Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2018, 09:40   #120
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Angielka udała, że się zastanawia nad tym, po czym skinęła głową.
- Tylko bądź ciszej niż u Archibalda... całą noc potem do tego wracał. Chyba rozpaliłaś jego wyobraźnię.
- Postaram się… ale niczego obiecuję.- Andrea wstała i pochwyciła przewieszoną przez krzesło koronkową chustę, którą okryła swoje ramiona. Następnie zaś ruszyła przodem w kierunku drzwi łazienki przeznaczonej dla gości restauracji. Carmen posłusznie ruszyła za nią.
Andrea z uśmiechem przekroczyła drzwi łazienki zerkając za siebie. A Carmen po przekroczeniu ich miała tylko chwil do rozejrzenia się po pomieszczeniu.

[MEDIA]http://i.pinimg.com/736x/c9/f8/10/c9f8101b62919b67a02fe7364fe57008--restaurant-bathroom-bar-restaurant.jpg[/MEDIA]
Andrea pochwyciwszy jej dłonie, uniosła je górę i dociskając swe ciało do Brytyjki przycisnęła ją do drzwi kolanem napierając między jej nogi i pocierając znacząco udem o podbrzusze “napadniętej” akrobatki.
- Tak nudno było w łóżku, że plotkowaliście o mnie?- zażartowała i pocałowała usta “uwięzionej” kochanki.
Rozpalona wcześniejszymi pieszczotami agentka jęknęła, odwzajemniając pocałunek i splatając swój język z językiem Corsac, przez co nie była w stanie jej odpowiedzieć.
Ocierając się stanowczo kolanem o podbrzusze “złapanej” agentki Andrea puściła jej nadgarstki nakazując jednak.
- Ręce w górze.-
By Carmen i nie opuszczała. Sama zaś przesunęła dłońmi po materiale marynarki do jej zapięć, nie przerywając całowania ust i szyi Brytyjki.
- A co za to... dostanę? - zapytała Brytyjka zwlekając z dłońmi, choć jednocześnie odpowiadała ustami na pocałunki kochanki.
- Moje paluszki… tam gdzie teraz najbardziej jesteś spragniona. A może i usta. - Andrea wyraziła swoją ofertę werbalnie, ale i manualnie. Bo jej dłonie wprawnie wślizgnęła się pod marynarkę, wykorzystując jej koronkowy strój pod nią, przeciw swej właścicielce. I masując dłońmi biust przyjemnie drażniły twarde kamyczki wieńczące je za pomocą koronki.
- Mmm... skoro tak stawiasz sprawę - Carmen poddała się i wyciągnęła ręce do góry - A może jakąś dodatkową pomoc? Wiesz, póki co umiejętności Diany są trochę... bezużyteczne.
- Jaką… pomoc?- mruknęła Andrea nachylając twarz ku piersi Brytyjki i delikatnie obejmując ustami ów twardy karmelek. Jej dłonie niczym u sprawnej złodziejki rozpinać poczęły spodnie na oślep.
- Kon… krety proszę.- rzekła z uśmiechem. - Potrzebujesz pomocy przy Archibaldzie?
- Owszem. Nie wiem.... - Carmen jęknęła - nie wiem gdzie szukać informacji, a zanim zdobędę jego....ochhh... zaufanie... miną wieki.
- Jeśli chodzi o jego duuuże eksponaty… to niestety są one w jego duuużej posiadłości… na Jeziorze Genewskim.- Andrea na moment tylko przerwała pieszczotę jednej piersi, zsuwając spodnie Carmen w dół razem z bielizną. Sięgnęła władczo palcami w jej rozpaloną kobiecość i ustami sięgnęła ku drugiej piersi. Palce owe sięgały pewnie i pieściły stanowczo, Andrea nie była co prawda Huai, ale wiedziała jak rozpalać kobiece ciała. I właśnie tego dowodziła na arystokratce.
Dziewczyna z trudem więc utrzymywała równowagę, pojękując słodko i wijąc się w objęciach kochanki.
- Może... dasz radę go... śledzić...cały... czas? - zapytała, z trudem łapiąc oddech.
- Nie… ale mogę dać pieniądze. A Diana zna adresy prywatnych detektywów w Zurychu. - coraz mocniej pieszcząc kochankę. Jej palce przeszywały ciało Carmen kolejnymi błyskawicami doznań. Władczy ich dotyk sprawiał że Brytyjka zamykając oczy potrafiła wyobrazić sobie ich kształt i to jak podbijają jej ciało. Andrea wszak, podobnie jak Huai, była dominującym drapieżnikiem… samolubna i egocentryczna. Ale i pełna subtelności.
Delikatna wszak była pieszczota ust i języka jaką agentka czuła na swoim biuście drżącym od szybkiego oddechu. Tym samym czuła, że zbliża się do szczytowania, całkiem oddając we władanie Korsykanki. Aż w końcu ta fala rozkoszy przetoczyła się po ciele Brytyjki, ku satysfakcji jej “pani”. Corsac prowokująco oblizała swoje palce, tak by lady Stone mogła przyjrzeć się dokładnie jak dowody jej rozkoszy znikały w ustach ekscentrycznej kobiety.
Po czym ruszyła w kierunku poszczególnych kabin, by wybrać sobie którąś. Zerknęła znacząco na Carmen oczekując, że ta podąży za nią.
- Oczekujesz konkretnych informacji, czy liczysz na łut szczęścia w związku z tym śledztwem? Może też powinnaś się zająć prawą ręką Archibalda? - pytała.
- Może... jeśli on nie będzie zbyt gadatliwy. - Przyznała Carmen, dysząc ciężko.
Andrea pochwyciła za swą suknię powoli podciągając ją do góry.
- Może przyjdzie ci się spieszyć w swoim śledztwie. Wkrótce wyjeżdżam do Singapuru na kilka dni… przypuszczam że Archibald uczyni podobnie.- wyjaśniała odsłaniając swe zgrabne łydki w siateczkowych pończoszkach przed Brytyjką… a zamierzając pewnie odsłonić więcej.
- Tak wiem... - powiedziała i dodała - Ja również będę w tamtych okolicach.
- To interesujące…- sukienka minęła poziom podwiązek i dotarła do pupy okrytej fikuśnymi majteczki z czarnej koronki.
- Nie sądziłam że tam też są mumie… ale pewnie kuszą cię inne archeologiczne ruiny. W Indiach jest ich sporo. Pomożesz mi je zdjąć?- zapytała na koniec.
- Żeby jeździć za mumiami, trzeba mieć na to finanse, a po dzisiejszym marudzeniu nie wiem na co mogę liczyć z twojej strony. - Powiedziała Carmen, nie ruszając się o krok - Póki co dostałam tylko twój cień, który okazał się mało użyteczny.
- Jest różnica pomiędzy wynajęciem detektywa, a wyprawą do miejsca z którego mało kto wrócił. - odparł ze śmiechem Andrea. I spojrzała na Brytyjkę.
- Jestem gotowa na duży wydatek, ale nigdy… nigdy… nigdy nie kupuję kota w worku.- podkreśliła wyraźnie Korsykanka.- Na razie ta wyprawa na Czarny Ląd tym jest właśnie. Kotem w worku. Niemniej jeśli odkryjesz więcej… to pewnie mój entuzjazm wzrośnie.
- Więc mi coś podpowiedz, gdzie jeszcze mogę szukać. Ja muszę skupić się na Archibaldzie, ale twoja Diana obecnie siedzi na tyłku i się nudzi.
- To ty tu jesteś panią archeolog, nie ja. Ja siedzę w interesie komunikacyjnym. Mogę ci opowiedzieć o kolei i lokomotywach. Nie o mumiach, które wstają z grobu. Nie masz jakichś przyjaciół wśród środowiska akademickiego? - zapytała retorycznie.
- Żywych? - zapytała retorycznie Carmen, uśmiechając się - Niestety nie w tych okolicach.
- Chodź i zsuń majteczki. - rozkazała nieco gniewnie i bardziej niecierpliwie, kręcąc pupą.
Brytyjka tym razem już nie przeciągała struny i posłusznie uklękła przed Andreą. Pieszczotliwie przesuwając dłonie po jej nogach, chwyciła za boki jej bielizny, by powoli zsunąć ją z bioder kochanki.
