Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2018, 14:43   #140
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Dom.
Karczma była ich domem.
Pokój w niej był ich małym ogniskiem rodzinnym. Od tylu już dób. Gdy dotarli do jego drzwi i przekroczyli je, Chaaya miała świadomość tego, że jej dni nabierały własnego znajomego rytmu. Było to przyjemne uczucie.
Kobieta zrzuciła torbę z ramienia i zdjęła buty, rozmasowując sobie przy tym kostki i palce. Wydawała się nieco przygaszona, może wciąż zawstydzona, a może na chwilę jej myśli przysłonił cień złego wspomnienia. Było to jednak ulotne odczucie i bardzo trudne do ponownego wychwycenia, gdy bardka skierowała się na chwilę do lustra, odwracając twarz od obserwatora.
- Jarvisie… czy pamiętasz ten strój w którym wystąpiłam na spotkaniu bardów w parku? - spytała niewinnym tonem głosu, pozbywając się dusika, bransoletek, paseczka, sakiewek, pierdół i pierdoletek, które jakimś cudem nosiła na sobie, choć połowy i tak nie było widać.
- Tak… pamiętam - stwierdził cicho Jeździec zdejmując kapelusz i płaszcz. - Wyglądałaś w nim jak wcielenie pokusy.
- Och… - Dziewczyna ucieszyła się, że pamiętał, a jednak się speszyła. - Bo wiesz… mam jeszcze jeden strój… wtedy kupiłam. Więcej zakrywa, ale i tak wstydziłam się go założyć. Leży na dnie szafy i… - Zawiesiła głos, podchodząc do przepierzenia, by rozdziać się z zakurzonej sukienki.
- I… z pewnością będziesz w nim olśniewająca? - zapytał z uśmiechem czarownik pozbywając się wierzchnich warstw ubrań.
- Coś cię martwi w związku z tym strojem? - Znów spytał przyglądając się czule jej zabiegom.

Tancerka wyjrzała na chwilę zza osłony, znowu była zarumieniona, a jej wzrok dziewczęco roziskrzony.
- Nie… no bo… wiesz… bo ja… - Nie wiedziała jak ugryźć temat, przez co się tylko bardziej spłoszyła. Nawijała kosmyk włosów na palec w nerwowym tiku i chwilę przyglądała się towarzyszowi z wyraźnym uwielbieniem.
- Kupiłam go z myślą o tobie… że może ci się spodobać, choć nawet nie wiem jaki jest twój ulubiony kolor… i czy nie popełnię jakiejś gafy ubierając się tak… - mruczała pod nosem, coraz bardziej chowając się za drewnianą ścianką, aż w końcu wystawał jej tylko kawałek nosa i bystre, lewe oko.
- La Raquelle nie posiada tabu związanych z ubiorem. Ekstrawagancja jest w cenie, a ja… - Zmarszczył brwi, wyraźnie się zastanawiając i powoli rozbierając do naga, dodał - …nigdy się nie zastanawiałem na tym jaki kolor jest moim ulubionym. Czerwony? Zielony? Niebieski? Chyba jeden z tej trójki.
Tawaif skryła się za gablotką i po chwili zaczęła ją całą przesuwać w kierunku szafy.
Przywoływacz usłyszał skrzypienie drzwi i jęki przesuwanych tobołków z materiałem, a później cichy szelest, gdy jego kochanka się ubierała.
Później coś zastukało o podłogę. Pewnikiem obcas, jej drugich, lilijkowych pantofelków i na jakiś czas zapadła chwila ciszy.

