli zsunęła się z drzewa starając się robić jak najmniej hałasu by nie zwrócić na siebie uwagi cieni. Las po tej stronie zasłony robił wrażenie i przytłaczał dziewczynę. Poczuła się mała i straszliwie niedoświadczona.

Co ona do kurwy nędzy odpierdala?

Ruszyła od drzewa do drzewa w kierunku jaki zdawał się jej właściwy.

“Iwan, ratunku!” - przemknęło jej przez myśl.

Wtedy usłyszała jak coś ciężkiego spadło za nią z drzewa. Sądząc po odgłosie kilkaset kilo. I klekotało niemiłosiernie. Coś mówiło dziewczynie, że gdy się odwróci, to zobaczy za sobą gigantyczny szkielet.

Wolała nie rozglądać się specjalnie.

Czuła drobne włoski na karku podnoszące się, gdy prymitywny instynkt przejmował kontrolę.
Tym razem strach dyktował jedno: ucieczkę.
Startując do biegu dziewczyna zmieniła formę w bojową bestię, na ślepo na odlew machnęła łapą
Poczuła jak jej pazury trafiają w coś. Coś dużo twardszego niż elektryk, którego rozszarpała w domu męża. Te mięśnie były dużo mocniejsze. Po chwili coś szczęknęło i zaklekotało. Łańcuszek? Nie miała czasu tego weryfikować. Rzuciła się do ucieczki.
Panicznej!
Byle szybciej i dalej stąd.
Biegła przed siebie. Na czterech łapach, bo w ten sposób mogła być jeszcze szybsza. Za sobą usłyszała tylko rozdzierający ryk. Jednak po chwili to coś ruszyło w pogoń.

Jedyna trzeźwa myśl dotyczyła tego, że powinna więcej biegać.
Koniecznie musi zacząć ćwiczyć jakieś coś wytrzymałościowe.
Buraka poprosi o szkolenie.
Jak przeżyje.

Rzuciła się w bok w gęstsze zarośla, by zejść z linii prostej tego czegoś klekoczącego. Jakaś ironiczna część niej zarejestrowała fakt, że właśnie poznała swój jeden z bardziej nielubianych dźwięków.

Klekotanie oddalało się. Wtedy usłyszała ryk. Kolejny przeraźliwy ryk. I mroczne sylwetki zaczęły się zbliżać.

Żeńka pognała przed siebie szukając czegokolwiek: załomu, jamy, dziupli czy innego zagłębienia. Ale w śnieżnej równinie nie spostrzegła żadnego miejsca na kryjówkę.
Próbowała sobie przypomnieć czy Czarny mówił cokolwiek o obronie po tej stronie zasłony ale nie mogła. Stres, strach i panika zalewały jej umysł.

Kształty, które kojarzyły się z Czarnym nie były zjawami. Przynajmniej nie w takim sensie, w jakim wyobrażała sobie to Żenia. Ich ciała były całkiem realne. Miały ciężar, stawiały opór. Odepchnęła jedną, po chwili kolejną. Brnęła niczym futbolista przez kolejne metry boiska. A kolejne istoty zaczynały ją dopadać.

Szamotała się w panice, tnąc pazurami, kopiąc, gryząc i nie pozwalając się stłamsić bez walki.
Mówiła prawdę Iwanowi. Nie podda się, nie podda się bez walki.
Nigdy.
Może to przez to straciła wspomnienia?

Kły zagłębiły się mocno w jakąś część którejś z ciemnych postaci i Żeńka szarpnęła.
Niewielki sukces w obliczu przewagi przeciwników.

Kopnęła, szarpnęła się.
W ostatnim przebłysku rozglądała panicznie czy nie uda się jej uciec na drugą stronę…

Nie mogła biec. Przygwoździły ją. I wtedy rozpoczął się jej taniec śmierci. Wadera przejęłą kontrolę.
Jej pazury i kły rozrywały cieniste ciała.
Śnieg znaczył czarny śluz wypływający z istot zamiast krwi. Kolejne istoty padały.
Nie dała się powalić łatwo. Po chwili śluzu było już tak wiele, że jej łapy ślizgały się. Jej niestabilne ciało nadal wyprowadzało ataki. Pazury wbijały się prawie nie napotykając oporu. Jednak czarne istoty zdawały się nie kończyć. W końcu padła w błocie z ich krwi i śniegu. Coś ją wcisnęło w glebę. Traciła oddech.

Wtedy rozległy się oklaski. I to cholerne wgryzajace się w umysł klekotanie.
- Braaawo - powiedział dziwny głos - dzie-dzie-dziewiętnastu. Nie nie jes-jesteś ta-taka najgorsza.
Żenia zamrugała oczami łapiąc kontakt z otoczeniem.
Powoli wychodziła z bańki zabójcy .
Łapała urywanie dech.
Rzuciła się jak ryba bez wody.

- Kim… jes...teś? - zaschnięte gardło i bojowa forma nie pozwalały na wiele. Jeszcze mniej pozwalały cosie wciskające ją i przytłaczające. Klekot był ich panem? Żenia poczuła, że robi się jej znacznie gorzej niż się czuła… - Czego ...ode … mnie...chcesz?
- Wró-wró-wróć do lu-ludzkiej for-formy - powiedział jej oprawca.

Niewątpliwie w obecnej sytuacji wolała posłuchać.
Ciężar trzymających ją istot stał się większy gdy z powrotem zmieniła się w młodą kobietę. Trochę za chudą jak na jej własny gust.
- Nie szukam kłopotów. Jeśli naruszyłam Twój teren, to przepraszam. Próbuję przejść przez granicę. - Żenia mówiła coraz szybciej - i znaleźć kogoś kto mi pomoże.
- Imię? - powiedział powoli hamując jąkanie.
- Żenia. Żenia Kowalska. Jestem z Ukrainy. Obudziłam się kilka dni temu i nic nie pamiętam. Podobno śmierdzę Żmijem i nie jestem częścią watahy! - wypluła z siebie z goryczą - I że zasługuje na śmierć. Ja nie wiem - zachłysnęła się - nie pamiętam!
Szarpnęła się raz jeszcze.
- Puść mnie. Przecież i tak Ci nie ucieknę. Też Ci śmierdzę? Co? Nawet mnie nie znasz!
Coś zaklekotało. Ciężar ustąpił.
- Fedir - powiedział nieco przeciągając ostatnią literę. Jak gdyby to miało być całe wyjaśnienie zaistniałej sytuacji.

Żenia spróbowała się odwrócić i odczołgać w śliskiej od posoki ziemi.
Dopiero gdy była w niejakim oddaleniu ośmieliła się przyjrzeć Klekotowi.
Upaćkaną dłonią odsunęła włosy z twarzy.

- Miło… - złapała głębszy haust powietrza - … mi.. Przestraszyłeś mnie. Przepraszam za dziabnięcie…
Mina dziewczyny była smętna.
Otrzepała dłoń z flaków napastników.

Patrzył na nią wysoki mężczyzna w bluzie z kapturem. Na jego klatce piersiowej był szereg różnych amuletów i talizmanów. Część wykonana z kości. To one klekotały z każdym jego ruchem. Poza tym kaptur skrywał jego twarz, ale oczy połyskiwały intensywnym zielonym światłem. Jak gdyby płonęły. Ręce trzymał w kieszeni bluzy. Musiała przyznać przed sobą, że wyglądał on bardziej jak “szaman od duchów” niż Czarny. Na ramieniu bluza była przesiąknięta od świeżej krwi. Ślad po trafieniu dziewczyny. Stał niewzruszony, a wokół niego unosiły się czarne istoty. Nie można było ich zliczyć. Z pewnością ponad dwa razy więcej niż rozszarpała.

Żenia uśmiechnęła się blado i powoli przekręciła się na plecy i usiadła.
- Nie mam co ofiarować za przejście. - rzuciła się podnosząc spojrzenie na Klekota - A Ty nie wydajesz się czegoś potrzebować. - dodała jakby wyjaśniając. Wyłamała palce, niepewna co dalej. - Puścisz mnie? Ja nie mogę wrócić. Proszę.

Fedir machnął głową w lewo. Rząd cieni rozstąpił się dając jej przejście.W zasadzie nie bardzo miała wybór, choć mogła niby poleżeć na śniegu ubabrana posoką.

Dziewczyna podniosła się powoli i spojrzawszy w kierunku “na lewo” ponownie popatrzyła na Klekota.
- Jesteś… Tancerzem? Albo wiesz o nich, prawda? - spytała z napięciem i … jakaś nadzieja rozświetliła ją nieco.

Skinął głową twierdząco, a potem ponownie machnął nią w lewo. Oddychał ciężko, a para skraplała się wylatując z jego ust przy każdym oddechu. Żenii nie było zimno, ale penumbra rządziła się swoimi prawami.

- Zimno ci? - dopytała postępując kilka kroków we wskazanym kierunku - Jak nimi rządzisz, to nie mogą Cię ogrzać? - ciekawskie dopytywania rzucała kroczek po kroczku. Nadal przestraszona i niepewna, ale próbujaca robić dobrą minę do złej gry.

Fedir celowo został nieco za nią. Klekotał z każdym krokiem. Nie odpowiadał na jej pytania. Istoty trzymały się teraz nieco dalej. Ich liczebność nie spadła. W miarę jak się poruszali część zostawała w tyle, a na ich miejsce pojawiały się nowe. Frontalny atak przez umbrę raczej nie wchodził w grę. Taka myśl przewijała się w głowie dziewczyny. Taka i wiele innych.
 
corax jest offline  
Stary 01-03-2018, 12:18   #56
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


W czasie marszu Fedir dyszał ciężko.

