- Sierżancie. - Thorvaldsson zwrócił się do przełożonego spokojnym głosem. Nie chciał wtrącać się do wątku o buncie, bowiem doskonale wiedział, że nie o to Dużemu Karlowichodziło. - Ja o to nie zabiegałem. Zostałem poinformowany o decyzjach starszyzny i włodarzy miasta i obiecałem zrobić, co w mojej mocy. Jeśli sierżant uważa, że miasto poradzi sobie bez pomocy krasnoludów Barrudina, to nie ma sprawy i wszystko zostaje po staremu. W czasie dzisiejszej mojej rozmowy ze Starszym odmówił połowie moich próśb o wsparcie argumentując to niespełnieniem obietnic złożonych przez sierżanta. Odmówił, chociaż w tej chwili jest przekonany, że to ja dowodzę obroną. Co zrobi, jeśli dowie się, że to już nieaktualne? - Zapytał.
- Nie miej mi za złe, sierżancie, ale Duży Karl ma rację przynajmniej w jednym - w tej chwili panuje bałagan i z tego, co do tej pory usłyszałem od Ostatnich wynika, że przynajmniej część działań wzajmnie sobie przeczy. Loftus narzeka, bo kapłani zorganizowali procesję w czasie, gdy on próbował dezorganizować obóz wroga. Kapłani uczynili to w porozumieniu z Leo, która nic nie wiedziała o działaniach maga. Ja kazałem rozebrać pomosty rybackie, żeby utrudnić wrogowi desant przez port i pozyskać materiały na budowę barykad, a przez to rybacy nie mogli pozyskać ryb na potrzeby miasta. Kazaliście Glormowi szykować ładunki wybuchowe i zapalające, ale nie daliście mu żadnych materiałów, o które prosił. - Wymieniał. - To jest burdel i widzimy to nie tylko my tutaj, ale i ochotnicy, mieszkańcy i krasnoludy. To właśnie przez brak koordynacji dwudziestka ciężkozbrojnych wróciła do Barrudina. A to tylko niektóre przykłady braku organizacji. - Powiedział.
- Pytaliście mnie o to gdzie i jakie siły rozlokuję do obrony murów i jakie zamierzam zapewnić im wsparcie... - spojrzał na dowódcę. - Bez urazy, sierżancie, ale jesteśmy tu od kilku dni i jak dotąd poza fortem to chyba tylko wieża z balistą Ferreta jest stale obsadzona, bo ja to zorganizowałem. Dlaczego pytacie mnie, który miał dowodzić od dzisiejszego ranka, skoro nic z tym nie zrobiliście do tej pory? - Rzekł bez cienia satysfakcji w głosie.
- Od świtu zorganizowałem sprawną komunikację poprzez gońców, dzięki której po raz pierwszy od przybycia do Meissen spotkaliśmy się niemal całą dziesiątką, a także uzyskałem od krasnoludów pomoc, która już jest realizowana - choćby przy budowie umocnień. Do tego ustaliłem z Barrudinem kilka innych rzeczy i mógłbym zrobić więcej, gdyby Kamienne Serce nie miał żalu za niespełnione obietnice sierżanta. To chyba niemało, jak na czas od świtu do południa. - Podsumował.
- Ale nie mogę zgodzić się na dowodzenie obroną w sytuacji, gdy wy będziecie dowodzić Czwartą. - Oznajmił. - To nie bunt, sierżancie, ale skoro nie daliście rady skutecznie rozdzielić zadań pomiędzy Ostatnich lub inne dziesiątki, żeby wzajmnie nie wchodzili sobie w drogę, to cóż zmieni to, że będę wam mówił, czym macie się zająć... - Przerwał.
- Żałuję, że rozmawiamy o takich sprawach w obecności wszystkich i zdaję sobie sprawę, że jako podwładny nie powinienem kwestionować waszych kompetencji. Nie ja jednak chciałem zostać dowódcą obrony i twierdzę, że pański bezpośredni nadzór nad żołnierzami Czwartej uniemożliwi mi realizację mojej wizji obrony. Ochotników i weteranów komendanta garnizonu jest zbyt mało i są zbyt mało doświadczeni, bym mógł na nich oprzeć jakikolwiek sensowny pomysł na utrzymanie miasta.
- Jeśli wasza decyzja jest nieodwołalna, to obecny tu komendant powinien ponownie rozważyć komu powierzyć dowództwo, a kapral Thorvaldsson oddaje się do dyspozycji sierżanta. - Detlef wstał i zasalutował regulaminowo.