Każdy chyba wiedział, że walka z kimś wysoko postawionym była kosztowna.
Za podróże trzeba było płacić, za informacje trzeba było płacić, a czasem trzeba było sypnąć złotem by niezdecydowanego przeciągnąć na swoją stronę. Na jednych działały prośby, na innych groźby. Jednych trzeba było przekonać żelazem, innych - złotem.
Z tego też powodu Marcus nie miał żadnych zahamowań przed zabraniem złota i klejnotów, które Garpowi, najwyraźniej, nie były potrzebne. Oczywiście nie mógł zabrać wszystkiego, dlatego też zgarnął do kieszeni parę garści klejnotów, postanawiając przyjść tu następnego dnia, z kilkoma ludźmi i zabrać resztę skarbu.
O ile, oczywiście, jego właściciel nie zmieni zdania.
W żadnym jednak wypadku nie miał zamiaru zostawać na noc w siedzibie Garpa. Nie ufał na tyle gospodarzowi, by tu zostać do rana. Nie mówiąc już o tym, że nie podobały mu się hałasy, których Garp niby nie słyszał.
- Przyjdziemy tu jutro - powiedział. - Nasi ludzie pewnie by sądzili, że coś się nam stało i pewnie ruszyliby nam na ratunek. A takie zamieszanie nikomu nie byłoby potrzebne. |