Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2018, 21:15   #121
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Po spotkaniu z Andreą, Carmen wróciła z Dianą do hotelu. Panna Staerke podczas powrotu zachowywała się grzecznie i obojętnie. Jakby wydarzenia których się domyślała nie miały dla niej znaczenia. Żadnych zaróżowionych policzków, żadnych komentarzy i docinków. Mimo że domyślała się co się działo pomiędzy Brytyjką a Korsykanką. Następnie się rozdzieliły, Diana ruszyła windą, a Carmen udała się schodami. Potrzebowała chwili na zaplanowanie dalszych działań i rozmowy z Orłowem. Potrzebowała samotności, by móc przemyśleć odkryte
Bella… podsłuchane imię dawało nadzieję, że sekrety Hercela nie umarły wraz z nim. Problemem był jednak fakt, że samo imię niewiele dawało. Kim była ta Bella? Kto mógł Carmen powiedzieć? Czy Orłow wie? Jeśli nie on… to czy Gabriela nie mogła rozjaśnić bardziej sytuacji? Obserwowała wszak adwokata przez kilka dni. Musiała coś zauważyć, co wtedy uznała za mało istotny detal. Mogła wiedzieć coś o Belli, bo samo imię nie wystarczało w tej sytuacji. Szukanie Belli, kochanki Hercela w tak dużym mieście jak Zurych mogło być zbyt trudne, jeśli znało się tylko jej imię. Każdy skrawek informacji na jej temat był na wagę złota.

Gdy Carmen weszła do swojego pokoju, by pogadać na ten temat z Rosjaninem, na moment zamarła w zaskoczeniu.


Jan Wasilijewicz kupił sobie nowy strój. Przyszykowany na niego, opinający jego ciało niczym kombinezon. Czarny mundur lokaja. Ale jakże dobrze się na nim prezentujący. Czarny lampart… z tym się jej kojarzył. Gibka postać w czarnym opalizującym futerku. Nocny łowca dżungli. Drapieżnik… i właśnie wypatrzył swoją ofiarę.


Archibald był, albo też pozował na nobliwego mężczyznę i człowieka o purytańskim charakterze. Jako bankier nie mógł wszak pozwalać sobie na skandale godne Andrei. Nie można się było spodziewać po nim takich atrakcji, jak szybki numerek w damskiej ubikacji. Carstein wydawał się być nudny… na pewno nudniejszy od wielu kochanków i kochanek jakie agentka miała okazję poznać podczas swoich misji. A przynajmniej takie próbował sprawiać wrażenie… poza alkową.
W Carsteinie była jednak jakaś fałszywa nutka, którą Brytyjka wyczuwała odkąd go zobaczyła. Ta pewność siebie, arogancja i duma. Ta lwia natura, którą poczuła gdy zostali sami. To nie pasowało w ogóle do grzeczności i opanowania mężczyzny. Bankier przy wszystkich nosił fałszywą maskę i tylko, gdy byli sami Carmen mogła zobaczyć jego prawdziwą naturę.
Dlatego też restauracja w której to mężczyzna, była bardzo tradycyjna, bardzo elegancka. Kelnerzy byli ubrani szykownie. Odźwierny był gorylem w stroju portiera, a sama karta dań podawana była przez złocone manipulatory Dalii, deus ex machiny, o przyjemny kobiecym głosie.

Archibald siedział sam przy jednym ze stolików, naturalnie ubrany bardzo elegancko i szykownie. Jadł klasyczny sznycel po wiedeńsku, najwyraźniej nie zamierzając czekać na nią z posiłkiem. Było to trochę… nieuprzejme z jego strony. Z drugiej jednak podkreślało fakt, że nie jest zadurzonym młodzikiem, który da się wodzić za nos. Carmen zaś nie miała wyboru, musiała grać w jego grę i powoli okręcać go sobie wokół paluszka. Przy czym musiała postępować bardzo ostrożnie. Już wszak dosiadała jednego rekina jakim była Andrea. Jazda na dwóch rekinach na raz mogła być prawdziwym pokazem ekwilibrystyki w jej wykonaniu. I zakończyć się tragicznie w przypadku upadku. Nie znała co prawda na tyle Archibalda, ale Andrea nie wydawała się Brytyjce osobą wyrozumiałą z natury.
Gdy agentka podchodziła do swojej ofiary, rozważając możliwe podejścia do owego lwa przy posiłku, nagle zatrzymała się w pół kroku. Kątem oka zauważyła bowiem szczupłą sylwetkę o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych. Znajoma twarz i postać.



“Przyjaciel” Corsac także raczył tu się posiłkiem i także w samotności. Co za... niespodzianka.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline