Wolfgang skrzywił się widząc zachowanie odźwiernego. Teraz z miejsca by się odwrócił i odszedł bo czuł, że więcej takiego chamstwa doświadczą. Nie wiedział czemu Lothar taki spokojny i opanowany. Czemu tak nalegał na ich pomoc.
Weszli do izby schylając się w pół. Nie było to problemem dla maga, ale powietrze, a raczej jego namiastka i smród i dym wewnątrz zmusiły go do kaszlu. Chwilę miał napad i w końcu po przetarciu oczu i przyzwyczajeniu się zaduchu rozejrzał się po izbie.
~ W latrynie po kompani która zeżarła grochówkę było znośniej.~ Pomyślał i ruszył ku rudobrodemu. Skłonił się lekko z szacunkiem dla, jak się wydawało wodza tego motłochu i czekał na słowa Lothara.