- Teraz usta i języczek… na pupie.- Andrea wydawała kolejne polecenia opierając się o kabinę i wypinając tyłeczek w kierunku kochanki.
- A pazurki? - Carmen przejechała zaczepnie paznokciami po pośladkach kochanki, jednocześnie zaczynając je całować, schodząc powoli ku jej kobiecości.
- Pazzzurki mogą być…- mruknęła pobudzona Andrea, przygryzła dolną wargę zerkając zza siebie. Tymczasem ktoś zaczął otwierać drzwi do łazienki.
- Do kabiny… szybko.- zakomenderowała Corsac.
Nie trzeba było tego powtarzać Carmen. Błyskawicznie skoczyła na nogi i otworzyła drzwiczki, wyciągając dłoń do Corsac, by pociągnąć ją tam za sobą.
Znalazły się zamkniętymi drzwiami zatrzaśniętymi przez samą Korsykankę. Ta przyparła Carmen do ścianki całując zachłannie jej usta.
-... wyobrażasz to sobie kochana? W łóżku. Ze służącą. I w dodatku tą brzydką. Nie dość że ją zdradzał, to jeszcze okazał brak gustu!.- słowom tym towarzyszył dźwięk obcasów.
- Biedna Margarite. Nie umiała dobierać sobie mężczyzn. Nie dość że kochanek ją zdradzał, to jeszcze mąż okazał się… uczciwy. I jak tu załatwić sobie rozwód?- najwyraźniej dwie przyjaciółki przyszły przypudrować noski.
Carmen starała się nie ruszać, odpowiadając tylko na pocałunki kochanki. Nie chciała jednak, by je odkryto.
- Twoja kolej…- mruknęła Andrea przesuwając językiem po szyi Brytyjki. Po czym odsunęła się i podwijając suknię powyżej pasa, usiadła na tronie w pełnej krasie prezentując swą muszelkę błyszczącą kropelkami pożądania.
- A słyszałaś moja kochana co się stało z Hercelem? Biedaka zastrzeliła jakaś ekstremistka z tej ligi na rzecz wyzwolenia ubogich. Prosto w głowę. Będą go musieli pochować przy zamkniętej trumnie. - odezwała się jedna z kobiet.
- Ach... szkoda. Był taki szarmancki i śliczny i bogaty. Jak to zniosła Belle?- zapytała druga.
Carmen słuchała rozmowy kobiet, klękając przed Andreą i spijając wilgoć z jej łona powolnymi, drażniącymi ruchami języka.
- Belle… wieczna narzeczona. Nauczyłaby się nie rozkładać tak nogi przed każdym, to by nie musiała opłakiwać kolejnych kochanków, którzy uciekli lub zniknęli. Zresztą on się jej nie oświadczył.- odparła pierwsza z rozmówczyń, gdy Andrea mruknęła cichutko napierając łonem na twarz kochanki.
- Jakże to… przecież mówiła, że klęczał przed nią, że obiecywał że się z nią ożeni. Że ma coś wielkiego… w planach.- dopytywała się druga.
- Miał coś wielkiego, ale w spodniach. I wiem, bo przede mną też klęczał. I też twierdził że się ze mną ożeni. Ale ja nie jestem głupią gąską by mu wierzyć, jak nasza kochana Belle.- zadrwiła damulka numer jeden, o bardziej pewnym siebie głosiku. - Mi też opowiadał o tym, że pewne sekrety ma przygotowane do rozmowy ze swoim pracodawcą i dostanie za nie dużo… Czeka tylko okazji.
To robiło się coraz bardziej ciekawe. Carmen postanowiła, że musi odnaleźć niesławną Bellę - wieczną narzeczoną. Być może prawnik naprawdę jej coś wyjawił? Tymczasem jednak miała przed sobą nienasyconą i władczą kochankę. Wwierciła się mocniej języczkiem w jej szparkę, jednocześnie pieszcząc palcami drugą dziurkę zakazanych rozkoszy Andrei.
