Nawet przy zabliźnionych ranach niesienie martwych nie było łatwe. Zdawali się coraz ciężsi, uchwyty robiły się coraz bardziej śliskie, a w brzuchu burczało coraz głośniej. Nie mówiąc już o tym, że w lesie nie było przyjemnie, a mrówki niepokoju pełzały zabójcy po karku. Sam Gerhart, który sam ledwo szedł, nie będzie w stanie ich obronić jeśli zostaną zaatakowani.
- Chwila - wysapał, i położył swój koniec noszy na ziemi.
- Przeróbmy to na włóki. Im już bez różnicy, że będzie trzęsło, a damy radę pociągnąć we dwóch, zamiast nieść we trzech. Będziemy się zmieniać, a ten akurat wolny porozgląda się przy okazji za jagodami czy czymkolwiek jadalnym. - zasugerował i zabrał się do roboty.
Dzięki temu dotarli do miasteczka jeśli nie szybciej, to choć nieco mniej zmęczeni.