Khazad uniósł kufel alle i wziął łyk.
- Jak khazadzi zrobią szlak to łatwo go nikt nie zniszczy. Jeśli oczywiście nie chciały by był pułapką czy co to sprawa zagubienia nie wchodzi w grę. Z resztą ja w górach się nie gubię.- Dodał Durak.
- Hmmmm. Zaczynasz mówić rozsądniej człeczyno. Zaliczka mile widziana jest zawsze. Musimy zboczyć z naszej drogi więc musimy nabrać dodatkowych zapasów.- Kiwnął głową i ponownie przechylił naczynie z piwem.
Khazad prychnął gdy wspomniano o tratwie.
- Wy człeczyny nie chcecie tych sierściuchów zostawić a pchacie się na chybotliwą i zdradliwą tratwę. Może od razu wskoczmy do rzeki lub wierzchowce powrzucacie?- Gimblinson nie był z pomysłu zadowolony. Może nie był tak sceptyczny do wody jak większość rodaków, ale tratwa nie brzmiała zbyt pewnie a umiejętności umgi zazwyczaj były co najmniej znośne co do pływania.
Krasnolud z ulgą przyjął wiadomość o zaliczce. Wiedział, że nie są zbyt dobrze wyposażeni i brakowało im prowiantu czy ciepłych ubrań. On sam by dał radę z tym co ma, ale człeczyny czy krucha długoucha jęczeć pocznie i będzie niańczenie.
Wiele lat Durak na szlakach w górach przeżył i wiedział co najlepiej się spisze. Musiał pogadać ze Słowikiem by zaprowadził go do odpowiednich ludzi, u których się zaopatrzą.