Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2018, 14:12   #139
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- To teraz… opera, teatr, operetka… albo coś innego? - zapytał Jeździec trzymając dłoń partnerki w swojej własnej. - Albo wytworny obiad z dużą ilością alkoholu?
- Nie mogę pić, mam później sprawę do załatwienia - przypomniała mu tawaif, uśmiechając się pod nosem. Wyjście z pompatycznego gmachu banku wyraźnie ją ożywiło.
- Opera zbyt poważnie brzmi jak na “przehulanie”, teatr… trochę mniej, ale nie wiem czy by nam się spektakl po chwili nie znudził… do operetki nie jestem dobrze ubrana… - Zacmokała niezadowolona odrzucając włosy do tyłu. - Zdaje się jednak na ciebie… możemy nawet iść zabijać pająki… byleby nie wracać później do… wiesz gdzie. - Obejrzała się z przestrachem za siebie, ale nie dało się już dostrzec fasady byłego więzienia.
- Możemy pooglądać ściganie się gondoli - zaproponował mag idąc wraz z kobietą wzdłuż kanału.
Nagle zatrzymał się i najwyraźniej zamierzał szybko skręcić, by ukryć coś przed Chaayą.
Duży budynek z namalowanym na ścianie obrazkiem przedstawiającym ślicznotki owijające się, a to wokół pionowych rurek, a to na unoszących się trapezach. Wszystkie ubrane były w pióra niczym rajskie ptaki. Tyle, że tych piór wiele nie było i miały charakter czysto symboliczny.

Kurtyzana mrugnęła dwa razy, by wyostrzyć spojrzenie, lub upewnić, że wcale się nie przewidziała, a potem zaparła się, by nie dać tak łatwo wciągnąć w kolejną alejkę.
Jej wzrok rozjaśnił się i trochę przypominał ten, które miały wilczury podczas tropienia ofiary.
- Czy to jest to o czym myśle? - spytała ciekawsko, wskazując palcem na biuściastą pannę na murze.
- To zależy o czym myślisz. To klub dla mężczyzn… głównie… w którym dziewczyny się prężą i gubią stroje - wytłumaczył cicho Jarvis.
- A te całe wygibasy na scenach mają nadać mu pozór sztuki, by uniknąć surowego oka co bardziej cnotliwych kultów miasta.
- Nie rozumiem… - stwierdziła dziecinnie bardka i już zaczęła wyginać się w tamtym kierunku. - To to nie jest burdel?
- Nie… można oglądać, ale nie dotykać, chyba, że w lożach dla wyjątkowych klientów. Burdele w La Rasquelle nie mogą być krzykliwe w swej reklamie. Jeśli widzisz piękną kamienicę pilnowaną przez osiłków wpuszczających tylko wybrane osoby, to z pewnością jest to zamtuz wysokiej klasy. - Zaśmiał się cicho chłopak. - La Rasquelle nie jest zbyt moralnym i cnotliwym miastem, ale wierz mi, że lubi takie udawać.
- Głupota… - mruknęła Dholianka chłonąc nowe widoki jak gąbka wodę. - To… co one tam robią? Oprócz gubienia strojów… co rozumiesz przez słowo prężenie? - drążyła dalej temat, oblizując, jakby tak troszkę łakomie, drobne usta.
- Tańczą… tak jakby - wyjaśnił niezbyt składnie czarownik i wzruszył ramionami. - Co jednak nie ma zbyt wiele wspólnego z tańcem. A raczej wiciem się jak wąż.
- Och naprawdę? Potrafią tańczyć taniec brzucha? - Kamala zachichotała, nie tylko źle odbierając odpowiedź kompana, ale i wyraźnie powątpiewając w talenta tutejszych dziwek. - Chciałabym to zobaczyć - syknęła ironicznie, gotowa wyśmiać i zmieszać z błotem każdą swoją potencjalną rywalkę. - A bywałeś kiedyś w środku?
- Raz. Drogo sobie liczą - rzekł szybko przywoływacz, przyglądając się kochance wyraźnie zaniepokojony jej pytaniami.

To ją zaalarmowało. Obejrzała się na partnera, mierząc go dziwnym spojrzeniem.
- Kiedy?
- Kiedy byłem młodszy oczywiście. Zanim opuściłem miasto - odparł zaskoczony jej zachowaniem. Uśmiechnął się zerkając na śliczną rozmówczynię i dodał - Doprawdy… jak możesz sądzić, że jakakolwiek kobieta może odciągnąć mój wzrok od ciebie? Lub me dłonie od twoich pośladków.
Bezczelnie przesunął palcami po pupie dziewczyny, by poczuła się pewnie, ale ona tylko zwęziła niebezpiecznie oczy i gdyby miała ogon wyposażony w grzechotkę, to mag usłyszałby jak wściekła była teraz jego żmijka.
- Tłumaczysz się… - warknęła gniewnie i szarpnęła go w kierunku budynku. - Zaraz zobaczymy czy jesteś taki prawdomówny na jakiego się kreujesz… chce kupić jakąś tancerkę. - Jarvis był jednak pewny, że to nie jej występu będzie się przyglądać, a jego.
- Jesteś okrutna… jeśli ona będzie mi machała gołym biustem przed twarzą, to… co ja niby miałbym zrobić? Nie zdołam być eunuchem w takiej sytuacji - jęknął cierpiętniczo schwytany w pułapkę nieporozumienia mężczyzna.
Sundri na chwile przystanęła zdjęta nagłym lękiem, gdy wyobraziła sobie atrakcyjną kobietę tańczącą dla jej kochanka. Po chwili się jednak zreflektowała, jeszcze bardziej zacietrzewiła i... dla kurażu tupnęła obcasikiem w chodnik.
- Lepiej coś wymyśl.. bo cię tam rozszarpię. - I znowu pociągnęła go do miejsca jego przyszłej kaźni.

Wejście do owego budynku było strzeżone przez dwójkę wikidajłów, którzy jednak z uśmiechem na ustach wpuścili parę Jeźdźców. Wystarczyło tylko nagrodzić ich paroma monetami.
Ich uśmiech, zapewne, był wywołany cierpiętniczą miną magika, który był przez drobniutką panienkę ciągnięty do środka. Pewnie spodziewali się awantury wywołanej przez zazdrosną żonę.

Wewnątrz była olbrzymia sala z balkonikami. Na środku zaś scena pełna… skąpo ubranych kobiet, przyozdobionych w pióra i klejnoty.
Zarówno te na środku, jak i te po bokach przy metalowych ruchach, wiły się sugestywnie i zmysłowo w takt muzyki, rozbierając się z tego co na sobie miały, jedynie te na trapezach, bardziej były zajęte uniknięciem upadku, niż samym striptizem przed obecnie… dość nieliczną grupą wielbicieli.
Było zdecydowanie za wcześnie na większe grono, choć… i tak Chaaya zauważyła znajome rogi Axamandera.

Po chwili do pary przyszedł wysoki mężczyzna z krótką bródką i zapytał.
- Czym możemy służyć w tych skromnych progach?

Tawaif przyjrzała się zdawkowo pracownicom, ale żadna nie powalała urodą… Nie były one brzydkie, ale też i nie zniewalające... Być może dlatego, że w tym mieście przodowano szczupłej sylwetce, przez co większość kobiet przypominała posturą mężczyzn i nie wpisywała się w pustynny kanon piękna. Kobieta szybko więc zaczęła oglądać samych klientów, będąc ciekawa, kto się kusił na tego typu rozrywkę.
Wybuchła nagłym śmiechem, wyraźnie uradowana, widząc w zaciemnionym kącie swojego znajomego. Czyżby biedaczka nie było stać full serwis?
Gdy nieznajomy przywitał ich wyuczoną formułką, kurtyzana przyjrzała mu się równie krytycznie co wcześniej tancerkom, po czym uśmiechnęła się słodko… ale w jej spojrzeniu prędzej była groźba śmierci niż przyjemności.
- Chcę kupić specjalny taniec dla tego tu oto “szczęściarza” - odparła równie słodkim co jej mina głosikiem.
- Ach oczywiście. Tyle, że specjalny taniec kosztuje… - Na widok sakiewki uniesionej przez dziewczynę, właściciel przybytku szybko dodał - …lecz to nie problem, proszę za mną. I proszę o szczegóły, co do samej tancerki. Jaki typ kobiety byłby odpowiedni? Jak barwa włosów, skóry?
~ A może ty dla mnie zatańczysz Kamalo ~ próbował się ratować przywoływacz.
- Jasna skóra, oczy koloru nieba, szczupła kibić… może być blondynka, dziewczęca i delikatna. - Ta odparła wartko puszczając rękę ukochanego.
Uśmiechała się przy tym zajadle, niczym wygłodniała harpia obserwująca konającą, przyszłą kolację.
- Proszę dać nam wygodne miejsca po obu stronach sceny.
A więc zamierzała siedzieć naprzeciwko niego i obserwować jego powolną i nieuchronną klęskę, jak na swoim własnym, prywatnym spektaklu z dwoma aktorami. - Ja za chwilę przyjdę… - Wskazała w głąb sali i od razu ruszyła, nie czekając na odpowiedź w kierunku diablika.

~ Po prostu chcesz mieć powód, by dla odmiany mój zadek sprać. ~ Usłyszała w głowie Dholianka, gdy gospodarz prowadził maga na znajdujące się na piętrze “miejsce egzekucji”.
~ Ty zacząłeś ~ burknęła gniewna, ale i wesoła, lawirując między zebranymi. ~ Jak sobie zasiałeś taki plon zbierzesz.
~ Niczego nie zasiałem! ~ Oburzył się Jarvis, ale nie dodał nic więcej zapewne zmuszony do skupienia się na mężczyźnie, który prowadził go do loży. Bardka zaś przybliżyla się do siedzącego Axamandera.

~ Nie jestem w ciemię bita! - warknęła rozeźlona. ~ Myślisz, że się nie domyślę jak będziesz uciekać wzrokiem, zmieniać temat i zapewniać o bogowie raczą wiedzieć czym? Nie urodziłam się wczoraj i wiem jak wygląda mężczyzna, który ma coś na sumieniu. ~ Fukała jak wściekła kotka, zakradając się od tyłu do zaaferowanego diablęcia, aż była na tyle blisko, by się pochylić nad siedzącym i złowrogim, acz zmysłowo niskim, głosem powiedzieć
- Ręce do góry, spodnie w dół…
- Nie kuś… - Ten poderwał się nagle i zerknął za siebie. - Nie kuś, bo posłucham.
Chaaya zaśmiała się cicho, bo i towarzystwo rogacza zawsze wprawiało ją w wesoły nastrój.
- A ty co tu robisz o takiej porze? - zapytała polubownie, oglądając się na tancerki, które jej rozmówca obserwował.
- Podziwiam ślicznotki. Co innego można robić w takim miejscu? To ja raczej powinienem zapytać, czemu ty tu jesteś - stwierdził Axamander.
- A jakże… tylko o tej godzinie to tu piszczy bieda… - odparła oględnie, potrząsając charakterystycznie głową. - Ja właśnie kupiłam prywatny taniec dla mojego kochanka - wyjaśniła niewinnie, chowając ręce za sobą jak grzeczna dziewczynka, ale w jej stwierdzeniu było coś… co nasuwało myśl, że wcale taka grzeczna nie była.
- Co nabroiłaś, że próbujesz go udobruchać biustem innej? - zapytał ze śmiechem najmita i dodał - Wolę teraz, gdy tłok jest mniejszy przy stolikach.
- Och ty mój naiwniaczku… - Zacmokała rozczulona tawaif, rozciągając usta w szerokim i gadzim uśmiechu. - I ty myślałeś, że może nam się w łóżku razem udać? Jeszcze wiele musisz się nauczyć o kobietach. - Zaśmiała się złośliwie, po czym poruszyła brwiami. - Jeśli chcesz popatrzeć na nasz pokaz to myślę, że wskażą ci szybko drogę… - dodała lekko i już zaczęła odchodzić tanecznym krokiem w kierunku, w którym niedawno udawał się Jarvis. - Może ty przynajmniej docenisz te patykowate podrygi za które słono zapłacę… - mruknęła do siebie.
- Do sukcesów w łóżku nie potrzeba rozumieć kobiety. Tylko wystarczy umieć się wykazać talentem… lub wielkością - odparł ze śmiechem mieszaniec podążając za Sundari.
- Skąd ty takie brednie wynajdujesz? - Kobieta ponownie się zaśmiała, ale nie była już tak zgryźliwa, a po prostu rozbawiona.
- Jak dotąd się sprawdzały... zawsze - odparł diablik wędrując spojrzeniem po pośladkach jego “przewodniczki”. - Nie mogę narzekać na brak sukcesów.
- W takim razie powiedz mi… jaką masz pewność, że twój sukces faktycznie był sukcesem, a nie komediodramatem wystawionym na twoją cześć? - spytała odwracając się przez ramię, a w jej oczach czaiła się ciekawość podszyta jednak czymś trudnym do sprecyzowania… jakby - groźbą.
- Jeśli była dla mnie satysfakcja… to był sukces. Jeśli widziałem satysfakcję u niej, to sukces był tym większy - stwierdził Axamander z uśmiechem, gdy wspinali się po schodach na górę.
Tam egzotyczna tancerka zauważyła swojego partnera, zmagającego się z własnym ciałem i jego reakcjami na ocieranie się o niego pupą przez półnagą blondynkę w rytm lecącej melodii.

Bardka zaśmiała się perliście na usłyszaną rewelację, chciała coś nawet odpowiedzieć, ale rozkojarzył ją widok czarownika. Wydawać by się mogło, że powietre wokół niej natychmiast zgęstniało i jakby pociemniało, ale po chwili odwróciła się z uśmiechem do kompana.
- No zobacz… zaczęli już bez nas. - Zachichotała niebezpiecznie i przedreptała na drugą stronę scenki, by usiąść wygodnie naprzeciwko ukochanego, przyglądając mu się jak drapieżnik.
- Rzeczywiście - stwierdził rogacz, skupiając spojrzenie na wijącej się zmysłowo blondynce.
Jarvis zaś zerkał, zza nieznajomej, na Chaayę rozpalonym spojrzeniem, a myśli jakie jej przesyłał telepatycznie, były pełne pożądania… skupionego jednakże na siedzącej naprzeciw niego.
Kurtyzana wpatrywała się wprost w niego, ale nie dawała żadnych znaków, że owy przekaz odebrała, ani jak na niego zareagowała. Jej twarz przypominała trochę elfią maskę, jedną z tych anonimowych obserwatorów ich miłosnych ekscesów w świątyni rozpusty.
Za to Laboni, wraz z całym zastępem emanacji, była wyraźnie niepocieszona samym występem. Najwyraźniej inaczej sobie go wyobrażała. Z większym przepychem, lepszym strojem… i ciałem, nie wspominając o samym układzie tanecznym, który z tańcem… nawet brzucha, nie miał nic wspólnego.

- Wiesz… - Brązowooka nachyliła się nieznacznie ku diablęciu, szepcząc mu do ucha. - Widziałam elfy… i to nie jednego, a siedem - odparła dumnie i z rozbawieniem dodała - podoba ci się?
- Ładniutka. A co mają z tym wspólnego elfy? - zapytał Axamander jako jedyny tutaj osobnik delektujący się przedstawieniem.
Dholianka zaśmiała się pod nosem, zakrywając usta dłonią, po czym odrzekła
- Nic… zupełnie nic, po prostu się chwalę tak jak ty ostatnio… muszę przyznać, że jak na “ot zwykłą dzicz” to byli całkiem pociągający… nawet zrobiło mi się trochę ciepło w majtkach… ale… nie ważne, oglądaj skoro ci się podoba. - Tawaif poprawiła fałdki spódnicy, obejrzała się z uśmiechem na towarzyszącego jej, po czym powróciła do obserwacji swojej ofiary.

