Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2018, 21:37   #37
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Gdy Normand wszedł do swojego namiotu od razu uderzyła go temperatura o wiele wyższa niż na zewnątrz. Saville właśnie pędził swój bimberek. Lekarz uśmiechnął się do niego szeroko.
- Z czego tym razem? Surowa kora, czy doprawiłeś czymś ciekawym?
Saville doglądający aparatury uniósł głowę, spoglądając na niego i uśmiechnął się przyjacielsko. Za ucho miał włożone cygaro.
- Oryginalny przepis mojego staruszka - odparł z namaszczeniem John. Jak zawsze kiedy próbowało się od niego wyciągnąć to co pytał Normand. Nigdy jednak nie zdradzał szczegółów. - Sprzedałem słoik jednemu Legioniście, więc trzeba dorobić - dodał, wracając spojrzeniem na destylator.
- Nie chciałbyś wymienić odrobiny na kulki? Mam kilka nadmiarowych pocisków do rewolweru. - podpytał Normand
- To mogę dostać od Legionistów - mrugnął do niego i sięgnął po mały słoiczek. Przelał do niego trochę gotowego destylatu i podał Wolffowi. - Dla ciebie doktorku na koszt firmy. Ale proszę nie wykorzystuj mojej hojności
- Jestem dozgonnie wdzięczny. - odparł biorąc do ręki bimber. Czuł od niego aromaty ziół, odrobinę jak absynt. Usatysfakcjonowany schował kontrabandę do swojego kuferka, pod ciuchy. - Jak lecą badania? Jakiś przełom dotyczący naszych ulubionych worgów?
- Nic - westchnął ciężko John. - Jeśli wierzyć słowom Tanaki to japońce mieli po takim czasie już kontyngent dyplomatyczny w jakimś tamtejszym mieście, a nawet uchodźców w swoim obozie - pokręcił głową. - Mam nadzieję, że się tu ruszy, bo nudzę się jak cholera - upewniwszy się, że przy maszynerii wszystko jest w porządku, odszedł od niej i wyprostował się. - Ale takiego wilczka to bym chętnie przygarnął
- Tia, ja też liczyłem na więcej tubylców. Jedyna rzecz, która może ruszyć to ceny drewna w Europie, bo na chwilę obecną to jedyna rzecz, która tutaj jest. - lekarz westchnął donośnie - Swoją drogą, nie chciałbyś mi pożyczyć którejś ze swoich książek? Poczytałbym w czasie imprezy powitalnej.
- Jeszcze są kozy. Całkiem sporo, skoro wilki wyrastają na nich na takie okazy - skomentował John i spojrzał na swoją kolekcję. - Jasne, czemu nie - wzruszył ramionami. - Mam tam trzecią edycję do Dungeons and Dragons - zaśmiał się. - Ale notatek nie ruszaj. I tak z nich nie wyczytasz. Matka zawsze chciała, żebym został lekarzem, a z tego jedyne co mi wyszło to nieczytelne pismo
- Moja zawsze chciała, żebym został modelem. - stwierdził i wziął wskazaną książkę. Szybko ją przejrzał i zatrzymał się na smokach - W życiu bym nie wpadł na tyle kolorów smoków. Próbowałeś porównywać z tym co japońce mają u siebie? Przełożenie jest dość dobre?
- Żartujesz?! Ciebie? Lekarza - Saville pokręcił głową z niedowierzaniem. - Widać matki nigdy nie są zadowolone, zawsze chcą czegoś innego - skomentował i skrzyżował ręce przed sobą. - Japońce spotkali jeden typ. Czerwone. Niby jeszcze byli jeźdźcy na wywernach, którzy zaatakowali na ulicach Tokio ale później już ich nie spotkali. Jak twierdzi Tanaka. Wiesz tam są jeszcze dodatki i w nich inne smoki. Podsłuchałem rozmowę Nici z jaśnie panem Cartierem - zamyślił się. - Przejmując od niej pałeczkę dowodzenia chce przyśpieszyć eksplorację. Nici była dobra póki budowali palisady... Teraz zrobiła się strasznie nerwowa, bo trzeba działać. - wzruszył ramionami. - No i Cartier już się napalił że wyśle pojutrze ekspedycje. Nie jedną. Podobno zwiad znalazł "obiecujące" miejscówki.
- Z jednej strony super, może coś się ruszy, ale z drugiej… Starczyło mi szycia po pierwszym spotkaniu z wilczkami. Myślisz że dadzą mi z wami wyjść?
- Cykor z ciebie albo leser. Siwy się ucieszył jak mu wspomniałem - skomentował go John. - Jasne że dadzą wyjść. Ale musisz ubiec siwego, bo przecież nie da rady żeby dwóch lekarzy na raz wypuścili na wolność
- Jak miejscówek jest kilka to pewnie i kilka osób do obstawy będzie trzeba - lekarz wzruszył ramionami - ale nie będę ryzykował. Do legusiów muszę biec, żeby się zapisać, czy do waszych?
Saville podrapał się po brodzie.
- Chyba najlepiej będzie uderzać do Cartiera - odparł.
- W takim razie pędzę. - powiedział Normand i odłożył pożyczoną książkę na swoje łóżko - Do zobaczenia później. - dodał i ruszył do wyjścia.


Po zasięgnięciu języka u jajogłowych Normand znalazł nowego przewodniczącego wyprawy. Ten, jak przystało na świeżego lidera, akurat przepytywał swoich podwładnych ze wszystkiego co tylko udało, bądź nie, im się odkryć. Lekarz grzecznie czekał na swój moment i gdy Cartier w końcu rozdysponował zgromadzonych przy nim naukowców podszedł do niego raźnym krokiem.

- Dzień dobry, Normand Wolff, pan Xavier Cartier jeśli się nie mylę?
Mężczyzna podniósł spojrzenie znad notesu, w którym robił sobie jakieś notatki. Obok niego siedziała Nicole de Foix, która oparta na łokciach o blat stołu, pocierała palcami nasadę nosa. Jej okulary leżały na stole.
- Normand Wolff... - powtórzył po nim Cartier i przekartkował notes.
- Lekarz - przyszła mu z pomocą Nicole, niespodziewanie miłym głosem, którego Normand nie spodziewałby się po niej.
- Ach, dobrze - Xavier odłożył notes i spojrzał na Normanda. - Co potrzeba? Zapasy leków, które z nami przyszły są jak wszystko co przybyło u kwatermistrza. Jutro będą rozdzielać - wyjaśnił.
- Och, nie w tym rzecz. Słyszałem plotki że planuje pan wyprawę poza mury Jedynki, chciałbym się zgłosić na ochotnika.
- A, o to chodzi. Prędzej czy później trzeba wyjść z bezpiecznej palisady - odpowiedział Cartier z lekkim uśmiechem. - Potrafi się pan bronić, panie Wolff? - zapytał.
- Zdecydowanie. Najpierw nauczyłem się strzelać, dopiero potem chodzić. - odparł i odruchowo poklepał się po pasie u którego powinien wisieć rewolwer. Jak zawsze zapominał że na terenie bazy jego broń jest pod opieką Legionistów - W każdym razie jeden z wilczków które dotarły na autopsję to moje dzieło.
- A to dobrze - mruknął pod nosem Xavier i zapisał coś w swoim notesie. - Uwzględnię pana w swoich planach
- Wyśmienicie. W takim razie nie zajmuję państwu więcej czasu. Pani de Foix, panie Cartier. - powiedział pochylając przy tym lekko głowę.
Mężczyzna skinął mu głową, za to kobieta posłała mu jedynie zimne spojrzenie. Normand opuścił namiot i ruszył na powrót do swojego lokum. Musiał się pospieszyć jeśli chciał się wyrobić na powitalną imprezę.
 
Zaalaos jest offline