Corsac z całej siły próbowała zdusić jęki, jednocześnie dłonią pochwyciła za głowę kochanki dociskając twarz do swojego podbrzusza. Była rozpalona rozkoszą i pożądaniem, toteż.. odzywała się w niej iskierka szaleństwa. Uniosła jedną stopę, próbując lekko otworzyć drzwi i ułatwić podglądnięcie siebie i Carmen w tej wstydliwej sytuacji.
- Może to jakiś straszny sekret związany z tymi… terrorystami. Herman… opowiadał mi, że mają niedźwiedzie na swe usługi.- szeptała nerwowo druga z rozmówczyń, o mniej stanowczym głosie.
- A rząd ma goryle. - stwierdziła pierwsza. - Jeśli zaś o mnie chodzi, to chętnie zapoznałabym jakiegoś przystojnego rewolucjonistę. Mój Gaspar stanowczo za długo żyje.
Te słowa wywołały chichot obu kobiet. I druga dodała.
- Przynajmniej nie musiałabyś ukrywać swych kochanków… i pokojówki przed nim. A propo pokojówki… doszły mnie straszne plotki na jej temat. Twoja Hanna ponoć sypia z twoim mężem, nie tylko z tobą.
- I dobrze że sypia… dzięki temu ja nie muszę. - odparła pierwsza ze śmiechem. Zbyt zajęte plotkowaniem, nie mogły zauważyć ani sapnięć Andrei, ani lekko uchylonych drzwi do kabiny. Carmen jednak nie chciała być zauwazona, toteż przyspieszyłą tempo pieszczot, by doprowadzić Korsykankę, jednocześnie wsuwając w nią palce i języczek.
Kobiety zaśmiały się i ruszyły do wyjścia, Andrea też dochodziła. Kto pierwszy zdąży?
Czy one opuścić to miejsce, czy Korsykanka oznajmić swoją przyjemność?
Serce lady Stone mimowolnie przyspieszyło, acz ona sama zwolnić nie mogła. Nie teraz, gdy ciało kochanki drżało od rozkoszy. Odgłos obcasów się oddalał. Czy Andrea wytrzyma? Czy będzie skandal? Serce waliło jak młot… skrzypienie drzwi! Wyszły!
Uff… chwilę później Corsac dotarła na szczyt, ale to już nie miało znaczenia. Brytyjka jeszcze chwilę pieściła ją, powoli zwalniając tempo, bo wreszcie usiąść na ziemi i obetrzeć usta wierzchem dłoni.
- Nosek przypudrowany. - Powiedziała z uśmiechem.
- Mhmm… ale może powinnam cię zabrać ze sobą. Zamknąć w automobilu… uczynić moją ptaszyną w klatce… tak następne parę następnych dni. - zadumała się Corsac z kocim uśmiechem na twarzy.- Ech… pomarzyć, dobra rzecz.
Spojrzała na Carmen z powagą.- Nie dogadujecie się z Dianą, co? Ty i twój służący?
- Raczej ona i Jan. Ja na razie wstrzymuję się z oceną.
- Jest moim spojrzeniem, jest moją opieką nad wami. Ma pomagać i obserwować… ale nie wyręczać cię moja droga.- usiadła wygodniej i wskazała na swe kolana domagając się by kobieta usiadła. - Jest moim wsparciem. Nie na poziomie twego służącego, może się zbuntować jeśli uzna, że działasz sprzecznie z moim interesem.
- Nie musisz mi grozić Andreo. - Carmen spojrzała na kobietę, wstając z ziemi - Wiem o tym. Ale współpraca to nie tylko rachunek zysków i strat. Tu trzeba dobrej woli.
- Nie grożę. Nie mam takiego zamiaru.- Korsykanka uniosła dłonie w geście poddania. Uśmiechnęła się zakładając nogę na nogę dodając.- Po prostu chcę, żeby między nami było wszystko jasne. Żebyś nie czuła się później oszukana przeze mnie.
- Nie czuję. - Carmen podeszła i cmoknęła jej policzek.
- To dobrze. To chyba będzie nasze ostatnie spotkanie przed moim wyjazdem do Singapuru, no chyba że pojedziemy obie moim Orient Expressem. - uśmiechnęła Corsac sięgając po majteczki i naciągając je na przeznaczone im miejsce.
- Niestety, ale może spotkamy się na miejscu - Carmen również poprawiła swoją garderobę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline