Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2018, 16:42   #218
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Rozmowy w Infirmarzu

Po zajęciu się raną Fyodora, Anna zajęła się swoim przyjacielem. Ostrożnie przemyła ranę na czole starając się by nic nie dostało się do oczu inkwizytora.
- Co właściwie wydarzyło się na konklawe? - Odezwała się cicho, pomału wykonując opatrunek. - Odbyło się dziś konklawe?
- Nie. Nie możemy zwoływać konklawe przy każdej okazji. W Płocku wybieraliśy kierunek naszego śledztwa. Ustalaliśmy plan na kilka dni, czy tygodni. Tu tylko podjęliśmy decyzje o oszczędzeniu wampira. Tak jak chciałaś. Ale Michal była przeciwna. Nie możemy zwoływać konklawe gdy będziemy się zastanawiać co zjemy na obiad, czy w innych trywialnych sprawach. Zresztą bardzo trudno wśród nas o jednomyślność
- odpowiedział smutnym głosem Inkwizytor.
- Forma konklawe wymusza podjęcie jednomyślnej decyzji… - Anna ostrożnie zacisnęła bandaż i jeszcze raz przesunęła po nim dłonią upewniając się, że wszystko leży tak jak powinno. Cały czas gnębiło ją, że wszystkiemu mogła zawinić jej nieobecność. Może Gerge niepotrzebnie bronił brata Piotra, może Michal dało się jednak przekonać. Opuściła wzrok odrywając go od twarzy mężczyzny. - Tak, nie było potrzeby zwoływania konklawe. Nie powinno być takiej potrzeby.

Ostrożnie sięgnęła do rany na ręce inkwizytora i odsłoniła przerwany materiał. Uraz nie był poważny. Rapte lekka rana szarpana, ale z uwagi a to co ją stworzyło, należało nią się zająć. Zabezpieczyć nim wda się zakażenie.
- Zdejmiesz koszulę? Zajmę się jeszcze tą raną. - Zakonnica odsunęła się, robiąc dla Gerge miejsce. - Co dokładnie wydarzyło się tam na dole?
Gerge najpierw zdjął skórzany naramiennik, a później koszulę. Odsłonił ranę. Wyglądała okropnie. Nie była groźna dla życia. I to był jej jedyny plus. Inkwizytor czekał z napiętymi mięśniami i nagim torsem. Jego wzrok zdawał się być nieobecny. Też dręczyła go cała ta sprawa z wampirem.
W ogóle nie powinna o nich myśleć. Anna zamarła, widok Gerge bez koszuli nagle przypomniał jej pewną wizję. Poczuła jak policzki zapiekły delikatnie, a usta rozchyliły się jakby czekały na pocałunek. Przełknęła ślinę i zabrała się za oczyszczanie rany. Nie powinna myśleć o takich rzeczach w takim czasie…
- Co tam się stało, Gerge? - powtórzyła cicho pytanie, nie odrywając wzroku od rany.
- Michal uważała, że nie można darować wampirowi. Gdy reszta ruszyła na modlitwę ona zebrała swoich ludzi i postanowiła zrobić to, do czego w jej mniemaniu Inkwizycja została powołana. Zabiła wampira. O ile można zabić coś nieżywego. Ale ten jej człowiek. Rusin z mieczem na plecach, on napił się krwi bestii.

Anna szukała w pamięci i skojarzyła, że według podań krew wampira dawała siłę i pozwalała nie starzeć się.
Zakonnica niechcący zacisnęła zbyt mocno bandaż. Może jednak nie powinna rozmawiać przy takich czynnościach.
- Przepraszam… - Ostrożnie poprawiła opatrunek i powróciła do przerwanej pracy. Nie komentowała czy Piotr był żywy czy nie. Gerge od początku mu nie ufał i miał do tego prawo. - Należałoby z nim porozmawiać… czerpanie z mocy złego nie przynosi nigdy nic dobrego. Zastanawiam się tylko… czy on mógł wiedzieć. To nie jest inkwizytor, prawda?

Zamyśliła się delikatnie gładząc ramię inkwizytora. Czy Michal podjęła dobrą decyzję? Piotr był skarbnicą wiedzy, do tego Fyodor i Gerge przypłacili to ranami, a ona życiem.
- Dziękuję, że z nimi porozmawiałeś i byłeś tam.
- To należy do moich obowiązków - mówiąc to musnął jej dłoń. Przez moment odniosła wrażenie, że chce położyć swoją dłoń na jej palcach. Ale tylko przez moment, bo nagle w Infirmarzu pojawiło się poruszenie. Poza Anną i Gerge był tam jeden zakonnik, a teraz do pomieszczenia weszło czterech mężczyzn. Cyganie i Simonica na ich czele. Coś powiedział w języku niezrozumiałym dla Inkwizytorów, po czym jego ludzie ruszyli do łóżek z dziećmi. Najwyraźniej chcieli je zabrać.

Anna odsunęła się od Gerge.
- Już powinno być dobrze. - Uśmiechnęła się do przyjaciela. - Ubierz się.
Spojrzała na Simonicę i powoli podeszła do cygana, patrząc czy inni nie obchodzą się z dziećmi zbyt gwałtownie.
- Ta kobieta wymaga opatrzenia, a dzieci egzorcyzmów. - Odezwała się spokojnie. Bardziej informując go o jego obowiązkach niż robiąc mu wyrzut.
- Tak. Zrobiliście dla nas już wystarczająco wiele. Teraz czas, żebyśmy sami zajęli się własnymi problemami - odpowiedział gładkim tonem Simonica.
Mężczyźni byli bardzo spokojni w tym co robili. Żadnemu z dzieci nie działa się też krzywda. Byli to ich ojcowie i wujkowie. Co więcej w dzieciach nie było widać śladu po opętaniu.
- Jak chcecie się nimi zająć? Nie ma więcej inkwizytorów w tej okolicy. Do kogo zamierzacie zabrać tą kobietę by ją opatrzył? - Przyglądała się uważnie cyganowi. Czy nadal był wzburzony? Czy był zły na nią? - Wybacz, że dopytuję, ale teraz to moi pacjenci. Chce wiedzieć, że będą bezpieczni.
- Nie śmiemy zawracać głów szlachetnym inkwizytorom. Zabierzemy dzieci i poszukamy pomocy w Gnieźnie, albo w Krakowie. Jofranka jest stabilna. Można ją przewieźć. Tedy nie śmiem prosić o więcej niźli modlitwę o powodzenie.
Wystudiowane gesty Simonicy, ozdobniki językowe, wszystko było wyolbrzymione. Pewnie Gerge nie wychwycił, ale dla Anny ironia tych słów była oczywista.

Zakonnica zacisnęła dłonie na habicie. Kim byli, skoro nie potrafili nawet stworzyć nici zaufania między sobą, a ludźmi którzy im pomagają. To byli bliscy jej towarzyszki inkwizytorki, osoby która jak wierzyła robiła to co podpowiedziało jej serce i Pan i temu poświęciła swoje życie.
- Chciałabym im pomóc. - Anna zebrała wszystkie siły by utrzymać wzrok na cyganie. - Zaraz planowałam się zająć Jorfanką, to nie zajmie dużo czasu, a będziemy mieli pewność, że nic nie zagraża jej życiu… Chciałabym też pomóc tym dzieciom. Jesteście rodziną Michal i… jeśli tylko pozwolisz… naprawdę nie chcę was wypuszczać w takim stanie.
- Już dość pomocy. Wystarczy - głos Simonicy zmienił się z przymilnego na stanowczy.
- Wy musicie tropić potwory, nam czas ruszać we własną drogę.

W tym czasie Jofranka była wynoszona z infirmarza przez człowieka, którego Anna kojarzyła jako jej męża.
- Naprawdę chcesz ryzykować ich życie tylko by nie skorzystać z naszej pomocy! Jedna z was się poświęciła więc poświęcisz resztę?! - Zakonnica ku własnemu zaskoczeniu podniosła głos. Anna opuściła wzrok. Jej piąstki były już zaciśnięte tak, że pobielały jej kłykcie. Czy miała prawo ich zatrzymywać? Cyganie nie robili nic złego… chyba. Zerknęła na jedno z dzieci, wciąż leżące na łóżku po czym wzięła głębszy oddech i odezwała się już normalnym głosem. - Potrzebujemy tylko tego dnia… potem moglibyście wyruszyć.
- I co zrobicie w ten jeden dzień? Nie ma więcej bibliotek do spalenia. Między nami nie ma więcej kobiet, które zechcą oddać swoje życie broniąc waszych mężczyzn przed szczurami - tym razem wyrzutowi towarzyszyło spojrzenie na Gerge.

Ten jak na komendę zerwał się i krzyknął:
- Sei schweigsam!
- Gerge proszę… - Anna spojrzała na towarzysza błagalnym wzrokiem. Jeszcze odrobina cierpliwości…
Obróciła wzrok i ponownie podniosła go na Simonice.
- Opatrzę ją i spróbujemy przeprowadzić egzorcyzm. - Jak najspokojniej potrafiła odpowiedziała na pytanie cygana. - Dziś wieczorem będziesz miał ich u siebie.

Oczy chytrego Cygana zwęziły się. Było w nich pewne wyzwanie wobec Gergego.
- A kto będzie odprawiać te egzorcyzmy? - zapytał. Annie nie uszło uwagi, że dłoń mężczyzny powędrowała w okolice pasa. Tuż przy rękojeści miecza.
- Będą potrzebni wszyscy inkwizytorzy. - Zakonnica chwilę obserwowała Simonicę. Już nie była pewna czy cyganem powoduje jedynie żal po stracie Michal. Czy robiła coś źle chcąc im pomóc? Może powinna odpuścić toż Simonica chciał dobrze dla swych ludzi, może znajdzie im odpowiednią pomoc. Jednak… rozejrzała się jeszcze raz po sali i zatrzymała wzrok na rannej kobiecie. Naprawdę dużo ryzykował. - Proszę, nikt tu nie chce waszej krzywdy. Obrażanie mego towarzysza i zachęcanie go do walki nie przyniesie ci żadnych korzyści.
- Nie pozwolę, żeby ten czerwony dotknął kogokolwiek z moich ludzi. Wycierał sobie pysk dobrym imieniem Michal. Wszyscy to słyszeliście. Dlaczego? Bo zabiła wampira? Po cóż powołano tę waszą Inkwizycję? Do prowadzenia szkółek przyklasztornych, czy do tropienia i zabijania sług zła? Jesteście zagrożeniem dla samych siebie. A ja - wskazał palcem na mężczyznę wynoszącego Jorfankę i drugiego, który prowadził za rękę małą dziewczynkę - jestem odpowiedzialny za nich. Za moją rodzinę. Dziś moja siostra poświęciła się, bo wierzyła w was. Oddała życie, żeby stary dziad w jedwabiach mógł ją mieszać z błotem? Wiesz, że więził nas wampir? Ktoś pokroju tego waszego Piotra. Pewnego wieczoru dla kaprysu zamordował moją żonę. Ale pewnego wieczoru dzięki poświęceniu tej małej uwolniliśmy się od niego. A ona straciła język.
Ta historia była poruszająca, jednak jej głównym celem było wyprowadzenie wszystkich z infirmarza. Został już tylko Simonica czekający na reakcję Anny.
Zakonnica przyglądała się cyganowi z szeroko otwartymi oczami. Przynajmniej w końcu dowiedziała się czegoś o Michal. Nie zamierzała wypowiadać się na temat przeszłości Michal. Każde z nich miało coś jakąś historię bo inaczej nie zajmowaliby się tym czym się zajmują. Teraz jednak rozumiała porywczość cyganki względem wampira. Przytaknęła dając znak, że wysłuchała go.
- Pozwól mi opatrzeć Jorfankę, wtedy na pewno dojedziecie z nią do Gniezna. Jeśli to dla ciebie ważne możesz być przy mojej pracy, gwarantuję, że nikt inny jej nie dotknie. - Nie odrywała wzroku od Simonici, starając się by jej głos brzmiał stanowczo. - Nie wypowiadam się za Fyodora, ale dla mnie poświęcenie Michal jest ważne i chcę byście wyjechali stąd bezpiecznie.

Simonica zagryzł zęby. Krzyknął coś, czego nie zrozumiała Anna ani Gerge, ale padło tam imię Tamas. Po chwili w drzwiach infirmarza pojawił się ów Tamas niosący swoją żonę. Po krótkiej wymianie zdań między Cyganami Tamas położył kobietę na łóżku najbliżej Gergego i zakonnicy.
- Opatruj zatem - powiedział Simonica czekając na reakcję zakonnicy.
Zakonnica przygotowała sobie misę z wodą i coś mocniejszego do przemycia ran. Przygotowała też masć do nałożenia na opatrunki, nim zabrała się do opatrzenia szyi kobiety. Widać było, że jest osłabiona, straciła sporo krwi. Na szyi pozostał ślad poparzenia i krzywo zabliźniona rana. Wygląda na próbę zasklepienia rany tętnicy gorącym żelazem. Jedna rzecz zaniepokoiła Annę.
- Kiedy miał miejsce uraz? - Obejrzała się na Simonicę. Była pewna, że jeszcze niedawno widziała Jfrankę całą i zdrową, ale potrzebowała potwierdzenia. Przez wszystkie wizje zaczynała mieć mętlik w głowie.
- Tej nocy - odpowiedział Cygan stojący z rękami skrzyżowanymi na piersi i z uwagą obserwujący poczynania zakonnicy.
- Wygląda jakby miała kilka tygodni… - Spojrzała na cygana z niepokojem, ale po chwili zabrała się za wykonanie opatrunku. - Kto się nią zajął w nocy?
- Pierwszy opatrunek robiła Michal. Potem cioteczka Lyla. Zna się nieco na ziołach. Ale rana jest świeża. Jorg trafił ją z łuku - powiedział Simonica nie zmieniając pozycji.
Anna oparła dłoń na ranie, szepcząc ciche słowa modlitwy i prosząc o wizję. Ta rana... opętane dzieci. Była zmęczona, smutna... jednak to wszystko było zbyt niepokojące by tak to zostawić.

Cytat:
Po kilku słowach modlitwy przybyła wizja. Nie uderzyła jak zwykle, niczym grom z jasnego nieba. Tym razem zaczęła się od uczucia przenikliwego zimna do którego zaczynała przywykać przez codzienne deszcze. Jednak zimno zdawało się przebijać przez jej skórę i mięśnie. Mogła przysiądz, że zamarzają jej kości.

Stała przy menhirze z Franciscą. Rzadko sama była bohaterką swoich wizji. Równie rzadko pokazywały one przeszłość. Tymczasem tę sytuację pamiętała dokładnie. Wczorajszy popas na skraju lasu. W tle za nimi unosił się kościany chorąży z wielkim sztandarem. Miał ze sobą czterech przybocznych w dziwnych paskowych zbrojach. Francisca i Anna odeszły, nie zostawiając żadnego ostrzeżenia. Na niebie pojawił się księżyc. Przy głazie obozowali Cyganie. Rozbijali obóz, jak gdyby nigdy nic. Chorąży unosił się między nimi. Jego żołnierze też. W końcu wydał rozkaz. Żołnierze kolejno wtapiali się w dzieci. Sam chorąży dopadł kobietę, która się nimi opiekowała.

Potem rozgorzała walka. Stawali brat przeciw siostrze. Ojcowie przeciw dzieciom. Kobieta została trafiona w szyję strzałą myśliwego. Michal jej pomogła. Zdarła z siebie koszulę odsłaniając swe krągłe piersi, po to, żeby zatamować krew. Oko doświadczonej medyczki dojrzało, że opatrunek był zrobiony dość nieudolnie, ale wystarczył. Rusin z rozgrzanym ostrzem zasklepił ranę.

Jofranka krzyczała, a duch chorążego wił się w konwulsjach.

Czas przeskoczył. Księżyc był wysoko. Michal rozmawiała z chorążym. Duch próbował paktować, lecz niemowa odmówiła. Jofranka słabła, a on martwił się o nosiciela. Wzeszło słońce. Dotarli do klasztoru. Anna ujrzała, że wokół dzieci pojawiły się łańcuchy. Nie widziała ich w rzeczywistości. Były jakąś alegorią. Coś więziło duchy i ich moc. Czyżby uświęcona ziemia?

Zobaczyła infirmarz. Jofranka dotykała dłonią szyi. Któryś z zakonników zdjął jej więzy. Widziała jak dłoń chorążego pracuje. Pod jego kościstymi palcami tkanka kształtowała się jak glina. Lepił jej szyje na nowo, choć łańcuch krępował jego ruchy. Rana zmieniała się.
Wizja odpływa spokojnie. Powoli Anna czuła napełniające ją ciepło. Gdy się ocknęła uświadomiła sobie, że rozchodzi się z palców Gergego, który położył dłoń na jej ramieniu.

- To długo jeszcze? - Zapytał zniecierpliwiony Simonica

Anna skupiła się na tym cieple. Chciała pochylić głowę i oprzeć policzek o dłoń Gerge, dotknąć jej swoją dłonią. Zamiast tego skończyła opatrunek i spojrzała na Simonice.
- Ja… widziałam duchy które są w Jofrance i dzieciach. - Odezwała się cicho nie będąc pewną jak cygan zareaguje na informację o wizji. - Są spokojni bo tutaj… chyba pęta je święta ziemia. Gdy opuścicie klasztor mogą was zaatakować.

- Zatem będziemy podróżować od kościoła do kościoła. Damy radę. Nie takie rzeczy przechodziliśmy - kłamał Simonica. Nigdy nie przechodzili opętania ich dzieci przez duchy i Anna widziała to w jego gestach, czuła w tonie głosu. Bał się, lecz duma nie pozwoli mu poprosić o pomoc Inkwizycji.
- Proszę cię jeszcze raz. Nie wiem jak potężny jest ten duch, ale był w stanie mimo pęt użyć swoich mocy i podleczyć rany swego nosiciela. - Anna stanęła przed mężczyzną. - On może opętać więcej osób...Michal… on chciał z nią pertraktować ale się nie zgodziła. Nie chce poświęcić jej pracy. Pozwól nam ich egzorcyzmować.
- Prosił Michal o rozwiązanie pętów. Nie zgodziła się. - Postawa Cygana wskazywała na wahanie.
- Ale i tak jest w stanie działać. Co jeśli postanowi zawładnąć tobą? Kto wtedy uchroni i poprowadzi twoich ludzi? - Anna nie odrywała wzroku od Simonicy. Gdyby udało się im ich egzorcyzmować… wierzyła, że byliby bezpieczniejsi.
- Przygotuję dzieci i Jofrankę. Dziś. Po nonie - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie.
Nie chciał się przyznać do porażki, a za to miał w tej chwili przyjęcie pomocy od inkwizycji.
- Dziękuję. - Anna poczuła ulgę. Może jednak dało się ich uratować. Teraz potrzebowali tylko Fyodora.
 
Aiko jest offline