Przepaść z mostu wydawała się jeszcze większa. Szła kilkadziesiąt metrów. W zasadzie pewnie ponad setkę. Przypomniała sobie skakanie po wiszących w powietrzu kamieniach z Czarnym. W końcu most się urwał. Stała na kamiennym placu o średnicy około dwudziestu metrów. Był on idealnie okrągły. Z jednej strony dochodził do niego most. Z drugiej… w zasadzie z każdej strony była otchłań.
Wilkołaczka westchnęła.
To był długi dzień i była zmęczona ciągłym napięciem i stresem. Rozejrzała się po placu postępując kilka kroków w tę i we w tę.
- Dzień dobry. Przysyła mnie Pieśń Udręki. - powiedziała dość głośno nie wiedząc czego się spodziewać. Marzyła o prysznicu i o tym by to wszystko okazało się snem.
Wtedy z burzowej chmury zaczął się formować kształt. Wkoło rozbrzmiały gromy. Kamienny krąg zadrżał pod stopami wilkołaczki. Sen stał się koszmarem. Z chmury wyfrunął ogromny potwór o błoniastych skrzydłach. Gdy zbliża się do lądowania wiatr jaki wywoływał zmuszał do zasłonięcia twarzy. Gdy jego masywne cielsko wylądowało na wiszącym w powietrzu kręgu wszystko zadrżało. Żenia tylko dzięki wielkiej sprawności swojego ciała nie padła. Oto siedział przed nią wielki, Zielony Smok. Był wielkości piętrowego budynku, a skrzydła mogły sięgnąć na kilkadziesiąt metrów w każdą stronę.
- Ja pierdolę! - wyrwało się dziewczynie łapiącej równowagę na szeroko rozstawionych nogach. Osłaniała twarz ramieniem czując podmuch i zawirowania powietrza wzbite skrzydłami smoka - Ja pierdolę…
Miała pustkę w głowie.
Po raz pierwszy odkąd się przebudziła na śmietniku nie miała żadnej myśli, żadnego planu, żadnej gry, żadnego ruchu.
Czysty podziw, zaskoczenie i szok wypełniły ją jak wstrząśnięta coca-cola butelkę.
- Ja pierdolę - zacięła się też jej płyta.
Bestia zwróciła do niej swój pysk z żółto-złotymi ślepiami. Może nie byłby w stanie połknąć jej w całości, ale bez problemu mógłby ją przegryźć w pół.
- Córka Ognistej Wrony znów do mnie przychodzi. Kto by pomyślał - jego głos był tak potężny, że czuła drżenie wewnątrz płuc.
Żenia wytrzeszczyła oczy.
Miała wrażenie, że brwi wrosły jej w linię włosów.
- Znowu?! Znasz mnie?! Pamiętasz?! - podsunęła się bliżej w ekscytacji - Wiesz kim jestem?!
Szloch i szok urosły dziewczynie w gardle jak kłaczek nie tak dawno w lesie. Żeńka urwała gwałtownie czując, że się lekko dusi. Poczerwieniała i w oczach poczuła zbierające się łzy. Zamachała rękami jak ofiara hiperwentylacji.
Smok wydał z siebie basowy dźwięk, który dopiero po chwili wilkołaczka rozpoznała jako śmiech.
- Tak. Pamiętam. Kilka dni temu dostałaś ode mnie Węża. Widzę, że nie masz go ze sobą. Dałaś sobie odebrać broń? - pytanie podkreślił wykrzywiający się, pokryty łuską łuk brwiowy.
- Jak to dostałam? Od Ciebie? Ja nie pamiętam tego co działo się kilka dni temu. - podsunęła się bliżej do ducha - Zgubiłam wspomnienia. - przyznała się. Nie żeby to było wielką tajemnicą - Dziękuję! Za pomoc te kilka dni temu. Nie zgodziłbyś się pomóc i teraz?
W głowie nadal tłukło się “ja pierdolę, ja pierdolę!!!”.
- Moja ulubiona oszustka pnie się w hierarchii? - zabrzmiało pytanie.
- Wiesz, że niechętnie pomagam nieswoim dzieciom. Choć nie, nie wiesz. Zapomniałaś. Jak wszelkie długi do spłacenia. Wygodne takie gubienie wspomnień.
Po tych słowach z nozdrzy gada wydobył się opar o żrącym zapachu.
- Hm. - dziewczyna odsunęła się by chmurka przemknęła obok - A może dorzucisz do rachunku i podwyższysz oprocentowanie? Nawet by Ci się opłacało wydłużyć listę skoro nie pamiętam rzeczywistej - no nie wierzyła samej sobie! Targowała się z pieprzonym smokiem!
Naparł na nią nosem tak, że musiała postąpić kilka kroków do tyłu. Znalazła się niebezpiecznie blisko krawędzi. Odruchowo złapała się nozdrza.
- Sugerujesz, że mógłbym zmyślać dług i wykorzystać twoje braki w pamięci? - prychnął, a gorący opar zmusił dziewczynę do puszczenia jego pyska.
- To byłoby niehonorowe. Czy chcesz nazwać mnie nie-ho-no-ro-wym? - gdy tak powoli sylabizował mogła bardzo wyraźnie przyjrzeć się jego zębom. Część z nich była mniejsza niż jej nóż z zaklętym duchem Węża. Ta mniejsza część. Większość była większa.
- A skąd! - oburzyła się dziewczyna - sugeruję jedynie, że dorzuciłbyś do listy więcej pozycji by mnie częściej widywać i móc się pośmiać!
- Nie - zaprzeczył natychmiast. Po chwili jego ciężkie powieki zamrugały i dodał:
- A czego byś chciała?
- Opieki. Twojej. Inaczej Pieśń Udręki mnie zabije. Wolałabym tego uniknąć jeśli to możliwe, Smoku - to ostatnie wypowiedziała z szacunkiem i jakąś dziwną dumą.
- Boisz się śmierci?- Zapytała bestia
- Boję się, że nie zdążę zrobić tego co bym chciała przed śmiercią. Boję się starości. Ale nie samej śmierci - odparła Żenia poważnie. - Są gorsze rzeczy niż śmierć.
- Moje dzieci nie czują strachu - szturchnął ją nosem, a spod jej buta w stronę przepaści pofrunął mały skalny odłamek.
- Może dlatego, że mają w Tobie opiekuna? - znów chwyciła się łuskowatego pyska.
- Jaki miałbym interes w opiece nad tchórzami? - zauważyła, że tym razem nie prychnął zmuszając ją do zabrania dłoni.
- Jak spotkam jakiegoś to spytam - zażartowała lekkim tonem - Zaś twój interes w opiece nade mną byłby taki, że chcę zrobić coś czego nie zrobił jeszcze nikt przede mną. Chcę - spojrzała w oczy bestii - być zapamiętana. Zapamiętana jako największa zagadka współczesności. A ty lubisz i chaos i zagadki i moc związaną z tym. Masz kodeks honorowy, nie dający się klasyfikować w zwykłych ramach. Moglabym rozsławić Twoje imię nie tylko tam za zasłoną ale tu. Gdybyś zgodził mi się pomagać oczywiście.
- Ciekawe. Zabawna jesteś, oszustko. Zatem zostaniesz moim dzieckiem.
Smok wciągną potężny haust powietrza i dmuchnął na stojącą na krawędzi przepaści dziewczynę. Momentalnie otoczyły ją zielone płomienie. Jednak jej nie parzyły. Dawały miłe kojące ciepło. Na moment rozpłynęła się w błogości. Gdzieś do jej głowy dotarło jeszcze, że Smok coś mówił:
- Bronią oszusta jest ciemność. Przyda ci się. Tak jak przyda się odnajdywanie swoich.
Nie wiedziała ile czasu minęło. Leżała na zimnych kamieniach. Czuła w sobie nową siłę.
- I jak poszło? - głos Pieśni Udręki zdawał się taki banalny gdy w uszach pobrzękiwały nadal słowa jej nowego opiekuna.
- Jak mam się do Ciebie zwracać? Bracie? Ojcze? - dziewczyna zbierała się w sobie. Spotkanie ze Smokiem wyczerpało ją i wydrenowało mimo, że opiekun był w niej, był jej częścią. Podniosła się najpierw na czworaka, potem na klęczki. Spojrzała w górę, w twarz Alfy.
- A mów sobie jak chcesz. Teraz jest do przygotowania zasadzka na szykujących zasadzkę. Jutro wyruszymy do Labiryntu - powiedział spokojnie niewidomy. To było takie inne od szanującego tradycję Czarnego.
Oszołomiona wciąż i przepełniona siłą Zielonego Smoka Żeńka powlokła się za ślepcem i Klekotem.