- Pomóc Ci? - Żenia spytała w końcu nie wytrzymując klekotania i ciężkiego oddechu szamana spiral. Odwróciła się spowalniając gwałtowność ruchu. - Pomogę tylko powiedz jak.

Fedir niemal podskoczył gdy się odwróciła. Przez chwilę patrzył na nią, jakby nie rozumiejąc pytania.
- Idź! - powiedział w końcu.

- Czemu chciałeś mnie zaskoczyć? Skoro tu rządzisz, to nie musiałeś. Jesteś szamanem? Wiesz moze jak przywracać wspomnienia? - Żenia zbijała ciszę i...nawijała makaron na uszy.

Zaar i Czarny przyzwyczaili ją do jakichś reakcji na jej słowa. Fedir był z innego świata. Można było myśleć, że jej nie rozumie. Lub celowo nie chce zrozumieć.

- Fedir? - znowu odwróciła się ku Klekota - Skąd jesteś? Nietypowe imię w Polsce.

Znów zdawał się wystraszyć jej ruchu. Czyżby aż tak mocno go cięła? A jednak nie postawił między sobą, a niż barykady z istot.
W końcu Fedir przystanął. Odsapnął ciężko.
- N-nie je-je-jesteśmy w Pol-polsce - wydusił w końcu, lecz ku zaskoczeniu brunetki postanowił kontynuować.
- N-na m-miej-miejscu se po-pogadasz - rzekł i machnął głową wskazując kierunek w jakim szli.

- Długo jeszcze? - Żenia tym razem nie ruszyła od razu - Spieszy mi się. - dodała nieco łagodniej - muszę przekazać wiadomość. Jeśli jesteś Tancerzem to mogę Tobie. Ale… możemy się pospieszyć? Chodź pomogę Ci… - uniosła dłonie lekko w górę… - oprzyj się na mnie.
Podeszła kilka drobnych kroków by stanąć obok wilkołaka.
Odsunął się i pochylił gotowy do skoku.
- M-mow w-więcej, idź wo-wolniej. N-na pe-pewno z-zdążysz - wyjąkał drwiąco Fedir dając do zrozumienia dziewczynie, że tempo marszu dostosowane jest do niej.

Przyglądała się mu przez chwilę po czym wzruszyła ramionami.
- Jak chcesz.
Ruszyła tak by musiał się postarać ją dogonić.
Klekotanie zrobiło się głośniejsze. Sapanie cięższe. Ale musiała przyznać, że był twardy. Nie odstawał ani na krok. Po około godzinie nocnego marszu dotarli na miejsce.
-S-stój - czarnych stworzeń było jeszcze więcej.
- W-wiadomość. Tutaj - powiedział, po czym zaczął się rozpływać na polanie, która kompletnie niczym się nie wyróżniała.

Młoda wadera rozejrzała się wokół polany.
Jej randomowość zupełnie nie przystawała do jej wyobrażeń.
Już bardziej złowrogo wyglądał majaczący w Warszawie pałac czy zamek.
Tu… było … nie była pewna jak to nazwać. Normalnie?
A może to ona nie wiedziała za wiele?
W końcu byla tylko szczeniakiem…
Ruszyła przez zasłonę za Fedirem.
- Zaczekaj!!!

Nic się nie zadziało. Nie pomógł jej przejść na drugą stronę. Broń gdzieś przepadła przy pierwszym przejściu. Została całkiem sama w lesie, którego nie znała. Wokół majaczyły sylwetki zdające się nic sobie nie robić z faktu iż jakiś czas temu rozszarpała wiele identycznych. Czy Fedir sobie z niej żartował w ten okrutny sposób? Powiedziała, że się spieszy. Miała ważną wiadomość. I co? I stoi na polanie kompletnie bez pomysłu. A czas do wprowadzenia Tancerzy Czarnej Spirali uciekał.

Odwróciła się na pięcie i ruszyła z kierunku, z którego przyszli. Była znużona, głodna, upaćkana resztkami czarnych stworów i chciało jej się pić. Klekot jąkała zirytował ją dodatkowo.
- Job Twoju mać! - burknęła niemiło maszerując na poszukiwania.
Szukała zamarzniętej sadzawki czy zamrożonej kałuży. Czegokolwiek co można użyć do znalezienia swego odbicia.


Nie mijali niczego takiego po drodze. W ogóle las im dłużej się mu przypatrywała po tej stronie tym bardziej nienaturalny się zdawał. Drzewa były niemal identyczne. Śniegu wszędzie równo. Z przerażeniem stwierdziła, że ich ślady znikają. Wyglądało to przedziwnie, gdy dotarła do miejsca w którym byli chwilę wcześniej, a śnieg zaczął się podnosić z wgłębień pozostawionych przez ich stopy.

Nagle poczuła uścisk jakiejś dłoni na ramieniu i pchnięcie. Coś przewróciło się w jej żołądku i wylądowała na mchu. Fedir przepchnął ją przez zasłonę. Nie był przy tym przyjacielski ani delikatny. Choć musiała przyznać, że był skuteczny.

- Podobno masz dla nas wiadomość - powiedział niski i melodyjny głos mężczyzny.
Odruchowo spojrzała w jego kierunku. Siedział pod drzewem. W prawdziwym świecie księżyc był dużo mniejszy. Nie było też śniegu odbijającego jego światło. Nie mogła dojrzeć twarzy rozmówcy.

Był przy nich ktoś jeszcze. Nie wiedziała kto. Nie widziała. Fedir zaś klekotał radośnie z każdym krokiem, dając się dokładnie zlokalizować.

- Dob...dobry wieczór - Żenia zaczęła jak uczennica na apelu, próbując ogarnąć wewnętrznego fikołka wykonywanego przez jej żołądek - Nie tyle wiadomość jak sms ale wiadomość jak wieści nowina. Albo propozycja. - wschodni akcent dziewczyny nasilił się nieco gdy wypluwała z siebie słowa. Rozejrzała się - Mam na imię Żenia. Żenia Kowalska. Chyba jestem z Poznania to jest tam mieszkałam podobno od czasu ucieczki z Ukrainy. Podobno byłam krewniakiem ale od niedawna jestem tym… zagubionym szczeniakiem.

Żenia przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i nabrała powietrza.
- Nie pamiętam wiele, właściwe to mam ledwo kilka wspomnień. Miałam być żoną alfy Poznania. - Głowa dziewczyny poruszała się od Fedira do mężczyzny o melodyjnym głosie. - Ale … - Żeńka zacisnęła dłonie ze złości - … nikt mnie o to nie pytał. Miałam rodzić wilkołaki bo tak uznano za mnie. Tego Alfie nie było dość.

Na chwilę dziewczyna zamilkła i pokręciła głową.
- Zgwałcił mnie - dodała cicho - A gdy zwróciłam się z tym do szamana i sędziego oni uznali, że sprawiedliwie będzie jeśli to ja będę opiekunką mojego gwałciciela.

- Żeniu Kowalska - przerwał jej - dlaczego miałoby mnie to cokolwiek obchodzić? Co mi po takiej nowinie? Ani tu nie Poznań, ani mnie tam nie spieszno. Czemu przychodzisz z tym do mnie? Mało ci jednego gwałtu?
Ktoś w tle się zaśmiał, a ten śmiech wydał się dziewczynie przerażająco nieludzki.

- Nie był pierwszym. Na Ukrainie… ale to co Ciebie może zainteresuje to to, że Alfa jest z plemienia Harada. A ja wiem, gdzie jego wataha będzie za kilka godzin. Powiem Ci gdzie, ale chcę być przy tym jak poplecznicy mojego gwałciciela zginą. - coś pozbawionego emocji wypełzło z ust Żeńki. - Chcę zemsty, a Ty władzy na ich terenie.

- Harad Kosiarz i jego gwardia. Dziewięciu zabijaków. I jeden z nich jest alfą z Poznania. To kolejnych dziewięciu? I miałbym się na nich wpakować, żeby mścić twój gwałt? Jestem agresywny. Bezlitosny. Ale nie jestem idiotą - mówił spokojnie.

W końcu wstał i zbliżył się do Żeni. Wydawał przy tym dziwny dźwięk. Jakby co jakiś czas klaskał językiem.
- Zaskakująco dużo pamiętasz jak na kogoś, kto ma ledwo kilka wspomnień - podsumował a nikły blask ksieżyca oświetlił jego oblicze.


Plan dziewczyny sypał się na każdym kroku.

- Harad planuje zasadzkę - dziewczyna spojrzała na Mlaskacza - ale skoro wolisz czekać, to Twoja decyzja. Myliłam się zatem myśląc, że krewniacy mają więcej poszanowania u Tancerzy. I nie, nie pamiętam wiele. Głównie to, że uciekłam przed wojną. Mojego chyba ojca, który zaszlachtował czy pożarł matkę i kazał sprzątać po sobie mopem, gwałt kilkunastolatki przez kilku napastników, zdradę watahy, odrzucenie bo śmierdzę.

- Dość! - powiedział w końcu. - Pozwolę ci dokonać zemsty. Użyczę narzędzi. Uczynię niewidzialną. Zabijesz tego, kogo chcesz zabić. Udasz się ze mną do Świątyni - rzekł, a po chwili dodał - a Haradowi powiesz, że przysyła cię Pieśń Udręki. Gotowa?

