Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2018, 11:37   #158
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
24 Sigmarziet 2523, Marktag
Salkalten

Mężczyźni spali jak zabici i obudzili się, gdy słońce stało już dość wysoko na niebie. Franz w końcu poczuł się lepiej, był już prawie w pełni sił. Ragnarowi ulotniło się nieco wisielczego nastroju, gdy zniknęło przenikające go do głębi kości zimno, oparzenia przestały tak swędzieć i zaczęły się goić. Jedynie zgolona prawie do skóry broda… To był cios, ale cyrulik musiał mu ją zgolić, bo przypominała śmierdzący, zwęglony kawał… czegoś. Brenton czuł lekki ból mięśni po okrutnej podróży, ale pełny brzuch wynagrodził mu wszystkie niewygody. Mówić w skrócie – krótka przerwa od ciągłej akcji dobrze im zrobiła. Nawet jeżeli był to tylko jeden wieczór. Bo jak się okazało, kolejny dzień przyniósł nieciekawe informacje.

Na śniadaniu, gdy w końcu skupili się na tym, o czym się w mieście mówi, a niekoniecznie na własnych problemach, dowiedzieli się, że mała mieścina na południe od Salkalten, Ellerweld, została całkowicie zniszczona. Domy spalone do gołej ziemi, ludzie wymordowani, ich ciała wrzucone do studni tak, że cała wypełniła się krwią. Podobnie rzecz miała się z założoną w zeszłym roku osadą, Taalheim – domy spalone, wszystkie ciała wrzucone do wykopanego byle jak dołu. Spora część straży i przebywających w mieście rycerzy oraz awanturników wyruszyła zbadać problem. To niszczycielskie coś, plotki sugerowały demony, Bretonię, druidów, Norsmenów a nawet wampirzego lorda z armią nieumarłych, maszerowało najprawdopodobniej na wschód.

I faktycznie. Gdy Franz i Brenton wyszli na zewnątrz, miasto uwijało się jak w ukropie. No i dla odmiany zamiast deszczu z nieba lał się żar silnego słońca. Jakiś desperat wynosił swoje klamoty na wóz, a jego żona łajała go i wnosiła je z powrotem do kamienicy. Na ulicach było dwa razy więcej strażników niż zwykle, wiele dzieciaków latało we wszystkich kierunkach z płóciennymi torbami, wypchanymi papierami.

Ragnar siedział w karczmie, pił piwo, jadł kiełbasę i odpoczywał. I w międzyczasie gawędził z Gerdą i bywalcami Owcy. Dowiedział się o kilku ciekawych sprawach. Mianowicie ktoś widział grupę dziwnych magów, którzy mordowali jeszcze dziwniejszych ludzi na zachód od Salkalten. Grupa awanturników, Pokojowy Pakt, wsławili się pomagając straży miejskiej w zabiciu olbrzyma. Inny człowiek twierdził jednak, że Pokojowy Pakt nie miał z tym nic wspólnego, a całość jest zasługą renomowanego czarodzieja, Patricka Richtera.

Kransnolud niestety nie miał zbyt wiele do roboty, więc odpoczywał, smarował się maściami, gawędził i udało mu się wysłać jedną z służących po jakieś ubranie dla niego… Zwykła koszula, spodnie, sandały i dobra bielizna kosztowały go wraz z dostarczeniem i przymiarkami dwie korony. Kiedy tak jednak obijał się przez większość dnia, pojawiło się w jego sercu pewne podejrzenie. Jakiś człowiek przyszedł do karczmy trzykrotnie i za każdym razem siadał niedaleko Ragnara. Pił wino, ubrany był raczej dobrze, przy pasie nosił lewak i krótki miecz. Ale może to tylko paranoja i nuda?

Fraz w międzyczasie załatwił kilka swoich spraw – obraz zostawił u dobrych znajomych, do których miał niejakie zaufanie. Pasera znalazł dość łatwo i bezproblemowo opchnął mu świeczniki i wazon. Zarobek był całkiem sensowny. Potem poszwendał się jeszcze po mieście, załatwiając swoje sprawy. Kilka razy miał wrażenie, że ktoś mu się przyglądał, ale możliwe, że mu się tylko wydawało. Od kilku dni wszędzie dostrzegał, albo wyobrażał sobie, wypatrywaczy Dignama.

Brenton natomiast wybrał się do banku, gdzie dowiedział się nieco na temat tego, jak instytucja funkcjonuje. Chciał odwiedzić kapitana, z którym ruszyli na olbrzyma, ale dowiedział się, że kapitan wyruszył z oddziałem zbadać sprawę najazdów. Panterki wybrały się na zachód, tego dowiedział się od innych strażników.

Udało mu się znaleźć Amalyn w porcie, gdzie rozmawiała z dokmistrzem, nadzorującym załadunek wielkiego statku. Na nabrzeżu był olbrzymi ruch, najwyraźniej ataki na południu pogoniły nieco kupców, którzy zapragnęli zniknąć z niebezpiecznej strefy. Udało mu się odciągnąć dziewczynę na bok i porozmawiać. Dziewczyna była zachwycona opowieściami i wybrała się z Brentonem na obiad, do portowej knajpki, gdzie podawano świetnego dorsza z grochem i jabłkami. Pogawędzili nieco, co zaowocowało informacją o tym, że Stowarzyszenie Wioseł, do czasu rozwikłania dziwnego zdemolowania wiosek, wstrzymało jakiekolwiek kontrakty i zajmuje się sprawdzeniem sprawy na południu. Chętnie najmie awanturników, którzy mogliby się tym zająć, mieczy nigdy za wiele. Amalyn od razu przedstawiła ofertę (najwyraźniej szybko pięła się po szczeblach kariery – a pierwszym szczeblem okazała się być jej wyprawa z drużyną do przeklętego statku) – dwie korony za dzień pracy na głowę, dla grupy, która odkryje źródło problemu i dostarczy wyjaśnień – sto koron nagrody. Praca w sumie od zaraz, kolejna grupa, składająca się już z trzech osób, wyruszy wieczorem.

Potem wszyscy znów spotkali się w Rudej Owcy, Ragnar zaszczycił swoich towarzyszy swoją nową odsłoną – nowe, czyste ubranie, wyrównana, krótka broda. Jedynie rany paskudnie szpeciły jego ciało, ale i tak wyglądał o niebo lepiej niż rano czy poprzedniego wieczora. Było późne popołudnie, do zmierzchu zostały jakieś cztery, może pięć godzin.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline