Wszystko byłoby pięknie i ładnie, gdyby nie to, że siedzący przy ogniu łowca nagród okazał się być posiadaczem nad wyraz czułego słuchu. Nie wiadomo, czy usłyszał Berwina, czy podążających za nim trzech pozostałych awanturników. Dość, że zerwał się na równe nogi, precz cisnął patyczek i podniósł nadzwyczaj brzydko i zabójczo wyglądający nadziak, którym zakręcił młyńca. Równocześnie krzyknął, budząc z płytkiego snu swojego towarzysza. Drugi łowca był na nogach zanim ktokolwiek zdołał znaleźć się w jego pobliżu. Mimo, że jeszcze zaspany i pozbawiony zbroi, już trzymał w ręce szablę.
- Kto? Kto idzie? - zakrzyknął ten przy ogniu, starając się przebić wzrokiem ciemności.