Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2018, 11:01   #179
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Narada

- … a co do Aspartu… - Stimy swoim stylem napatoczył się pod łokciem Torikhi nie wiadomo skąd. Był po spotkaniu z Zenobią, to i humor miał taki lepszy. - … to niech ktoś im wytłumaczy, że nikt kto ma krztynę rozumu nie będzie siedział w Phandalin po takim wyczynie. Pytanie co im zginęło, ale pewno coś bardzo wartościowego, a tutaj tego nie sprzedadzą. Sam nie mogę moich magicznych przedmiotów sprzedać, bo nie ma komu! Szukanie złodzieja w Phandalin to strata czasu! - niziołek pokręcił nosem - Jeśli chcą odzyskać towar, to trzeba wyruszać w drogę do najbliższego dużego miasta i to czym prędzej! Pewnie i tak już za późno, ale jakby się pośpieszyć i jakby zapłacili za poszukiwania… moglibyśmy się ich podjąć, co nie? Zwłaszcza, że Przeborce po drodze, o!
- Ktoś powie…
- westchnął Shavri. - Prościej powiedzieć, niż zrobić. Dyskutowałeś kiedyś z rozjuszonym niedźwiedziem? Pewnie się to skończy na tym, że nam istotnie zlecą poszukiwania łotra. A nie uśmiecha mi się ganiać za tym nowym złodziejem, tym bardziej że na pewno faktycznie już go tu nie ma. Poza tym musiał być jednak cholernik dość sprytny. Tak czy śmak nie możemy pozwolić, żeby komukolwiek z Phan włos spadł z głowy, bo logika jaśnieoświeconego faktycznie nie ma sensu.
“Ja już nic więcej nikomu nic nie powiem!” odparła w myślach kapłanka, ale jej mina mówiła sama za siebie. Była przejęta całą sytuacją i to nie bynajmniej okaleczonych bandytów.
- Jest źle… jest bardzo źle… - mruczała bardziej do siebie, niż do któregoś z kompanów. - Dla niego jesteśmy gorsi od koni… nic warci… jest źle… bardzo źle… - powtarzała na okrągło, zaczynając krążyć po małym okręgu, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc.
Shavri, który wodził za nią wzrokiem od dłuższej chwili, wstał, podszedł do niej i spróbował przytulić.
- Nie denerwuj się, droga Toriko, coś wymyślimy. Właśnie po to się tu zebraliśmy. Jak tu skończymy, pomogę Ci poszukać Jorisa - powiedział jej cicho do ucha.
Na ten gest półelfka zesztywniała nieco i zamarła w pół kroku. Chwilę wlepiała nieobecne spojrzenie w podłoże, w końcu kiwnęła głową na znak, że rozumie i rozluźniła się nieco, przyjmując pocieszenie do serca.
Tylko, że… nic to nie zmieniło. Turmaliny nie było, o “jaśnie panie” nie dało się zapomnieć, Stimi nadal był umierający, choć wcale się tym nie przejmował, a Joris ciągle nie wrócił.
- Rano wyjeżdżamy. Przynajmniej części z nas... Cokolwiek Omar zrobi z wioską, nic już nie zdziałamy więcej, będąc na trakcie. - zauważyła Przeborka. Przekręciła głowę i wyżęła mokre włosy na klepisko. Wilgotne pasemka słomianych, cienkich i rzadkich włosów wyglądały żałośnie, klejąc się do jasnej skóry - Może to nawet i lepiej. Bo przeca *nas* mógłby do tego całego przesłuchiwania chłopów zagonić, skoro i tak dlań robimy za hycli...
- O tym właśnie mówię
- stwierdził sucho Shavri, odwracając się w jej kierunku. Zirytował się lekko na pragmatyzm Przebijki. - Może powinniśmy poczekać z tym wyruszeniem na trakt, aż nie upewnijmy się, że nic złego tu się nie stanie. Jego dostojność dał swoim skarbom czas do jutra na znalezienie się, więc nie będziemy musieli jakoś bardzo odwlec naszego wyjazdu.
- Maluch ma rację; złodziej dawno dał stąd nogę, jak miał ze trzy klepki we łbie.
- kobieta zagarnęła fryzurę w tył, unosząc w górę ramiona. W przeciwieństwie do włosów, zimna woda z rzeki robiła z jej piersiami milsze dla oka rzeczy, doskonale widoczne przez cienką lnianą koszulę - Nie ma szans, że odzyskamy... cokolwiek, co tam mu zginęło. Spuści swój gniew na wieśniaków... a jak zostaniemy to albo nas na nich poszczuje, albo trza mu się będzie postawić - wyszczerzyła zęby do Sharviego i Toriki - ...znaczy kontrakt stracić i wdać się w jaką durną walkę. Ja wolę być wtedy na trakcie, niż takie wybory czynić. - wzruszyła ramionami i spokojnymi ruchami zaczęła zaplatać mokre włosy w warkocz.
- Skoro to takie oczywiste, to trzeba mu to po prostu powiedzieć - odparł tropiciel. - Bo póki co z twojej wypowiedzi, Przebijko, wynika, że wolisz, żeby spłonęła wioska niż żebyś miała stracić kontrakt.
- Nic nie spłonie, takie gadanie.
- barbarzynka machnęła dłonią - Toć to może i możny pan, ale przeca nie głupek. Nie będzie wszczynał takiej burdy, skoro tu obcy jest i nie w sile. Kilku łapserdaków wybatożą, kogoś tam psami poszczują i mu przejdzie. Takie tam pańskie fochy; wiele razy to widziałam.
- Zazdroszczę ci tej pewności. Ja jej nie mam. Co mi powiesz, jak wrócimy tu i zastaniemy zgliszcza? Że się pomyliłaś? Ktoś inny ma może coś do powiedzenia?
- zapytał Shavri, siadając ciężko na powrót na swoim miejscu.
- Ja będę na miejscu… - odezwała się w końcu selunitka, czując się w obowiązku chronić tutejszą społeczność jak tylko potrafi… problemem było jednak przełamanie własnego lęku i nie stracenie zimnej krwi.
- Ekhem - Marv wtrącił się trochę niepewnie w tę dysputę, wcześniej zajęty oglądaniem grotu swojej włóczni i myśleniem nad czymś. - On już dzisiaj chce wioskę palić. Wtedy trzeba będzie mu powiedzieć, że trochę przesadza - wojownik patrzył się na swoją włócznię, sugerując w jaki sposób zamierza rozmawiać. - Lena i reszta ciągle tu jest, więc dopóki się nie okaże, że to czcze pogróżki, to zgadzam się z Shavrim.
- Dziś? - barbarzynka na chwilę zastygła, a potem sarknęła pod nosem coś co brzmiało jak “perkele!”, zapewne niecenzuralnego - Ja już ręce dziś ucinałam, i gadałam z jaśniepanem. Nie mam zamiaru niczego z tego powtarzać... ciągniemy losy? - zaproponowała, ale po chwili coś jej przyszło do głowy i wycelowała palec w Trzewiczka. - Ty jesteś... jesteś czymś w rodzaju että... magiem? Sam miałeś problemy z zaklętymi przedmiotami - będzie ci najłatwiej go przekonać, tak jak nam tłumaczyłeś...

Trzewiczek przestraszył się nie na żarty. Bał się, że ów Omar może zechcieć sprawdzić jego prawdomówność, tak jak zrobił to na tamtym nieszczęśniku, choć z boku wyglądało to na zwyczajną bojaźń przed silnym i dość okrutnym człowiekiem.
- Co ma wspólnego bycie tworzycielem magii ze skradzionymi rzeczami? Jakie problemy z zaklętymi przedmiotami?- Stimy szczerze nie wiedział o co chodzi kobiecie, a i starał się zachować trzeźwość myślenia. Nie przypominał sobie by ktoś mówił, że zaginęły jakieś zaklęte przedmioty.
- Omar jest magiem, tak? - kobieta spojrzała na Trzewiczka dziwnie i zaczęła po kolei dla jasności odginać kolejne palce, wyliczając argumenty - Magowie mają zaklęte przedmioty. Zginęły mu cenne rzeczy, więc pewnie zaklęte. Ty nie mogłeś sprzedać tu swoich magicznych. - odgięła cztery palce - ...czyli jak złodziej ma magiczne przedmioty Omara, to jest poza wioską, tam gdzie je sprzeda. Pewnie wiesz, gdzie to. - uniosła w górę rozcapierzoną dłoń. - Powiedz mu tak po kolei. Wasz... wasz “mistyczny klan” - skrzywiła się - ...zawsze się między sobą lepiej dogada, nie to co normalny człowiek z että.
Stimy furknął, składając ręce na piersi.
- To wy się z nim układacie. Człowiek z człowiekiem dogada się lepiej nie to co niziołek z człowiekiem. Jedno zadanie wykonaliście, to i pewnie drugie wam zleci… Mogę wam towarzyszyć, ale nie za darmo. Na ostatniej wyprawie z wami nie zarobiłem ani grosza!
Przeborce twarz się nieco wydłużyła; otworzyła usta, jakby zamierzała coś odpyskować niziołkowi, ale zaraz zbyła to machnięciem ręki.
- A... zresztą, co ja będę się nawymyślać. Nie moja wioska, nie mój dom będą palić. - pokręciła głową, jakby sama siebie upomniała, i wróciła do zaplatania warkocza.
Shavri spojrzal na nią wyraźnie zaskoczony, ale w ogóle się nie odezwał.

- Jest źle… jest bardzo źle… - Na powrót zaczęła swoją mantrę Torikha, znowu maszerując po kole. Tup, tup, tup. Źle, źle, źle. Tup, tup.
Raptem zatrzymała się…
- Jak wam się w ogóle udało znaleźć skradzione przedmioty? - spytała Sharviego i Przeborki, a później zwróciła pytające spojrzenie na Marva i Zenobię. - Może tym samym sposobem uda nam się dojść do tego, kto okradł tego… tego… waszego zleceniodawcę - odparła dyplomatycznie, nie chcąc mówić brzydko.
- Nawet jeśli złodzieja nie ma już w miasteczku, to może przynajmniej uda nam się dowieść, że palenie Phandalin jest zbyteczne…
- Z punktu widzenia łowcy sprawa jest przegrana z góry - westchnął Shavri. - Za dużo ludzi, śladów i tropów. Moglibyśmy znów pożyczyć Wampira, ale boje się, że prześwietynemu bardzo się ten pomysł nie spodoba. Choć i na to mielibyśmy argument - w końcu znaleźliśmy tak wioskowych złodziei, a Dawd może mógłby nam użyczyć próbki do wąchania. Przede wszystkim jednak musimy go przekonać, że palenie wioski jest bez sensu bez względu na wynik naszych ewentualnych działań. Ktoś kto okradł maga tej klasy na pewno nie ucieka konno...

Stimy złożył usta w dzióbek i pogwizdywał sobie przez krótką chwilę. Odezwał się potem.
- Czemu nie konno? Jeśli w Phandalin można dostać gdzieś najcięższy z metali i ktoś wykuje dla mnie z niego niewielki i cienki półmisek… Macie tu kowali chyba?… Toooo... pójdę rozmówić się z nimi! Tylko musimy działać szybko!
- Sam jestem kowalem, ale po co ci ta miseczka? - zapytał nieco nieobecny Shavri Trzewiczka, bo już chciał zwrócić się do pozostałych: - Myślę, że powinien pójść Marv, bo jest najrozsądniejszy dla równowagi dla Trzewika, który jest z kolei największym cwaniakiem - powiedział, wcale nie kryjąc inwektywy zmieszanej z pochwałą w swoim głosie. - Jeśli nie on, to Zenobia. Pójdę z wami z racji mojego mielenia ozorem, a nóż może go przegadam. W zasadzie może iść kto chce. Toriko, czuj się zaproszona, ale musisz wyłączyć na chwile swój fatalizm i się skupić. Zróbmy coś, żeby było dobrze, zamiast zapowiadać, że jest źle. Zenobio? Dołączysz do nas? Masz jakiś pomysł? - zapytał Shavri, kłaniając się przy tym lekko milczącej dotąd matronie. Z każdym dniem doceniał bardziej jej spryt i doświadczenie wyniesione z wielu lat najprawdopodobniej barwnego życia.
- On nigdzie nie pójdzie… - odparła kapłanka pokazując smagłą dłonią na Trzewika. - Zatruł się w studni jakąś pułapką… - “i myślę, że umiera...” dopowiedziała w myślach -... trucizna krąży mu nadal w żyłach i nie wiadomo jak ani kiedy się objawi, nie może się przemęczać. - Półelfka skrzyżowała ręce na piersi i wyraźnie biła się z myślami. - Trzeba go zabrać do Neverwinter do kapłana wyższego rangą… mogę pójść jako eskorta do tego Omara… czy Omida… czy jak mu tam. W kupie siła… - Tylko jak się wyłączało fatalizm i skąd u tropiciela taka pewność, że Melune go posiadała?
- Zenobia mówi, że nic mi nie będzie. - odparł radośnie Stimy - powiedziała, że to franca i ją wyleczy - dodał z dumą w głosie, nie wiadomo czy to z siebie, czy z Zenobii był tak dumny. - Śmieszna nazwa… a miseczka jest niezbędna!

Słysząc te optymistyczne słowa Zenobia wzdrygnęła się. Jedzenie jakoś jej nie smakowało. Cały czas miała niejasne przeczucie, że coś jej ucieka, o czymś zapomniała. Już miała powiedzieć Tori, że się myli i zastanawiała się jak zrobić to najdelikatniej, kiedy jak grom z jasnego nieba spadło to na nią.
Przy francy kuśka nie byłaby zielona!
Więc to prawda? Trzewiczek się kończy? Jak to?
- Gratuluje francy - westchnął Shavri. - Przypomnij mi proszę do czego przydała ci się czapka z królika?
- Jak to do czego? - pisnął Trzewiczek - była potrzebna, żeby znaleźć ducha! Nie było go tam w prawdzie, ale to nie wina przedmiotu...
- Jak franca?! - zdziwiła się selunitka, podnosząc wysoko brwi. - No… może masz też i france… tego nie sprawdzałam, ale dzięki pomocy mojej bogini wykryłam w tobie truciznę! Nie może być pomyłki, czy pokazałeś jej palec? - spytała Stimiego, jak niegrzecznego chłopca, po czym odwróciła się do starszej kobiety. -Zenobio… oglądałaś jego palec w który się ukuł? Wydaje mi się, że to wtedy jad jaki wsączył się mu pod skórę…
-Palec? Nooo, widziałam… Nie wiem, czy się ukuł, ale faktycznie zielony był jakiś… - Zenobia trochę motała się. -Aaaa, tobie o ten u ręki chodzi… Nie moja magia - powiedziała ze smutkiem - Ja bardziej się zajmuję tą miłosną, nie taką, która ma szkodzić i zabijać.
Półelfka milczała skołowana, po czym wzruszyła ramionami do swoich myśli. O jaki inny palec mogło chodzić jak nie ten u ręki?
- Czy masz wszystkie medykamenty by wyleczyć go z francy? - spytała grzecznie. - Mam całkiem spory zapas ziół, jeśli będziesz czegoś potrzebować, zapewne będę to posiadać…
-Mam wszystko na takie dolegliwości, dziękuję.- Myślami była jednak gdzie indziej. Zastanawiała się, jak powiedzieć Trzewiczkowi, że diagnoza była błędna.
- Myślę, że już nie musisz - stwierdził Shavri, zezując na niziołka. - Posłuchajcie, czy możemy rozwiązywać jeden problem na raz? Kto idzie ze mną na rozmowy?
Kapelusz niziołka powoli z głowy zawędrował w jego ręce, które trzymał przed sobą.
~ Jak to też francę? ~ Stimy obrócił w dłoniach kapelusz, trzymając za rondo. Cały świat, w ślad nakrycia głowy, zawirował mu przed oczami, które teraz smutno spoglądały to na Thorikę, to na Shavriego, aż wreszcie spoczęły na Zenobii.
- Ja z tobą pójdę - zaoferowała się po chwili ciszy Rika.
Tropiciel spojrzał na nią i uśmiechnął się ni to krzepiąco, nie to z wdzięczności.

Reszta nie miała chęci na dyplomację. Zenobia wraz z Trzewiczkiem poszli szukać odtrutki w przepastnych bagażach kurtyzany, a Przeborka, wyraźnie nastawiona na opuszczenie osady, na zakupy.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 04-03-2018 o 12:03.
sunellica jest offline