- Świątyni? Mówiłam Fedirowi… nie mam nic do ofiarowania…

- W świątyni jest zejście. Tam dopełni się twoje przeznaczenie, tak jak każdego z nas. Tam zejdziesz do labiryntu. Tam usłyszysz pieśń i ruszysz wraz z nami do tańca - powiedział znowu przerywając dziewczynie.

Żenia przez chwilę nic nie mówiła. Porównywała ślepca z Markiem. Nie wiedziała czemu ale jej brat zdawał się bardziej finezyjny. Udręka zdawał się być grubociosanym i zadufanym w sobie. Ciekawiło ją czy Fedir się go boi czy może tylko go rozgrywa.
Rozejrzała się wokół jakby szukała pomocy. Harad twierdził, że są sprytni. Gdzieś musiał chować się ich strateg.

- Ja chcę zemsty nie na Haradzie. To Tobie, Wam zależy na przejęciu terytorium i umocnieniu swojej pozycji i o to walczycie od roku. Chcesz bym dołączyła do was? W porządku. Dołączę. Ale nie jako narzędzie do wysługiwania się i załatwienia sprawy za Ciebie. Dołączę jako jedna z was. Na równych prawach. Jesteście Sługami Żmija i siejecie strach. Pokażcie, jak załatwicie Srebrne Kły a ja zatańczę. Z własnej woli i pod przywództwem najsilniejszego.

- Przychodzisz z nikąd. Płaczesz, że cię zgwałcili. Otrzymujesz szansę podaną na tacy i odtrącasz ją zarzucając nam słabość? - głos jaki usłyszała należał do kobiety. Nie zauważyła jej wcześniej, gdyż ta siedziała do góry na jednej z grubych gałęzi. To właśnie ten głos wyrwał z zamyślenia Pieśń Udręki, który poważnie analizował słowa brunetki.

- Gdybym mogła płakałabym. Ale nie mogę i nie chcę. Przychodzę do was z informacją a zamiast tego dostaję propozycję załatwienia sprawy za was. To nie jest szansa. To próba manipulacji a nie pokaz siły. Gdybym chciała zabić Harada mogłabym to zrobić nawet kilka godzin wcześniej. Bez Was. Bez uwalania się flakami sług Fedira. Bez kluczenia po lesie w poszukiwaniu Was. Fedir jest szamanem. Może stwierdzić czy kombinuję czy mówię nieprawdę. Harad szykuje zasadzkę. Na Was. Nie na mnie.

- Ty nie chcesz zabić Harada. A nam nie zależy na tym twoim oprawcy - mówiła kobieta, która zeskoczyła z drzewa i podeszła do Żenii. Była prawie tego samego wzrostu. Choć ubrana znacznie odważniej. Miała odsłonięte ręce i brzuch. Jej ciało było pokryte tatuażami. Na plecach miała zaciągniętą małą skórzaną kurteczkę. Włosy miała wygolone po bokach. Odsłanaiła tatuaże na głowie.

- Więc dlatego postanawiasz manipulować tymi, których masz za manipulatorów?
- Uspokój się - powiedział ślepiec. - Fedir mówił, że ona całkiem dobrze walczy. Może spróbujemy?
- Faceci - wytatuowana wywróciła oczami - głupia gadka o załatwianiu waszych wrogów i już dajecie się wciągnąć w pułapkę. No bo kto was zapewni, że to nie pułapka?

Rzucała słowa wprost w twarz niewidomego i ich szamana, po czym odwróciła się gwałtownie do Żenii:
- Czy to pułapka?

- To pułapka. Miałam być jej częścią. Zamiast tego przyszłam tu. Skoro śmierdzę tam, tu powinnam należeć. - spojrzała na dziewczynę - Ale to nie ja jestem zagrożeniem. A wy marnujecie czas i energię. Nie stanowię problemu, mogę pomóc w jego rozwiązaniu. Wy pomożecie w rozwiązaniu mojego. Powiedz mi czy może być coś gorszego dla tego co ceni powiązania plemienne niż utrata plemienia? Gdy usłyszy o nowej wieści będzie cierpiał można go nawet zaciągnąć do świątyni. Dużo wśród was błękitnej krwi?

Wytatuowana się uśmiechnęła.
- Cholera. Lubię ją.
Dwaj mężczyźni byli zaskoczeni. Z cienia wyszli kolejni dwaj przedstawiciele plemienia. Ogromny Crinos którego ciało było pokryte jakimiś dziwnymi parchami i wielki wilk z wywalonym językiem.
- Złośliwość - wytatuowana wyciągnęła dłoń w geście powitania do Żenii
- Dałabym się nabrać. Myślałam, że Ironia.
Żeńka musnęła dlon dziewczyny swoja.
- A dlaczego Żmij cię wybrał? - zapytał Pieśń Udręki.
- To chyba moje pochodzenie. Po ojcu. Nie jestem pewna.
Ślepiec pokiwał głową. Najwidoczniej taka odpowiedź była wystarczająca.
- Zatem teraz powoli opowiesz co chcesz zrobić. My pomożemy.

Żenia z całych sił powstrzymywała mrugnięcie.
Obrót spraw nastąpił szokująco szybko.

- Harad planuje podzielić swoich ludzi na dwie grupy. Macie jakąś mapę? Albo telefon z GPSem? - rzuciła pytaniem w stronę Fedira i Złośliwości. Na pozostałą trójkę jakoś nie liczyła specjalnie. - Pokażę Wam gdzie. Ja miałam was nagonić na miejsce. Ale jeśli ruszymy wkrótce to możemy ich uprzedzić to raz. Dwa Fedir może obstawić Umbrę i wystawić czujki. Trzy ja mogę zrobić to co miałam zrobić dla Harada. Wystawić. Pokazać się im. Wiem też, że Harad chce w pierwszej kolejności pozbyć się krewniaków. Wie, że dają Wam przewagę.

- To mięso armatnie. Puścimy ich przodem. Z Tobą - powiedział Pieśń Udręki podając jej telefon komórkowy. Z wielkim dotykowym wyświetlaczem. Co więcej w czasie podawania na ekranie uruchomiła się mapa.

- O! Dziękuję. - Żenia przejęła telefon od przywódcy Spiral kiwając na zgodę głową - Złośliwość, znasz te tereny lepiej niż ja. Pomyśl, o jakiejś pułapce, nie wiem coś co mogłoby zblokować odwrót.
Mówiąc kucnęła na piętach i odgrzebała mapę parku i miejscówkę wskazywaną przez Harada.

Puknęła palcem nieco na wschód od miejsca.
- Dla mnie to wszystko jest ściana lasu ale wy tu jesteście dłużej. Walczyliście tutaj. Harad uznał, że to jest tak daleko jak może sobie pozwolić na wejście na wrogi teren. - Żenia podniosła telefon do Pieśni Udręki i spojrzała na dziewczynę:
- Dasz rady?

- Frontalne podejście zrobię z wilkami jak powiedziałeś, Pieśnio Udręki. Nie wiem ilu masz podkomendnych. Ale jeśli dość to ja bym ustawiła ich tu, tu i tu. - pokazała na ekranie miejsca, które według jej instynktu miały sens - Plus Fedir i ktoś jeszcze w Umbrze.

- Wyłączymy umbrę. Nie potrzebujemy jej. A jeśli oni będą chcieli nas zaskoczyć, to ich tam uwięzimy. Problemem jest to, że obszar który pokazujesz to kilka kilometrów kwadratowych. Wystawimy pięć wilków z tobą. Niech myślą, że idziemy razem. Jak wilki zginą nic się nie stanie. - “Są przecież tylko krewniakami” zabrzmiało w głowie Żenii oczywiste dokończenie słów Pieśni Udręki.

- Jesteś bez plemienia, prawda? - zapytał po chwili niewidomy.

Przez chwilę Żenia nie wiedziała o co mu chodzi do końca. Po czym zaskoczyła, że pewnie chodzi o ten cholerny totem i watahę.
- A to ważne? - nastroszyła się nieco. Wszędzie musi tłumaczyć to samo. - Może nie jestem najlepszym wilkołakiem na świecie, ale jestem szybka. I duża. Znaczy w formie bojowej.
Łypnęła podejrzliwie wokoło.

- Jaki sygnał ustalimy? Spróbuję wystawić wam Harada jako pierwszego. Potem ich szamana Fedirowi. Resztę postaram się z wilkami zagonić w pułapkę Złośliwości. Pasuje wam to?

Alfa podszedł i wział Żenię pod rękę. W dziwny sposób skojarzyło jej się to z Czarnym, który prowadził ją, żeby dać ochrzan. Jednak Pieśń szedł dużo wolniej.

- Fedir - powiedział kłaniając się lekko grzechoczącemu szamanowi. Żenia poczuła targnięcie żołądkiem. Najpierw zdała sobie sprawę, że niewidomy wilkołak nie mógł patrzeć w lustro, żeby skoczyć. Dlatego chciał zapewne wyłączyć umbrę. O ile tak w ogóle się da. Z drugiej strony, skoro mogli czynić z umbry pułapkę, to teraz ona była w pułapce.

- Powiedz mi Żeniu Kowalska - zaczął swym melodyjnym głosem, a dziewczyna z przerażeniem stwierdziła, że świat wygląda zupełnie inaczej. Nie było w nim nic z lasu w którym się spotkali, ani z lasu w którym po śniegu maszerowała z Fedirem. Ziemia była spalona. Drzewa zastąpiły powykręcane czarne kikuty. Nie rozglądała się, ale klekotanie kości pobrzmiewało za nimi. Szaman też był na miejscu. Tymczasem Pieśń kontynuował:

- Powiedz mi, czy nie wydaje ci się, że to dziwne? Przychodzisz z dupy. Chcesz nas wciągnąć w pułapkę, o czym mówisz otwarcie. Gdy decydujemy się obdarzyć cię ograniczonym zaufaniem, to ty zaczynasz nas rozstawiać po planszy jak pionki. Mnie wydaje się to dziwne. Pewnie żadne Garou nie dopuściło by do czegoś takiego. Jednak my jesteśmy inni. Litania nas nie ogranicza. Dlatego nie obetnę ci głowy. Zamiast tego zaproponuję opiekę. Pomoc. Wsparcie. Rodzinę - to ostatnie słowo budziło skojarzenia z bratem i ojcem.

Nagle nie wiedzieć skąd znaleźli się nad przepaścią. Przed nimi wyrastał most z kamieni prowadzący do płaskiego kamiennego kręgu. Pieśń pchnął Żenię delikatnie na most.

- Tam jest nasz opiekun. Przyjmie cię pod swoje skrzydła, jeżeli tylko poprosisz. Idź.

Chwila wewnętrznych dywagacji w sytuacji bez wyjścia.
Nim ruszyła, dziewczyna cofnęła się ku przywódcy spiral.
- Wiem, że to test bo duch opiekun może mnie rozszarpać jeśli coś mu nie będzie pasować. Ale powiedz mi… - Żenia wpatrywała się w oblicze niewidomego - … jeśli wrócę, faktycznie zostaniesz moją rodziną? - dopytała zduszonym i napiętym głosem.

Nie odpowiedział. Jego oblicze niczego nie wyrażało. Dopiero po chwili, w czasie której Żenia czuła bicie własnego serca Pieśń Udręki skinął głową. Dłoń zaś położył na rękojeści długiego ostrza wiszącego przy pasie.
- Jeśli wrócisz, a nasz totem nie przyjmie cię w opiekę, to zabiję cię jak psa. A potem zaplanuję napad na Harada zgodnie z tym co nam przekazałaś.

Żeńka pokiwała głową po czym wspięła się na palce i złożyła na ustach Tancerza lekki pocałunek.
- Dobrze. - skoro on groził bronią, ona też mogła dobyć swoich argumentów.

Spod przepaski na oczach wysunęły się wyniesione wysoko wyrazem zdziwienia brwi. Po chwili Pieśń otrząsnął się jakby odganiając od siebie powstałe odczucia.

Ruszyła powoli mostem.
 
corax jest offline  
Stary 01-03-2018, 12:32   #57
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Przepaść z mostu wydawała się jeszcze większa. Szła kilkadziesiąt metrów. W zasadzie pewnie ponad setkę. Przypomniała sobie skakanie po wiszących w powietrzu kamieniach z Czarnym. W końcu most się urwał. Stała na kamiennym placu o średnicy około dwudziestu metrów. Był on idealnie okrągły. Z jednej strony dochodził do niego most. Z drugiej… w zasadzie z każdej strony była otchłań.

Wilkołaczka westchnęła.
To był długi dzień i była zmęczona ciągłym napięciem i stresem. Rozejrzała się po placu postępując kilka kroków w tę i we w tę.

- Dzień dobry. Przysyła mnie Pieśń Udręki. - powiedziała dość głośno nie wiedząc czego się spodziewać. Marzyła o prysznicu i o tym by to wszystko okazało się snem.

Wtedy z burzowej chmury zaczął się formować kształt. Wkoło rozbrzmiały gromy. Kamienny krąg zadrżał pod stopami wilkołaczki. Sen stał się koszmarem. Z chmury wyfrunął ogromny potwór o błoniastych skrzydłach. Gdy zbliża się do lądowania wiatr jaki wywoływał zmuszał do zasłonięcia twarzy. Gdy jego masywne cielsko wylądowało na wiszącym w powietrzu kręgu wszystko zadrżało. Żenia tylko dzięki wielkiej sprawności swojego ciała nie padła. Oto siedział przed nią wielki, Zielony Smok. Był wielkości piętrowego budynku, a skrzydła mogły sięgnąć na kilkadziesiąt metrów w każdą stronę.



- Ja pierdolę! - wyrwało się dziewczynie łapiącej równowagę na szeroko rozstawionych nogach. Osłaniała twarz ramieniem czując podmuch i zawirowania powietrza wzbite skrzydłami smoka - Ja pierdolę…

Miała pustkę w głowie.

Po raz pierwszy odkąd się przebudziła na śmietniku nie miała żadnej myśli, żadnego planu, żadnej gry, żadnego ruchu.

Czysty podziw, zaskoczenie i szok wypełniły ją jak wstrząśnięta coca-cola butelkę.
- Ja pierdolę - zacięła się też jej płyta.

Bestia zwróciła do niej swój pysk z żółto-złotymi ślepiami. Może nie byłby w stanie połknąć jej w całości, ale bez problemu mógłby ją przegryźć w pół.
- Córka Ognistej Wrony znów do mnie przychodzi. Kto by pomyślał - jego głos był tak potężny, że czuła drżenie wewnątrz płuc.

Żenia wytrzeszczyła oczy.
Miała wrażenie, że brwi wrosły jej w linię włosów.

- Znowu?! Znasz mnie?! Pamiętasz?! - podsunęła się bliżej w ekscytacji - Wiesz kim jestem?!

Szloch i szok urosły dziewczynie w gardle jak kłaczek nie tak dawno w lesie. Żeńka urwała gwałtownie czując, że się lekko dusi. Poczerwieniała i w oczach poczuła zbierające się łzy. Zamachała rękami jak ofiara hiperwentylacji.

Smok wydał z siebie basowy dźwięk, który dopiero po chwili wilkołaczka rozpoznała jako śmiech.
- Tak. Pamiętam. Kilka dni temu dostałaś ode mnie Węża. Widzę, że nie masz go ze sobą. Dałaś sobie odebrać broń? - pytanie podkreślił wykrzywiający się, pokryty łuską łuk brwiowy.

- Jak to dostałam? Od Ciebie? Ja nie pamiętam tego co działo się kilka dni temu. - podsunęła się bliżej do ducha - Zgubiłam wspomnienia. - przyznała się. Nie żeby to było wielką tajemnicą - Dziękuję! Za pomoc te kilka dni temu. Nie zgodziłbyś się pomóc i teraz?
W głowie nadal tłukło się “ja pierdolę, ja pierdolę!!!”.

- Moja ulubiona oszustka pnie się w hierarchii? - zabrzmiało pytanie.
- Wiesz, że niechętnie pomagam nieswoim dzieciom. Choć nie, nie wiesz. Zapomniałaś. Jak wszelkie długi do spłacenia. Wygodne takie gubienie wspomnień.
Po tych słowach z nozdrzy gada wydobył się opar o żrącym zapachu.

- Hm. - dziewczyna odsunęła się by chmurka przemknęła obok - A może dorzucisz do rachunku i podwyższysz oprocentowanie? Nawet by Ci się opłacało wydłużyć listę skoro nie pamiętam rzeczywistej - no nie wierzyła samej sobie! Targowała się z pieprzonym smokiem!

Naparł na nią nosem tak, że musiała postąpić kilka kroków do tyłu. Znalazła się niebezpiecznie blisko krawędzi. Odruchowo złapała się nozdrza.

- Sugerujesz, że mógłbym zmyślać dług i wykorzystać twoje braki w pamięci? - prychnął, a gorący opar zmusił dziewczynę do puszczenia jego pyska.
- To byłoby niehonorowe. Czy chcesz nazwać mnie nie-ho-no-ro-wym? - gdy tak powoli sylabizował mogła bardzo wyraźnie przyjrzeć się jego zębom. Część z nich była mniejsza niż jej nóż z zaklętym duchem Węża. Ta mniejsza część. Większość była większa.

- A skąd! - oburzyła się dziewczyna - sugeruję jedynie, że dorzuciłbyś do listy więcej pozycji by mnie częściej widywać i móc się pośmiać!
- Nie - zaprzeczył natychmiast. Po chwili jego ciężkie powieki zamrugały i dodał:
- A czego byś chciała?
- Opieki. Twojej. Inaczej Pieśń Udręki mnie zabije. Wolałabym tego uniknąć jeśli to możliwe, Smoku - to ostatnie wypowiedziała z szacunkiem i jakąś dziwną dumą.

- Boisz się śmierci?- Zapytała bestia
- Boję się, że nie zdążę zrobić tego co bym chciała przed śmiercią. Boję się starości. Ale nie samej śmierci - odparła Żenia poważnie. - Są gorsze rzeczy niż śmierć.

- Moje dzieci nie czują strachu - szturchnął ją nosem, a spod jej buta w stronę przepaści pofrunął mały skalny odłamek.
- Może dlatego, że mają w Tobie opiekuna? - znów chwyciła się łuskowatego pyska.

- Jaki miałbym interes w opiece nad tchórzami? - zauważyła, że tym razem nie prychnął zmuszając ją do zabrania dłoni.
- Jak spotkam jakiegoś to spytam - zażartowała lekkim tonem - Zaś twój interes w opiece nade mną byłby taki, że chcę zrobić coś czego nie zrobił jeszcze nikt przede mną. Chcę - spojrzała w oczy bestii - być zapamiętana. Zapamiętana jako największa zagadka współczesności. A ty lubisz i chaos i zagadki i moc związaną z tym. Masz kodeks honorowy, nie dający się klasyfikować w zwykłych ramach. Moglabym rozsławić Twoje imię nie tylko tam za zasłoną ale tu. Gdybyś zgodził mi się pomagać oczywiście.

- Ciekawe. Zabawna jesteś, oszustko. Zatem zostaniesz moim dzieckiem.

Smok wciągną potężny haust powietrza i dmuchnął na stojącą na krawędzi przepaści dziewczynę. Momentalnie otoczyły ją zielone płomienie. Jednak jej nie parzyły. Dawały miłe kojące ciepło. Na moment rozpłynęła się w błogości. Gdzieś do jej głowy dotarło jeszcze, że Smok coś mówił:
- Bronią oszusta jest ciemność. Przyda ci się. Tak jak przyda się odnajdywanie swoich.

Nie wiedziała ile czasu minęło. Leżała na zimnych kamieniach. Czuła w sobie nową siłę.

- I jak poszło? - głos Pieśni Udręki zdawał się taki banalny gdy w uszach pobrzękiwały nadal słowa jej nowego opiekuna.

- Jak mam się do Ciebie zwracać? Bracie? Ojcze? - dziewczyna zbierała się w sobie. Spotkanie ze Smokiem wyczerpało ją i wydrenowało mimo, że opiekun był w niej, był jej częścią. Podniosła się najpierw na czworaka, potem na klęczki. Spojrzała w górę, w twarz Alfy.

- A mów sobie jak chcesz. Teraz jest do przygotowania zasadzka na szykujących zasadzkę. Jutro wyruszymy do Labiryntu - powiedział spokojnie niewidomy. To było takie inne od szanującego tradycję Czarnego.

Oszołomiona wciąż i przepełniona siłą Zielonego Smoka Żeńka powlokła się za ślepcem i Klekotem.


 
corax jest offline  
Stary 04-03-2018, 01:16   #58
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Wysoka postać w czarnym stroju spacerowała po okolicy. Pająki szybko zwróciły na nią uwagę. Obserwowały każdy jej krok. Postać szła wprost do konkretnego miejsca. Miejsca, które pająki miały chronić. W końcu ruszyły do ataku. Postać odrzuciła kaptur ukazując swe oblicze. Wyjęła też ogromny ognisty miecz. Na płaszczu zapłonął srebrny krzyż. Oczy mężczyzny paliły się żywym ogniem. Ciała pająków padały na lewo i prawo znacząc trawnik pod starym blokiem z wielkiej płyty.
- Śmierć wilkołakom! - krzyczał, choć w ustach zamiast języka miał piekielne płomienie. Wyrwał drzwi prowadzące na klatkę i maszerował wprost na trzecie piętro. A jego płonący miecz z pasją godną krzyżowca tępiącego heretyków mordował wszystkie pająki na swej drodze. Za nim powolnym krokiem podążał mężczyzna ubrany w sportową marynarkę i eleganckie spodnie. Gdy ostatnie pająki padły wyjął z kieszeni podręczne lusterko i spojrzał w nie.
- Dziękuję ci. Na tym osiedlu jest wiele osób, które mogłyby nienawidzić wilkołaków. Podziel się z nimi swoim gniewem - sylwetka w garniturze rozmywała się. Wracała do swojego świata.

***


- Muszę przyznać, że nieźle się urządziłeś - Marek Mazut siedział przed wielkim lustrem i mówił wprost do kamery. Kamera nie odbijała się, gdyż na jej drodze do lustra siedział były agent ABW w swojej czarnej sportowej marynarce. - Długo szukałem kogoś, kto pomoże mi się przedrzeć przez tych twoich strażników. No ale jak widać udało mi się. Dobrze, że masz wszystko tak poukładane. Twoja skrzynka mailowa to prawie sami krewniacy. Choć z żalem muszę przyznać, że część już nie żyje. Ale nic się nie martw. Reszta dołączy do nich wkrótce. Pozwoliłem sobie przejrzeć twoje rzeczy i wydaje mi się, że nie planowałeś ucieczki z mieszkania. To dobrze. Znaczy to, że śmierć Golema nie poszła na marne. O tych czterystu zabitych nie wspomnę. No ale tyle duchów zamkniętych w jednym komputerze - Marek zagwizdał z podziwem - wcale się nie dziwie, że zrobiłeś to w czymś szesnastordzeniowym. Pewnie w laptopie by się pozabijały. No, ale mniejsza o to. Dziękuję. Zaopiekuję się nimi.
Obraz zatrzymał się ukazując mężczyznę zapatrzonego w bok.

- Kurwa - nie wytrzymał Zaar i cisnął telefonem na którym oglądał nagranie o ziemię. Ściółka zamortyzowała upadek urządzenia. Jednooki jednak nie darował małemu urządzeniu. Z wielkim zapałem dwukrotnie z całych sił wpakował piętę okutą w wysoki but wprost w twarz Mazuta.
- Ten skurwiel jest w moim mieszkaniu.
Za drugim razem wyświetlacz pękł i zgasł.
Czarny przełknął ślinę. Bez wątpienia był to kryzys. Być może większy niż wszystkie dotychczasowe.
- Posprzątaj ten bałagan. Teraz nie mamy czasu się nim zająć. Odetnij wszystko co może nam zagrażać teraz, gdy Żenia jest w łapach wroga. Później będziemy myśleć o twoim mieszkaniu.
Jednooki pokiwał głową, odwrócił się i ruszył. Nie mógł się rozdwoić. Jego pazury mogły się przydać w starciu z Tancerzami. Jednak Czarny go odsyłał. Słusznie widział w bracie Żenii większe zagrożenie niż w całej wataże Tancerzy.

***


Czekała. Nie lubiła szkolić nowych. Zwłaszcza w momentach kryzysu. A już na pewno nie tych, którzy mieli wyżarte mózgi. Zmieniła się w mężczyznę. W tym seksistowskim kraju w ciele mężczyzny można było zdziałać dużo więcej. I wtedy pojawił się jej nowy partner. Pierwsze uczucie jakie wywołał, to chęć wymiotów.
Nie przypominał człowieka którego udawała ostatnie kilka dni. Nie przypominał w ogóle człowieka.

***


Biegła wśród wilków. Tych samych, przed którymi uciekała na drzewo. Piątka. Nie wiedziała gdzie jest Pieśń Udręki. Nie zaufał jej do końca. Nie wiedziała też gdzie są ludzie Harada. Według mapy była już od kilkudziesięciu minut w umówionym miejscu. Tyle, że paluch Harada na małej turystycznej mapie zajmował obszar kilku kilometrów kwadratowych.

Wciągała świeże powietrze poranka. Rosa rozpływała się po sierści na jej łapach. Wykorzystywała dar Smoka. Czuła swoich pobratymców. Mieli ten sam zapach. Ale Żenia nie czuła w nim smrodu o którym wszyscy jej mówili. Czuła woń tych, których zdradzono, wykorzystano. Tych, którzy szukali swej zemsty. Tych, którzy mieli dość siły, żeby powiedzieć, że Litania jest do dupy. Że Alfa nie zawsze ma rację. Woń buntowników. Z każdą chwilą wśród tych krewniaków Tancerzy Czarnej Spirali czuła się, że jest wśród swoich. Promienie słońca przebijały się przez korony drzew. I wtedy usłyszała głośny wrzask wzlatującego kruka.
Gustaw!
Jakimś cudem rozpoznała akurat tego z wojowników po samym krakaniu. Wzniosła uszy, żeby określić dokładny kierunek z jakiego dochodziły ptasie odgłosy. Jednak w tym samym momencie usłyszała dziwny świst. Eb - stojący tuż przy niej wilk - padł ze strzałą w szyi. Jego nogi jeszcze kilkukrotnie szarpnęły ziemię, po czym jego oczy zaszły mgłą.

Zaczęło się….
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 11-04-2018, 12:30   #59
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Żenia czuła coś jeszcze.
Smutek i rezygnację krewniaków.

Była ich ledwo garstka a każdo z nich traktowane było tak jak ona sama jeszcze niedawno.

Jak przedmiot, którego jedyną wartością było rodzenie dzieci i bycie mięsem armatnim.
A teraz Eb zapłacił za to życiem.

Dziewczyna nie myślała wiele. Zalało ją zniechęcenie i poczucie przegranej. Potrząsnęła łbem szczerząc kły. Miała w nosie co stanie się z Pieśnią Udręki i pozostałymi Spiralami.

Warknęła na pozostałe wilki i sięgnęła po moc daną jej przez jej totem.
Ciemność pomoże ukryć pozostałych.
Poczuła jak przepływa przez nią energia z drugiej strony lustra i roztacza się. Okrywała ich niczym ciepły płaszcz. Po chwili wokół nich roztoczyła się ciemność. Nie było to wiele. Kilka? Może kilkanaście metrów? Jednak wilki mogły się skryć. Cała piątka z Żenią na czele. Na moment tylko wilkołaczka miała wrażenie jakby wielkie, świecące na zielono oko mrugnęło do niej, po to tylko, żeby zaraz się rozwiać.

Musi ich wyprowadzić poza obszar walki. Zmusi tym samym Pieśń Udręki do działania. Teraz nie mogą się wycofać, jeśli nie chcą urazić totemu. Honorowego Zielonego Smoka.

Choć wiedziała, że to nie wszyscy. Pieśń nie podał dokładnej liczby, ale z jego słów mogła przypuszczać, że wilków jest co najmniej kilkanaście. Wtedy usłyszała głośne strzały. Najpierw pojedyncze, jak ze strzelby. Potem była seria z automatu. Potem…

Już kiedyś to przeżywała. Poczuła przypływ wspomnień. Uciekała. Chowała się w lesie. Między drzewami. Czuła zimno. W czasie gdy jej wioska płonęła. Czuła, że musi uciekać. Serce rwało się do biegu. I wtedy usłyszała miły i kojący głos.

- Dzieci smoka nie uciekają. Ogarnij się!

Duch był w niej. Odpędzał wspomnienia w które chciała się zapaść.

Poczuła wdzięczność, gdy totem wyrwał ją ze spirali paniki. Nie chciała przeżywać tego na nowo. Nie chciała tych wspomnień. Odpędziła je od siebie wciskając pysk w futro stojącego obok wilka.
Warknęła cicho by odpędzić czwórkę stojącą obok.
Nie wiedziała, czy będzie jej dane uratować kogokolwiek.
Wspomnienia Grzesia sprawiły, że zwątpiła w możliwość uratowania kogokolwiek z dzisiejszej walki.
Uszczypnęła ucho krewniaka, by odegnać go w las.

Wilki bardzo dobrze zrozumiały jej intencje. Wybiegły z zacienionego obszaru. Ruszyły między drzewami. Żenia widziała w oddali ogromne bestie szarżujące na ludzi i wilki. Ludzie mieli strzelby. Na jej oczach jedna z bestii padła.

Wiedziała, że Pieśń Udręki miał wśród krewniaków nie tylko ludzi. Czy uzbroił ich w srebrne kule? Czy mężczyźni ze strzelbami zdmuchną watahę Harada? Na kogo sprowadziła zagładę?

Poczuła wkurzenie i frustrację.
Ona ryzykowała życiem po to, żeby doświadczony Alfa, góral i miejscowy wypuszczał ludzi na szarżę?
To miała być pułapka a nie atak idiotów.
Ona wywiązała się ze swojej roli. A ten puszcza ludzi jak baran?
Mieli czas.
Mieli więcej czasu niż mówiła.

Stała przez chwilę przyglądając się wydarzeniom.
Jeśli tak toczą potyczki, jak będzie wyglądać atak na Pentex?

Omiotło ją rozczarowanie.
Powierzyła zaufanie złej stronie?

Odgłosy walki nie cichły. Gdzieś zaskomlał wilk. Gdzieś z zupełnie innej strony huknął strzał z karabinu. Ale teraz, gdy odbiegła od ciemności widziała jak dużo dał jej smok. Obszar jaki pokrywał nieprzenikniony mrok zalewał jakieś sto metrów kwadratowych. Na pewno ze dwa razy tyle ile miało mieszkanie Zaara.

Rozglądała się uważnie, jednak gęsta roślinność znacznie jej to utrudniała. Nie widziała nikogo znajomego. Pieśń Udręki zdawał się w ogóle nie przybyć ze swoimi ludźmi. Wokół co jakiś czas migały jej sylwetki ogromnych potworów o srebrnych sierściach. Kilkaset metrów od niej była zbita grupa ludzi prowadząca ciągły ogień w kierunku potworów. Wilki, które najpierw się rozbiegły teraz znowu zdawały się zbijać w grupki. Już widziała ich co najmniej siedem. Ruszały do szaleńczego ataku.

To wszystko wyglądało na odwracanie uwagi.

Może i była to walka, ale wyglądała ….
Żenii to wszystko po prostu mocno nie grało.
Zawyła na krewniaków próbując odwrócić ich uwagę na nowo i usunąć z pola walki.
Ludzkich krewniaków podobnie jak i watahy Pieśni nie żałowała. Mogli podjąć decyzję sami.
Wilki…
To co innego.
Wtedy tąpnęło nią zrozumienie.
Walka nie toczyła się tutaj.
W zasadzie sama by tak zrobiła. Odwróciła uwagę wroga by wpaść na jego teren i narozrabiać.
Gdy tak myślała, doszła do wniosku, że ten sam manewr przeprowadziła już.
W siedzibie Pentexu.
Nabrała pewności, że większość jest zupełnie nie tu.
A w miejscu, w którym ona sama wizytowała.

Skoro chcieli zamieszanie, Żenia kombinowała, to trzeba dołożyć do zamieszania.
I przy okazji wypróbować dary nowego opiekuna.

Wadera bez wahania wbiegła w mrok jak dziecko poznające swoje zabawki po raz pierwszy.
Przysiadła na zadzie i wyszukała dogodne miejsce, by to co zaplanowała trafiło bardziej w przeciwników Hadara niż jego ludzi.

Skupiła się chwilę przypominając sobie nosowe dmuchnięcia Zielonego Smoka.
I zionęła.

Poczuła fale ciepła w gardle. Poczuła jak gaz rozszerzał się zaraz po opuszczeniu jej ust. Widziała wyraźnie jak tuż przy niej jest błękitny, niczym płomień gazówki, a dalej intensywnie zielony. Na moment wizja wilka ziejącego szmaragdowymi płomieniami rozjaśniła powstałą ciemność. Żenia była pełna podziwu. Płomień był pełen mocy. Zachwycał. Jednak od skraju ciemności, do jej celu było nieco dalej niż się spodziewała. Nie udało jej się zaatakować uzbrojonych w strzelby krewniaków. Prawie. Zielony płomień musnął dwóch z sześciu mężczyzn. Wyraźnie nie spodziewali się ataku z tej strony. Ktoś wystrzelił na ślepo.

Jednak nie przyćmiło to wyostrzonych zmysłów Żenii. Coś wielkiego chciało się na nią rzucić. Dojrzała kształt lecący wprost na nią.

Odskoczyła głębiej w mrok jak kot, którego łapy znienacka dotknęły tafli wody.
Zjeżyła futro odruchowo szykując się do walki.

Ciężki wilk spadł tuż obok niej drąc pazurami runo leśne. Z niewyobrażalną szybkością odwrócił się w jej stronę. Żenia wprawdzie była ukryta w ciemności, jednak czuła dobrze jej zapach. Wiedziała kto próbował ją przygnieść, jeszcze zanim dojrzała szramę w miejscu, w którym wielki hipso powinien mieć oko.

Żeńka szczeknęła cienko by przebić się przez Szramowe zacietrzewienie.
Zanim dźwięk ucichł odskoczyła dalej w głąb ciemności.
Czuła się jak pasikonik.
W zasadzie kolorem totemu pasowała.
W zakamarku umysłu błysnęła myśl, jak zareagowałby Smok na nazwanie go pasikonikiem.

Hipso trafił w Żenię z wielką siła. Szrama i czarna wilczyca przetoczyły się po ziemi. Jednooka parsknęła wypuszczając powietrze i zerwała się na cztery łapy. Była zdeterminowana i rozpędzona gdy usłyszała szczeknięcie Córki Ognistej Wrony. W ostatniej chwili zamknęła pysk, ale jej cielska nie dało się zatrzymać. Szczeknęła coś i ruszyła dalej do walki. Tylko Żenia się domyślała, że w tym szczeknięciu pobrzmiewało “do walki, śmierdzielu”.

Młodsza wilczyca wywaliła ozór i otrzepała się jakby pokazując co myśli o jednookiej. Wybiegła z mroku w gęstwinę zarośli. Stamtąd obserwowała wydarzenia na polanie.
 
corax jest offline  
Stary 11-05-2018, 11:11   #60
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Sytuacja wokół zdawała się odwrócić diametralnie. Wśród mężczyzn zielone płomienie już zgasły. Jeden leżał bez głowy. Kolejny zginał się w pół. Ale wśród nich padł wielki Crino. Ciężko było rozpoznać kolor jego futra. Kolejne kule ze strzelb sprawiły, że przypominał on kotlet mielony.

Po drugiej stronie polany wilki, które Żenia postanowiła chronić skutecznie szarpały kawałki mięsa z innego leżącego wilkołaka. Ludzie Harada musieli nie być tak dobrze przygotowani. A może nie spodziewali się, że ich cel będzie spodziewać się ataku?

Żenia przyglądała się wszystkiem co się dzieje i z zaskoczeniem stwierdziła, że ma to wszystko w nosie.

No może nie w nosie.
Ale czuła jakby oglądała jakiś kiepski film w kinie, w którym bohaterowie są jej obojętni, a fabuła zupełnie nie związana w żaden logiczny sposób.
Jeśli tak wygląda wataha, która broni terytorium przed Tancerzami to Czarny miał rację kiepsko widząc losy ewentualnej restauracji garou w Europie Środkowej.
Żenia jakby skostniała obserwując na chłodno wydarzenia na polanie.
Nie wiedziała gdzie jest Gustaw, nie widziała nikogo znajomego.
A obraz walki, była pewna, nie był jedynym jaki widziała kiedykolwiek.
Przyczajona oblizała wargi i nos.

Wtedy usłyszała krakanie i zaraz coś wielkiego spadło obok niej. Tym razem miły jej zapach. Wielki brodacz z irokezem zdawał się zagubiony w ciemności.
- Żenka - szepnął.
Michał najwyraźniej po zmianie z kruka musiał przyjąć formę człowieka, co czyniło go praktycznie bezbronnym i ślepym na środku polany. Z głębi lasu wyskoczyły kolejne wielkie wilkołaki. Z łatwością zabijały kolejnych uzbrojonych w strzelby. Szrama dopadła jakiegoś wilka, którego niemal przegryzła na pół.
- Żenka, chodź tu… Czarny z Haradem mieli oczyścić umbrę, ale coś jest nie tak.

Gdyby nie komunikat od brodacza, wadera obśmiałaby się widząc jak nieporadnie wygląda on w ciemności.
Zmieniła formę by móc lepiej się porozumiewać z posłańcem.

- Co wy tu robicie? - podsunęła się tak by złapać Michała za ramię - Myślałam, że siedzicie u nich w caernie. - Żenia zmarszczyła brwi - A Umbra jest zablokowana przez szamana. Gdzie oni są? W którą stronę mamy iść? Wyprowadzę nas. - w głosie dziewczyny rosło napięcie.

Michał złapał jej dłoń i ścisnął mocno. Nadal kompletnie nic nie widział.
- Czarny z szamanem Harada mieli ich otoczyć i wyłapywać pojedynczo z umbry, w czasie gdy wojownicy tego Słowaka i Szramy zorganizują dywersję we frontalnym ataku. Ja i Gustaw zapewniamy wsparcie “z powietrza”. Gdzie jest ten szaman? Trzeba go załatwić! - mówił Michał ciągnąc ja nie bardzo wiedzieć dokąd. Chciał odegrać mniej zagubionego niż był.

Dziewczyna pociągnęła go za rękę w nieco przeciwnym kierunku by wyprowadzić go w gęstsze zarośla.
- Oni wiedzą. Czatują na Harada. Jest ich piątka. Ślepy alfa, szaman, który nosi kościane naszyjniki, parszywy crinos i wilk oraz wytatuowana dziewczyna. Ta ostatnia to ragabash. Miała znaleźć dziurę w obławie, gdzie można zastawić pułapkę w przypadku odwrotu. Ja miałam wystawić im Harada. Powinni być z tej strony zasłony. Ale gdzie są dokładnie nie wiem. - mówiła po drodze. - Leć do Harada i mu to przekaż. Niech zarządzi przegrupowanie. Masz lusterko?

Michał słuchał z uwagą. Kiwał głową, żeby podkreślić, że zrozumiał. Po chwili sięgnął do kieszeni swojej luźnej czarnej bluzy i wyjął małe lusterko. Podał je Żenii.
- Nie skacz tam. Czarny jeszcze nie oczyścił umbry. Szaman musi być po tej stronie. Trzeba go zabić.
Michał po tych słowach wsunął lusterko dziewczynie w dłoń i sięgnął po maskę z kruczym dziobem.
- Coś jeszcze?*
- Spróbuję czegoś. Ich totem to smok. - Żenii wciąż we łbie tłukł się pojedynek honorowy przywódców. Ale jakoś wątpiła, by wataha Pieśni odeszła bez walki nawet jeśli przywódca by przegrał.
- Żenka - zawahał się na moment i położył jej rękę na ramieniu - uważaj na siebie. Proszę.
Po tych słowach wsunął na twarz maskę, a jego bluza zaczęła zmieniać się w pióra.

Powietrze rozdarł głośny krzyk czy też skowyt. Głos wydał się znajomy dziewczynie. Szybko rozglądała się. Dopiero po pewnym skupieniu dojrzała wielkiego czarnego crinosa, Jego uszy sterczały w bok jak u nietoperza. Przed nim widziała nagie ciało kobiety, przebite wielkim połyskującym dzika zielenią ostrzem. Zielony poblask przydawał pyskowi z zawiązanymi oczyma dodatkowo przerażającego wyrazu. Ostrze wysunęło się z ciała pozwalając by zwłoki Tańczącej w Deszczu opadły w błoto.

Pieśń Udręki nie czekał, ruszył biegiem w las.

Tymczasem kruk wzbił się w powietrze.*

Żenia zaś rzuciła się za przywódcą Czarnych Spirali, po drodze łapiąc broń martwego krewniaka.
Była jeszcze ciepła i splamiona krwią. Inny krewniak nie wiedząc co się dzieje próbował do niej strzelić, ale odepchnęła go. Gdy tylko go minęła wielki Crino dwoma ruchami odrąbał ręce odepchniętemu. Żenia nie patrzyła za siebie. Skupiała się na Pieśni Udręki.
Gdyby udało się go zranić, spowolnić.
Reszta pewnie ruszyłaby mu na pomoc.
W końcu to alfa.
Pytanie, czy Tancerze myśleli tymi samymi kategoriami.

Gnała skulona i przyczajona.
On był ślepy ale nie zdawało się mu to przeszkadzać.
Co jakiś czas słyszała jego klaskanie językiem. .

Ona miała dar smoka i zmysły wadery.
Nie była pewna reakcji jej opiekuna na jej kolejne działania.
Kogo wesprze?

Szukała możliwości do strzału.
Jednak Crinos był szybszy. Dużo szybszy. Biegł na czterech łapach i oddalał się. Wymierzyła strzał. Nie była to dobra pozycja. Ale wiedziała, że lepszej nie będzie. Pociągnęła za spust. Śrut miał dość duży rozrzut, a odległość od celu nie pomagała w poprawie celności. Jednak dostał. Widziała, że jego plecy oberwały. Jednak rana wydawała się żałośnie delikatna. Pieśń nawet nie spowolnił biegu. Coś było nie tak. Pamiętała stan w jakim Zaar był po trafieniu. Wiedziała, że już go nie dopadnie. Zerknęła na broń. Kule nie były srebrne. Tancerze Czarnej Spirali posłały swoich krewniaków do walki ze zwykłą bronią, żeby chronić swoje plecy. Żeby bronić się przed buntem?

Nagła, szaleńcza myśl zrodziła się w umyśle dziewczyny.
Zawróciła i pognała na złamanie karku na polanę, gdzie toczyła się walka.
Gnała wokół niej rzucając kolejny raz fale ciemności.

W myślach burczała do swojego totemu:
“To akceptujesz? Tchórzostwo i rzucanie bezbronnych do walki? Akceptujesz ucieczkę Pieśni z pola walki? Smoku!” - ostatnie ni to prosząco ni to gniewnie - “Gdzie w tym honor? Gdzie w tym sława dla Ciebie?!”
“Jesteś jak dziewczynka krzycząca na fale oceanu. Nie płyńcie tu! Tak, uciekajcie. Odpływacie? Strach was obleciał? Krzyczysz a nie wiesz co się dzieje. Nie oceniaj swoją miarą Pieśni Udręki. On nie strzela innym w plecy. On teraz biegł szukać Harada. Ty zaś zdradzasz jego plemię”
Głos zdawał się wiercić w jej umyśle dziurę.

“Tak jak on zdradził swoje. Tyle istnień na straty by dopaść jednego Harada.”
“Tak, tylu bezwartościowych zdeptanych, żeby zyskać honor w walce z najsilniejszym. Uważasz się, za lepszą? Zabij go.”
“A co z Litanią?” - sarknęła w myślach - “Stracić honor w wyzwaniu przywódcy w czasie wojny jest ok?” Smok tym razem milczał. Nie wracał do kwestii strzelania w plecy przywódcy w czasie wojny.

Upewniła się, że ciemność pokrywała większość terenu.
Duchy jej sprzyjały. Osłoniła kolejne dziesiątki metrów kwadratowych. Czuła, że każda kolejna próba wytworzenia ciemności oddala ją od świata po drugiej stronie lustra.

- STOOOOOOOOOOOOOOOOOOP! - wrzask dziewczyny próbował torować sobie drogę wśród wrzawy pola walki - Jesteście mięsem armatnim. Puścili was bez broni. Chcą ochronić swoje dupy!!! Nie ma w nich honoru! STÓJCIE!!!! To nie garou są wrogiem! To wasi krewni! A puścili was na pewną śmierć ze strachu o samych siebie!
Zadziałało. Ciemność otoczyła uzbrojonych ludzi. Byli zdezorientowani. Kierujące się zwierzęcymi zmysłami Garou nie wahały się. Szybko atakowały i pozbywały się śmierdzących celów.

No czuła się jak pieprzony Braveheart! Przesuwała się tak by jej głos docierał do otoczonych mrokiem walczących.

- Ilu was już padło? Zginiecie tu wszyscy! STOOOOOOP! Chcecie walki? Chodźcie! Pokażcie im, jaki błąd popełnili nie doceniając was! Wy giniecie, a oni kryją się w lesie. Jak tchórze! Znajdźmy ich i pokażmy co warci są krewniacy!

Na moment walka ucichła. Kilku z ocalałych rzuciło broń. Nie chcieli walczyć. Już nie. Wilkołaki jeszcze chwilę temu na ich oczach rozdzierały ich towarzyszy. Nie wiedzący co się dzieje ludzie padali na ziemię w ciemności osłaniając głowy i łkając. Wilki rozbiegły się po lesie. Żenia mogła spokojnie ocenić ilu ich zostało.

Z najbliższej grupy przeżyły dwie osoby ze strzelbami. W oddali była jeszcze jedna grupa. Choć tak naprawdę były to spędzone pozostałości dwóch grup uderzeniowych. W sumie kolejne cztery osoby.

Wilków przeżyło więcej. Z pewnością kilkanaście. Dopiero teraz widziała ile było w sumie Crinosów. Sześć. I wielka Szrama, która cały czas była w formie Hipso.

Wtedy jeden z wilkołaków zawył głośno. Dopadły go dwaj znajomi Żenii. Jeden był wielkim potworem obrośniętym parchami. Drugi ciemnorudą bestią o lśniącym futrze. Zaatakowali w momencie, gdy wszyscy spodziewali się zakończenia walki.

- Zostańcie w cieniu. Nie widać was! - wrzasnęła Żenia rzucając się w kierunku dwójki Tancerzy.

“To tyle gdy mówimy o atakowaniu w plecy” - prychnęła w myślach do Smoka, zmieniając formę w formę bojową.

Wystrzeliła z mroku zbierając siły do walki.*

Najbliżej była Szrama i jakiś wilkołak o srebrnej sierści. Rzucili się do walki. Szrama w locie zmieniła formę.

Najszybsze okazały się lupusy. Szrama bez wahania wyprowadziła potężny atak w Parcha. Żenia choć zmieniała swoją formę, to widziała wyraźnie jak szpony jednookiej ślizgają się po twardych parchach na skórze Tancerza. Szpony nie zagłębiły się w skórę.

Za to Lupus Tancerzy atakował jednego z ludzi Harada. Szybko i sprawnie. Ciał ukośnie. Tamten cofnął się o krok. Nie zdążył zareagować gdy Parch pociął go małym srebrnym nożem. Gdy padał na ziemię miał otwarte rany na szyi, rękach i nogach.

Parch odwrócił się w stronę nadbiegającej czarnej wilkołaczki.

Żenia nie czekała na jego działania i plunęła szmaragdowym ogniem po to by odwrócić uwagę Parcha i skulona ciąć pazurami po nogach przeciwnika.

“Iwan ratunku! Kupię Ci nowe buty” - przemknęło jej przez myśl.

Smok nie odpowiedział na wezwanie. Tym razem płomień nie zadziałał. Nie pojawił się nawet dymek. Parch uśmiechnął się szerzej i wyprowadził szybki atak. Zbyt szybki. Metys z paskudną skórą stracił równowagę i przetoczył się z drugiej strony brunetki.

Totem zdawał się odwrócić od obojga swych dzieci.

W tym czasie dwa lupusy starły się w morderczym tańcu. Pierwszy celnie uderzył Tancerz Czarnej Spirali. Poprzecznym cięciem otworzył rany na klatce piersiowej i obu ramionach jednookiego Crinosa. Szrama warknęła i nie czekając aż tamten zakończy atak wyprowadziła potężny cios z góry. Cztery wielkie jak maczety pazury zagłębiły się w plecy przeciwnika odsłaniając jego kręgosłup.

Żenia zaś próbowała mimo braku pomocy ze strony Smoka pozbyć się PArcha. Wyprowadziła kolejny cios, który był dość łatwy ze względu na leżącego przeciwnika. Parch był łatwym celem. Żenia trafiła idealnie w jego łydki. A pazury po obu nogach zsunęły się jakby trafiły na stalowe szyny.


Szrama jeszcze nie skończyła swojego tańca. Atakowała rannego Tancerza. Choć ten zdawał się wpaść w dziwną furię i mimo ran jakie otrzymał również kontrował. Zagłębił swoje kły w ramieniu jednookiej. Zwarli się w morderczym klinczu.

Desperacja zaczęła przepełniać dziewczynę. Walka z Parchem przypomniała niedawną bitwę z Golemem. Tym razem jednak nie miała ani TIRa, ani granatów ani Michała i Gustawa na podorędziu.
Poderwała głowę szukając opcji.
Jedyną częścią ciała niepokrytą parchami były oczy mieszańca.
Rzuciła się na nie z pazurami, warcząc zawzięcie.

Trafienie było dewastujące. Szpony wbiły się w sam środek pyska Parcha przebijając się wprost w oczy bestii. Twarda skóra powiek nie była wystarczająca dla powstrzymania ataku. Pazury zagłębiły się w oczodoły i pokryły miękką tkanką. Bestia jęknęła i na ślepo wbiła srebrny nóż w Żenię. Ostrze zagłębiło się w brzuch wyzwalając w wilkołaczce pokłady bólu i nowego gniewu.

Żenia zaskowyczała z bólu i odruchowo cięła po przytrzymującej nóż łapie. Gdzieś w jej umyśle kołatało by nie pozwolić wyciągnąć noża, który działał jak korek. Trzydziestocentymetrowe pazury zaciskały się w brutalnym siłowaniu.

Jej twarz zalała krew. Krew, która nie była ani jej, ani jej przeciwnika. Ale była zbyt zajęta Parchem, żeby kontrolować co dzieje się z jednooką i jej przeciwnikiem. Tymczasem jej szpony zacisnęły się na nadgarstku metysa. Napierały coraz mocniej, zagłębiając się w jego ciele do krwii. Nie udało jej się oderwać mu ręki, ale poczuła pod szponami opór stawiany przez jego kość. On nie pozostawał dłużny. Zacisnął szczękę na jej ramieniu. Choć Żenia nie poczuła bólu. Cały czas czuła pulsowanie w brzuchy przy jego nożu. Szczęki były ledwie łaskotaniem. Parch bez noża był bezbronny.
Smok powinien być z niej dumny. Znalazła dziurę w obronie wielkiego Tancerza. Odsłonięta szyja, tętnica instynktownie przyciągały uwagę Bondar.
Niewiele myśląc Córka Ognistej Wrony wbiła kły w ciało i zaczęła wściekle miotać głową.

Udało się. Wbiła się w szyję ofiary, żeby pozbawić ją życia. Była pewna zwycięstwa. Parch zawył głośno. Po chwili z nadludzką siłą zrzucił z siebie Żenię i odskoczył charcząc głośno. Brunetka zobaczyła mroczki przed oczami gdy srebrne ostrze zostało raptownie wyrwane z jej wnętrzności. Mieszaniec ledwie stał na swoich czterech łapach. Krew zalewała jego futro i wystające na całym ciele parchy. Szykował się do ostatniego szaleńczego ataku. Jednak gdzieś wypadł jego nóż. Oślepiony miał jedynie kły i pazury. Ruszył w szarży z wyciągniętym przed siebie pyskiem. I wtedy uderzył w niego inny kształt. Wielki i czarny. Widocznie szaman skończył już swoje przygody ze światem po drugiej stronie lustra i przybył z odsieczą. Parch padł. Drugi wilkołak też był martwy. Wilcze ciało leżało pod skamlącą Szramą.

- Czarny! - dziewczyna wróciła do swojej ludzkiej postaci trzymając się za brzuch. Ciepła krew przesączała się przez palce ale Żeńka nie zważała na to. Przytuliła się do wielkiego Szpona Cieni. Wciągnęła kilka wdechów przymykając oczy w poczuciu bezpieczeństwa.

Czarny ją objął i poklepał po plecach. Jego wzrok wędrował po polu bitwy. Żenia poczuła, że jego futro lepi się od krwi. W końcu ją puścił i przyklęknął przy Szramie. Dopiero teraz Żenia zobaczyła, że jednooki lupus leży na ciele swojego przeciwnika dlatego, że nie ma nóg. Szaman spojrzał na ranę w brzuchu Żenii. Zagryzł zęby gniewnie. Pamiętała jak w warszawie wspominał jej, że musi wypocząć. Odnowić więź z duchami. Teraz, gdy ona po kilka razy wzywała ciemność też czuła, że jest coraz słabsza. Czyżby wybierał komu może pomóc?

- Dobrze się spisałaś. Prawie ich zatłukliśmy. Teraz usiądź. Zmniejszymy ci upływ krwi - jednak zamiast tego sięgnął do nóg Szramy. Położył na nich szponiaste ręce i zamknął oczy. Gdy odsunął swoje wielkie łapy wilczyca miała już całe kończyny i tylko kompletny brak futra i skóry na niedawnej linii cięcia pokazywał, że coś miało miejsce.

Żeńka nie podzielała optymizmu Alfy.
Prawie się nie liczy.
Prawie umarła od elektryka ale żyje.
Prawie uratowała Grzesia ale on pocina teraz w innym świecie.
A coś jej mówiło, że w przypadku Pieśni Udręki to prawie wróci by ugryźć ją w tyłek w najmniej spodziewanym momencie. Choćby dlatego, że Złośliwość przeżyła.
- Zobacz co z tamtym. - wskazała na srebrnego crinosa pocharatanego przez Parcha - Mi nic nie jest. Krewniaków nie zabijajcie. Oczyścimy. Dobre zasoby. - mówiła rozglądając się wciąż podejrzliwie.

- Jak reszta? Tuchola?

- W umbrze ich szaman zostawił kilka bardzo nieprzyjemnych rzeczy. Harad i Gustaw zostali ranni, ale się wyliżą. Ja też oberwałem. Widziałem chyba tego ich przywódcę. Ślepy, prawda? Ich szaman nie dał nam rady, bo zdawał się być ranny. Cholera wie jak poszłoby mu, gdyby nie to. Zapalniczka i Tomek są cali. Zaara odesłałem, bo zdaje się, że twój brat wpadł na nasz trop - Gdy czarny mówił to wszystko to odwrócił rannego wilkołaka na plecy i powtórzył sesję magicznego dotyku. Po chwili Srebrny Szpon z bandy Harada odkaszlał głośno krwią, ale odzyskał przytomność.
- Musimy się stąd zbierać - zakończył Czarny.

- Tak. Pieśń Udręki jest ślepy ale klika językiem. Ma uszy nietoperza może działa na słuch. Klekot ich szaman mnie wczoraj zaskoczył w umbrze. Trochę go dziabłam, jego stwory też podziabałam ale wyglądał na chytrego skutwiela. Jest jeszcze dziewczyna, Złośliwość. Wróćmy inną niż planowana droga. Mogła posłuchać i zastawić jakąś pułapkę. Jest coś jeszcze. Ale to może poczekać. - Córka Ognistej Wrony zagryzła wargę.

Poznański szaman pokiwał głową. A ona wiedziała, że on też ma dla niej coś, co mogło poczekać. Zaczął zabierać się za pomoc w odprowadzeniu rannych.
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172