Nawet, jeśli ktokolwiek z was odczuwał lęk przed starciem z nieumarłymi, na skutek okrzyków bojowych i wzajemnego zagrzewania do walki, szybko się go wyzbył. Pierre wpadł z uniesionym mieczem między truposzy, Gimbrin chwilę za nim. Pozostali skupiali się na sobie, by wyjść z tej walki obronną ręką. Ludo stoczył beczułkę z olejem w stronę nieumarłych, którzy przedarli się na przód, a chwilę później Bianca wypuściła z dłoni ognisty pocisk, który trafił w beczułkę. Płonący olej bryzgnął na trzech ożywieńców, którzy szybko stanęli w płomieniach. Bardak doskoczył do jednego z nich i mocnym uderzeniem dosłownie ściął mu zasuszony łeb. Kolejni trzej zostali naszpikowani strzałami i bełtami wypuszczonymi przez Felixa, Viktorię, Ludo i Dietera.
Gdzieś obok Douko odrąbał nogę kolejnego przeciwnika, a złotobrody krasnolud, który walczył z nim ramię w ramię dokonał reszty, zatapiając ostrze topora w szyi zombiaka. Bracia Gimbrina wspomagali was, tnąc i rąbiąc kolejnych wrogów, słychać było szczęk krzyżującej się ze sobą broni, charkot umarlaków oraz okrzyki walczących. Bianca posyłała kolejne ogniste kule, zajmujące wysuszone ciała przeciwników, a Viktoria, Felix, Ludo i Dieter kolejne pociski. Walczący w zwarciu Bardak, Douko i pozostali pieczętowali ich los, nie pozwalając się nawet drasnąć. Niedługo później było po walce i gdy adrenalina nieco opadła, oceniliście straty. Rannych zostało trzech krasnoludów Gimbrina, jednak odniesione obrażenia nie zagrażały ich życiu. Niestety, mniej szczęścia miał Pierre, który leżał pośród pokonanych nieumarłych z masą pomniejszych cięć na ramionach i głęboką raną w karku. Rycerz musiał dać się zaskoczyć, otoczony przez przeciwników i nikt nie był mu już w stanie pomóc.
Gimbrin podszedł do was.
- Dziękuję za pomoc w walce. - Mówiąc to, nawet nie spojrzał na Bardaka. - Coś złego zaczyna się tu dziać, musimy być czujni. - Wskazał ostrzem topora na leżące zwłoki. - Trzeba będzie spalić te truchła, moi ludzie się tym zajmą. Chcecie, żebyśmy to samo zrobili z waszym towarzyszem? No chyba, że sami to zrobicie, bo targać go do Frugelhofen nie ma sensu moim zdaniem.
Po chwili z kopalni wyszedł Borgor, prowadząc grupę kilkunastu uzbrojonych krasnoludów.
- Już po wszystkim? - Zapytał wesoło. - Tośmy się przydali w walce, że ho ho - rzucił i podszedł do zwłok. Patrzył na nie przez dłuższy czas, wyraźnie zasępiony. - Coś musiało się stać w grobowcu. Zwykle nie było tu takich sytuacji. Ostatnia zdarzyła się w dzień Hrugniego. Tak, pamiętam... jakieś sto lat temu. Zło wylęgło się z ruin grobowca i zabierało żywych, zmieniając w nieumarłych. Musimy spalić te zwłoki, nie wolno pozwolić, by znów powstały z martwych. Obawiam się, że wasz towarzysz również musi podzielić ten los... - Borgor spojrzał po was. Wyglądał na wyraźnie zmartwionego.