Mieszaniec spojrzał na siedzącą obok i odparł - Przypominam ci, że mój pocałunek też sprawił, że topiłaś się jak masełko.
Jarvis może i nie dosłyszał jego słów, ale ta bliskość między dwojgiem debatujących, wywołała w jego spojrzeniu znajome iskierki. Kamala widziała już je nieraz, ale nigdy u swego obecnego kochanka.
Zazdrość i zaborczość wobec niej.
- Ach… chyba tylko w twoich wyobrażeniach - odparła czupurnie, nachylając się z powrotem ku przyjacielowi. - A właśnie jak tam usta? Goją się? Nie bolą? - zakpiła i zachichotała chochliczo, na chwilę skupiając uwagę na tańczącej… jakby jakieś gesty ją zaciekawiły, po czym ponownie wróciła spojrzeniem na przywoływacza.
- Zaleczone… i gotowe do kolejnych całusów. I nie myśl, że uwierzę w twoje zaprzeczenia. Usta mogą ci kłamać, ale ciało było uczciwe - odparł z przesadną pewnością Axamander, podczas gdy rozpalone spojrzenie czarownika mierzyło się z rozpalonym spojrzeniem bardki.

Chaaya westchnęła poddańczo i zmieniła ton na cierpiętniczy.
- Ach, masz mnie masz… szaleje za tobą bez opamiętania - wyznała jakby miała zaraz skonać, ale za chwile zaśmiała się znowu i oblizała nieznacznie usta, gdy wpatrzyła się w wargi Smoczego Jeźdźca.
Diablik był taki pocieszny… naprawdę lubiła z nim rozmawiać. Przypominał jej trochę charakterem rozpieszczonych braci, którzy uważali się za panów tego świata i to zwłaszcza w terenach około łóżkowych.
- Udawaj udawaj… - Najmita wystawił długi jęzor, udając sam obrażonego. - Baw się w te teatralne pozy. Mnie nie zwiedziesz.
~ Idziemy stąd… już. ~ Usłyszała Sundari w swojej głowie, gniewne i pełne pożądania polecenie partnera.
Kobieta uśmiechnęła się nieznacznie, a jej pierś zadrżała w cichym westchnieniu, gdy ujżała różowiótką wstążeczkę o rozwidlonych końcówkach. Przypomniała sobie to zabawne uczucie na swoich wargach, gdy muskał ją nim w wyjątkowo pieszczotliwym, jakby nieśmiałym pocałunku.
I wtedy jak na złość usłyszała ponownie, niczym echo, słowa Starca, od których to na prawdę zrobiło jej się ciepło i mokro. Teraz to tawaif poczuła, że znalazła się w pułapce.
Musiała jednak utrzymać pozory i broń boże nie dać się zdradzić… zwłaszcza magikowi.
Wpatrzyła się więc w niego wyzywając go niemal na pojedynek, milcząc jak zaklęta.
Jego wzrok spaliłby ją… gdyby to potrafił. Spaliłby żarliwością, spaliłby pożądaniem, spaliłby zazdrością i uczuciem. Nie odrywał spojrzenia od jej twarzy, nie zwracając uwagi na ocierającą się bezimienną, obecnie już nagą. Tylko Axamander doceniał jej przedstawienie.

Dziewczyna z pustyni poczuła, że... jest jej zdecydowanie za gorąco. Oddech z każdą chwilą stawał się cięższy, a łono płynęło czystym pragnieniem spełnienia.
- Póóójdę… - odezwała się słabo, kładąc na chwilę dłoń, na dłoń wpatrzonego w blondynkę rogacza, by zwrócić na siebie uwagę. - Pójdę opłacić rachunek…
Wstała czym prędzej i oddaliła się do schodów, czując jak nogi pod nią drżą.
Na szczęście diablik nie ruszył za nią, a Jarvis nie bardzo mógł, uwięziony przez nagą tancerkę. Kamala jednak czuła jego myśli otulające ją niczym dłonie spragnione jej ciała.
Po chwili czarownik nie wytrzymał i popchnął blondynkę w “objęcia” zadowolonego mieszańca, po czym ruszył za bardką na dół.

Na parterze kurtyzanie tylko trochę było chłodniej. Zdążyła się jednak już nieźle zadyszeć i jej kroki stawały się coraz krótsze i chybotliwsze, gdy rozglądała się za gospodarzem, ściskając mocno uda jakby w obawie, że zgubi bieliznę.
Właściciel zobaczył ją jak schodzi, a potem jej kochanek. Podszedł nieco zaniepokojony.
- Czyżby pokaz się nie podobał? - zapytał uprzejmie.
“Jaki pokaz?” chciała spytać Dholianka, ale szybko się zreflektowała.
- W porządku… na górze jest nasz kompan… on zostanie do końca. Chce zapłacić - odparła nagląco.
- Oczywiście… dwieście pięćdziesiąt… - Wyciągnął dłoń po pieniądze.
Mag miał rację. Drogo tu było, ale nie miało to teraz znaczenia. Kobieta zapłaciła bez słowa i dała w długą ku wyjściu, jakby budynek miał zaraz wybuchnać.
Słyszała za sobą kroki drapieżnika i czuła jego myśli w swojej głowie. Pożądliwe i dzikie zarazem. Mające za nic przyzwoitość i moralność. Spragnione jej ciała, myśli zdzierające z niej odzienie… rozszarpujące je, by dotykać jej wdzięków...

Kamala wypadła na zewnątrz i rzuciła się do biegu, ale bynajmniej jednak nie do ucieczki.
Szukała miejsca. Uliczki, ruin, tawerny… gdzie mogłaby zmierzyć się z tropiącym ją mężczyzną.
Znalazła alejkę. Ocienioną, pustą… zapomnianą.
Zastawiona była dużymi beczkami. Te pewnie zostawiono tutaj rano po opróżnieniu ich z zawartości, by wieczorem zostać zabrane. Na razie więc stały porzucone, bo nikomu nie chciało się podjąć wysiłku ich ukradzenia.
Tancerka wpadła w jej głąb, po czym odwróciła się do nadchodzącego czarownika. Jej ciało drżało od ciężkiego oddechu. Wzrok był lśniący i wyostrzony jak u sokolicy. Nogi miała w lekkim rozkroku zapierając się w miejscu.
- Przedstawienie się nie podobało? - Chciała wyglądać na buńczuczną, ale słabo jej to wyszło.
- Chcę… ciebie - mruknął Jarvis, podchodząc do dziewczyny, tak by odciąć jej wszelkie drogi ucieczki.
- Pragnę twoich ust, piersi, pośladków… całą ciebie. Nie tamtą… co mi podesłałaś. Powinienem… zapytać o tego mężczyznę… ale… może… później.
Dyszał spoglądając w jej oczy. Dyszał pożądaniem, dyszał zazdrością, gniewem i czułością. Był pełen emocji i pragnień, a ona była źródełkiem zdolnym do ich ugaszenia.
- Pragnę - powtórzył, podchodząc coraz bliżej i nachyliwszy się nad drobną postacią, sięgnął zaborczo ustami jej warg, tak całując, wsunął dłoń pod jej krótką sukienkę i dotknął bielizny.

Jego palce pieściły natarczywie podbrzusze ukochanej… nieco bez wyczucia, ale za to bardzo wyraźnie muskając jej intymny zakątek, wywołując przeciągły jęk rozkoszy u Chaai, stłumiony pocałunkiem.
Tawaif poddała się, a może nawet nie zaczęła próbować walczyć.
Nieważne.
Chciała go i to się teraz liczyło.
Rozpinając nieco chaotycznymi ruchami swoją koszulę, odsłoniła biust ukryty za fioletowym stanikiem w którego kiedyś sam ją ubrał.
- To był… - Wydyszała cicho, ale zaraz rozproszyła się kolejnym spotkaniem ich ust, gdy to ona pocałowała jego. Tamten się teraz nie liczył… był inny mężczyzna warty jej uwagi.
- Weź mnie, weź mnie, weź mnie - odparła namiętnie, obejmując dłońmi twarz jedynego, gładząc go i pieszcząc.
- Więc zsuń majtki… - szepnął Jarvis, nachylając się ku dekoltowi kobiety. Jego usta i język smakowały złotą skórę lubieżnymi muśnięciami, a palce lewej dłoni wodziły stanowczo po przemoczonej bieliźnie. Prawą zaś czarownik zaczął uwalniać swoje berło pożądania, którego chciał użyć w swojej wybrance.

Dwa razy nie trzeba było jej powtarzać, choć wykonanie polecenia wyraźnie sprawiło Dholiance kłopot. Oparłszy się barkami o przeciwległą ścianę, wygięła się w tył eksponując w ten sposób piersi i wysuwając biodra do przodu, po czym zsunęła uciążliwą bilezinę na ziemię i wyszła jedną stopą z koronkowych okowów, by podczas ekscesów nie potknął się, ani on, ani ona.
Gdy tylko była gotowa jej dłonie wróciły na ramiona i szyję przywoływacza, gładząc go czule i z buzującą w żyłach namiętnością, co i rusz składając na zroszonych potem skroniach pocałunki.

Dłonie magika po uwolnieniu własnych, intymnych obszarów od niepotrzebnych tkanin, zabrały się za gładkie uda tancerki. Całując obojczyki kochanki i wtulając twarz w jej biust, mężczyzna uniósł je w górę, dociskając jej ciało do ściany i trzymając ją mocno za nogi, naparł ciałem na Kamalę. Ta… poczuła ten szturm, tą przeszywającą i obezwładniającą zmysły obecność kochanka.
Wisząc w powietrzu doznawała kolejnych pchnięć przyciskających ją muru. Była uwięziona między zimną ścianą, a rozpalonym do czerwoności Smoczym Jeźdźcem.

Takie spotkania między nimi były najprzyjemniejsze, bo nosiły w sobie znamię ognia, a tawaif uwielbiała płonąć. Tym bardziej, że żar w jej łonie rozpalała pochodnia Jarvisa.
Bardka na chwilę straciła dech, jakby nie była gotowa na tak nagłe zmierzenie się z pożądaniem, a potem zajęczała przeciągle, obejmując w biodrach swojego zdobywcę.
- Tak tak tak właśnie tak - powtarzała starając się markować ton głosu, by nikogo nie zwabić do miejsca ich schadzki. Te próby były jednak pro forma, bo przyjemność zbyt dojmująca, a szał porywający.
Zaczęła go kąsać, nie radząc sobie z uczuciami w środku. Podskakując i miaucząc przy każdym jego pchnięciu, raz za razem to składała swe wargi do pocałunku, to zaraz znakowała ząbkami jak mała dzikuska.

Odpowiedź na swą drapieżność kobieta poczuła także i na własnym ciele, w postaci paznokci wbijających się w uda, a może już pośladki, zębów na swych piersiach i gwałtowności ruchów bioder czarownika, jakby chciał ją przyszpilić niczym okaz motyla w gablotce.
Raz po raz… Jarvis tracił nad sobą panowanie, nie przejmując się specjalnie faktem, że ta pozycja nie była za bardzo wygodna… ani dla niej, ani dla niego. Pożądanie wydawało się go zaślepiać.
~ Odsłoń je… całkiem. ~ Te myśli przebiły się do głowy schwytanej. Jedyne myśli jakie, pochłonięty rozkoszą i pożądaniem chłopak, mógł sklecić.

Tylko, że jak niby to miała zrobić?! W takiej chwili!
Przygnieciona i walcząca o każdy oddech jakby się miała zaraz utopić, nie… spłonąć żywcem. Ale nawet teraz… niewiele myśląc, usłuchała życzenia.
Rozkazu.
I sama nie wiedząc jak, podsunęła stanik pod szyję, odkrywając dwie złote półkule, drżące i falujące jak morskie fale, po czym zdjęła okulary ze skroni partnera, trzymając je w piąstce, by nie spadły i się nie połamały. Cylinder już dawno wylądował na ziemi, tocząc się między beczki, jako jedyny ratując się przed pożogą swego nosiciela.
Obnażony biust padł łupem pocałunków, ukąszeń i liźnięć języka. A sama Chaaya była drobinką w wichurze doznań i emocji, całkowicie zdominowaną i uległą zdobyczą swego żarłocznego towarzysza. Jej ciało mimowolnie się wiło ocierając o kochanka… jakby prosiło o więcej… wszystkiego, a fale rozkoszy targały jej zmysłami, wyrywając się jękami z ust. Aż do ostatniego, najsilniejszego i najgłośniejszego… po którym przyszło spełnienie… i jego i jej.

~ Nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę… to dopiero początek ~ rzekł telepatycznie czarownik, wtulony głową w piersi i łapiący oddech po niedawnych doznaniach. Tawaif nadal wisiała w jego ramionach, z bezwstydnie rozchylonymi, nagimi nogami, których to stopy oplecione były złotymi pantofelkami.
Dziewczyna zaśmiała się, opierając głowę o ścianę i przytuliła mocniej do siebie maga.
- Znajdźmy sobie… jakieś miłe lokum - poprosiła muskając delikatnie czubek jarvisowej głowy. - Byłeś bardzo niegrzecznym chłopcem i musze cię ukarać - mruknęła zgryźliwie, na powrót stając się chochliczym duszkiem, gotowym psocić i pyskować.
- To ja pla… - zaczął przywoływacz, ale potem spojrzał w oczy ukochanej i spokorniał. Cmoknął jej ciemny i nadal twardy sutek, po czym szepnął. - Zgoda… dziś ty będziesz karać mnie.
Delikatnie postawił tancerkę na kamienny bruk, ale klęcząc włożył głowę pod jej sukienkę i językiem przesunął po jej łonie. Lubieżnie i prowokująco. Łajdak nie dawał jej czasu na złapanie oddechu!

Sundari miała niejasne wrażenie, że był coś nie tak z przywoływacze. Nie umiała powiedzieć co, bo i oznak żadnych nie rozpoznała, a jedynie odczuwała dziwne przeczucie, że działo się coś dziwnego.
Zanim jednak zastanowiła się co z tym zrobić, elektryzujący dreszcz przeszedł od jej kobiecości po plecach, aż do głowy.
Jęknęła, drżąc na wysokich obcasikach, podświadomie kładąc rękę na głowie łotrzyka, który zakradł się pod jej halkę.
- Dokończ… proszę… - wydukała niesmiało, przymykając oczy, gdy kolejne liźnięcie na powrót rozniecało żar w jej brzuchu.

- Tak… - szepnął cicho Jarvis dociskając twarz do wzgórka dziewczyny i biorąc się za działania. Na początek zaprezentował delikatne liźnięcia po wierzchu jej płatków, następnie, muśnięcia języka skupione na wrażliwym pączku rozkoszy, potem zaś sięgnięcie głębiej. Smakował jej kwiat, powolnymi ruchami, pieścił jej ciało powoli, acz stanowczo, starając się w pełni zadowolić swą kochankę i grając na nutach jej rozkoszy niczym wirtuoz.
Udało mu się. Znowu. Niezależnie od tego czy był brutalny, czy czuły, roztapiał ją jak słońce sopel.
Dosłownie, bo teraz mógł w pełni smakować jej pragnień, gdy bardka kwiliła cichutko opierając się ciężko plecami o ścianę. Jej jedyną i aktualną podporę.
- Ty… bogowie… Ty… Jarvisie… potworze, kocham cię - mruczała jak w majakach, wolną ręką drapiąc się po piersi, która zdążyła już ostygnąć po ostatnim pocałunku czarownika. Jej pełne biodra zaczynały oblekać się w gęsią skórkę, znak, że była coraz bliżej kolejnej fali uniesienia. Tak szybko i nieuchronnie, zupełnie jakby jej organizm nie był przygotowany na zaserwowaną delikatną i czułą porcję pieszczot.
~ Nie puszczę cię… Kamalo… kocham cię… pragnę. ~ Usłyszała odpowiedź w swojej głowie, bo usta jej kompana przylgnęły zachłannie do bramy jej cielesności, a i dłonie zacisnęły się na nagiej pupie, zaborczo i mocno dociskając kurtyzanę do głowy Jeźdźca.
Język… choć nie tak długi jak Axamandera, to i tak wił się zwinnie i gwałtownie… jakby chciał oczyścić ciało tawaif ze śladów wilgoci… a jej umysł, ze wspomnień rogacza. Czyżby to był przejaw jego zazdrości, czyżby Jarvis chciał w ten sposób… pokonać i upokorzyć Axamandera… udowodnić swej partnerce, że nie znajdzie lepszego mężczyzny?

Chaaya doszła z westchnieniem, jakże rozkosznym dla ucha klęczącego. Jej ręce opadły bezwładnie wzdłuż ciała, a kolana ugięły się pod ciężarem. Nie miała siły dłużej walczyć i powoli zsunęła się na ziemię, na przeciw kochanka, uśmiechając się błogo i z rozleniwieniem.
- Proszę… dokończ co zacząłeś mówić - szepnęła przymykając w powieki.
- Ja planowałem cię ukarać… zatańczyłabyś dla mnie jak te tancerki i pokazała, żeś lepsza od nich… a potem… kochalibyśmy się tak jak lubisz. - Przywoływacz pogłaskał ją czule po policzku. - …w nagrodę za twój pokaz.
Cmoknął czubek jej nosa dodając - Ale możesz ty ukarać mnie, jeśli chcesz.
- Dlaczego chciałeś mnie ukarać? - spytała, odgarniając mu kosmyk z twarzy.
Oczywiście Dholianka miała swoje domysły, ale chciała uzyskać potwierdzenie. Usłyszeć osobiście własne myśli w jego ustach.
- Za to, że bawiłaś się moim kosztem. Podsunęłaś mi tancerkę, tylko po to by mieć… powód do zazdrości - szepnął melancholijnie chłopak i tym razem ucałował jej usta. - A wiesz przecież kogo pragnę… czyje ciało chcę wielbić, pieścić…
- Na swoje usprawiedliwienie powiem, że… dałeś się zawodowo wrobić. - Zachichotała psotliwie, oblizując mu z czułością brodę i trącając językiem jego wargi. - Musisz być uważniejszy… czujniejszy i nie dawać mi żadnych szans w starciu na bycie zazdrosnym. Żadnych… - Wyglądało na to, że strach miał tylko wielkie oczy, a dziewczyna po części… po prostu zabawiła się kosztem czarownika, wyczuwając chwilę jego słabości i nieuwagi.

- Nigdy więcej, nie chce cie widzieć tak blisko innej kobiety… zarżnę ją, przysięgam, zarżnę jak ofiarnego baranka na twoich oczach…
A może… nie była to tylko gra?
Kolejny lekki śmiech zatarł nieprzyjemne wspomnienie groźby, a kurtyzana jak gdyby nigdy nic objęła towarzysza za szyją i zaczęła go muskać wargami.
- Ja… nie mogę ci tego obiecać. Nie zamknę cię w ramionach i nie będę mordował każdego mężczyzny… do jakiego się uśmiechniesz - mruknął w odpowiedzi Jarvis poddając się pieszczocie. - Ale to nie zmienia faktu, że będę zazdrosny o każdy taki uśmiech i… będę walczył, by twoje oczy błyszczały tylko na mój widok.


“Mięczak!”
Deewani zakrzyknęła z dna duszy tancerki, podrywając się na równe nogi. “Widziałeś go? Nie śpij!”
Szturchnęła bosą stópką Starca w wielki nochal.
“Jak ja nienawidze mięczaków!” Denerwowała się dziewczynka, ciągnąc za warkocz.
“Zapamiętaj sobie, jak okażesz się mięczakiem, więcej z tobą nie porozmawiam!” Zagroziła dumnie, jeszcze chwilę zaczepiając palcami u nogi drzemiącego gada, co by pewnikiem się wybudził i usłyszął co ma mu do powiedzenia.
~ Jest mięczakiem, bo stawia swą samicę wyżej niż siebie ~ stwierdził smok ziewając i uśmiechając złośliwie się dodał ~ Czyżby drażniło cię, że nie dorasta do twoich standardów i, że mimo wszystko coś tam się tli w twoim serduszku? Wy ludzie macie strasznie skomplikowane relacje między samcem, a samicą. A przecież chodzi tylko kopulację i złożenie jaj. Co w tym jest takiego skomplikowanego.
“To, że my nie składamy jaj… a ty nie masz racji!” Fuknęła rozjuszona nie na żarty maska, krzyżując chude rączki na płaskiej piersi.
~ Wedle twojej definicji siły, powinienem przybrać ludzką postać i cię wychędożyć, by zaznaczyć jako moją własność?... W takim razie jestem słaby czy silny, że tego nie zrobiłem? ~ Drażnił się z nią Pradawny dumając nad tą kwestią.
“Co ty bredziesz?! Ty stary, głupi zboczeńcu!” Chłopczyca była nie tylko zdegustowana, ale i zawiedziona. “Obcinanie głów jest o wiele ciekawsze…” wyjaśniła cicho, zasmucona, że skrzydlaty na to nie wpadł i odwróciła się do niego plecami.
“I pętanie i chłostanie… krwawe zdzieranie łupów… jak na arenie gladiatorów…” mruczała pod nosem.
~ Tylko do czasu, aż to ciebie zranią i zechcą łeb uciąć. ~ Zaśmiał się chrapliwie Czerwony i odetchnął zamyślony. ~ Zabijanie dla tak potężnych istot jak ja… nie ma smaku. Ot rozdeptujesz robaki, krzykliwe i dumne… dwunożne robaki.
“Pfff, akurat. Mnie by się nigdy nie znudziło! Gdybym była wielką, czerwoną smoczycą spędzałabym całe dnie na rozdeptywaniu nędznych człowieczków!” Na domiar swych słów, poczęła tupać po podłoże raz jedną, raz drugą nóżką.
“Bam, bam BAAAAM! I po całym mieście haha! Taka bym była.”
~ Z pewnością ~ zgodził się z nią Ferragus śmiejąc pobłażliwie.


Sundari nie przestała zlizywać z twarzy wybranka pozostałości po swoich sokach. Nie odpowiedziała uśmiechając się wciąż pogodnie i czule.
- Więc.. idziemy mnie ukarać, czyyy… ty zatańczysz dla mnie? - zamruczał mag po chwili, głaszcząc kochankę po włosach.
- Zzza chwilę… zaczynam znowu nabierać na ciebie apetytu - odparła czupurnie bardka, podgryzając Jarvisa w szyję.
- Tyle ile… chcesz czasu… - szeptał czarownik, pozwalając dziewczynie na zabawę. Sam sięgnął pod jej kusą sukienkę, by wodzić opuszkami palców jej po udzie. Delikatnie i zmysłowo.
- To pójde zawołać tę blondynkę… jakoś lepiej jej wychodzi rozniecanie w tobie pożądania - zakpiła Chaaya ironicznie, odchylając się nagle do tyłu, by z wesołą miną poprawić swój stanik.
- Mam cię położyć na beczce z wypiętą pupą, żebyś mogła się przekonać, jak ci dobrze idzie? - zagroził żartobliwie przywoływacz, wędrując łakomym wzrokiem po zakrywanym przez nią biuście.
Tawaif roześmiała się radośnie i zapinając guziczki w koszuli pochyliła się, by pocałować chłopaka w usta.
- Bądź czujny - przypomniała mu czule, po czym skupiła się na przywracaniu swojej garderoby do porządku.
- Dobrze... dopilnuję, by nikt ci nie przeszkadzał w ubieraniu. - Ten zgodził się z nią i wstał, by rozejrzeć dookoła.
Niemniej ów zakątek, bardzo udał się Dholiance, bo nawet pies z kulawą nogą nie zaglądał o tej porze między beczki.

Bardka pokręciła głową nad niedomyślnością towarzysza, ale już niczego nie komentowała. Gdy jej sukienka wyglądała na w miarę ułożoną, wstała z kolan i rozejrzała się za majteczkami.
- Okulary ci położyłam tutaj, na ziemi, nie zdepcz ich… - zakomunikowała, nurkując między pojemniki, by wydobyć ukryty cylinder. Wkrótce po tym znalazła się i bielizna. Zakurzona i brudna, więc kobieta zrezygnowała z jej ponownego nakładania.
- To gdzie mam dla ciebie zatańczyć? - spytała wyjątkowo cierpiętniczo, uśmiechając się jak zadziorna lisiczka.
- W naszej karczmie, naszym pokoju? Może… to taniec tylko dla mnie… wraz… z gubieniem stroju. Skusisz mnie, bym cię posiadł? - Mężczyzna udawał, że powątpiewa w jej uwodzicielskie talenty, choć oboje wiedzieli, że ma słabość do swojej partnerki.
- Aćha… - Zacmokała zadowolona trzpiotka, oglądając się na Jeźdźca i… klepiąc się w pupę, jakby chciała mu pokazać, gdzie ją ma pocałować wraz tą swoją zaczepką.
A wzrok kapelusznika skupiony na jej tyłeczku, sugerował, że już planuje spełnić ten kaprys. Kokietka umknęła więc ze śmiechem na główną ulicę, by na jej końcu stanąć twarzą do zostawionego w tyle i uchylić wdzięcznie spódniczkę, która skrywała jej gładkie i nagie łono. Naśmiewała się z niego i bezkarnie prowokowała, po czym zniknęła za zakrętem, nie czekając na kompana.
Niemniej po chwili usłyszała jego nerwowe kroki, gdy próbował ją dogonić po uporządkowaniu własnej garderoby. Pędził za nią niczym wierny psiak… albo… królik. Tak… taki ścigający swą samiczkę, by zapędzić ją do norki. Puszysty, biały króliczek.

Kurtyzana już rozmawiała z jakimś gondolierem, radośnie się śmiejąc z tego co odpowiadał i grzecznie się wdzięcząc, by uzyskać jak najmniejszą stawkę za jej przewóz. Zaraz po tym wskoczyła do łódki i przysiadła na ławeczce, puszczając oko czarownikowi, ale nie mówiąc mężczyźnie za nią, by zaczekał z odcumowywaniem.
Jarvis… nie zatrzymał się, nie zawołał. Biegł w nadziei, że zdoła wskoczyć na pokład zanim ten ruszy. Co było możliwe, gdyż bardka ostatecznie swym świergotem zatrzymywała uwagę gondoliera.
- Je... je… jestem. - Wydyszał docierając do obojga.
- Nie zostawiłabym ciebie - odparła cicho, robiąc miejsce obok siebie. - Ale przez ułamek chwili… ach, gdybyś zobaczył swoją minę, prawda? - Tancerka spytała tyczkarza, ale zaraz się zreflektowała. - Ach tak… pan nie widział, pokazywałam panu właśnie czym jest akant. - Wskazała rączką na rozpadający się gzyms kamienicy, gdzie faktycznie coś było nad okiennicami z motywem roślinnym.
- Możemy odpływać - rzekł mag siadając obok krnąbrnej połowicy, obejmując ją stanowczo ramieniem.
~ Nawet gdybyś zostawiła, to bym cię złapał… nie dam ci umknąć Kamalo. Nie pozwolę byś czuła się samotna czy porzucona ~ stwierdził telepatycznie.
~ Przestań… ~ Tancerka zarumieniła się jak młoda różyczka, wspierając policzek o ramię okularnika. Ten wyczuł, że zawstydziło ją jego zapewnienie, a nie to, że przytulali się teraz sunąc łupinką po krętych i rozkrzyczanych kanałach.
~ Dobrze. ~ Potulnie zgodził się z nią przywoływacz.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline