Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2018, 09:22   #177
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Phandalin
1 Marpenoth, przedpołudnie



Tłum na placu rozproszył się gdy tylko okaleczeni złodzieje ruszyli w stronę traktu, eskortowani przez kilku osadników. Deszcz, który zaczął siąpić wkrótce potem rozmył nieco plamy krwi, ale nie rozproszył pełnej napięcia atmosfery. Groźba Omara wisiała nad osadą niczym burzowe chmury.

Również najemnicy rozproszyli się po wsi. Część poszła zażyć kąpieli. Stonehill przyzwyczaił się już do tego, że niektórzy goście mają takie fanaberie jak codzienna kąpiel, toteż w nowo budowanej części gospody wydzielił małe pomieszczenie na ten cel. Było tam nawet przepierzenie umożliwiające dyskretne zdjęcie garderoby. Na początku nie był do tego zbyt przekonany, ale rachunki żony szybko uzmysłowiły mu opłacalność inwestycji. U Barthena zamówił nawet kilo mydła, które Trilena pocięła na malutkie kawałki. I proszę! Dziś do kąpieli zrobiła się nawet kolejka! Tylko teraz… teraz bał się, że wszystko to pójdzie w diabły za sprawą Tressendarów. W Jorisie ostatnia nadzieja!

Tyle, że Jorisa nie było.

Torikha również martwiła się nieobecnością tropiciela. Pytała o niego to tu, to tam, ale nie było go ani w gospodzie, ani u burmistrza, ani nawet u kompanów od kieliszka. Przyszło jej nawet do głowy, że Joris wyjechał, skoro “dostał od niej to co chciał”. Albo okradł “południowców” i uciekł?
Dopiero gdy wreszcie znalazła Pipa, który przed deszczem schował się w stajni, a ten pokierował ją do Barthena sprawa zaczęła się nieco rozjaśniać. Nieco… Przecież to niemożliwe, żeby chłopak pojechał w stronę kopalni! Pogonił sam za tropicielem, który posiadał turmalinowego konia! Do tego nic nikomu nie mówiąc?! Niemożliwe! Niemnie jednak Jorisa we wsi nie było i kapłance zaczęło w głowie kiełkować, że młodzieniec wyruszył w trasę. No, chyba że leżał gdzieś z rozbitą głową, napadnięty przez górników, południowców, smoki czy kogokolwiek innego.

W ogóle ze szlachcicami był problem. Obstawili gospodę ze wszystkich stron i do kąpieli wpuścili Przeborkę i innych tylko dlatego, że byli tressendarowymi najemnikami. A i tak mieli na nich oko. Reszta Phandalińczyków nie miała wstępu, choć po prawdzie i tak nikt nie kwapił się do tego, by zbliżać się do rosłych strażników. Tylko ten i ów szeptem współczuł Stonehillom takich gości, mimo że wcześniej zazdrościli karczmarzowi sowitego zarobku. Ale współczucia dużo nie mieli, bo każdy martwił się o siebie i o to, co wydarzy się w południe. Mimo wielu narad, podejrzeń i domysłów nikt nie wiedział gdzie podziały się pańskie klejnoty i to zaprzątało umysły mieszkańców bardziej niż krwawa egzekucja. A raczej egzekucja wzmogła niepokój i nie miało to nic wspólnego z osobą Przeborki. Wielu było nawet gotowych udostępnić swe domy do przeszukania byle tylko ocalić dobytek. I, jak zwykle w takich przypadkach, złość kierowała się w stronę obcych, czyli ostatnio przybyłych osadników oraz ludzi z górniczego sioła.

Drużyna także zebrała się na naradę. Z braku swobody w gospodzie Przeborka zaproponowała dom Garaele, ale Tori nie czuła się dobrze zwalając swojej protektorce na głowę całą tą czeredę. I tak ciągle - w swojej opinii - przysparzała jej trosk. Koniec końców zebrali się w sadzie Edetmatha, w altanie, którą pólelf wybudował, by w czasie zbiorów odpocząć od skwaru. Spleciona z pnączy na wyraźnie elfią modłę bardzo przypadła Tori do gustu, ale to nie był czas na podziwianie architektury, ani deszczu, który uroczo błyszczał na ostatnich wiszących na gałęziach jabłkach. Stary najemnik nie wychodził z domu od rana, więc mogli rozmawiać bez przeszkód.



Najemnicy z trudem ścisnęli się pod dachem z bardziej i mniej wyraźnymi minami. Wiele z ich celów i przekonań było rozbieżnych, ale kilka mieli wspólnych; i choć nieobecność Jorisa doskwierała prawie wszystkim to postanowili wziąć sprawy we własne ręce. Zwłaszcza, że czas uciekał.

 
Sayane jest offline