Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-02-2018, 01:43   #161
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Restartem reaktora De Luca prawdopodobnie wpędziła się w jeszcze większe kłopoty niż do tej pory. Pewnie coś wypuściła, uruchomiła, albo poprzestawiała w planach osoby odpowiedzialnej za ciemność i mróz na pokładzie transportowca.
Nie na darmo wyłączono co się da, ustawiono pole EMP... ale widząc jak światło wypiera czerń, a podsystemy po kolei budzą się do życia, nie potrafiła myśleć negatywnie. Wreszcie się udało, nie zamarznie tutaj w ciemności i osamotnieniu!

- Dobra robota
- pochwaliła się szeptem, gapiąc się na pobudkę dziesiątek kontrolek i musiała zamrugać szybko, bo coś mokrego wpadło jej do oczu. Udało się, gdy już zaczęła tracić nadzieję i powoli zamarzać, ale teraz będzie lepiej. Musiało być lepiej.

Zaraz powinno zrobić się cieplej, a skoro system odzyskał moc, mostek znów spełniał funkcję mózgu całego statku. Mógł też wysyłać informacje do tych, którzy zbliżali się prosto w pułapkę. Najpierw jednak musiała się dowiedzieć o co chodzi z martwym biedakiem za plecami i dziwnym holo, pełnym zwykle nikomu niepotrzebnych bajerów technologicznych.

Blondynka upewniła się, że reaktor nie zrobi jej niemiłej niespodzianki i nie wyłączy się ponownie ledwo kobieta przełoży nogi przez próg śluzy. Dopiero wtedy wycofała się, kierując sztywne z zimna ciało do pomieszczenia kontrolnego, do panelu którego poprzednio podłączała zapasowe ogniwo.
Zanim gdziekolwiek ruszy wypadało dowiedzieć się co tu jest u licha grane - zapiski z holo były najlepszym źródłem posiadanych przez nią informacji.

Musiała wiedzieć.

Tak na wszelki wypadek...
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 20-02-2018, 20:56   #162
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Julia przez chwilę oczekiwała odpowiedzi od Nivi i Rohana. Braku odpowiedzi od tej pierwszej się jako tako spodziewała, a sądząc po wiadomości od inżyniera zlał on temat tak samo jak kapitan. Cóż, najwyraźniej kolczaste wypełnione kwasem stworzonka nie były ich największym problemem. Westchnęła przez chwilę obserwując poruszającego się karalucha.

W końcu zrezygnowana spojrzała na starego. O to co zrobić z informacją o kolczastym wężu nie zamierzała pytać. Już raz ją olał i jakoś nie musiała się upewniać czy zrobi to raz jeszcze.
- Kapitanie czy ma Pan dla mnie jeszcze jakieś zadania?
 
Aiko jest offline  
Stary 20-02-2018, 22:43   #163
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Prace techniczne: Rohan i Nivi

Rohan chwilę myślał nad wiadomością którą dostał i przesłał dalej. Nie na tyle, żeby przerywać targanie kabla, ale wystarczająco, żeby wysnuć konstruktywne wnioski.
- To co, chyba się cieszysz, nie? - powiedział w końcu do Nivi.

Odpowiedziała mu cisza, przeciągająca się na kolejne sekundy i drażniąca uszy kontrastowo dla paplaniny jeszcze sprzed paru minut. Biolog wzruszyła ramionami, próbując skupić się na pracy, zamiast pokrewnych aktywnościach, lecz zawieszone w próżni pytanie nie dawało spokoju. Wabiło zarówno myśli jak i spojrzenie, które koniec końców spoczęło na masywnej sylwetce inżyniera.
- Cieszę? W kontekście czego? - zmarszczyła czoło, przerywając pustkę dźwięków. Zrozumienie przyszło zaraz potem. Odkaszlnęła, wzruszając nerwowo ramionami. Powinna wyłapać wcześniej… o ile jej tok rozumowania był poprawny i właściwie odczytała intencje - Nasz pasażer… tak. Myślę że tak. Cieszę się, że żyje. Jeszcze - dorzuciła mniej optymistycznie, wracając uwagą do taszczonego kabla - W naszej aktualnej sytuacji niczego nie można brać za pewnik, prawda? Daleko nam od stanu constans, prędzej… - zawiesiła się, zagryzając wargi i wydychając powietrze przez zaciśnięte zęby.

- Chodziło mi raczej o to, że jest pewnie niegroźny. Red pisała o kolcach. Drapieżniki chyba nie mają kolców, prawda? Tak jak rogów. A skoro nie jest drapieżnikiem, no to nie będzie atakował naszych. A skoro nie będzie ich atakować, no to mało prawdopodobne, żeby dostał się pod ostrzał Abego - powiedział przerywając co kilka słów, żeby odsapnąć.

- Nie wiemy czym dokładnie jest nasz gość - Larsen uśmiechnęła się dość cierpko, pomijając problematyczność, że być może nie zdążą się dowiedzieć - Przystosowanie organizmu do lokalnej zmienności warunków środowiskowych, w tym skutecznej obrony przeciwko drapieżnikom, ma głównie mikroewolucyjny charakter i sprowadza się, przede wszystkim, do selekcji osobników obdarzonych genotypem najlepiej przystosowującym je do nowych warunków. Konktaktu z nami - obcą dla niego formą życia. Czynniki biotyczne, w tym drapieżnictwo mogą stymulować organizmu do przechodzenia w stan diapauzy… ekhem - pod koniec wyraźnie zwolniła, łypiąc ostrożnie w kierunku brodacza. - Wygląda jakby zapadł w letarg. Bardzo powszechną strategią obronną jest wytwarzanie form przetrwalnikowych. Podstawową ich funkcją jest przetrwanie niekorzystnego okresu, odznaczającego się nasilonym oddziaływaniem czynników abiotycznych… może nie jest drapieżnikiem. Może też nas traktować jako zagrożenie, co dziwne nie będzie. Wszystko co nowe… rozsądnie brać jako potencjalnie niebezpieczne. Mam nadzieję, że nie okaże się groźny - zakończyła z czymś na kształt życzenia, puszczonego w beztlenową, pozbawioną grawitacji pustkę.

- Aha - skomentował wywód Rohan. - A masz jakiś pomysł na jego “pływanie” w próżni? Wytwarza własne przyciąganie? - Powiedział wyginając całe ciało w czasie przeciągania magistrali.

Biolog przepłynęła dwa kroki w tył, aby nie utrudniać mu pracy. Przyglądała się raptem postępowi robót, walcząc z poczuciem niedopasowania. Aby je zniwelować podjęła rękawice merytoryczne.
- Istnieje takie prawdopodobieństwo - przyznała i przekrzywiła nieznacznie kark - Nagrania nie są najlepszej jakości, coś może nam umykać. Nie dostaliśmy również dokładnego schematu budowy tej istoty. Nie wiadomo czy posiada pseudopodia - wzruszyła lewym barkiem, przekładając nową teorię - Retikulopodia, obopodia, filopodia albo aksopodia. Ewnetualnie cienkie wypustki cytoplazmatyczne. Znamy całkiem sporo rodzajów organellum ruchu niewidocznych gołym okiem.

- Jak te “organella” mają się do braku tarcia, oporu, czy jakiejkolwiek siły znanej z fizyki? - Powątpiewał inżynier, który nie dał po sobie poznać, że przywykł do innego określania kończyn niż zasłyszał od biolog. Żaden z jego robotów nie miał Retikulopodiów.

- A jak oddychanie beztlenowe ma się do prawidłowego funkcjonowania organizmów o strukturze bardziej złożonej niż pojedyncza komórka? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, uciekając przy okazji wzrokiem gdzieś na sufit.

Trafiła w sedno. Ów organizm był zbiorem przeciwieństw i ewenementów. W obliczu znanej im nauki nie mógł istnieć. Rohan miał pewną teorię, która wpasowywała się w elektrolit w układzie “krwionośnym”. Odpowiednio skumulowana energia była w stanie wytworzyć grawitację. W końcu sami też mieli generatory grawitacji na pokładzie. Skoro gość miał własny zapas energii i najprawdopodobniej przenośną elektrownię, to być może… postanowił się podzielić swoją tezą:
- Może produkuje grawitację, tak jak węgorze elektryczne wytwarzają prąd. Być może ruch który Red wzięła za pływanie ma na celu wytworzenie napięcia między komórkami i późniejszego zasilenia nim “generatora grawitacji”? Może na jego planecie nie ma grawitacji, lub jest znikoma.
Inżynier zajął się spekulacjami gdy rozmyślania przerwała trzeszcząca transmisja od Teddy.

- Myślisz, że ma pseudo narządy Sachsa i Huntera, wspomagające… - biolog nie dokończyła, gdy w eterze rozgościła się ich nawigator, a im więcej mówiła, tym Larsen robiła się bledsza i coraz mocniej zaciskała drżące dłonie w niemniej drżące pięści. Więc to już… po wszystkim.
- Potwory… - wyrzęziła do inżyniera, choć miała ochotę wrzeszczeć do zdarcia gardła.

Rohan przyjął informacje spokojnie. Nie był to w jego ocenie czynnik stanowiący zagrożenie dla kogokolwiek. W przeciwieństwie do Teddy.
- To ma teflonowy pancerz. Teflon się nie utlenia. - powiedział. Nie był pewien dlaczego powiedział właśnie to co powiedział. Chciał ostrzec swoją ulubioną nawigatorkę? Uspokoić Nivi? W zasadzie podał jedynie suche fakty. W typowy dla siebie sposób.

Zachowali się tak bardzo po ludzku, aż do bólu wręcz - zniszczyli coś, czego nie rozumieli. Obcą, nieznaną dotąd formę życia… tak po prostu. Bez głębszego zastanowienia nad konsekwencjami. Zamietli sprawę pod dywan robiąc to, co zwykle ludzkość robiła napotykając nowość na swojej drodze. Mordy, destrukcja. Anihilacja problemu, który wszak problemem być nie musiał. Nikomu niestety nie chciało się nad sprawą pochylić, zbędna strata kluczowych zasobów: czasu, siły.
- Mógł być ranny - Larsen zakotwiczyła się butami aby zyskać podporę dla ciała. Oparła plecy o ścianę i powoli zjechała aż do siadu, opierając ramiona na zgiętych kolanach i chowając między nimi głowę - Poprzez uszkodzenia pancerza łatwiej szło doprowadzić do destrukcji tkanek wewnętrznych. Napalm wciska się w najmniejsze szczeliny, wypełnia je i wypala. Żadna żywa materia nie ma szans w starciu z temperaturą powyżej 1200 stopni Celsjusza. - zawiesiła głos, sapiąc ciężko przez komunikator - Kończmy to. Po prostu kończmy.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 24-02-2018, 11:16   #164
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe odruchowo rzucił okiem na swój wskaźnik
- OK dokończmy co tu mamy i pójdziemy cię podładować, w razie czego podepnę cię pod swój zbiornik
Abe dokończył wycinanie i przygotował się do ruszenia płyty ze wspomaganiem nie powinno być problemu
-Rohan, ja tutaj skończyłem, jak u was?
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 25-02-2018, 14:54   #165
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Patrzył chwilę na Julię, zwlekając z odpowiedzią.
- Będziesz moim skautem, kochanie - odezwał się wreszcie. - Brak cholernego zasięgu jest uciążliwy, leć zatem i dowiedź się jak najwięcej o sytuacji naszej załogi. A kiedy uzyskasz sygnał radiowy z nawigator - poinformuj ją, że stanowisko czeka.
Ponaglił Julię ruchem dłoni i na powrót odwrócił się do swoich mieniących się różnorakimi barwami konsolet. Kiedy kobieta opuści pomieszczenie, Tichy ma zamiar uruchomić w nim sztuczną grawitację, sprawdzić sprawność wentylacji i odpalić wreszcie upragnionego fajka. A niech się dzieje wokół co chce!
 
Szkuner jest offline  
Stary 25-02-2018, 22:37   #166
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 19 03:30 h; 6.43 ja od Dagon V

Układ Dagon; 3:30 h po skoku; 6.43 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy



Kosmos był w ruchu. I ekrany na konsoletach skanera którym był też i kapitan “Archeona” ładnie to pokazywały. Presja czasu była coraz bardziej wyczuwalna. Robiło się ciasno. Tak w kosmicznej skali ale jednak ciasno. Zasuwali z kosmiczną prędkością nieosiągalną dla jakichkolwiek jednostek atmosferycznych. Zasuwali przez przestrzeń kosmiczną a nie w jakiejkolwiek, nawet najrzadszej mieszaninie jakichkolwiek gazów zasługującej na miano atmosfery. Więc bez tarcia i wpływu grawitacji nic nie spowalniało ich prędkości. Odkąd wyskoczyli tutaj prawie 3 i pół godziny temu nic nie wyhamowywało ich prędkości. Gdyby nie manewr Pryi byliby jeszcze bliżej Dagona V. Ale i tak się zbliżali. Z 1.5 h. Tyle przy tych prędkościach i odległościach zostało im lotu do tych dwóch zespolonych jednostek dryfujących spokojem martwych kamieni na orbicie gazowego olbrzyma. A za jakieś pół godziny Prya powinna zacząć manewry hamujące jeśli mieli przycumować na orbicie Dagon V. A by zacząć te manewry hamujące trzeba było mieć główne źródło zasilania w postaci reaktora a nad tym właśnie pracowała od paru godzin większość załogi. No albo wykonać ten manewr na resztkach mocy jaka została w silnikach, liczyć, że to wystarczy i pozostać w jednostce podobnie ociemniałej jak te dwie na orbicie gazowego giganta.

Pstrykanie przełącznikami przyniosło połowiczny sukces. Wentylacja działała całkiem poprawnie ale znów pojawił się znany od paru godzin schemat, że im bliżej mniej zdewastowanego dziobu korwety tym lepiej. Na mostku przynajmniej działała jak należy. Z grawitacją było gorzej. Holoekrany wyświetlały raporty o awarii grawitorów a bez nich nie było mowy o przywróceniu grawitacji na korwecie.

Coś się w tym całym ruchu jednak zmieniło. Skanery zdewastowanej korwety wyszły z walki w systemie Memphis prawie bez szwanku i pracowały cały czas. A więc nadal zbierały dane które nadal analizował komputer pokładowy. Im miały więcej czasu a zwłaszcza im z każdą łykniętą jednostką astronomiczną odległość się skracała tym rosły szanse, że odczyty będą dokładniejsze. Teraz wyłapały kolejne szczegóły na tyle by ograniczyć pulę “kandydatów” do typu Cargo Star co do tego frachtowca. Jedna z późniejszych serii z oznaczeń z końca alfabetu, pewnie T, V, W albo Z więc nazwa powinna zaczynać się właśnie na taką literę. A choć Alex miała w bankach pamięci nazwy takich jednostek to nadal było ich dość sporo by bawić się w typowanie która z nich dryfuje tam 6.5 ja dalej na orbicie. Frachtowa jednostka była długa na jakieś pół kilometra i w porównaniu do ich korwety wyglądająca jak ciężarówka przy skuterze. O dziwo z "czarnej dziury" na rufie Alex wyłowiła znaczniki Pryi, Nivi i Veronici. Dziewczyny zmierzały do magazynu skafandrów i tam gdzieś dotarła do nich Julia.




Rufa; seg 10; pokł C; śluza; Linda i Drake



Nie wyglądało to wszystko zbyt różowo. Prowadziła głównie Linda płynąc przez zdewastowane i ociemniałe korytarze. Do tego właśnie zwykle musiała ciągnąć za sobą poparzonego kanoniera któremu przeciekał skafander. Tracił z niego powietrze zostawiając za sobą pewnie ślad zmrożonych okruchów. W zamian mógł poczuć na swojej skórze oddech kosmicznej pustki. A tu wszystko było nie tak!

Pokładowy medyk miała trudności z nawigowaniem po ciemku po tej zdewastowanej rufie. Wszystko tu wyglądało inaczej niż wcześniej! Tam się coś zawaliło i nie dało się przepłynąć, gdzieś drzwi nie chciały się otworzyć więc nie było przejścia, gdzie po ciemku drzwi które miały być na kolejny korytarz okazywały się drzwiami do jakiegoś pomieszczenia w tym czasie Drake wciąż cierpiał od kwasu i przebitego kwasem skafandra. W końcu zaczął słabnąć, szok i mróz robiły swoje zgodnie wysysając z niego życie. Obrazy i odczucia robiły się coraz bardziej zamglone. Widział i czuł głównie ciemność. Umykającą ciemność, ciemność utkaną z dryfujących w ciemności detali, ciemność stukającą o szybkę hełmu i gdzieś tam głos przewodniczki. Coś mówiła. Do niego. Ale miał coraz większe trudności ze zrozumieniem tego co mówi. W końcu stracił też poczucie czy mówi w ogóle do niego czy coś innego. Powinien odpowiedzieć? Pytała się o coś? Ciemność i mróz pochłaniały go coraz bardziej. W końcu stracił przytomność tonąc w niej całkowicie.

Linda czuła jak pacjent słabnie. Zaczynał reagować coraz słabiej, odpowiedzi były rzadsze i mniej skoordynowane w końcu zabrakło świadomych reakcji. Ale jeszcze było o co walczyć, jeszcze nie umarł. Wreszcie! Znalazła śluzę! Dopłynęła do niej i na szczęście zachowała hermetyczność! Jeszcze kawałek…

W śluzie udało jej się zdjąć hełm i górę skafandra z Drake’a. Powtarzał się schemat jak niedawno ratowała w innej śluzie Julię. Drake nie był jednak w tak poważnym stanie niedotlenienia i wychłodzenia jak rudowłosa rusznikarka ale za to doskwierały mu popalone kwasem dłonie. Jednak teraz już medyczka miała z górki. Zabrane z medlabu medykamenty zrobiły swoje. Dotleniły, wstrzyknęły stymulanty, smarowidła złagodziły skutki odmrożeń i kwasu. Leon wreszcie otworzył oczy i zaczął robić z nich świadomy użytek. Widział kobietę w skafandrze i swoje popalone dłonie. Szpeciły je teraz brzydkie, wżery po kwasie. Ale na to w tej chwili lekarka już nic nie mogła poradzić. Tak samo jak na jakieś ewentualne uszkodzenia nerwów lub podobne powikłania jeśli kwas uszkodził coś wewnątrz. Dłonie powinny boleć i piec kanoniera ale magia leczniczych stymulantów sprawiała, że czuł jedynie lekkie mrowienie. Przynajmniej póki działały.

Więc sytuacja wydawała się jakoś ustabilizowana. Niemniej nie była wcale dobra. Byli sami, we dwójkę odcięci od reszty załogi i Alex zdewastowanymi sektorami rufy. Linda właściwie nie ucierpiała więc była cała i zdrowa, tak samo jak jej kombinezon i reszta sprzętu. Gorzej było z Leonem. Co prawda Lindzie udało się dzięki swoim umiejętnościom i zabawkom przywrócić do stanu pełnej operatywności niemniej jego skafander miał przebicia. W szafce przy śluzie gdy tu wpływała nie znalazła zapasowych skafandrów ani butli. Powinny być ale widocznie szlag je trafił. Albo gdzieś pływały tutaj, zagubione na tej zdewastowanej rufie albo zostały zniszczone albo i wywiało je przy dekompresji po trafieniu. A Drake’owi przydałby się nowy skafander.

Większość jego skafandra była w porządku ale te rękawice były przepalone kwasem. On sam zużył oba swoje zalepiacze wcześniej, zaraz po walce. Linda miała swoje dwa całe ale jeśli ich użyje sama zostanie bez żadnej pomocy jeśli jej skafander ulegnie przebiciu. Drake potrzebował też nowej butli. Kwas przepalił jego butlę i chodź dzięki temu mieli teraz powietrze w śluzie to jednak nie dało się go zabrać ze sobą. Została mu tylko mała, pół godzinna butla rezerwowa wmontowana w każdy standardowy skafander. Poruszanie się na tak skąpym zapasie tlenu po tak zdewastowanym i ociemniałym terenie było skrajnie ryzykowne. Czystym proszeniem się o kłopoty. Mogli skorzystać ze skromnych zapasów Lindy no albo spróbować coś wymyślić.



Śródokręcie; seg 6; pokł D; magazyn skafandrów; Prya, Julia, Nivi i Veronica


Julia dryfując z mostka przez kolejne segmenty korwety w kierunku rufy znów mogła na własne oczy oglądać jak im bliżej rufy tym stan jednostki prezentował się gorzej. Jednak trafiła na coś pozytywnego, Alex ponownie nawiązała łączność z większością żeńskiej obsady “Archaona”. Najpierw też ich płynęły, tyle, że w przeciwną stronę, od rufy a nie do rufy aż w końcu zatrzymały się w magazynie w którym powinny być różne rzeczy np. zapasowe skafandry i butle. Gdy rusznikarka tam zawitała Nivi i Veronica rzeczywiście wymieniały butle z powietrzem w swoich skafandrach. Była też Prya. Do kompletu żeńskiej populacji załogi brakowało więc tylko Lindy. Ale jej i reszty załogi poza przebywającym na mostku kapitanem, Alex nadal nie wykrywała.

Prya, Nivi i Veronica za to przynajmniej wiedziały co się działo ostatnio z Rohanem i Abe. Gdy głównemu inżynierowi udało się razem z Nivi przepchać wiązkę do pomieszczenia gdzie dotąd stał wypalacza to Abe udało się już wypalić ostatni kawałek pokładu. Po czym chłopaki właściwie rozegnali towarzystwo. Na dole był już rejon bezpośrednio przylegający do maszynowni a więc silnie skażony promieniowaniem. A oni dwaj mieli najmocniejsze skafandry w starciu z ciężkim promieniowaniem, reszta w swoich standardowych modelach była obarczona znacznie większym ryzykiem silnego napromieniowania. Zaś przez właśnie wypalony otwór który mieli przecież wybić by wsadzić w niego wiązkę musiało się przedostać także to promieniowanie więc dłuższe tam przebywanie bez potrzeby nie wydawało się zbyt rozsądne. Tak to przynajmniej przedstawiał brodacz z cyberprotezami nóg i pewnie miał rację. Przecież rozsadziło przy wyjściu ze skoku reaktor rozrzucając jego resztki po sporej ilości segmentów i pokładów.

Prya wiedziała, że zostało im jakieś pół godziny zanim wypadało rozpocząć manewry hamujące. Przez te pół godziny musieli mieć moc z na nowo podłączonych do reaktora silników albo zostawało wypalić z resztek mocy korwetę do cna i liczyć, że to wystarczy do zahamowania tak kosmicznych prędkości z jakimi pędzili w tej chwili. Zgasło by wtedy nawet te światło jakie teraz paliło się w magazynie. Przyjemna odmiana po tych rufowej ciemnicy. Ale jak zużyją resztki mocy to wszędzie będzie jak na rufie.



Rufa; seg 8; pokł E; sąsiedztwo maszynowni; Rohan i Abe



No to byli w domu. Przynajmniej Rohan tak się mógł poczuć znowu w promieniach latarek hełmu widząc już zdewastowane ściany i drzwi “swojej” maszynowni. Gdy razem z Nivi przetargali tą cholernie ciężką wiązkę przez ostatni otwór to Abe już uporał się z dokończeniem wypalania ostatniej dziury. Zostawało wypchnąć ten ostatni “korek” ale jak trzeźwo zauważył główny inżynier wówczas do pomieszczenia wdarło by się promieniowanie z tych rejonów bezpośrednio przylegających do rozwalonej maszynowni. Więc zostali we dwóch na tym posterunku i ostatnim odcinku drogi a pozostała trójka załogi opuściła skazane na napromieniowanie pomieszczenie.

Gdy zostali we dwóch z towarzyszącym im “pieskiem” głównego inżyniera wybili ten właśnie wypalony kawałek. Czujniki ciężkiego pancerza Abe od razu zaalarmowały go o obecności ciężkiego promieniowania. No ale nie było wyjścia, by podłączyć wiązkę musieli tam się dostać i operować.

Samo przeciąganie stawiającej bierny opór wiązki jako jedynej zdolnej do przesyłania tak silnych energii jakie przepływały między silnikami a reaktorem nie różniło się za bardzo od tych trudności jakie przez poprzednie dwa wypalone pokłady Rohan przebył z Nivi. Było trudno i człowiek mógł się przy tym i napocić i nasapać. W końcu w standardzie taką pracę powinno się wykonywać jakimiś wózkami, automatami, robotami a w ogóle to tak dosłownie to była zabroniona przez wszystkie możliwe służby od pilnowania BHP. A może nie? Właściwie to ani Rohan ani Abe nie byli pewni czy słyszeli by ktoś dotąd robił taki numer z polowym przepięciami z jednego reaktora do drugiego silnika.

Niestety gdy obydwaj męczyli się i pocili się przy dźwiganiu tej opornej wiązki grubszej niż ich sylwetki w torsie to byli na tym skupieni praktycznie całkowicie. A to oznaczało, że bez wsparcia czujnych oczu pozostałych członków załogi albo Alex i jej czujników niezbyt byli w stanie zwracać uwagę na coś innego.

Jednak “tutaj” czyli na pokładzie E tuż przy maszynowni sprawa wyglądała dość mało przyjemnie. Właściwie to wąskie promienie światła koncentrowały się głównie na targanej wiązcę albo na towarzyszu obok. Czasem gdy omiotły coś obok to wyławiały jakieś ściany, pokłady czy dryfujące szczątki. Te stukały i ocierały się tak o wiązkę jak i skafandry obydwu mężczyzn co po ostatnich wydarzeniach poziom wyżej z Veronicą i całymi następstwami silnie kojarzyło się z tym stworem spalonym prawie w ostatniej chwili przez nawigator. Nic jednak jak dotąd nie zaatakowało ponownie ale główny inżynier czuł w duchu prawdziwą ulgę, że nie musi przebywać tutaj sam. Spokój towarzysza i sama jego obecność jakoś w naturalny sposób dodawały otuchy.

Przy okazji brodacz zorientował się, że gdzieś tutaj pewnie dotarł wcześniej Drake po ten kanister z chłodziwem do wypalacza. Ściany i sufity pomieszczenia były wysmarowane czymś dziwnym. Jakimś błyszczącym, kleistym czymś. Ściekało czasem zamarzniętymi kroplami tworząc mini stalaktyty. Półprzezroczyste jak się patrzyło pod światło. I gdy któryś został zruszony to jednak okazywało się, że jest zmrożony tylko z wierzchu a pod spodem zachowuje lepkość i sprężystość. Ciekawe, fizyczne właściwości jak na te panujące tutaj warunki kosmicznej próżni. No i było rozsmarowane po ścianach, drzwiach, sufitach jakby pokrywając je całkiem solidnie. Ani Rohan ani Abe jakoś nie kojarzyli by mieli na pokładzie coś podobnego. Coś by było na pokładzie ale żaden z nich tego wcześniej nie wiedział? Właściwie od samego patrzenia przez szybę hełmu i macania ciężkimi rękawicami niewiele dało się powiedzieć co to mogło być. Przydatne byłoby pewnie laboratorium albo Nivi albo Lindy no i któraś z nich by to zbadać.

Wiązka została przepchnięta. Zostały ostatnie kroki do samej maszynowni. Trzeba było otworzyć drzwi do zrujnowanej trafieniami i wtórnym wybuchem maszynowni ale te właśnie były zaklajstrowane tym czymś. Tak mocno, że wiadomo, że tam były bo widać było kształt wnęki z drzwiami ale ich samych prawie nie było widać w ogóle. A musieli się śpieszyć. Nie zostało im zbyt wiele czasu na podpięcie wiązki pod silniki by korweta odzyskała swoją moc i Prya mogła zacząć zaplanowane manewry hamujące.


---



Układ Dagon; 03:30 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; restarter maszynowni; Silvia



Wróciła do kontrolki sterującego maszynownią. Teraz gdy światło znowu działało wracało się jakoś szybciej i pewniej no i nie było tak strasznie. Chociaż jakoś i tak te bezludne schody, sale i korytarze szarpały w duszy człowieka jakieś pierwotne lęki wciskając ostrzegawczy brzęczyk alarmowy. Coś tu było nie tak. Mocno. Przecież była przy maszynowni i to w sterówce. Ktoś tu powinien być podobnie jak na mostku. Przecież maszynownia to serce okrętu a mostek to jego mózg. Te dwa miejsca powinny być obsadzone chociaż kimś z dozoru. No chyba, że był to automatyczny lot bez załogi. Ale zamarznięte na dole ciało i ślady krwi na jakie napotykała wcześniej mówiły, że jakaś załoga tu chyba była.

Sterówka też powitała ją rozjarzonymi światłami. Było dużo przyjemniej niż przytłaczająca ciemność pochłaniająca żarłocznie wąski promień latarki. Jedynie błyszczący w świetle szron się nie zmienił. Dalej było zimno. Z energią powinien ożyć też eSPeŻety* a więc i ogrzewanie. Ale widocznie jeszcze to trwało wracając dopiero do mechanicznego życia no albo było uszkodzone. Chociaż nie. W sterówce na ekranach doczytała, że SPŻ działało mniej więcej poprawnie więc widocznie potrzebowały tylko czasu by się rozgrzać i nagrzać wychłodzone pomieszczenia. Musiała tylko wytrzymać do tego czasu. Na razie jednak zimno wciąż dobierało się do jej ciała otulonego w znalezione ubrania.

Nadmiar światła miał jednak pewne wady. W świetle było widać aż nadto wyraźnie te czerwone zacieki, czasem małe, czerwone sople zamarzłe na krawędzi blatu albo czerwone ślady dłoni lub palców na klamkach, drzwiach, panelach czy przyciskach. Po wcześniejszej wizycie tutaj Silvia wiedziała, że tu są ale teraz, w świetle jakoś wydawało się ich więcej i były bardziej nachalne. Nie szło nie intuicyjnie nie wyczuć tego strachu, desperacji i po spiechu tego zakrwawionego człowieka. Ślady krwi ładnie składały się w całość z tym rozbebeszonym pudełkiem apteczki jaki znalazła już wcześniej. A teraz była tu ona. W tym samym miejscu choć w innym czasie. Otoczona tymi krwawymi śladami. Skropionym czerwonymi kropkami siedzeniu, zakrwawionymi przyciskami konsolety i patrząca na te same holoekrany. Te holoekrany były tylko czyste bo w końcu były właściwie niematerialne jak promień latarki więc niewrażliwe na większość materii tego świata.

Z nagraniami kamer jednak nie było tak słodko. Z jednej strony albo coś Silvia nie mogła rozgryźć jak w pełni wejść do systemu i pokazywało jej jakąś tylko część tych kamer. A z drugiej wiele kamer pokazywało jako uszkodzone. Pewnie przez te EMP czy co i wiele z tych dość słabo chronionych elektronicznych wnętrzności kamer tak mocny impuls przenicował i wypalił na wylot. Jeśli to była właściwa przyczyna to pomóc mogła tylko wymiana kamer na nowe. Ale nowe jeśli gdzieś tu nawet były też mogły być przenicowane przez ten sam impuls. A jednak coś znalazła.

Krowy. Kamery poza pustymi korytarzami, które też nie zawsze i nie wszędzie były jasno oświetlone pokazywały także krowy. W zagrodach typowych do długotrwałego transportu. Wedle kamer był to zapis w czasie rzeczywistym a nie sprzed awarii. Gdzieś tam z trzewi ładowni które stanowiły zdecydowanie większą część statku. Proporcjonalnie tak wielką, że właściwie pomieszczenia załogi, mostek, przedział silnikowy wyglądały jak doczepione jako dodatek do tych wielkich pojemników na fracht wszelaki.

Krowy same w sobie były równie ciekawe do oglądania jak każde inne krowy. Ale jednak już sam fakt, tego, że tam były, na śródokręciu, ze światłem a i same zwierzaki wyglądały na zdrowe oznaczał, że działają tam SPŻ. A przy takiej ilości żywych i dużych zwierząt SPŻ musiały pobierać mnóstwo energii. Podobnie pewnie jak statek pasażerski przygotowany na zapewnienie tlenu, ciepła i żywności nie tylko załodze ale i pasażerom. Dla SPŻ ogrzanie i dotlenienie krowy, świni, konia czy człowieka wyglądało energetycznie bardzo podobnie. Chociaż ludzie oczywiście cenili się sobie bardziej więc normy dla statków pasażerskich były zwykle wyższe niż do transportu zwierząt to jednak bazowo wyglądało to podobnie. A przecież reaktor póki go właśnie nie podłączyła ręcznie do reszty statku nic tu nie zasilał. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem było to, że te ładownie z tymi krowami musiały mieć jakieś osobne źródło zasilania. I to porządne by dać radę obsłużyć takie stado jak widziała na kamerach. I osobne skoro nie zasilało reszty statku. Przynajmniej nie tą którą zdążyła zwiedzić gwiazda filmowa. Ale takie rozwiązanie choć możliwe na pewno nie należało do standardu kosmicznych frachtowców.

Na kamerach znalazła jeszcze coś. Człowiek. Leżał na brzuchu na podłodze korytarza. Widać było czerwone zacieki wyciekające spod niego i na samym pancerzu. Jeden z tych łowców nagród co ją pochwycili i próbowali dostarczyć do punktu docelowego. Leżał i nie ruszał się. Żył? Nie żył? Był nieprzytomny? No leżał bez ruchu. Tyle widać było z kamery. Obok jednak leżała jego broń, jakiś automat. A w kaburze na udzie widać było wciąż tkwiący tam pistolet. Leżał kilka grodzi stąd. Leżał i nie ruszał się. Pomieszczenie tutaj zaczynało się już ogrzewać. Szron na grzejnikach zaczynał tajać. A tam na korytarzach pewnie zacznie się ogrzewać dopiero potem.



*eSPeŻety - ŚPŻ - System Podtrzymywania Życia; wymiana powietrza, ogrzewanie, hermetyczność pomieszczeń itd.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-03-2018, 23:01   #167
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Linda i Drake - plany w pionie

- Drake? Jak tam? Łapki i ogonek w całości? - Linda dla pewności dopytywała pacjenta, sprawdzając swój ekwipunek. Według jej obliczeń kanonier powinien obecnie być szczęśliwy jak źrebak. Receptory bólu w końcu powinny przestać bombardować system nerwowy nowymi falami alarmu.
Dłonie może nie wyglądały najpiękniej, ale pięknem zajmą się później.
Jak tylko się stąd wydostaną.
Cholera.
Dwa zestawy do zabawy w plastusia.

- Dasz rady ruszyć kuperek? Mamy mało tlenu, brakuje Ci rękawic a zapasowe skafandry wcięło. Musimy stąd spadać zanim dorwie nas mamusia tego cholerstwa…

- Brakuje mi ostrzy
- kanonier przerwał uparte milczenie, z jakim gapił się na swoje ręce powoli prostując i zginając palce. Bolało, skóra była nieznośnie napięta i nadwrażliwa.
Skóra…
Dobry kurwa żart.
- Muszę mieć ostrza - powtórzył flegmatycznie, błądząc myślami gdzieś daleko.

- Jakie znowu ostrza? - Linda przeniosła wzrok ze swojej dłoni ściskającej zalepiacze na Leona. Ściągnęła lekko brwi jakby zagniewana.

- Długie, ostre. Do drapania po ścianach - odpowiedział powoli, obracając ręce wierzchem ku górze, ale z tej strony widok też nie podnosił na duchu - I sweter w paski.

Norton podpłynęła do mężczyzny i sięgnęła jego twarzy. Uchwyciła mocno za podbródek i stanowczym gestem odwróciła ku sobie.
- Popatrz na mój palec - przesunęła wyciągniętym palcem wskazujący w wolnym gestem z prawa na lewo.

- I kapelusz - mężczyzna skrzywił się, próbując coś sobie przypomnieć, co było ważne. Chyba. Albo mu się wydawało.
- Palec? - zmrużył oczy, ale wykonał polecenie, ruszając samymi oczami - Masz specjalizacje w proktologii. To już czas na badania okresowe?

- Mój drogi, lista moich specjalizacji zajęłaby nam za długo.
- prychnęła Linda ostentacyjnie - A nie mamy czasu. Reakcje prawidłowe - mruknęła do siebie - A ja nie wiedziałam, że rajcują cię noże. Nie mamy za wiele czasu. Może pomówimy o modzie i zestawie do steków w medlabie? Albo tam gdzie jest ...hm… bezpieczniej?

- Idziemy na ulicę Wiązów?
- brwi kanoniera podjechały do góry. Potrząsnął głową chcąc się pozbyć chemicznego otumanienia - Z takimi łapami zostaje mi robić za koszmar, ale potrzebuję noży, swetra i kapelutka… dobra - z trudem ogarnął się chociaż trochę. Nie byli w starym filmie, tylko na statku.
Zdychającym statku.
- Stek może być. - zgodził się, zostawiając kwestię stopnia wypieczenia. Albo spalenia.
Takim kwasem, albo czymś podobnym.
- Co z Nivi? - zadał drugie, bardziej trzeźwe pytanie.

- Nie mam zielonego pojęcia - Linda zajęta była kminieniem jak poradzić sobie z niskim zapasem tlenu i problemem kombinezonu. - Nie ma łączności. Jak się ogarniemy, to sam ją zapytasz co z nią. - ucięła. - Mamy opcję albo wrócić tą samą drogą albo spróbować ruszyć ku schodom.

Lekarka mówiła niby do Drake’a ale w zasadzie, widząc poziom jego… odizolowania … mówiła raczej do siebie.
- Droga ta sama ma o tyle przewagę, że wiemy na co się natkniemy. Nie wiem czy starczy tlenu. Powinno. Na styk.
W między czasie łapała unoszące się leniwie podziurawione rękawice Leona.

- Schody… pamiętam gdzie to - mruknął, prostując się do w miarę pionowej pozycji. Nowy skafander, stek. Noże, sweter i kapelusz. Tak, to był dobry plan.
- Raz, dwa… Freddy już cię ma - wymamrotał, odbijając się od ściany.

Może dzięki temu nie dostrzegł wyraźnie sceptycznego wyrazu twarzy brunetki.
Napruty jak bombolot kanonier pamiętał, gdzie są schody.
Po ciemku.

Nie wiedział, na jak długo go odcięło, gadał o kapeluszu i jakichś swetrach ale pamiętał gdzie są schody.

Linda profesjonalnie przewróciła oczami.
Oczywiście za plecami pacjenta.

- Tak, tak. - pokiwała zlepiając rękawicę a potem drugą. Nie dało się nie wyczuć tonu lekkiego pobłażania. - Masz. Załóż to Fredek. - pchnięta zapaćkana lepem rękawica popłynęła ku Leonowi.

- Trzy, cztery… nie ze mną te bajery - o dziwo jakimś cudem złapał ją w locie i wyhamował, obejmując ramieniem. Tylko wyszło to ślamazarnie i na słowo honoru - Mamy lekcję z zasad bezpiecznego pożycia?

- Jestem poeta tylko głowa nie ta
- Linda zamrugała raz i drugi - Drake… - mówiła zdecydowanie wolniej - … musimy wrócić. Najlepiej do medlabu. - krótkie, wyraźne komunikaty. Jak do dziecka. Albo osoby naćpanej painkillerami - Długo nie damy rady tutaj zostać. - zwolniła z prostymi komendami jeszcze bardziej - Ubierz rękawice. Tam potrzeba ochrony.

Coś mu tu nie grało. Zbliżył twarz do jej twarzy aby móc zajrzeć lekarce prosto w oczy.
- Rękawice… w rękawicach nie zjem steka - znalazł wreszcie ten niepasujący mu element i zwrócił na niego uwagę - Więc co będzie z tym stekiem? I palcami? Umówiłaś się z kimś, że tak mnie spławiasz?

- Nie wiem co będzie ze stekiem.
- mruknęła odsuwając się nieco od podsuwającej się bliżej twarzy kanoniera - Ja? Nie. Ale brzmi jakbyś Ty miał randkę z Nivi. - złapała Drake’a za nadgarstek prawej ręki i zaczęła siłować się z nasuwaniem posklejanej rękawicy.
Zastanawiała się jak przejdą całą drogę powrotną.
Jęknęła w duchu.

- Mówiłaś że będzie stek - przypomniał, zezując w dół. Kobieta go ubierała… wolał żeby to szło w drugą stronę, jednak nie narzekał. Przynajmniej nie na to.
- Randka z Nivi? Wolisz kobiety? - mrugnął szybko trzy razy i zmarszczył czoło. Milczał, kalkulując coś w głowie aż prychnął - Nie… nie. Jestem dla niej za głupi. Prosty. I nie mam wylinki. Czy tam czegoś robalowego. Czułek. No mam jeden, ale go nie widziała. Czułka… tak to się odmienia? - też spojrzał na rękawicę.

Linda od dawna nie odczuwała tego uczucia, choć poznała je i nazwała w ułamku sekundy.
Wkurzenie.
“Jest za prosty dla Nivi… ale dla mnie w sam raz? Kim on do licha myśli, że jest?!”
- Wystarczy jak znajdziesz kumpla dla jej ulubieńca - mruknęła lodowato by pokryć złośliwość - Wystarczy za całą armię ubraną w chitynę.
Przy ostatnim słowie mocniej naciągnęła rękawicę Leona i zapięła nieco mocniej jej zatrzask. - Druga ręka.

- A po co mam go szukać? Zgubiła znowu coś? - spytał i syknął. Zabolało w okolicy nadgarstka - Po co mam szukać? Wtedy musiałbym cię zostawić, a nie mogę. Nie chcę. - wymamrotał i wzruszył ramionami - Chronić i służyć.

- Mhm
- enigmatyczna odpowiedź była kwintesencją Norton.
“Cholerny rycerzyk w białej zbroi”
Linda gotowała się w środku.
Na zewnątrz zapinała drugą rękawicę.

- Skoncentrujmy się na dotarciu do medlabu. Dobrze? - tym razem to ona zajrzała w twarz Drake’a.
Widząc jego zamglone spojrzenie uspokoiła się nieco.
Nie był sobą, nie odpowiadał za to co mówi.

- Dobrze, Drake? - spytała raz jeszcze nieco łagodniej. Mniej lodowato.

- Dobrze - zgodził się bez bicia, potrząsając głową jak pies wyjęty z kąpieli. Nagle znieruchomiał gapiąc się na Lindę podejrzanie poważnie.
- Masz najlepszy tyłek na tej łajbie, wiesz? - odbił swoim pytaniem.

Linda, która wpatrywała się w oczy kanoniera z dość bliska, znieruchomiała. Jej oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu.
Przedawkowała mu stimpacki?!

- Noooo…. - zaczęła niepewnie - teraz już wiem.

Po chwili wytężonego kminienia na ile Leon jarzy i ile z tego zapamięta dodała:
- Twój… też jest niczego sobie.
Jęknęła w duchu.
Szczyt wysublimowanej inteligentnej rozmowy. Doprawdy.
- Chodźmy, Prosty Fredku.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 01-03-2018, 23:37   #168
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Ciało na podłodze zostawało nieruchome, być może martwe i zimne jak cała ta pieprzona krypa bez sensu, za to z krowami. Może Silvia patrzyła właśnie okiem kamery na pospolitego trupa - równie żywego co krzesło na którym posadziła cztery przemarznięte litery.

Miał znajomy pancerz, na pewno znała jego twarz i słyszała jak wołają go kuple. Ci sami, którzy porwali ją i przetrzymywali wbrew woli, za to za grubą pajdę kredytów.
Może nawet patrzyła na tego zwyrola Creepa, po plecach ciężko szło zgadnąć.
Plama czerwieni pod ciałem nie wróżyła niczego dobrego. Nie dla leżącego na niej najemnika.
Cięzko było odwrócić wzrok od ekranu.

Blondyna westchnęła boleśnie, przełykając gorycz cisnącą się do ust. To nie była jego wina, on tylko wykonywał rozkazy. Szukał De Luci, ale nie znalazł jej tylko coś, co wypruło mu flaki.

A jeżeli mężczyzna ciągle żył?

Nagły impuls targnął dygoczącą kobietą. Nie znała się na leczeniu i opatrywaniu.
Ciągle jednak miała stimpaka.
Wstała z impetem, rzucając się do wyjścia z pomieszczenia, modląc się w duchu żeby zdążyć dostać się do rannego.

Mógł żyć i wciąż potrzebować pomocy, a ona nie umiała go tam tak zostawić.
Nawet pośrodku kosmosu człowiek pozostawał człowiekiem i jeżeli w jego duszy nie grały skrzypce zwykłego, pospolitego skurwysyna… nie mógł przejść obojętnie nad kimś, kto być może wciąż należał do ich świata.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 02-03-2018, 00:51   #169
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Jeżeli Prya dobrze liczyła gdzieś za pół godziny powinna już siedzieć twardo za sterami i zaczynać procedurę hamowania korwety. Jeżeli oczywiście Abe z cyborgiem się wyrobią z robotą. Na razie zostali tam sami we dwóch, niby pod pretekstem wysokiego promieniowania, ale nawigator wiedziała swoje. Oczyma wyobraźni prawie mogła zobaczyć jak syntetyk zapuszcza sondę z czipem prosto…

Potrząsnęła głową zanim wizja przeszła do kulminacyjnej fazy, a ona zaczęła haftować na hełm. Od środka.
- Wracam na mostek - zakomunikowała otoczeniu, łypiąc po kolei na każą z towarzyszących jej kobiet. Były we cztery, ze zmienionymi butlami i całym tym szajsem BHP, jakiego przestrzeganie Teddy uważała za zbędne pierdoły. No ale jak ktoś się miał od tego poczuć lepiej… no niech będzie.

Zostawał zindoktrynowany Tichy, siedzący w samym mózgu Acherona i mający czas oraz sposobność na knucie. Przecież właśnie po to pozbył się Red. Żeby móc połączyć się ze statkiem matką i wezwać czające się po katach galaktyki androidy.
- Mamy się nie szwendać samopas - burknęła do milczącej uparcie biolog, machając łapskiem gdzieś tam gdzie mostek i nowe problemy. - Wracam za stery, ty zobacz co z tym twoim robalem. A wy sprawdźcie czy was nie ma przy kontenerze - zazezowała wymownie na informatyczkę i Julię - Tym od przesyłki. Może jeszcze da się coś z niego wyciągnąć czego nie wiemy.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 02-03-2018, 19:10   #170
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
Abe Pociągnął za uchwyt drzwi, bezskutecznie, usta Abedoli ułożyły się w krótką bezgłośną wiązankę przekleństw, puścił uchwyt wytarł dłoń o czystą ścianę i wyciągnął wypalacz
-Jakiś pomysł co to może być? Nie rozpoznaje w tym żadnego z płynów z maszynowni. Ech, na razie mamy pilniejsze sprawy, zacznijmy od tego że sprawdzę czy to nie jest palne, nie chce wywołać dodatkowego pożaru.
Ustawił wypalacz na niskią moc i wybrał odstający od reszty spopel. Jeśli na próbce testowej okazałoby się że nie było łatwopalne można było przystąpić do wypalania obrysu drzwi tak żeby oczyścić szczelinę i umożliwić im otwarcie się.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172