Ale własnie o to chodzi
Odgrywamy żywe postacie (na ile to możliwe), a nie partię szachów. W życiu decyzje rzadko podejmowane są na podstawie długich przemyśleń i wyboru najlepszej strategii. Jeśli wyjdzie, że Detlef przesiedzi oblężenie w celi, to jako gracz nie będę miał z tym problemów. Jeśli stracimy mandat do bronienia mieszkańców i wymkniemy się chyłkiem z miasta porzucając je na pastwę wroga, to też ok (choć pewnie mieszkańcy będą mieli na ten temat inne zdanie
), jeśli nawet oddział się rozdzieli (różnica zdań, bunt, dezercja czy inne), to też git, bo pewnie
MG i tak w końcu posadzi wszystkich BG w jednej celi w oczekiwaniu na rychłą egzekucję.
Ważne, żeby gra sprawiała frajdę wszystkim i tyle
Co do miejsca - być może coś mi umknęło, ale przyjąłem, że skoro garnizon miał służyć dla miejscowych, których kilkudziesięciu było, to pewnie i tak nie byli to zawodowi żołnierze (to nie armia w końcu), tylko coś na kształt milicji (straż miejska?). Ludkowie poza służbą siedzieli w domach, a w garnizonie tylko ci na służbie (patrole, pilnowanie bramy, ochrona mytników i miejskich urzędów i takie tam). W kazdym razie uznałem, że koszary nie są zbytnio rozbudowane i jeśli komendant ma swoje biuro, do tego Baron zgarnął kolejne, to poza kilkoma salami dla szeregowych nic już nie zostało. W końcu to nie centrum konferencyjne
Jeśli się mylę, to proszę
MG o sprostowanie (posta jednak nie zmieniam, bo reakcja krasia wpisuje się w dyskusję o tym kto komu rozkazy wydaje).