- To, to nie jest żaden z tych kolorów… - odparła ze smutkiem i tremą w głosie, a mag widział oczami wyobraźni, jak odgrodzona od niego kurtyzana przygląda się sobie, przygładza jakieś fałdki, poprawia ozdoby lub nawet układa włosy.
- Spodobasz mi się we wszystkim i w każdym kolorze. Jestem w końcu mężczyzną, a my nie przywiązujemy tak dużej uwagi do barw. Dobrze o tym wiesz - rzekł na zachętę Jarvis.
Rozgniewał ją tym stwierdzeniem, bo usłyszał w odpowiedzi niesprecyzowane burczenie, jakby gdzieś na horyzoncie czaiła się burzowa chmurka, gotowa lać na pechowca wodą i gromić go piorunami.
W końcu wyjrzało na niego najpierw jedno, a później drugie, brązowe i łanie oko. Dholianka wyszła ostrożnie z ukrycia. Włosy miała rozpuszczone i ułożone po obu bokach ramion, a ubrana była w skromną, jeśli chodzi o początkowy temat ich dysputy, sukieneczkę z różanym i złotym motywem.

Nie usłyszała komentarza, żadnej odpowiedzi. Nic. czarownik patrzył na nią w ciszy, jak posąg wykuty z kamienia. Jego spojrzenie wodziło po niej, jakby chciało wryć w pamięć każdy detal.
Nie usłyszała odpowiedzi, ale ją dostrzegła… owację na stojąco poniżej pasa kochanka. Budziła w nim pożądanie… czyż taki nie był cel tego stroju?
- Jeszcze nie zatańczyłam… - Sundari poskarżyła się szeptem tak cichym, że prawie sama go nie usłyszała. Uśmiechnęła się jednak, a jej niepewno-nadąsane rysy złagodniały. Wyglądała na szczęśliwą, choć wzrok miała wbity głównie w podłogę. Przywoływacz nie odwracał od niej spojrzenia i widział jak ukradkiem spogląda na niego coraz czulej, nie mogąc się powstrzymać ani od podziwiania, ani od coraz szerszego uśmiechania się na widok jego męskości.
- Ale już jesteś śliczna - mruknął w odpowiedzi Jarvis zaciskając dłonie na materacu ich łoża. Zapewne po to, by nie zerwać się ku niej i delektować przedstawieniem. Wszak bywał niecierpliwy i nie zawsze umiał trzymać ręce przy sobie. Tym razem, zamierzał pozwolić się oczarować.
Bardka tak się na te słowa ucieszyła, że chciała podbiec do Smoczego Jeźdźca i zarzucić mu ręce na szyje. Po dwóch krokach, cofnęła się jednak, pamiętając o swojej “karze”, którą zamierzała odpracować.

Przymknęła więc oczy i przywołała z pamięci mledoię do której zaczęła momentalnie tańczyć. Tak po prostu, bez zastanowienia, bez wstydu, ni lęku. Płynęła w powietrzu jak łabędź po rozlewisku, acz mag z rozbawieniem mógł stwierdzić, że podczas tej jednej wizyty w tanecznym zamtuzie, jego tawaif zapamiętała, a nawet przysposobiła na własny gust i potrzeby kilka, jak nie kilkanaście, ruchów blondynki.
Sam striptiz nie trwał zbyt długo, bo i pod jednoczęściową sukienką Kamala nie miała na sobie nic. Pokaz się jednak nie skończył, bo i wykonawczyni zbliżyła się do widza, biorąc jego ściśnięte w pięści ręce i przykładając do swoich bioder, odgięła się do tyłu, by zaprezentować, krótki, acz intensywny taniec umięśnionego brzucha.

Czuła drżenie ukochanego, czuła je przez dłonie… zachłannie wodzące po jej bokach. W mig rozpoznała jego rozterki. Z jednej strony chciał ją do siebie przyciągnąć, całować, pieścić… kochać na wszelkie sposoby. Z drugiej jednak, nie chciał przerywać jej pokazu, hipnotyzowany zarówno jej kształtami jak i ruchem ciała.

Tawaif… Kurtyzana z pustyni. To nie byle dziwka rozkładająca nogi przed swoim klientem za niewygórowaną cenę.
Tawaif… nie istniała po to by zaspokajać pragnienie, lecz by je tworzyć. Nie gasiła łonem palącej chuci, a, niczym miech w kuźni, rozpalała męskie trzewia do białości.
Tawaif była skrytobójczynią. Jadowitą i podstępną, ale jakże słodką i upajającą przed ostatnimi chwilami życia swej ofiary.
Chaaya nie była wyjątkiem. Była potwierdzeniem tej reguły. Była sztuką, która została jej wpojona, zanim jeszcze nauczyła się myśleć słowami.
Sztuką, która pozbawiała mężczyzn złota, która odbierała ich marzenia, status, dobre imię, otumaniała do nieprzytomności, zarażała szaleństwem, pożerała…

Kamalasundari zrodziła się z trucizny, by stać się trucizną… i teraz… gdy jej piersi falowały, a brzuch drżał i mienił się światłocieniem przesuwających się mięśni, a w głowie rozbrzmiewała muzyka, tancerka poczuła w sobie moc i siłę jaką sprawowała niepodzielnie w Pawim Tarasie.
Poczuła zew krwi… któremu uległa wyruszając na łowy.
Jej celem stał się Jarvis, nieświadomy swego losu, zapatrzony w nieskazitelnie gładkie ciało.

W ciężkim od erotyzmu powietrzu zaczęło, aż iskrzyć, gdy coraz bardziej pobudzona dziewczyna wiła się w niespotykanych pozach i gestach przed siedzącym. Choć cienka warstewka tłuszczyku oblekająca, niczym miękki całun, jej ciało, dawno znikła ukazując sprężystość i gibkość jej członków. Bardka umiała wykorzystać ten fakt na swoją stronę.
Pełzające pod skórą mięśnie przypominały węże. Smukłe i opływowe żmije ramion, śmiertelnie niebezpieczne, kapturzaste kobry bioder i brzucha, grube i sprężyste grzechotniki ud.
Czy kochanka czarownika była rzeczywiście człowiekiem, czy może legendarną bestią, przebraną za kobietę? Czy możliwe było, by ktokolwiek z żyjących mógł się tak poruszać?

Jej rysy zaczynały się zacierać, a może to pole widzenia Smoczego Jeźdźca zaczynało się rozmazywać i zwężać, skupiając się na złotym ucieleśnieniu swoich pragnień.
Dholianka obserwowała z góry swoje kochanie, ciemnymi jak u predatora oczami, uśmiechając się triumfująco przez rozchylone wargi.
~ Mój… mój… nie oddam cię nikomu i niczemu. Zapamiętaj to sobie… jesteś mój. Tylko mój. Cały. Niepodzielnie. Na zawsze… ~ Jej myśli niczym huragan targały jej zmysły, nie pozostając wypuszczonym na zewnątrz. ~ Mój… tylko mój…

Odwróciła się plecami, naprowadzając dłonie przywoływacza na swój brzuch, łono i pachwiny.
Ten musiał się pochylić do przodu, by objąć ją, trzymając twarz przy pośladkach poruszających się rytmicznie w takt nieuchwytnego uchem utworu.
Bogowie nawet one tańczyły. Nawet ta część ciała była zdolna do oszałamiającego spektaklu. Podskakując, falując i drżąc. Napędzana dotykiem pełnego pożądania mężczyzny.
~ Żadna blondynka… żadna jasnoskóra… żadna, żadnej cie nie oddam.
Pragnienia samolubne i zaborcze gotowały się w niej, łaskocząc ją jak język magika wijący się jej kobiecości.
Pozostało jej mało czasu… zbyt mało.

Przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą, wysuwając biodra raz w lewo, raz w prawo i wyginając swą kibić wprawiającą jej tors w falowanie, przeszła do kulminacyjnego punktu przedstawiania.
Dwa tłuste boa wiły się wzdłuż kręgosłupa niemal jak spirala. Taniec ustąpił hipnotyczno-ekstatycznemu kołysaniu. Jak płomień liżący knot świecy, jak żagiew, której właścicielem był widz tego przedstawienia.
Chaaya zaczęła napierać pośladkami na w pełni już obłapiającego ją kochanka. Cofnął się. Nieznacznie, bo nie mógł przestać jej dotykać. Ona była jednak nieubłagana i popychała go raz za razem coraz bardziej w tył. Jej jedno kolano znalazło się nagle na materacu wzdłuż nóg na wpół leżącego, na wpół siedzącego czarownika. Jeszcze… jeszcze… musiała mieć miejsce, dlatego jeszcze centymetr, jeszcze dwa.

W końcu. Znalazła się nad nim. Klęcząca i gotowa. Dłońmi zebrała włosy, unosząc je wysoko do góry, by żaden kosmyk nie zasłaniał pracy jej ramion, łopatek i kręgosłupa.
Opadała i wznosiła się, płonąc mu w dłoniach niczym alchemiczny ogień. Mężczyzna czuł jak czubek jego żądzy zatapia się na chwile w gorących płatkach kwiatu swej partnerki, gdy opuszczała nieznacznie biodra, by ponownie wzbić się w górę jak do lotu. Nie zespoliła ich ze sobą nie dlatego, że nie chciała… ale, że nie mogła go sparzyć.
Jej przywoływaczem był Jarvis i wbrew swoim pragnieniom, unosiła się i opadała w jego rękach, czekając na znak… Na jeden ruch, który wywoła w niej eksplozję.

Jęździec leżał jak zahipnotyzowany, jego oddech był szybki, jego spojrzenie pożądliwie wodziło po jej krągłościach i Chaaya zerkając zas siebie, widziała w jego wzroku… niezdecydowanie. Był rozdarty między pragnieniem, a zachwytem. Między zaspokojeniem swych żądz, a podziwianiem piękna swej kochanki.
Taniec ów trwał dłużej niż bardka planowała, ale w końcu dłonie partnera władczo zacisnęły się na jej biodrach, delikatnie popychając ją do przodu. Wycofywał się spod niej ostrożnie, dłońmi jednocześnie wodząc po jej pupie i plecach. Sugerował jej tak, by się pochyliła, był ułożyła na łóżku, by twarz wtuliła w pościel, a pośladki wypięła zachęcająco.
By mogła… odebrać swoją nagrodę.

Kurtyzana zdębiała. Obejrzała się na maga z początku nic nie rozumiejąc. Odpychał ją? Ale, że zaraz… nie chciał by go dosiadła? Bezbrzeżne zdziwienie odbijało się w jej oczach jeszcze kilka chwil później, gdy powoli przeszła na czworaka obok ukochanego, starając się połapać w całej sytuacji.
W końcu… coś… jakby w jej myślach zakiełkowało, bo zamrugała raz… drugi. Wdrapała się wyżej na poduszki, opadła na kołdrę i wybuchła śmiechem. Był on jak słońce podczas deszczu. Radosny i pokrzepiający, ale jednak nadal był śmiechem… w takich chwilach zawsze brzmiał deprymująco.
- Głupek! - Parsknęła wtulając się kołdrę i kręcąc pupą na boki. Jeszcze chwilę chichotała obserwując go trzpiotnym oczkiem spozierającym zza skrywającego ją ramienia.
- Za chwilę będziesz wołała inaczej - mruknął złowieszczo ciemnooki, zachodząc dziewczynę od tyłu. Ta zaś poczuła wilgotny języczek przesuwający się między jej pośladkami, potem muskający podstawę kręgosłupa i wzdłuż niego podążający. Jarvis powoli zajmował pozycję, jego męskość muskała już lekko rozchylone uda, a dłonie zaciskały się ostrożnie na jej talii.
Tancerka poczuła oddechy pocałunków na swych łopatkach i łaskotanie pukli włosów, a w głowie pytanie.
~ Czy... tak?

Dholianka pod jego dotykiem zaczęła drżeć i się rumienić. Co było dosyć zabawne… zważywszy jak drapieżna jeszcze chwilę temu była, a teraz niczym przestraszona łania kolebała się ze strachu, zupełnie jak młódka podczas pierwszej nocy z mężem.
Nie odpowiedziała mu. Nie umiała. Wbiła jedynie mocniej palce w pierzynę, jakby się przygotowując na coś strasznego.
Ta chwila była dla niej bardzo ważna, choć kryła się z tym jak zawodowy hazardzista… no, przynajmniej do teraz.
- No cóż… postaram się… - stwierdził w końcu czarownik, a Kamala poczuła twardą obecność między swymi płatkami, wślizgującą się do jej kwiatuszka niczym złodziej.
Ciało tawaif mimowolnie zadrżało pod tymi doznaniami, gdy ciało kochanka, przylgnęło do niej niczym rękawiczka do dłoni.
Usta wodziły po jej łopatkach, liżąc, całując i czasem kąsając skórę.
Przywoływacz napierał na nią delikatnie i ostrożnie, dopiero oswajając się z tą sytuacją i pozycją. Wyraźnie starał się, by było jej jak najprzyjemniej.

Bardka zamknęła mocno powieki, marszcząc przy tym czoło. Zdawała się napięta i bardzo przestraszona, jakby obawiała, że zaraz co najmniej jakiś gigant zerwie dach tawerny i pożre ich oboje.
Nic się jednak takiego nie wydarzyło i nie miało nastąpić. Sundari zaczęła się rozluźniać, delikatnie zapadając w łoże. Oddech z początku płytki, coraz zuchwalej się pogłębiał przez rozchylone wargi. Pierwsze ciche jęki przebijały się przez kołdrę, gdy kobieta przygryzała ją w coraz większej uciesze.
Odchyliła mocniej biodra, podsuwając wyżej prawą nogę, by mag miał lepszy dostęp do jej łona.
Nie odezwała się, ani teraz, ani wcześniej, ale przez więź, która trwała między nimi nadal otwarta, Jarvis czuł uczucia jakie ją przepełniały:
to spotkanie między ich ciałami, z pozoru zwykłe jak wszystkie inne, miało charakter symboliczny. Niczym kamień milowy. Splatając ich serca jeszcze mocniej ze sobą. Umacniając podwaliny ich związku, wzajemnego zaufania i szacunku.
W końcu go… zaakceptowała, jakby przestała oszukiwać samą siebie, że mogłaby nie dopuścić go do swej udręczonej i ukrytej gdzieś głęboko duszy.

Jeździec zaś zaczął napierać mocniej biodrami, mimo, że kurtyzana czuła kochanka w całej okazałości już teraz.
~ Moja słodka Kamala… mój skarb… moja pieszczota. ~ Wielbił nie tylko jej łono, całując między i po łopatkach, ale wielbił jej serce… przesyłał swe pragnienie wodzenia ustami po każdym skrawku jej ciało, tulenia jej do siebie, wpatrywania się w jej uśmiech.
To uczucie nie mogło jednak stłumić jego pożądania… tej mrocznej bestii wymuszającej kolejne gwałtowne ruchy bioder. Delikatność ustępowała. Sztychy były głębsze, mocniejsze, pełne dominacji.
Uwięziona pod czarownikiem bardka stawała się jego zdobyczą. Lwicą, przyciśniętą do ziemi, poddającą się swemu obdarzonemu grzywą zdobywcy (co zresztą pasowało do bujnej czupryny przywoływacza).
Mocniej, szybciej i gwałtowniej… Jarvis spełniał swe pragnienia, przy wtórze mimowolnych jęków uległej partnerki, której doznania szarpały ciało piorunami rozkoszy. Jeszcze jeden ruch, jeszcze dwa może… tak! Spełnienie przyszło silnym wstrząsem, wprawiając ciało tawaif w drżenie… połączone z drżeniem jej pana i władcy… oddającego trybut rozkoszy jej kwiatuszkowi.

Serce łomotało ciężko w piersi, nadal odurzone szalejącym echem po orgaźmie. Tancerka wpatrywała się szeroko otwartymi oczami gdzieś przed siebie, nie potrafiąca dojść… poukładać swoich myśli, wciąż jakby uwięziona w przyjemności.
Jakimś sposobem odnalazła jednak dłoń mężczyzny i przysunęła ją sobie do ust, delikatnie całując każdy jego opuszek, zanim się nie uśmiechnęła, a mgła w jej tęczówkach się nie rozwiała.
- Dziękuję.
Tylko na tyle było ją stać, po tym wszystkim.

Magik położył się na plecach obok Dholianki i pochwyciwszy ją pasie jedną dłonią, przyciągnął do siebie, by przytulić.
Ta przysunęła się z cichym pomrukiem zadowolenia, opierając dłonie na torsie towarzysza, delikatnie muskając wargami okolice jego mostka i obojczyków.
- Byłaś zachwycająca… prześliczna… - szeptał cicho czarodziej, głaszcząc ją po włosach. - I nadal mam ochotę rozkoszować się tobą. Całować cię wszędzie i nie dawać spokoju.
- Byłam? - spytała bezwiednie dziewczyna i otuliła się ciaśniej ramionami rozmówcy.
- Byłam… - odparła pewnie i z dumą pomieszanym z zadowoleniem. - Cieszę się. Na prawdę, bardzo się cieszę.
Przez chwilę bawiła się jakimś włoskiem na jego ciele, rolując go w palcach, zanim nie zadarła wyżej głowy.
- Chce się z tobą kochać, aż do mojego wyjścia. - Uśmiechnęła się zadziornie, już oplatając udem w pasie leżącego. Już się wspinając powoli na niego, szykując na powtórkę.
- Byłaś i jesteś… a jeśli chcesz się… ze mną kochać… - mruknął zadziornie czarownik, wodząc palcami po jej pupie. - Tooo… usiądź wygodnie księżniczko i rozchyl bramy swych nóg, bym teraz dla odmiany posmakował twej rozkoszy i palcami, niczym ślepiec, badał mapę twego ciała...
Bądź co bądź, chłopak potrzebował wszak chwili wytchnienia… przynajmniej tam na dole.

Chaai się pomysł spodobał, bo przytaknęła ochoczo, rozciągając usta w jeszcze szerszym uśmiechu.
Miłość to jednak w końcu miłość… niezależnie od tego czym i jak się ją uprawiało.
Tawaif musnęła ukochanego w brodę i migiem podniosła się do pionu, ściągając zarzuconą nogę i odginając do tyłu, ułożyła ją na kołdrze.
- Aaale jak… gdzie. Tak tu? - spytała po wcześniejszym rozglądnięciu się wokoło. - Chcesz leżeć czy usiądziesz? - To były ważne szczegóły które dopełnią misternej układanki od której będzie zależało jak kobieta się usadzi.
- A jak byś chciała? - Zamyślił się przywoływacz, siadając na łóżku i przyglądając jej poczynaniom.
- Chcę byś miała wygody, bo… cóż… będę bardzo… - Uśmiechnął się łobuzersko. - ...skrupulatny.
To wiele mówiło kurtyzanie. Pamiętała wszak jak dokładny potrafi być w pieszczotach Jarvis. Jak powoli doprowadzał ją do erotycznego szału swym dotykiem i teraz pewnie też planował obudzić w niej ten ogień.
- A jak byś chciała, a jak byś chciała… - przedrzeźniała go dziecinnie bardka, układając stos z poduszek i zmiętego koca. - Nie musisz być taki zachowawczy.
Puściła do niego oczko i rozsiadła się wygodnie na zbudowanym tronie, po czym opadła na wzniesione oparcie i rozsunęła uda, rozstawiając je szeroko i bezwstydnie na ugiętych kolanach.
Wskazała dłonią miejsce swojemu “petentowi”, po czym podrapała się po piersiach, drażniąc kciukami sutki.

- Nie martw się… potem będziemy się kochać na stole… tak jak ja zapragnę - odparł w odpowiedzi czarownik, podchodząc na czworaka do kochanki i nurkując głową między jej nogami.
Sundari poczuła jego język na swojej rozchylonej kobiecości i punkciku rozkoszy, oraz palce sięgające między jej bramy.
Powolne i skrupulatne pieszczoty… metodycznie rozpalały ciało tancerki kolejnymi falami przyjemności.
- Haaaiii - zajęczała przeciągle złotoskóra, rozpływając się pod tym dotykiem... i to dosłownie. Odwiesiła głowę do tyłu, oddychając z cichym świstem przez rozchylone usta.
Była słaba. Była tak bardzo słaba wobec tego łotrzykowskiego duetu.
Chwilę jeszcze kwiliła przy kolejnych ruchach palców, masując się po biuście, zanim nie zaczeła nagle, tonem jakby majaczyła w gorączce
- Jarrrvisie… czy wiesz... jaka jest różnica między tobą, a Axamanderem?
Mężczyzna znał ich wiele i mógł od razu przytoczyć, pytanie jednak dlaczego Kamala poruszyła ten temat akurat w tej chwili… i dlaczego w ogóle.

- Język... - Mag jednak przypomniał sobie to, co widział zza ocierającej się o niego blondynki.
Język, który Axamander wystawił. Palce Smoczego Jeźdźca wynurzyły się z łona i przesunęły w dół sięgając do bramy jej wyuzdanej rozkoszy… dziś jeszcze nietkniętej jego pieszczotą.
Tawaif zaśmiała się perliście i klęczący poczuł jak gładzi go po włosach.
- I tak i nie kochanyyy… - wyjęczała coraz głośniejsza i rozgrzana. - Różnica między wami jest taka… że to ty spijasz teraz językiem moje soki. - To wyjaśnienie było przepełnione czułością i nosiło w sobie ukryty przekaz.
Nie ważne jak się Chaaya do diablęcia uśmiechała, nie ważne jak go lubiła i czy długi i rozwidlony miał język. Axamander był gdzieś teraz sam w mieście, a Jarvis kochał się z nią raz za razem, doprowadzając ją do wrzenia. Nie chciała innego, chciała jego...
Dholianka wyprostowała jedną nóżkę w powietrzu, zanosząc się nagłym drżeniem, po czym ponownie wróciła do pozycji wyjściowej.
- I uważam to za wielki… zaszczyt… smakować tak utalentowaną artystkę - szepnął czule przywoływacz, sięgając językiem do jej kwiatu, ale to dotyk palców dziewczyna poczuła mocniej, choć nie mniej przyjemnie. Ów dotyk był ostrogą dla jej pożądania.
Ogień chciał w niej obudzić... i to mu się udawało.
- To… nie… jaaa tu jestem… wyjątkooowa - wydyszała, gdy tymczasem jej biodra przyozdobiły się w gęsią skórkę. - Nie przestawaj… proszę… jaaa… zaraz… nie przestawaj.
- Jesteś, jesteś - wymruczał pospiesznie kochanek, tylko na moment odrywając usta do jej soczystego owocu. Potem jednak zanurkował językiem wgłąb partenrki. Także i palce poruszające się w norce zakazanej rozpusty figlowały coraz energiczniej. Magik dorzucał do trawiącego tancerkę ognia, po to, by w nim spłonęła i narodziła się na nowo… stając się wcieleniem żądzy.

Jeszcze chwila, jeszcze moment… i czara słodyczy się przelała, gdy wijące się ciało kobiety napięło się, a w pokoju rozległo się westchnienie pełne uniesionego zadowolenia.
- Mój słodki… taki słodki - wymruczała podnosząc nieco udo, by nim pogłaskać po policzku wybranka.
- Twój słodki… co? - Usta czarownika przesunęły się po podbrzuszu ku piersiom, by teraz te dwie krągłości bardki stały się obiektem jego zabawy. Pieścił je, lizał, delikatnie kąsał i ugniatał.
Te doznania, choć przyjemne, nie mogły odwrócić uwagi Kamali od ocierającej się o nią męskości… coraz bardziej sztywnej i twardej. Coraz bliższej tego, by mogła posłużyć do kolejnych miłosnych podbojów.
- Hmm? - Kurtyzanie zamykały się powieki. Gdy była rozleniwiona, lub było jej zbyt dobrze robiła się senna, jak teraz.
- Ty mój słodki… jesteś najsłodszy - odparła nieco pokrętnie. - A ściślej mówiąc… słodko-pikantny.
- I pragnę cię na stoliku… jako mój przysmak - zaordynował Jarvis, gdy jego wargi zaczęły muskać szyję Dholianki. - Bardzo cię pragnę Kamalo.
To jednak trudno było uznać za niespodziankę.
- Pocałuj mnie… a będziesz mnie mieć - odpowiedziała niskim od podniecenia tonem głosu. - Pocałuj mnie… jakbyś musiał mnie przekonać.

To była oczywiście zabawa, by dorzucić drwa do ognia.
Jeździec od razu przycisnął usta do warg kochanki, całując zachłannie i namiętnie. Zamykając oczy i sięgając językiem ku jej ustom w niemym zaproszeniu, delektował się obecną chwilą i miękkością samej tawaif.
Dziewczyna na początku nie odpowiadała poznając rytm jaki wprowadziły wargi mężczyzny dociśnięte do jej własnych, aż w końcu dołączyła do tańca, wzdychając z przyjemności jaka lokowała się i nagromadzała w jej podbrzuszu.
Przywoływacz poczuł ciepłe dłonie na swoich plecach, delikatnie wędrujące wzdłuż jego mięśni do łopatek, które zaczęła delikatnie drapać. Od kręgosłupa do barków, od barków do kręgosłupa. Łagodnie i przyjemnie, wywołując ciarki na karku.
Wkrótce zaczynało Chaai to jednak nie wystarczać. Chciała więcej. Napierała na kochanka od dołu, by z góry do siebie dociskać.
Pocałunek zaczynał być zuchwały i drapieżny, jakby to ona przekonywała jego, a nie on ją, że powinni się dziko kochać… na stole, na łóżku… nie ważne gdzie.
Teraz. Teraz. Teraz.

Jarvis zatracił się w tej pieszczocie, chwytając za pośladki dziewczyny i nakierowując jej kwiatuszek na swe żądło. Tancerka poczuła męskość tak blisko swego wrażliwego zakątka. Nie mogła jednak spojrzeć w dół, bo wszak nie byli wstanie oderwać swych ust od siebie.
I wtedy go ugryzła, wizgając przy tym jak niesforne zwierzątko. Ukąsiła jak dzika kotka najpierw w język, później w usta, następnie w policzek.
Mruczała przy tym ze śmiechu i rozkoszy jakiej sprawiała jej ta bliskość, oraz możliwość posocenia nawet w takiej chwili. Kreśliła ząbkami szlak ku jego uchu, gdy opuszki przesuwały się po napiętych mięśniach kręgosłupa maga.
Przywoływacz regacując na ukąszenia, wbił paznokcie w jej pupę, zaciskając dłonie mocno i drapieżnie. Posiadł ją gwałtownym ruchem bioder, pobudzony bólem i pożądaniem. Łoże zaskrzypiało, gdy Jarvis przyszpilił ją do materaca i kolejnymi ruchami ciała wymuszał prostesty sprężyn w nim ukrytych.
Ale czy bardka również protestowała, czując mężczyznę tak głęboko i wyraźnie w sobie? Wprost przeciwnie.

- TAK! Tak… Jarrrvisie tak! - Kurtyzana krzyczała ekstatycznie, gdy jej ciało drżało coraz mocniej od napływającej, kolejnymi szturmami, przyjemności. Zapomniała się trochę żłobiąc paznokciami ślady na jego plecach.
Wkrótce nie była w stanie ani krzyczeć, ani przytulać partnera w objęciach. Ciemnooki słyszał tylko jej oddech, świszczący i przetykany tęsknymi jękami, gdy przygryzała go za płatek uszy, czasem mocno, czasem lekko, jakby w obawie, że jeśli go puści to się rozłączą.
Aż w końcu nadeszła chwila na którą oboje czekali. Fala elektryzującego uniesienia, która oczyściła na moment ich głowy z wszelkiej myśli, napełniając ciała błogostanem.

- Chcę więcej… więcej twych pocałunków, więcej pieszczot języczka na moim ciele. Chcę twoich krągłości prężących się pod mymi palcami - zażądał cicho czarownik, a tawaif wiedziała, że to dostanie… Wszystko czego pragnie od niej. I da to, czego ona pragnie od niego. Wycisną przyjemność z każdej dostępnej im chwili.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline