Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2018, 18:25   #49
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Północną bramę Gladisch chwaci osiągnęli jeszcze przed zachodem słońca trzydziestego Erntezeita. Do zmroku mieli dobrze ponad godzinę. Byli spragnieni i wygłodniali a znalezione po drodze leśne owoce niewiele w tym względzie zmieniły, rozbudzając jeszcze większy apetyt. Przy okazji Emmerich nauczył się czegoś nowego i wielce przydatnego każdemu paranoidalnemu łowcy nagród – że nie należy jeść każdego znalezionego owocu! Albrecht mimo zamyślenia momentalnie wytrącił łowcy z dłoni kilka jagód pokrzyku, zanim ten zdążył je zjeść.

Za bramą przechodziło akurat niewiele osób, ale jedna wyraźnie czekała właśnie na ich grupę. Był to młody pomocnik ich zleceniodawcy, psiarza Ottona. Na ich widok uciekł, a za nim podążył duży pies. Nie zajmowało to w ogóle Gerharta, który z właściwym rannemu człowiekowi uporem poszukiwał uzdrowiciela. Krążył w jego poszukiwaniu nie niepokojony od jednego budynku do drugiego. Okazała się nim być niska i ciemnowłosa kobieta o spracowanej karnacji mieszkająca w niedużym, plecionkowym domu przy dziurze w palisadzie prowadzącej nad rzekę.
- Mam coś na tę ranę - powiedziała, gdy wszedł do jej domostwa. W otwartej izbie woniało oszałamiająco mieszanką ziół.
- Masz pieniądze?

Także Albrecht pozostawił swych towarzyszy pod bramą i ruszył na poszukiwania. Zamotany zlokalizował cmentarz i niczym po nitce do kłębka dotarł do duchownego. Morryta Herman był w okolicy znany krótko. Był młody i bez lewej ręki, co było dostrzegalne na pierwszy rzut oka, gdyż zawiązywał lewy rękaw na supeł. Jego kalectwo uderzyło Albrechta po oczach bowiem obaj byli w podobnym wieku. Do ich spotkania doszło niedaleko „Głowy goblina” w bocznej uliczce. Duchowny podpierał się na kosturze z symboliczną głowicą swego boga.
- Tak, słucham?

Emmerich wraz z Ullim spędzili jeszcze chwilę czasu przy wrotach w towarzystwie coraz bardziej zaalarmowanego strażnika, który mimo wszystko nie odzywał się ani nie wychylał ze swojego kąta. Ograniczył się do rzucania im ukradkowych, wyszczerzonych spojrzeń.

* * *


Osada z zewnątrz wyglądała mało obiecująco, wewnątrz jednak toczyło się życie. Świadczyły o tym choćby unoszące się nad palisadą pojedyncze kolumny dymu, dobrze widocznie na tle coraz bardziej pomarańczowego nieba.
- Jak do gospody to prosto. Jak na południe droga, też prosto - burknął zmęczony strażnik nie wstając nawet z ławeczki w bramie. Koła turkotały o drewnianą posadzkę umocnień.

Z bramą Aslaak słyszał wiele głosów, a każdy popisywał się oryginalną składnią zwłaszcza w zakresie położenia orzeczenia w zdaniu. Aż ciężko było mu się skupić na powożeniu!

Krasnolud zauważył także pojedynczych ludzi w okolicy bramy: kobietę z dwójką dzieci niosącą pranie oraz młodego mężczyznę otoczonego trzema dużymi psami. Wtem przypomniało mu się, że następny dzień to już trzydziesty Erntezeita, kiedy to ludzie świętują koniec prac w polu.

* * *


- Już, już - nadąsał się sołtys. Trochę uciekał oczyma przed stanowczą miną krasnoluda, a trochę starał się podjąć wzrokowe wyzwanie.
- Cały wczorajszy dzień przespałeś. Jakeśmy cię przywlekli z lasu coś żeś tam jeszcze majaczył, a potem tylkoś chrapał. Tedy i nie wołalim nikogo tylko w domu Helmuta złożyli. Jego baba ci pościeliła.
To wiesz coś? Było tam co? -
zaczerpnął głęboko chłodnego powietrza. Było rześkie, jak każdego trzydziestego Erntezeita.
 
Avitto jest offline