Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2018, 22:37   #166
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 03:30 h; 6.43 ja od Dagon V

Układ Dagon; 3:30 h po skoku; 6.43 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy



Kosmos był w ruchu. I ekrany na konsoletach skanera którym był też i kapitan “Archeona” ładnie to pokazywały. Presja czasu była coraz bardziej wyczuwalna. Robiło się ciasno. Tak w kosmicznej skali ale jednak ciasno. Zasuwali z kosmiczną prędkością nieosiągalną dla jakichkolwiek jednostek atmosferycznych. Zasuwali przez przestrzeń kosmiczną a nie w jakiejkolwiek, nawet najrzadszej mieszaninie jakichkolwiek gazów zasługującej na miano atmosfery. Więc bez tarcia i wpływu grawitacji nic nie spowalniało ich prędkości. Odkąd wyskoczyli tutaj prawie 3 i pół godziny temu nic nie wyhamowywało ich prędkości. Gdyby nie manewr Pryi byliby jeszcze bliżej Dagona V. Ale i tak się zbliżali. Z 1.5 h. Tyle przy tych prędkościach i odległościach zostało im lotu do tych dwóch zespolonych jednostek dryfujących spokojem martwych kamieni na orbicie gazowego olbrzyma. A za jakieś pół godziny Prya powinna zacząć manewry hamujące jeśli mieli przycumować na orbicie Dagon V. A by zacząć te manewry hamujące trzeba było mieć główne źródło zasilania w postaci reaktora a nad tym właśnie pracowała od paru godzin większość załogi. No albo wykonać ten manewr na resztkach mocy jaka została w silnikach, liczyć, że to wystarczy i pozostać w jednostce podobnie ociemniałej jak te dwie na orbicie gazowego giganta.

Pstrykanie przełącznikami przyniosło połowiczny sukces. Wentylacja działała całkiem poprawnie ale znów pojawił się znany od paru godzin schemat, że im bliżej mniej zdewastowanego dziobu korwety tym lepiej. Na mostku przynajmniej działała jak należy. Z grawitacją było gorzej. Holoekrany wyświetlały raporty o awarii grawitorów a bez nich nie było mowy o przywróceniu grawitacji na korwecie.

Coś się w tym całym ruchu jednak zmieniło. Skanery zdewastowanej korwety wyszły z walki w systemie Memphis prawie bez szwanku i pracowały cały czas. A więc nadal zbierały dane które nadal analizował komputer pokładowy. Im miały więcej czasu a zwłaszcza im z każdą łykniętą jednostką astronomiczną odległość się skracała tym rosły szanse, że odczyty będą dokładniejsze. Teraz wyłapały kolejne szczegóły na tyle by ograniczyć pulę “kandydatów” do typu Cargo Star co do tego frachtowca. Jedna z późniejszych serii z oznaczeń z końca alfabetu, pewnie T, V, W albo Z więc nazwa powinna zaczynać się właśnie na taką literę. A choć Alex miała w bankach pamięci nazwy takich jednostek to nadal było ich dość sporo by bawić się w typowanie która z nich dryfuje tam 6.5 ja dalej na orbicie. Frachtowa jednostka była długa na jakieś pół kilometra i w porównaniu do ich korwety wyglądająca jak ciężarówka przy skuterze. O dziwo z "czarnej dziury" na rufie Alex wyłowiła znaczniki Pryi, Nivi i Veronici. Dziewczyny zmierzały do magazynu skafandrów i tam gdzieś dotarła do nich Julia.




Rufa; seg 10; pokł C; śluza; Linda i Drake



Nie wyglądało to wszystko zbyt różowo. Prowadziła głównie Linda płynąc przez zdewastowane i ociemniałe korytarze. Do tego właśnie zwykle musiała ciągnąć za sobą poparzonego kanoniera któremu przeciekał skafander. Tracił z niego powietrze zostawiając za sobą pewnie ślad zmrożonych okruchów. W zamian mógł poczuć na swojej skórze oddech kosmicznej pustki. A tu wszystko było nie tak!

Pokładowy medyk miała trudności z nawigowaniem po ciemku po tej zdewastowanej rufie. Wszystko tu wyglądało inaczej niż wcześniej! Tam się coś zawaliło i nie dało się przepłynąć, gdzieś drzwi nie chciały się otworzyć więc nie było przejścia, gdzie po ciemku drzwi które miały być na kolejny korytarz okazywały się drzwiami do jakiegoś pomieszczenia w tym czasie Drake wciąż cierpiał od kwasu i przebitego kwasem skafandra. W końcu zaczął słabnąć, szok i mróz robiły swoje zgodnie wysysając z niego życie. Obrazy i odczucia robiły się coraz bardziej zamglone. Widział i czuł głównie ciemność. Umykającą ciemność, ciemność utkaną z dryfujących w ciemności detali, ciemność stukającą o szybkę hełmu i gdzieś tam głos przewodniczki. Coś mówiła. Do niego. Ale miał coraz większe trudności ze zrozumieniem tego co mówi. W końcu stracił też poczucie czy mówi w ogóle do niego czy coś innego. Powinien odpowiedzieć? Pytała się o coś? Ciemność i mróz pochłaniały go coraz bardziej. W końcu stracił przytomność tonąc w niej całkowicie.

Linda czuła jak pacjent słabnie. Zaczynał reagować coraz słabiej, odpowiedzi były rzadsze i mniej skoordynowane w końcu zabrakło świadomych reakcji. Ale jeszcze było o co walczyć, jeszcze nie umarł. Wreszcie! Znalazła śluzę! Dopłynęła do niej i na szczęście zachowała hermetyczność! Jeszcze kawałek…

W śluzie udało jej się zdjąć hełm i górę skafandra z Drake’a. Powtarzał się schemat jak niedawno ratowała w innej śluzie Julię. Drake nie był jednak w tak poważnym stanie niedotlenienia i wychłodzenia jak rudowłosa rusznikarka ale za to doskwierały mu popalone kwasem dłonie. Jednak teraz już medyczka miała z górki. Zabrane z medlabu medykamenty zrobiły swoje. Dotleniły, wstrzyknęły stymulanty, smarowidła złagodziły skutki odmrożeń i kwasu. Leon wreszcie otworzył oczy i zaczął robić z nich świadomy użytek. Widział kobietę w skafandrze i swoje popalone dłonie. Szpeciły je teraz brzydkie, wżery po kwasie. Ale na to w tej chwili lekarka już nic nie mogła poradzić. Tak samo jak na jakieś ewentualne uszkodzenia nerwów lub podobne powikłania jeśli kwas uszkodził coś wewnątrz. Dłonie powinny boleć i piec kanoniera ale magia leczniczych stymulantów sprawiała, że czuł jedynie lekkie mrowienie. Przynajmniej póki działały.

Więc sytuacja wydawała się jakoś ustabilizowana. Niemniej nie była wcale dobra. Byli sami, we dwójkę odcięci od reszty załogi i Alex zdewastowanymi sektorami rufy. Linda właściwie nie ucierpiała więc była cała i zdrowa, tak samo jak jej kombinezon i reszta sprzętu. Gorzej było z Leonem. Co prawda Lindzie udało się dzięki swoim umiejętnościom i zabawkom przywrócić do stanu pełnej operatywności niemniej jego skafander miał przebicia. W szafce przy śluzie gdy tu wpływała nie znalazła zapasowych skafandrów ani butli. Powinny być ale widocznie szlag je trafił. Albo gdzieś pływały tutaj, zagubione na tej zdewastowanej rufie albo zostały zniszczone albo i wywiało je przy dekompresji po trafieniu. A Drake’owi przydałby się nowy skafander.

Większość jego skafandra była w porządku ale te rękawice były przepalone kwasem. On sam zużył oba swoje zalepiacze wcześniej, zaraz po walce. Linda miała swoje dwa całe ale jeśli ich użyje sama zostanie bez żadnej pomocy jeśli jej skafander ulegnie przebiciu. Drake potrzebował też nowej butli. Kwas przepalił jego butlę i chodź dzięki temu mieli teraz powietrze w śluzie to jednak nie dało się go zabrać ze sobą. Została mu tylko mała, pół godzinna butla rezerwowa wmontowana w każdy standardowy skafander. Poruszanie się na tak skąpym zapasie tlenu po tak zdewastowanym i ociemniałym terenie było skrajnie ryzykowne. Czystym proszeniem się o kłopoty. Mogli skorzystać ze skromnych zapasów Lindy no albo spróbować coś wymyślić.



Śródokręcie; seg 6; pokł D; magazyn skafandrów; Prya, Julia, Nivi i Veronica


Julia dryfując z mostka przez kolejne segmenty korwety w kierunku rufy znów mogła na własne oczy oglądać jak im bliżej rufy tym stan jednostki prezentował się gorzej. Jednak trafiła na coś pozytywnego, Alex ponownie nawiązała łączność z większością żeńskiej obsady “Archaona”. Najpierw też ich płynęły, tyle, że w przeciwną stronę, od rufy a nie do rufy aż w końcu zatrzymały się w magazynie w którym powinny być różne rzeczy np. zapasowe skafandry i butle. Gdy rusznikarka tam zawitała Nivi i Veronica rzeczywiście wymieniały butle z powietrzem w swoich skafandrach. Była też Prya. Do kompletu żeńskiej populacji załogi brakowało więc tylko Lindy. Ale jej i reszty załogi poza przebywającym na mostku kapitanem, Alex nadal nie wykrywała.

Prya, Nivi i Veronica za to przynajmniej wiedziały co się działo ostatnio z Rohanem i Abe. Gdy głównemu inżynierowi udało się razem z Nivi przepchać wiązkę do pomieszczenia gdzie dotąd stał wypalacza to Abe udało się już wypalić ostatni kawałek pokładu. Po czym chłopaki właściwie rozegnali towarzystwo. Na dole był już rejon bezpośrednio przylegający do maszynowni a więc silnie skażony promieniowaniem. A oni dwaj mieli najmocniejsze skafandry w starciu z ciężkim promieniowaniem, reszta w swoich standardowych modelach była obarczona znacznie większym ryzykiem silnego napromieniowania. Zaś przez właśnie wypalony otwór który mieli przecież wybić by wsadzić w niego wiązkę musiało się przedostać także to promieniowanie więc dłuższe tam przebywanie bez potrzeby nie wydawało się zbyt rozsądne. Tak to przynajmniej przedstawiał brodacz z cyberprotezami nóg i pewnie miał rację. Przecież rozsadziło przy wyjściu ze skoku reaktor rozrzucając jego resztki po sporej ilości segmentów i pokładów.

Prya wiedziała, że zostało im jakieś pół godziny zanim wypadało rozpocząć manewry hamujące. Przez te pół godziny musieli mieć moc z na nowo podłączonych do reaktora silników albo zostawało wypalić z resztek mocy korwetę do cna i liczyć, że to wystarczy do zahamowania tak kosmicznych prędkości z jakimi pędzili w tej chwili. Zgasło by wtedy nawet te światło jakie teraz paliło się w magazynie. Przyjemna odmiana po tych rufowej ciemnicy. Ale jak zużyją resztki mocy to wszędzie będzie jak na rufie.



Rufa; seg 8; pokł E; sąsiedztwo maszynowni; Rohan i Abe



No to byli w domu. Przynajmniej Rohan tak się mógł poczuć znowu w promieniach latarek hełmu widząc już zdewastowane ściany i drzwi “swojej” maszynowni. Gdy razem z Nivi przetargali tą cholernie ciężką wiązkę przez ostatni otwór to Abe już uporał się z dokończeniem wypalania ostatniej dziury. Zostawało wypchnąć ten ostatni “korek” ale jak trzeźwo zauważył główny inżynier wówczas do pomieszczenia wdarło by się promieniowanie z tych rejonów bezpośrednio przylegających do rozwalonej maszynowni. Więc zostali we dwóch na tym posterunku i ostatnim odcinku drogi a pozostała trójka załogi opuściła skazane na napromieniowanie pomieszczenie.

Gdy zostali we dwóch z towarzyszącym im “pieskiem” głównego inżyniera wybili ten właśnie wypalony kawałek. Czujniki ciężkiego pancerza Abe od razu zaalarmowały go o obecności ciężkiego promieniowania. No ale nie było wyjścia, by podłączyć wiązkę musieli tam się dostać i operować.

Samo przeciąganie stawiającej bierny opór wiązki jako jedynej zdolnej do przesyłania tak silnych energii jakie przepływały między silnikami a reaktorem nie różniło się za bardzo od tych trudności jakie przez poprzednie dwa wypalone pokłady Rohan przebył z Nivi. Było trudno i człowiek mógł się przy tym i napocić i nasapać. W końcu w standardzie taką pracę powinno się wykonywać jakimiś wózkami, automatami, robotami a w ogóle to tak dosłownie to była zabroniona przez wszystkie możliwe służby od pilnowania BHP. A może nie? Właściwie to ani Rohan ani Abe nie byli pewni czy słyszeli by ktoś dotąd robił taki numer z polowym przepięciami z jednego reaktora do drugiego silnika.

Niestety gdy obydwaj męczyli się i pocili się przy dźwiganiu tej opornej wiązki grubszej niż ich sylwetki w torsie to byli na tym skupieni praktycznie całkowicie. A to oznaczało, że bez wsparcia czujnych oczu pozostałych członków załogi albo Alex i jej czujników niezbyt byli w stanie zwracać uwagę na coś innego.

