Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2018, 22:55   #187
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i pan z obrazkami i więcej wściekniętych i trochę Misia. I toporka.

Na dole w sali Angie została sama, patrząc jak dorośli rozchodzą się i zbierają, idąc po rzeczy albo małych ludziów żeby ich zostawić w bezpiecznym miejscu. Rozejrzała się i widząc Rogera pomachała mu ręką, niestety podejść i porozmawiać nie mogła. Nie wolno mu było powiedzieć co się dzieje… bo by chciał utrupić panią mamę Jane. Nastolatka też chciała to zrobić, tylko nie umiała. Była słaba i miękka.
- Wujku jest bezpiecznie? - odpaliła radyjko, trzymając je oburącz tuż przy ustach - Nic ci nie zrobiła, nie masz ugryzów albo podrapów? Jest… jest w porządku? Pani doktur poszła po mikroskopa, taka pani co zna króla żelków też przyjdzie… i pan Rob. Nie ma tam więcej wściekniętych? Powiedz coś… powiedz że jest okey.

- Jest okey Angie. Widzę, że świetnie ci idzie. U nas też jest w porządku.
- radio zatrzeszczało głosem wujka. Takim spokojnym jakim zwykle się posługiwał zupełnie jakby nie działo się nic złego. Roger machnął do Ćmy w odpowiedzi i zerkał ciekawie znad talerza i szklanki z piwem na całe te zbiegowisko na środku lokalu co się najpierw zbiegło a teraz rozbiegło równie nagle.
Angie czekała na dole aż dorośli wrócą z powrotem na dół. Wtedy drzwi przez które właśnie wbiegła też ktoś wbiegł. Jakiś facet. Wbiegł i zaraz zaparł sobą te drzwi. Wyglądał na przestraszonego i tak samo zziajanego jak Angie. No i też ociekał wodą jak Angie.

- Pomóżcie mi! Goni mnie jakaś baba! - krzyknął do wnętrza lokalu rozglądając się chaotycznie po nielicznych jeszcze twarzach. Twarze jednak odpowiedziały mu zdziwionym, zaskoczonym lub mało rozumiejącym spojrzeniem. Ktoś zaczął nawet się uśmiechać i mówić coś zabawnego gdy w drzwi wejściowe coś uderzyło. Tak mocno i głośno, że mokrym facetem zatrzęsło odrzucając go na chwilę od tych drzwi.
- Pomóżcie mi! - krzyknął rozpaczliwie i próbował zaprzeć się o drzwi. A z drugiej strony drzwi coś próbowało go przesiłować i dostać się do środka.

Nastolatka miała bardzo, ale to bardzo brzydkie przeczucie co do stanu tej goniącej pani. Zamieniła radyjko na karabin, odbezpieczając go z marszu.
- Czy ona warczy i chce gryźć?! - spytała pana przy drzwiach - Nic nie mówiła tylko atakowała?! - zadała dwa kontrolne pytania, ale widząc z jaką siłą ktoś z drugiej strony załomotał w drzwi chyba znała odpowiedź.
- Roger! Kolejna wścieknięta! - krzyknęła do pana z obrazkami i odwróciła się do wejścia - Pan się odsunie! Zejdzie z linii strzału! Trzeba ją uśpić zanim kogoś ugryzie!

- Tak! Jakaś wściekła czy co!
- facet potwierdził ale miał coraz większe trudności z utrzymaniem w pojedynkę tych atakowanych drzwi. Nieliczni gości którzy zeszli odsunęli się od nich jeszcze bardziej. Część wyjęła podręczną broń inni dopiero po nią sięgali ale jakoś nikt się nie kwapił by wspomóc tego przy drzwiach. I coś jeden patrzył na drugiego nie wiedząc za bardzo co dalej robić. Lou za barem sięgnął po jakiegoś obrzyna i złamał go sprawdzając czy jest naładowany. Jedynym który się ruszył był szef khainitów. Wstał ze swojego stołka i stanął na kilka kroków przez drzwiami o jakie trwały zmagania. Nie miał przy sobie tarczy ale za to miał swoje toporki. Stał tak z obydwoma w każdej dłoni.

- Puść te drzwi. Teraz jest czas areny. - facet obejrzał się przez ramię krótko ale widząc sytuację za swoimi plecami odskoczył od drzwi. A właściwie upadł na tyłek i zaczął tak sie cofać bo drzwi nagle pozbawione żywej zapory trzasnęły do wnętrza i do środka rzeczywiście wbiegła jakaś pulchna i przemoczona kobieta w średnim wieku. Rzuciła się wprost na tego kto był najbliżej czyli na Ćmę i Rogera.

Wystarczyła jedna seria żeby położyć problem trupem tam gdzie stał. Jeden triplet w głowę, tak dla pewności. Załatwić sprawę na odległość, jak uczył dziadek i potem wujek. Lepiej wrogów trzymać na dystans, szczególnie kiedy byli niebezpieczni. Angie powinna strzelić, nie zrobiła tego jednak. Nie mogła ot tak władować ołowiu dziwnej pani w czaszkę, kiedy obok stał pan z obrazkami - taki ładny i bojowy z tymi toporkami. Dziewczynie przypomniało się co mówił o strzelaniu i to co widziała w piwnicy. Wolał krótki dystans, bezpośrednie starcie… najwidoczniej jego kolega Khain też to lubił, a skoro mieli zbierać dla niego czerwoną wodę do kubka, wypadało się dostosować. Karabin dziadka wrócił na plecy, zamiast niego w dłoni blondynki pojawił się Miś.
- Krew dla Khaina! - krzyknęła, skacząc do przodu, prosto na spotkanie atakującej, wściekniętej kobiety.

- Krew dla Khaina! - wrzasnął Roger i cisnął w nadbiegającą panią swoim tomahawkiem. Broń świsnęła tuż obok jej głowy, zahaczając nawet o jej włosy ale jednak poleciała dalej nie trafiając jej ostatecznie. Nastolatka czuła jak udziela jej się euforia walki a może ten zew krwi o jakim czasem mówił Roger. Ale wszystko wydawało się takie łatwe i do zrobienia.

Khainita przerzucił toporek do prawej ręki zanim ta wścieknięta pani do nich dobiegła. A potem cała trójka rzuciła się z impetem na siebie. Nastolatce udało się wbić nóż w klatkę piersiową kobiety. Czuła jak stal ociera się o kości jej żeber i musiała dotrzeć do serca albo bardzo blisko. Taka rana powinna ją jak nie zabić na miejscu to zaraz potem a na pewno wyłączyć z walki. Kobieta jednak choć przemoczona wodą i z wbitym w pierś nożem jedynie trochę się zachwiała. Rzęziła coś i szczerzyła zaślinione zęby ale nie upadała. Jej dłoń wyskoczyła do przodu kompletnie ignorując Misia i jego właścicielkę i przeorała paznokciami brzuch Rogera. Khainita nie zdążył się zasłonić i sapnął. Ale walka trwała nadal i cała trójka wciąż była na nogach.

Wyglądało że serce tym wściekniętym nie jest potrzebne… niedobrze. Znaczy głowa. Musiała celować w głowę, bo zwykłego ludzia już by utrupiła. Ostrze przeszło między żebrami i trafiło tam gdzie czerwona pompka. Wyciągnęła je, sycząc na panią jak ona syczała na nich. Przekręciła nóż w palcach i zaatakowała jeszcze raz. Tam gdzie miękkie, pod żuchwą.

Gruba i wścieknięta pani skoncentrowała swoje chaotyczne ataki na khainicie. Próbowała znowu dosięgnąć go zębami i pazurami. Rogerowi udało się jednak odskoczyć i przejąć inicjatywę. Był gotów do kontrataku gdy nóż Angie trafił agresywną panią w nasadę szyi. Tym razem gdy gęsta krew chlusnęła z rany kobieta zdołała jeszcze zrobić ze dwa wymachy ale wreszcie ją zmogło. Upadła na kolana chwilę jeszcze pomachała rękami i wreszcie upadła na twarz rozbijając ją o podłogę. Przez chwilę panowała cisza gdy wszyscy w barze zdawali się jak zahipnotyzowani patrzeć na zdyszaną dwójkę gladiatorów.
- Krew na kielich krwi! - krzyknął triumfalnie Roger wyrzucając ramiona w górę w triumfalnym geście. Popatrzył ocierając ramieniem pot z czoła na stojącą obok nastolatkę. - Świetnie ci poszło Ćmo. Ta głowa jest twoja. - wskazał na leżącą u ich stóp panią.

Goście jakby nagle się ożywili. Część zaczęła kląć, część coś mówiła gwałtownie jakby rekompensując sobie te chwile stuporu, ktoś krzyknął, że stąd spierdala i rzeczywiście spora część gości ruszyła na schody prowadzące do pokojów.

Angie jednak w żaden sposób nie wyglądała na szczęśliwą. Stała nieruchomo, ciągle ściskając Misia w garści i wielkimi oczami wpatrywała się w świeże podrapy na rogerowym brzuchu. Czy to znaczyło że teraz on też się wścieknie i będzie go musiała utrupić?
- Zrobiła ci ranę - chrypnęła, wycierając ostrze o ubranie martwej pani i schowała je za pas - Nie umiem robić głów. Jeżeli chcesz to jest twoja. Ty wiesz jak się je czyści żeby Khainowi się podobało. My z pania doktur musimy jechać do małych ludziów, tam gdzie zostawiliśmy wczoraj dużego, żółtego bryka. Pani mama Jane jest... Chora - szybko znalazła dobrego wymówka i nawet nie skłamczuchowała - Potrzebuje doktora. Zrobiłbyś głowę czekając aż wrócimy, a potem byśmy pojechali do dorzecza. Musimy tam dziś jechać - skończyła mówić i już miała się odwrócić, ale zamiast tego doskoczyła do pana z obrazkami, obejmując go mocno. Nie mógł się wścieknąć, to byłoby… takie smutne i niemiłe.
- Pokażesz te rany pani doktur? - poprosiła cicho.

- No zrobiła. - Roger spojrzał w dół, na swój brzuch i przesunął dłoń po świeżej ranie. Nie wydawała się poważna ale też poważniejsza niż zwykłe zadrapanie. - No bywa na arenie. - khainita wzruszył wytatuowanymi ramionami niezbyt się tym chyba przejmując. - A z głową jak ty ją zabiłaś to jest twoja. Odrąb ją. - topornik wskazał na leżące ciało właśnie zabitej kobiety. Sam ruszył w stronę drzwi tam gdzie wcześniej gdzieś poleciał jego tomahawk.

Miało sens, powinna uciąć złej i wściekniętej pani głowę. Tak na wszelki wypadek. Wzruszyła ramionami biorąc do ręki maczetę. Chwilę na nią popatrzyła, a potem odwróciła wzrok na Rogera.
- Pożyczysz toporka?

Khainita wrócił ze swoim tomahawkiem i przytroczył go do pasa. W zamian podał Angie swój toporek. Jednak do rozmowy wtrącił się Lou.

- Zaraz, nie przesadzacie trochę? - zapytał z pustymi rękami więc widocznie musiał już schować broń z powrotem. - I tak już się popaprało. - wskazał na gości z których niewielu już zostało za to na górze słychać było przytłumione głosy i kroki. - Wyjdźcie z tym gdzieś na zewnątrz. No nie na środku lokalu. - powiedział z niechęcią patrząc na zakrwawione ciało na podłodze i plamy wylewającej się z niego krwi.

- No dobra, niech będzie. Złap za tamte ramię. - Roger zgodził się z dość obojętną miną i z podobną sięgnął po pulchny nadgarstek zabitej kobiety.

Blondynka zrobiła zdziwioną i niepewna minę, patrząc najpierw na podłogę z ciałem i krwią, a potem na pana zza deski z alkoholem.
- Ale tu i tak już brudno - pokazała na misz masz błota, czerwonych kleksów i innych dziwnych rzeczy, ale kiedy odezwał się Roger straciła zainteresowanie tym patykowym panem na rzecz targania trupa.
- Roger… a podwiózłbyś nas do chorej mamy? Tak by było szybciej… no poczekałbyś, pani doktur by ją zbadała i pomogła, a potem byśmy pojechali. No i byś mógł mi pokazać jak robić trofea z głów. Do tej pory wyrywałam zęby… jak dziadek. No ale słoik został w domu - westchnęła smutną, łapiąc drugą rękę - Ale to nic, zrobię nowy.

Razem z Rogerem i tak było co ciągnąć. Pani okazała się bardzo ciężka i nawet we dwoje nie było lekko. Jednak na ganek był tylko kawałek i tam mogli puścić bezwładne ciało. Khainita wskazał dłonią na głowę i odsunął się od żywego i martwego ciała.
- No mogę podjechać. - zgodził się wspomóc Ćmę w tym co planowała. Jej samej nic już nie przeszkadzało w odrąbaniu martwej głowy. Podobne trochę do rąbania drewna chociaż rogerowy toporek sprawdzał się lepiej niż zdezelowana maczeta jaką Angie używała w piwnicy przy poprzednim ciele.

Nastolatka wyraźnie się uradowała, słysząc zgodę na wspólną podróż. Roger i tak siedział w samochodzie, to moze sie uda jakoś zgrać wszystko żeby sie udało bez trupienia wścieknietej mamy Jane.
- Pojedziemy razem?! Suuper, jesteś najdobrzejszy! - zaśmiała się pogodnie, opuszczając topór na szyję trupa i wyrąbując pierwszą wyrwę. Stal zachrzęściła o kręgosłup i dziewczyna musiała stanąć nogą na czerepie zęby się nie majtał, ułatwiając oswobodzenie ostrza - Dobrze… jak jesteś. Jeszcze… jest trochę czasu. Zanim pojedziemy… to będzie fajnie. Cieszę się. Lubię jak jesteś - uśmiechała się, wyszarpując broń i biorąc drugi zamach. Opuściła topór tam gdzie poprzednio, w powietrzu rozległ się mokry dźwięk ciętych i miażdżonych tkanek.
- Zapakuję ją do bryka dobrze? - na koniec złapała głowę za włosy i uniosła ją, bo skoro była jej to musiała ją wziąć. No i czekali na pozostałych.
Wujek też czekał... tam gdzie woda i kłopoty.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 28-02-2018 o 23:04.
Czarna jest offline