Dotarli do kopalni dość szybko. Viktoria omiatała wszystko wzrokiem by przenieść to na papier. Od czegoś trzeba zacząć i warto znać jakieś charakterystyczne punkty.
Kopalnia, a raczej osada przed nią nie prezentowała się okazale. Tu musiało zazwyczaj być bezpiecznie skoro nawet nie mieli żadnego ogrodzenia czy ostrokołu.
Viktoria z początku się zastanawiała czemu Bardak nie będzie chciał rozmawiać ze swoimi rodakami, ale szybko pojęła o co chodzi. Był zabójcą i taki jego los.
W izbie w której się znaleźli zrobiło się gorąco przez obecność zabójcy wśród jego pobratymców. Kazano mu się wynosić i obrażano go. Pani sierżant z przerażeniem obserwowała co się stanie. Bardak nigdy czegoś takiego by człeczynom nie przepuścił a tu w spokoju wyszedł.
- Dziwną jesteście rasą. Rodak przybywa wam z ostrzeżeniem a wy go tak traktujecie. Tyle stuleci minęło i jeszcze nie zrozumieliście, że przez takie zachowanie coraz mniej jest was.- Viktoria kiwała głową i popatrzyła przez okno na zabójcę i za Bianką.
Dziewczyna sama chciała wyjść, ale mieli tu coś do zrobienia. Do tego mieli misję w której mogli by khazadzi pomóc, więc trzeba było się z nimi rozmówić. Jednak gdy męska część towarzystwa była zainteresowana kontynuacją rozmowy z krasnoludami Viktoria wstała i stanęła przy oknie patrząc na wściekłego Bardaka i słuchała rozmów gotowa się włączyć.