Hektor sięgnął do torby, którą wziął ze sobą z domostwa, a w której ukrył znalezisko. Przedtem długo się w nie wpatrywał próbując zgadnąć co to jest, chociaż wyobraźnia podsuwała tylko jedną odpowiedź.
- Serghrce me raduje się - zaczął kiwając głową towarzyszom. - Dzięki męstwu Gveira i jego nieskrywanej pogardzie dla śmierci, odratowaliśmy człowieka nieszczęsnego przed śmiercią niechybną. Jednakoż coś mi tu nie pasuje i śmierdzi, coby rzec, jak zeszłoroczna ryba. Trzema strzałami szyty i wyziębiony w tej bezlitosnej pogodzie, przeżył do naszego przyjazdu. Znam tęgich mężów, którzy zawziętością ciała i ducha byliby w stanie tego dokonać... chociażby sir Nithup z... - machnął ręką. - Nieważne. Faktem jest, że nasz ocalony na takiego nie wygląda. Co więcej, okoliczności są podejrzane. Aleja strzeżona przez krucze potwory. Odkształcony teren, w miejscu gdzie leżał raniony i to...
Utopiec sięgnął do torby i wyciągnął znalezisko, które wyglądało jak...
- Łuska - wyjaśnił. - Nic innego mi nie przychodzi do głowy. Przy czym do zwykłej ryby nie należy. Właściciela prędzej by szukać w wielkich wodach, a nie lądowych rzekach i stawach. |