Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2018, 19:12   #176
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavriego topienie smutków

Woda była gorąca do tego stopnia, że ręka uniesiona znad tafli parowała w świetle rzucanym przez płomienie buchające w paszczy kominkowej. Pachniała przy tym zapachem mydła, który tropicielowi trochę kojarzył się z praniem, a trochę z wonią krwi. Shavri oparł się o krawędź balii, odchylając głowę do tyłu. Chociaż w pralni panował półmrok oświetlany tylko migotaniem ognia na kominku, tropiciel zamknął oczy. Dobiegały go stąd dźwięki karczemnej krzątaniny i głosy gości i tropiciel cieszył się, że przez chwilę to wszystko go nie dotyczy. Jego mięśnie rozluźniały się w sposób tak spektakularny, że powodowało to wręcz fizyczną przyjemność. Jeden punkt po prawej stronie karku wręcz swędział. Nie wspominając o tym, że od gorąca przestała go boleć głowa. Shavri był jednak zbyt zmaltretowany kacem i przeżyciami tego poranka, aby to uczucie przyjemności wziąć we własne ręce i pociągnąć dalej. Zamiast tego leżał w ciszy, słuchając trzasku bierwion i nawoływań z kuchni.

A kiedy już się nasycił tym spokojem i ulgą, zaczął się szorować i myśleć. Musiał sobie dużo rzeczy ułożyć w głowie, a metodycznie tarcie ciała szczotą jakoś mu to ułatwiało.
W końcu wyszedł z bialii, wytarł się, przewiesił ubrania przy kominku na drugą stronę. Zabrał się za toaletę i wciąż myśląc. Ogolił się, gładkość brody co jakiś czas sprawdzając dotykiem, i zadbał o paznokcie również całkiem zadumany. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że ni chuja nic nie wymyślił. Nie miał pojęcia, jak rozwiązać problem tej nowej kradzieży.

Nim tu wszedł, przepatrzył okolice karczmy i popytał tu i tam. Ponoć okno w pokoju służby maga było otwarte. Ale nikt nie widział, żeby ktoś się wspinał na dach albo stamtąd schodził. Śladów rzecz jasna krocie, z powodu swojej ilości zupełnie nieczytelne. Żadne też nie dość głębokie, żeby sugerować miejsce, w której ze ściany zeskoczył na ziemię ich nocny złodziejaszek.
- Psia krew, na gryfie sobie przyfrunął… - burknął, ubierając koszulę.
Zirytowany własną bezradnością zaplatał swój cienki, warkoczyk, ledwo widoczny zazwyczaj spomiędzy strzechy jasnych włosów tropiciela. To Norva, na pamiątkę ich starszego brata, nauczyła Shavriego zaplatania go.

Opuścił pralnię, odbierając w kuchni pękaty kosz ze swoim zamówieniem posiłku i napitku dla siedmiu osób, licząc w cichości ducha, że Joris się przypałęta tak nagle, jak nagle się zawieruszył. Zoczył dużo mięsiwa, chleba, smalcu grzybów i nieco kiszonek oraz ser z garnuszkiem powidła na deser i kilka butelek podpiwku do popicia. Uśmiechnął się. Jego matka nawykła powtarzać, że do zmartwienia trzeba się zabierać z pełnym żołądkiem. I porzekadło to zawsze się sprawdzało. A Shavri dodatkowo wypoczął trochę w balii, odprężył się, czuł się czysty i choć wciąż bardzo słaby, to przynajmniej już bez bólu głowy. Zostawił sztukę złota i obiecał oddać kosz i naczynia. Może w grupie wymyślą rozwiązanie, które nie przyszło do głowy Shavriemu-sowie – pomyślał, nie bez trudu dźwigając kosz jedzenia.
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 25-02-2018 o 20:51.
Drahini jest offline