Jednak “tutaj” czyli na pokładzie E tuż przy maszynowni sprawa wyglądała dość mało przyjemnie. Właściwie to wąskie promienie światła koncentrowały się głównie na targanej wiązcę albo na towarzyszu obok. Czasem gdy omiotły coś obok to wyławiały jakieś ściany, pokłady czy dryfujące szczątki. Te stukały i ocierały się tak o wiązkę jak i skafandry obydwu mężczyzn co po ostatnich wydarzeniach poziom wyżej z Veronicą i całymi następstwami silnie kojarzyło się z tym stworem spalonym prawie w ostatniej chwili przez nawigator. Nic jednak jak dotąd nie zaatakowało ponownie ale główny inżynier czuł w duchu prawdziwą ulgę, że nie musi przebywać tutaj sam. Spokój towarzysza i sama jego obecność jakoś w naturalny sposób dodawały otuchy.

Przy okazji brodacz zorientował się, że gdzieś tutaj pewnie dotarł wcześniej Drake po ten kanister z chłodziwem do wypalacza. Ściany i sufity pomieszczenia były wysmarowane czymś dziwnym. Jakimś błyszczącym, kleistym czymś. Ściekało czasem zamarzniętymi kroplami tworząc mini stalaktyty. Półprzezroczyste jak się patrzyło pod światło. I gdy któryś został zruszony to jednak okazywało się, że jest zmrożony tylko z wierzchu a pod spodem zachowuje lepkość i sprężystość. Ciekawe, fizyczne właściwości jak na te panujące tutaj warunki kosmicznej próżni. No i było rozsmarowane po ścianach, drzwiach, sufitach jakby pokrywając je całkiem solidnie. Ani Rohan ani Abe jakoś nie kojarzyli by mieli na pokładzie coś podobnego. Coś by było na pokładzie ale żaden z nich tego wcześniej nie wiedział? Właściwie od samego patrzenia przez szybę hełmu i macania ciężkimi rękawicami niewiele dało się powiedzieć co to mogło być. Przydatne byłoby pewnie laboratorium albo Nivi albo Lindy no i któraś z nich by to zbadać.

Wiązka została przepchnięta. Zostały ostatnie kroki do samej maszynowni. Trzeba było otworzyć drzwi do zrujnowanej trafieniami i wtórnym wybuchem maszynowni ale te właśnie były zaklajstrowane tym czymś. Tak mocno, że wiadomo, że tam były bo widać było kształt wnęki z drzwiami ale ich samych prawie nie było widać w ogóle. A musieli się śpieszyć. Nie zostało im zbyt wiele czasu na podpięcie wiązki pod silniki by korweta odzyskała swoją moc i Prya mogła zacząć zaplanowane manewry hamujące.


---



Układ Dagon; 03:30 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; restarter maszynowni; Silvia



Wróciła do kontrolki sterującego maszynownią. Teraz gdy światło znowu działało wracało się jakoś szybciej i pewniej no i nie było tak strasznie. Chociaż jakoś i tak te bezludne schody, sale i korytarze szarpały w duszy człowieka jakieś pierwotne lęki wciskając ostrzegawczy brzęczyk alarmowy. Coś tu było nie tak. Mocno. Przecież była przy maszynowni i to w sterówce. Ktoś tu powinien być podobnie jak na mostku. Przecież maszynownia to serce okrętu a mostek to jego mózg. Te dwa miejsca powinny być obsadzone chociaż kimś z dozoru. No chyba, że był to automatyczny lot bez załogi. Ale zamarznięte na dole ciało i ślady krwi na jakie napotykała wcześniej mówiły, że jakaś załoga tu chyba była.

Sterówka też powitała ją rozjarzonymi światłami. Było dużo przyjemniej niż przytłaczająca ciemność pochłaniająca żarłocznie wąski promień latarki. Jedynie błyszczący w świetle szron się nie zmienił. Dalej było zimno. Z energią powinien ożyć też eSPeŻety* a więc i ogrzewanie. Ale widocznie jeszcze to trwało wracając dopiero do mechanicznego życia no albo było uszkodzone. Chociaż nie. W sterówce na ekranach doczytała, że SPŻ działało mniej więcej poprawnie więc widocznie potrzebowały tylko czasu by się rozgrzać i nagrzać wychłodzone pomieszczenia. Musiała tylko wytrzymać do tego czasu. Na razie jednak zimno wciąż dobierało się do jej ciała otulonego w znalezione ubrania.

Nadmiar światła miał jednak pewne wady. W świetle było widać aż nadto wyraźnie te czerwone zacieki, czasem małe, czerwone sople zamarzłe na krawędzi blatu albo czerwone ślady dłoni lub palców na klamkach, drzwiach, panelach czy przyciskach. Po wcześniejszej wizycie tutaj Silvia wiedziała, że tu są ale teraz, w świetle jakoś wydawało się ich więcej i były bardziej nachalne. Nie szło nie intuicyjnie nie wyczuć tego strachu, desperacji i po spiechu tego zakrwawionego człowieka. Ślady krwi ładnie składały się w całość z tym rozbebeszonym pudełkiem apteczki jaki znalazła już wcześniej. A teraz była tu ona. W tym samym miejscu choć w innym czasie. Otoczona tymi krwawymi śladami. Skropionym czerwonymi kropkami siedzeniu, zakrwawionymi przyciskami konsolety i patrząca na te same holoekrany. Te holoekrany były tylko czyste bo w końcu były właściwie niematerialne jak promień latarki więc niewrażliwe na większość materii tego świata.

Z nagraniami kamer jednak nie było tak słodko. Z jednej strony albo coś Silvia nie mogła rozgryźć jak w pełni wejść do systemu i pokazywało jej jakąś tylko część tych kamer. A z drugiej wiele kamer pokazywało jako uszkodzone. Pewnie przez te EMP czy co i wiele z tych dość słabo chronionych elektronicznych wnętrzności kamer tak mocny impuls przenicował i wypalił na wylot. Jeśli to była właściwa przyczyna to pomóc mogła tylko wymiana kamer na nowe. Ale nowe jeśli gdzieś tu nawet były też mogły być przenicowane przez ten sam impuls. A jednak coś znalazła.

Krowy. Kamery poza pustymi korytarzami, które też nie zawsze i nie wszędzie były jasno oświetlone pokazywały także krowy. W zagrodach typowych do długotrwałego transportu. Wedle kamer był to zapis w czasie rzeczywistym a nie sprzed awarii. Gdzieś tam z trzewi ładowni które stanowiły zdecydowanie większą część statku. Proporcjonalnie tak wielką, że właściwie pomieszczenia załogi, mostek, przedział silnikowy wyglądały jak doczepione jako dodatek do tych wielkich pojemników na fracht wszelaki.

Krowy same w sobie były równie ciekawe do oglądania jak każde inne krowy. Ale jednak już sam fakt, tego, że tam były, na śródokręciu, ze światłem a i same zwierzaki wyglądały na zdrowe oznaczał, że działają tam SPŻ. A przy takiej ilości żywych i dużych zwierząt SPŻ musiały pobierać mnóstwo energii. Podobnie pewnie jak statek pasażerski przygotowany na zapewnienie tlenu, ciepła i żywności nie tylko załodze ale i pasażerom. Dla SPŻ ogrzanie i dotlenienie krowy, świni, konia czy człowieka wyglądało energetycznie bardzo podobnie. Chociaż ludzie oczywiście cenili się sobie bardziej więc normy dla statków pasażerskich były zwykle wyższe niż do transportu zwierząt to jednak bazowo wyglądało to podobnie. A przecież reaktor póki go właśnie nie podłączyła ręcznie do reszty statku nic tu nie zasilał. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było to, że te ładownie z tymi krowami musiały mieć jakieś osobne źródło zasilania. I to porządne by dać radę obsłużyć takie stado jak widziała na kamerach. I osobne skoro nie zasilało reszty statku. Przynajmniej nie tą którą zdążyła zwiedzić gwiazda filmowa. Ale takie rozwiązanie choć możliwe na pewno nie należało do standardu kosmicznych frachtowców.

Na kamerach znalazła jeszcze coś. Człowiek. Leżał na brzuchu na podłodze korytarza. Widać było czerwone zacieki wyciekające spod niego i na samym pancerzu. Jeden z tych łowców nagród co ją pochwycili i próbowali dostarczyć do punktu docelowego. Leżał i nie ruszał się. Żył? Nie żył? Był nieprzytomny? No leżał bez ruchu. Tyle widać było z kamery. Obok jednak leżała jego broń, jakiś automat. A w kaburze na udzie widać było wciąż tkwiący tam pistolet. Leżał kilka grodzi stąd. Leżał i nie ruszał się. Pomieszczenie tutaj zaczynało się już ogrzewać. Szron na grzejnikach zaczynał tajać. A tam na korytarzach pewnie zacznie się ogrzewać dopiero potem.



*eSPeŻety - ŚPŻ - System Podtrzymywania Życia; wymiana powietrza, ogrzewanie, hermetyczność pomieszczeń itd.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline