Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2018, 23:08   #257
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Dom boży zmienił się w karykaturalną księgę dżungli, pełną kurew i lian, które chyba były żywe. Diaz miała to nieprzyjemne wrażenie, drapiące gdzieś z tyłu głowy jak wyjątkowo upierdliwa wesz. Nie no, tego jeszcze nie grali, na pewno nie w tym życiu.

- Por tu puta madre, skąd to kurwa przypełzło? - parchata piromanka mimo powagi sytuacji zatrzymała się na chwile, kopiąc najbliższą linę i podpatrując na nią z uwagą, a kawał ciemnego w półmroku skurwysyństwa odwdzięczał się jej tym samym - Mierda… widzisz to Wujaszku, nie? Normalnie jakbym zapodała kwasa i miała bad tripa. No ale nie ma co srać po gaciach. To gówno na pewno się pali - dokończyła już z typową lekkością latynoskiej duszy, przestawiając broń z karabinu na miotacz - Romeo nie daj się zajebać jak nas nie będzie, claró? Wkurwię się - doburczała do psa w psim uniformie i prychnęła, klikając szybkę na hełmie, a ta z cichym sykiem wskoczyła na miejsce, zasłaniając gębę.

- Zapierdalać pod ołtarz - Nash nie bawiła się w uprzejmości, nie mieli na to czasu. Skrzeknęła do kompletu z suchym trzaskiem syntezatora mowy, pokazując lufą karabinu w odpowiednim kierunku. Półmrok i obecność wroga zaraz za plecami deprymowała do podjęcia wzmożonych kroków zapewnienia sobie bezpieczeństwa, tym bardziej gdy wokoło mieli coś, czego do tej pory chyba żadne z nich nie spotkało. Saper czuła się jakby naraz trafiła do wnętrza olbrzymiego potwora, a dziwne liany stanowiły jego system krwionośny, pompujący w gigantyczne cielsko hektolitry napędzającej je do pracy juchy. W ruch poszły przytwierdzone do broni latarki, lecz ciemność i tak rozpanoszyła się po kątach. Paranoja zaś podpowiadała jedyne słuszne rozwiązanie: oto mieli przed sobą żywy dowód na nie do końca legalne eksperymenty, przeprowadzane na lub być może pod powierzchnią planety, z dala od siedlisk ludzkich. Przykryte płaszczykiem terraformacji, pilnowanie przez Guardiana… tylko niestety projekt wyrwał się spod kontroli, bądź rzeczywiście ekoświry przyczyniły się do jego uwolnienia w tej najbardziej morderczej, gnidziej formie.
- Ortega pilnuj góry, Diaz bierzesz boki. Ja przód. Oczy w dupie i uważać na cywili - Black 8 oderwała łapę od broni tylko po to, aby dostukać na szybko parę krótkich zdań. Zagmerała też w ustawieniach Obroży, uruchamiając nagrywanie. Na koniec odwróciła się do gliny za plecami, mrużąc przy tym złote ślepia. Nie wiedziała, czy jest na niego wściekła, czy wdzięczna. Wiedziała jednak, ze jeśli głąb da się zabić, znajdzie się przynajmniej jedna blond-osoba która tego nie przeżyje.
Kiwnęła mu krótko karkiem unosząc kciuk do góry, następnie kiwnęła na pozostałe Parchy, sycząc ponaglająco aby ruszyli. Młoda po drugiej stronie trzymała na linii tych, których mieli wydostać.
“Połącz Diaz z paczką” - przesłała Brown 0 po linii i wreszcie wróciła dłońmi do broni i tego po co przyszli do tej cholernej, rozkrzyżowanej szopy.

- Tu Bolt 1. Uważajcie RM1, będzie trochę trzęsło. - cała grupka usłyszała wizg silników gdzieś nad dachem budynku oznaczający przybycie zamówionego wsparcia. Zlało się to z ostrzeżeniem w komunikatorach ledwo trójka Blacków zdążyła przebyć kawałek do ołtarza będącego wejściem do obydwu wież.

- Na ziemię! - krzyknął porucznik i sam dał przykład rzucając się na podłogę kościoła przy ciężarówce. Facet za sterami latadełka miał rację. Trochę trzęsło. Właściwie to trzęsło jak jasna cholera! Najpierw usłyszeli świst nadlatujących rakiet a zaraz potem świat za ścianami utonął w morzu eksplozji. Rakiety, cała ich szybkostrzelna seria obramowały budynek. A ten mimo, że chyba ani razu nie trafiony bezpośrednio przez żadną z nich to i tak zadrżał gdy kolejne fale uderzeniowe z różnych kierunków trzaskały o niego. Ocalałe jeszcze szyby i witraże poszły w kolorowe drzazgi w większości zasypując poste wypełnione dziwnymi roślinami wnętrze i połamane ławy. Cześć jednak razem ze szrapnelami wpadła do środka przez okna nad ołtarzem zasypując sobą wnętrze i zaległych pod ogniem ludzi. Dach, ściany, cały budynek zdawał się trzeszczeć, sypać pyłem, odpadającym tynkiem, kawałkami gruzu, drewna, coś tam chyba przeciekało obsypując się i chlapiąc na dół. I równie nagle jak się zaczął orkan zniszczenia za ścianami umilkł. Choć przez rozbite okna było widać ciemny dym wzbity przez serię eksplozji przeciwpiechotnych rakiet. Wnętrze kościoła też wypełniał podniesiony podczas ostrzału kurz i dym, także ten jaki napływał teraz do wnętrza przez te rozbite okna. Wokoło dalej musiały krążyć te dwa szturmowce bo gdy kanonada się skończyło słychać było ich silniki. Nie było za to słychać skrzeku xenos i chrobotu pazurów za ścianami. Za to mieli pierwsze straty w tej misji.

Gdzieś z góry prócz odłamków szkła, desek i tynku spadła jakaś belka z impetem uderzając w plecy leżącej na podłodze Black 2. Uderzenie było mocne i chodź pancerz uchronił właścicielkę przed poważniejszymi skutkami tego wypadku to jednak nie zamortyzował go całkowicie. Dziewczynie wybiło powietrze z płuc i miała trudności z nabraniem oddechu jakby jej płuca zapomniały jak sie oddycha. Podobnie oberwała leżąca obok szoferki bordowowłosa sierżant. Tylko jej jakiś odłamek zdzielił przez obie nogi więc jęczała teraz skulona przy ciężarówce. Wokół panowała nienaturalna po tej kanonadzie cisza. Aż strach było się ruszyć. Z góry wciąż spadały jakieś kawałki czegoś. To tu, to tam, to gdzieś dalej. Coś tam skrzypiało i trzeszczało jakby nie do końca pewne czy chce się już zapaść na ziemię czy nie.

- Zasuwajcie dalej! - porucznik podniósł się z ziemi i dostał się do klęczącej podoficer. Rzucił okiem na jej pocięte nogi i zaczął szykować stimpak do użycia.

- Parę zostało. Ale poradzę sobie z nimi. Nie wiem na jak długo. - w słuchawkach dało się słyszeć głos Patino. Zaraz potem głowica bojowa drona na dachu ciężarówki poruszyła się gdzieś w górę i otworzyła ogień do czegoś w mrokach pod sufitem. Po krótkiej serii dał się słyszeć gdzieś stamtąd skrzek i jakiś xenosowy kształt spadł wierzgając jeszcze odnóżami na posadzkę rozchlapując się przy wejściu do kościoła. Xenos wydawały się chwilowo spacyfikowane przez dwa krążące nad budynkiem latadełka. Ale jak to z nimi bywało wrócą. Tylko nie wiadomo było kiedy, w jakiej liczbie i czy jeszcze wtedy RM1 będzie miała przydział na wsparcie lotnicze.

Wsparcie lotnicze kupiło piechurom parę chwil, ile dokładnie? Nie szło zgadnąć, Nash nie zamierzała też sprawdzać. Dzwoniło jej w uszach, słyszała też irytujący pisk, a inne głosy docierały do niej przytłumione na podobieństwo rozmowy odbywającej się w sąsiednim pokoju. Niby dało się rozpoznać tembr i barwę głosów, treść jednak rwała się, zmieszana z nieustającym wizgiem, doprowadzającym do szału.
- Ołtarz - lektor obroży powtórzył sucho ten sam przekaz, podczas gdy Ósemka podniosła się na nogi i potrząsając głową, doskoczyła do Dwójki, pomagając jej odzyskać pion oraz tempo marszu. Przerzedzone nawałą szeregi gnid miały tendencję do szybkiego nadrabiania strat, zaś na miejsce jednej ubitej bestii, pojawiały się trzy kolejne.

Podnieśli się całą trójką do pionu. Diaz trochę sapała i utykała od siły tego uderzenia ale płuca zaczynały już z powrotem pełnić swoją funkcję. Jeszcze powoli, jeszcze parę chwil ale była nadzieja, że jakoś w miarę na bieżąco wrócą do normy. Brown 0 zdołała połączyć ich z tymi cywilami. Właściwie słychać było jednego i na słuch chyba był w kiepskim stanie. Przynajmniej psychicznym.

- Nie wiem… biegliśmy… uciekaliśmy… biegliśmy w te otwarte… nie wiem gdzie teraz jesteśmy… no mówię w jakiejś piwnicy… zabierzcie nas stąd tu jest strasznie… już ich nie słyszę… - facet chyba z trudem powstrzymywał się by nie rozpłakać i nie załamać się na dobre. Ale jak zorientowały się dość szybko Blacki jeśli chodziło mu o drzwi z ołtarza to były dwa, po jednej do każdej z wież ale rzeczywiście jedne były otwarte a drugie zamknięte. Oczywiście o ile nic się nie zmieniło tutaj od czasu gdy oni tędy przebiegali. W tym czasie porucznik poskładał jakoś sierżant mniej lub bardziej do kupy i oboje też wrócili do pionu. Rozstawili sie każde po jednej stronie sześciokołowca gotowi by razem z droniarzem i jego dronem chronić ich jedyny środek transportu dający nadzieję na szybki powrót do własnych linii.

Drzwi miały zwykłe, ludzkie rozmiary. Więc Black 8 przeszła bez większych problemów. Black 2 właściwie też choć poruszanie się na półbezdechu wciąż sprawiało jej trudności. Ale musiały poczekać na stalowego wielkoluda bo musiał się chwilę nagimnastykować zanim przepchał swoje wielkie cielsko przez względnie dla niego wąski otwór. Znaleźli się w jakiej poczekalni albo biurze. I przez otworzone na oścież drzwi widać było kolejne drzwi. I schody za nimi, na górę i na dół. Tych drzwi nie dało się zamknąć bo tutaj jak i w całym tym kościele pełno było tych lian czy co to tam było. Gdy się na nie popatrzyło chwilę wydawało się, że pulsują. Na zewnątrz wciąż słychać było ciszę. Żadnych skrzeków ani chrobotów pazurów. Tylko wizg krążących Boltów i wciąż obsypująca się na dach i ściany wyrzucona eksplozjami ziemia. Facet mówił o piwnicy więc kierunek wydawał się prosty. Na dół. Schody na dół wyglądały wybitnie nieprzychylne. Zaczynało brakować już światła więc ciemność dominowała tam z każdym schodkiem bardziej. Do tego tam też były te dziwne skłębione rośliny. Do półpiętra jeszcze coś było widać ale niżej bez światła zejście wydawało się bardzo ryzykowne.

- Na górze jest otwór. Mogą tamtędy swobodnie zasuwać aż tutaj. - odezwał się Black 7 pilnujący góry. Na schodach okazało się, że prowadzą one chyba na samą górę wieży. Aż do dzwonnicy więc pewnie wieża nie była szczelna. Dla ścianołazów była to więc równa i prosta trasa od góry aż tutaj i właściwie gdziekolwiek dalej. Ale na razie nie było żadnego widać ani słychać.

- Por tu puta madre, czy my wyglądamy jak pierdolona grupa wsparcia dla pendejos bez cojones? - pierwsze zdanie po dostaniu w plery i odzyskaniu oddechu, Black 2 poświęciła na ponarzekanie na jakże słuszny powód. Mianowicie jebana cywilbanda którą mieli niby wyciągnąć. Żadnego zgrania, koordynacji, odwagi i niczego, co by dało się podciągnąć pod pollas dla których warto nadstawiać dupska gnidom na rżniecie.
- Mieeerda - westchnęła, patrząc na pozostała cześć familii - My kurwa serio musimy zapierdalać tam na dół po tych lambadziarzy? Nie że mi się warunki nie podobają bo i tak czyściej niż en su casa… no ale to już jest patolnia do kwadratu - pokręciła głową, znów westchnęła tak ciężko, jakby jej ktoś ponownie położył na ramionach ciężar zła oraz niesprawiedliwości wszechświata.
- Dobra pendejo, nie sraj ogniem. Jesteśmy na zejściu w dół, już w wieży - parchata piromanka przełamała się i pod naporem ponaglającego wzroku ich osiedlowego mówcy, odpaliła komunikator, nadając do frajera z dołu - Zbierajcie się i wracajcie do nas. Macie tam kurwa jakieś światło, cokolwiek? Gdzie jesteście? Na korytarzu, w pomieszczeniu? Jak szliście tam na dole? Detale por tu puta madre, bo nie będziemy popierdalać za wami chuj wie jak długo i daleko. I tranquillo. Spokojnie. Bez was nie wyłazimy, ale mamy współpracować i takie tam pedalstwo. Więc współpracujemy, claró? Wy nam nie odpierdalacie maniany, my was wyciągamy z syfu. Si?

Saper splunęła na schody, czujac w kościach, że zejście tam nie będzie należało ani do łatwych, ani przyjemnych. Jakby tego było mało, pulsujące, żywe liany nie poprawiały komfortu psychicznego.
“Możesz dać nam namiar na Klucz tego gościa? I mapę piwnic pod kościołem. Cokolwiek” - wysłała prośbę do Młodej, by zaraz pstryknąć światłem latarki przyczepionej do karabinu.
- Ortega spróbuj czymś zatkać tą dziurę. Ławki sprzed ołtarza. Szafki. Tam będzie ciasno dla PW - wystukała do obu Blacków, tupiąc wymownie o podłogę - Pomożesz nam tu. Ubezpieczasz odwrót i brykę. Musimy mieć czym i z kim wrócić. Pilnuj ich - wzrokiem pokazała kierunek, gdzie zostawili ichniego psa razem z furą. Trwała tak parę sekund, po których złote oczy wróciły do Dwójki - Idę pierwsza, ty za mną. Bierzesz sufit, ja dół. Utrzymujemy stały kontakt. I nikt nie ginie - ostatni raz omiotła grupę orientacyjnym spojrzeniem, nim podjęły się marszu w dół.

- N-nie… nie mogę… nie mam światła… ciasno, tak tu ciasno… - męski głos mówił przez rozedrganą brodę i szczękające zęby. Bał się. I było to czuć w każdym słowie. - W piwnicy, jesteśmy w piwnicy, pod kościołem, schowaliśmy się. - dodał mobilizując się do jakiejś sensowniejszej odpowiedzi. Bardziej pomocna była odpowiedź Brown 0. Przy trzaskającym plastiku miażdżonym i odrywanym przez żywy dźwig czyli potężne wspomagane ramiona Black 7 który nie szczypał się i rwał schody by zatarasować wejście. Widocznie uznał, że łatwiej zablokować na dole wejście do czy z wieży niż tam na górze coś kombinować. Teraz więc na oczach pozostałej dwójki Blacków powstawało rumowisko na dole schodów z rozerwanych powyżej schodów.

- Weź to podpal. - powiedział Latynos do drobniejszej Latynoski wskazując na pogruchotaną kupę drewnopodobną. Jakby podpalić to co prawda przejście nie było całkiem zablokowane ale ogień przekształciłby wieżę w gigantyczny komin. A napalm nawet po wypaleniu dawał nadzieję, że rozpali te resztki schodów tak jak zwykła benzyna zwykłe ognisko. Pewnie Black 7 miał nadzieję, że to wystarczy by zniechęcić xenosy do wdzierania się tą drogą.

W międzyczasie dostali też wiadomość od czarnowłosej informatyczki. Plany kościoła. No faktycznie byli gdzieś w tej części przy ołtarzu a raczej schodach na wieży. I to się zgadzało między wyświetlaną na HUD mapą a tym co widzieli dookoła. Wedle tej samej mapy schody prowadziły na jeden poziom w dół gdzie powinna być podobna klatka schodowa jak i tutaj. Tam wejście do schronu przeciw metanowego tak częstego na tym globie gdzie była aktywna działalność kriowulkaniczna i zdarzały się wybuchy zmrożonego amoniaku, metanu i innych szkodliwych substancji. Więc ludzie woleli przeczekać te zagrożenie w bezpiecznych schronieniach.

Z drugiej strony klatki tam piętro niżej był obszar zaznaczony po prostu jaki “PIWNICA”. W rogu powinien być generator rezerwowy a poza tym na mapie nic więcej nie było więc powinna być pusta przestrzeń podobna kształtem i rozmiarem do obrysu budynku na poziomie gdzie byli. I właśnie gdzieś tam migała plamka jaką zdołała namierzyć Brown 0. Nie udało jej się co prawda zdobyć namiaru Klucza bo facet był zbyt roztrzęsiony by podać swoje personalia. A co za tym idzie nie mogła namierzyć pozostałych z tej grupki która miała tu być. Ale udało jej się namierzyć jego holo więc kółko migało pokazując gdzieś tak ze 2/3 piwnicy do przejścia jeśli liczyć od klatki schodowej przez jaką miało by się tam zejść.

- Mamy ich. Gadaj do nich - lektor zaskrzeczał, Ósemka tak samo. Puknęła paluchem w ekran pokazując Latynosce namiar, by zaraz machnąć lufą karabinu na zejście z piwnicy. - Niech nie robią niczego głupiego.

Diaz przejęła rolę łącznika z lambadziarzami z dołu, bo mogła do nich nawijać i nie potrzebowała do tego zajmować przeszczepów. Kiwnęła Latarence na zgodę zaraz po tym jak przestała palić śmieci wskazane przez Wujaszka.
- Balle, mamy was na mapie. Widzimy twoje holo pollo, nie zgub go - przekazała po łączu ogólnym z piwnicą, też zbierając dupę w troki.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline