Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2018, 01:08   #220
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cela opata.

Częstogoj opadł ciężko na fotel. Powietrze uszło z niego. Francisca nawet zdała się przez chwilę myśleć, że jego mięśnie znikają, a sam zostaje zastąpiony habitem naciągniętym na szkielet. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Częstogoj skłonił się w podzięce za zdobiony krzyż.

- Dużo masz pytań pani. Tedy zaiste rozumiem czemuś częścią inkwizycji. Zdajesz się widzieć to, co inni pomijają - w pochlebstwach nie był tak gładki jak księża w Płocku, lecz swą prostotą potrafił przypaść kobiecie do gustu.
Sięgnął po kartkę papieru i jakby chcąc wszystko dobrze zapamiętać i odpowiedzieć bez błędów zanotował:
“Biskupi, Ptasznik, wieści, kamień, przyszłość, chłopi, egzekutor”
- Zatem panienko po kolei. Biskupów w kręgu zainteresowania mamy dwóch. Pełko w Gnieźnie i Gunter w Płocku. Do obu za jedno nam daleko. Zresztą słupy graniczne raz mamy na wschodzie, raz na zachodzie, tedy ciężko jednoznacznie coś rzec. W archidiecezji gnieźnieńskiej osiedlali się nasi bracia po dwakroć, jednak im bliżej samego Gniezna, tym gorzej. Zakony spalono i złupiono. Dopiero tutaj, w Mogilnie udało się nam stworzyć to, co widzisz droga siostro. Będą prawie trzy wieki. Wcześniej księgi były ukrywane w różnych miejscach. Często transportowane między różnymi zakonami. No ale wracając do biskupów. Gunter jest ze Świętego Cesarstwa. To i jak urząd objął, to do Płocka ruszyły karawany kupców ze Szwabii. Rzekłbyś, że kraj spustoszony kilka lat temu najazdem Ordy nie ma czym handlować, to byś się mylił, aż nadto. Płock zyskał na tym. Wiele zyskał. Ale Gunter jest młody i ambitny. Widziałby u siebie lenno z Mogilna. Widziałby na głowie swego księcia koronę króla. Widziałby na swej ziemi zamek Inkwizycji, co by urosnąć w oczach papieża. A w swych dłoniach najbardziej widziałby laskę arcybiskupią.
Częstogoj podrapał blat stołu, jakby namyślając się.
- Z drugiej strony jest Pełko. Syn ziemi krakowskiej. Został księdzem, jak jego ojciec. Szlachcic herbowy. Pieczętował się lisem. Dobrze żył z papiestwem. Będzie dwanaście lat jak papież orzekł - Częstogoj uniósł palec i zmienił głos by podkreślić wagę cytatu - “pozwalamy, aby w twojej prowincji przed tobą noszono znak krzyża, jeśli w Polsce nie będzie ustanowiony legat Stolicy Apostolskiej”. Tedy zyskalim arcybiskupstwo jak się patrzy - głos opata wrócił do normalnego, zmęczonego tonu.
- Pełka to dobry człowiek. Stroni od polityki. Przynajmniej oficjalnie. Jego rodzina nadal ma spore kontakty wśród lokalnych szlachetków, którzy na modę rzymską marzą o wielkich rodach. Tak więc ściąga na swe usługi różne bękarty. Takie jak kanonika Jaromira Raciborskiego. Szczodra ofiara na katedrę i oto morderca zostaje kanonikiem. Tak teraz wygląda zbrojne ramię katedry gnieźnieńskiej. On przybywa spalić bibliotekę. Przybywa zabić potwora. Przybywa zyskać chwałę i udowodnić, że nasze umysły były we władaniu Złego. Po to tylko, żeby klasztor przejąć. I jego bogactwo. Bo wyobraża sobie, że jest tu niezmierzona ilość złota zesłana w wotach.
Francisca krytycznie spojrzała na wyposażenie celi opata. Mężczyzna albo nie zdawał sobie sprawy z wartości zebranych przedmiotów, albo próbował grać przed nieobytą kobietą. Francisca jednak nie wyraziła wątpliwości, lecz kiwała głową zachęcając opata do większej otwartości.
- Kanonikowi możecie rzeknąć, żeście są Inkwizycją. Że zabiliście wampira. Że heretyckie pisma spłonęły. I żeście wybadali, że w zakonnikach winy nie ma, dlatego zostali przy życiu. Nie skłamiecie ni razu, a niewinne życia od męk ocalicie. My zaś płacić Gnieznu będziem, póki Gunter nie napisze do papieża, że na jego prośbę Inkwizycja interweniowała w klasztorze, bo Pełko był nieudolny i zwlekał. Co z tym zrobi papież? - Częstogoj wzruszył ramionami - tego nie wie nikt. Choć myślę, że zakończy to raz na zawsze nasze lenno dla Gniezna, a zapoczątkuje nowe. Dla Płocka. Tak czy inaczej nie prędzej niż po zimie.
Opat zerknął na kartkę z notatką.
- Ptasznik. Nie znam. Nie spotkałem. Jeno pogłoski żem słyszał. Ponoć heretyk i mag. Ponoć tłuszcz wytapia z nieochrzczonych niemowląt, a później pije go by latać. Ponoć ma władzę nad żywiołami. Niektórzy mówią, że czci starych bogów. Tych, którzy byli na tych ziemiach czczeni jeszcze przed Chrystusem. Inni mówili, że jest wampirem. Bratem naszego Piotra.
Opat znów podrapał stół. Tym razem też zagryzł zęby.
- Razu pewnego zapytałem Piotra o to. Zaprzeczył jakoby byli braćmi i uciął temat. Wiem, że musieli się znać, choć Piotr był bardzo niechętny mówić o nim. No i ponoć ów ptasznik mianował się również Żercą. A to już dowód niechybny, by ścigać go jako heretyka.
Opat wzniósł kartkę, żeby zobaczyć cóż tam jeszcze zapisał. Ledwie widział w świetle świecy. A choć na zewnątrz było już jasno, to maleńkie okienko prawie nie wpuszczało światła do wnętrza.
- Wieści jak się rozchodzą? Kupcy wędrowni. Odkąd Płock powstał z popiołów kupcy często szlakami podróżują. Częściej niż kiedyś. Taki za dnia towarami kupczy, a wieczorami w karczmie baja historyje różne. A tu wiadomo, chłopi do ziemi przykuci. Jak teraz wyczekują dnia słonecznego, co by z kosami w pole ruszyć. No to i gospodarek swoich nie opuszczają. Tedy cieszą się mogąc wieczorem w karczmie bajań kupców posłuchać. Poza tym są też posłańcy kościelni i książęcy. Ale oni raczej konkretne wiadomości dla wybrańców niosą. Rzadziej edykty książęce na placu odczytują o wzrostach daniny. I Bogu za to dziękować!
Częstogoj złożył ręce i skierował oczy w sufit. Jego usta ułożyły się w kilka łacińskich słów modlitwy, jednak po kilku wersach przerwał i wrócił do zapisanej kartki. Westchnął i kontynuował:
- Kamień należy omijać. Jedni mówią, że to miejsce kultu starych bogów. Ponoć krwawe ofiary tam składano. Inni, że powstał, by upamiętnić poległych w wielkiej bitwie. Piotr również skłaniał się do wersji o bitwie. Wszak sam przybył na te ziemie z żołnierzami rzymskimi. W każdym razie po zachodzie słońca przy kamieniu kusi. I nie powinien nikt być przy nim, bo widziadła mogą wciągnąć do rzeki i utopić. Lokalni wiedzą o tym. Kupcy też zaczęli sobie ową wieść przekazywać, po tym jak jedna z karawan przepadła bez śladu.
Opat zerknął na kartkę i zaśmiał się głośno.
- Nie, to co niesie jutro, pozostaje przed nami zakryte. I żadne modlitwy ku chwale Pana nam tego nie odsłaniają. A wy panno zapamiętajcie: szczęśliwy ten, co przyszłości swej nie zna. Co zaś do chłopów… cóż mogę rzec. Żniwa w tym roku zapowiadają się na ciężkie, a plony na gorsze niż zwykle. Deszcze niszczą uprawy. Tedy nie ma co się im dziwić, że szukają winnego. No bo kto jak nie wąpierz sprowadziłby deszcz? Samo podburzenie ich może być zapowiedzią przybycia kanonika. Albo może to sprytny plan Guntera? A może jednak sami w swym niezadowoleniu postanowili kamieniami obrzucić chmury? A że chmury za daleko, no to szukają celu dla kamieni bliżej niźli dalej.
W końcu dotarli do ostatniego punktu z listy. Częstogoj podrapał się po głowie za lewym uchem.
- Nie wiem. Nie umiem pomóc. Nasze miasto jest przy szlaku z Gniezna do Płocka. Łączy dwie metropolie. To i różnych ludzi przyciąga. Nie znam nikogo takiego bo i nam, miłosiernym mnichom nikt z mistrzów małodobrych potrzebny nigdy nie był.

Infirmarz.

Anna stała przejęta. Zdarzenia ostatniej nocy zdawały się wciskać ją w ziemię. Miała jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami. Musiała też poszukać Fyodora i poinformować go, że mają szansę dokonać egzorcyzmu. Jednak oddałaby wszystko, żeby móc położyć się na pryczy, objąć swoje kolana i udawać, że nie istnieje. Z zamyślenia wyrwał ją Gerge, który położył dłoń na jej ramieniu. Gdy westchnął ciężko wiedziała już, że to co powie nie będzie pocieszające.
- Mamy jeszcze sporo do zrobienia.

Zgliszcza.

Czerwony Brat zszedł do zadymionego pomieszczenia. Praktycznie nie dało się w nim oddychać. Najpierw odmawiał modlitwę na głos, lecz już po kilku wersach rozkaszlał się mocno. Pomieszczenie było wykute w skale i pożar nie mógł mu zagrozić. Lecz unoszące się wokół strzępki spalenizny szybko odklejały strój inkwizytora. Kaszel nie ustępował. Fyodorowi zakręciło się w głowie. Upadł. Wokół było ciemno. Tylko mała lampa jaką ze sobą przyniósł i postawił na schodach rzucała delikatne światło. Fyodor dobrze wiedział, że nie był to jego pierwszy upadek. Ale czy Pan dawał mu w ten sposób znać, że ma być jego ostatnim? Inkwizytor zacisnął pięść. Spalenizna wyciskała mu łzy z oczu. Półmrok przywoływał skojarzenia z salą tortur, albo przedsionkiem piekła. Gdzieniegdzie coś się tliło. Gdy oparł się o jeden z regałów to spalone deski pokruszyły się w jego palcach wzbijając w powietrze jeszcze większe tumany sadzy. Nagle zdał sobie sprawę, że już nie wie gdzie jest. Myślał, że leży na brzuchu, tymczasem leżał na plecach. Był coraz bardziej zmroczony. Widział dwa światła. Jedno z nich z pewnością było lampą stojącą na schodach. Na drodze ucieczki z podziemi. A czym było drugie? Było słabsze. I o ile dobrze się orientował w sadzy i łzach zalewających mu oczy leżało w głębi pomieszczenia. Zachęcało go do wizyty w przedsionku piekła.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest teraz online