|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
01-03-2018, 19:45 | #431 |
Reputacja: 1 |
|
01-03-2018, 22:08 | #432 |
Reputacja: 1 | Walter patrzył na całą rozgrywającą się scenę. Na przybywających posłańców, wozy, złoto, zapasy... Cieszyło go j, że stracili jednego z wrogów. Przynajmniej dopóki, dopóty nie zorientują się w oszustwie. Z zamyślenia wyrwali go posłańcy od Detlefa. Wydał ostatnie polecenia żołnierzom z fortu, a następnie ruszył na naradę. W trakcie jej trwania zbytnio się nie odzywał. Stał w cieniu, wsłuchując się w głosy innych. Poparł słowa Barona na temat palenia mostu: -Też tak uważam, co więcej mogę tego osobiście dopilnować, chociaż nie będziemy tam potrzebować wielu sił. Później zamilkł, czekając na dalszą część rozmowy. |
04-03-2018, 00:15 | #433 |
Reputacja: 1 | Na widzenie ze Starszym lokalnej społeczności khazadów Detlef został wpuszczony od razu. Najwyraźniej krasnoludom mocno zależało na powodzeniu tego karkołomnego przedsięwzięcia, jakim było wskazanie kaprala Thorvaldssona na dowodzącego obroną miasta. - Bądź pozdrowiony, szlachetny Barrudinie. Oby dni twoje oświetlał ogień kuźni, a gwiazdy nocą lśniły niczym diamenty. - Zaczął od jednej ze standardowych formułek na rozmowę ze starszym od siebie krasnoludem. - Nie zamierzam marnować twojego cennego czasu, Starszy, dlatego przejdę od razu do rzeczy. - Powiedział patrząc z szacunkiem, ale bez lęku na Barrudina. - Wdzięczny jestem za zaufanie, jakim zostałem obdarzony i zamierzam swoje zadanie wypełnić jak najlepiej. - Pochylił głowę. - Są jednak sprawy, które chciałem uzgodnić, bowiem wspólnej sprawie służą, a tą jest zatrzymanie tego psa Wernicky'ego poza miastem. Niestety my dawi jak zwykle musimy naprawiać to, co umgi zepsuli, a efekty przygotowań w ich wykonaniu są... w najlepszym razie mocno niewystarczające.- Powiedział. * * * Detlef wyszedł od Barrudina nieco zasępiony. Z jednej strony spodziewał się większego oporu w pewnych sprawach, z drugiej Kamienne Serce twardo odmawiał pomocy w innych, co do których Thorvaldsson miał nadzieję ją otrzymać. Zbliżało się południe, więc pośpieszył do koszar, by poczekać na wezwanych na odprawę Ostatnich. Na miejscu okazało się, że von Grunenberg nie zamierzał ustąpić z zajmowanej miejscówki i na dodatek bałamucił adiutanta, którego jako zmożony chorobą sierżant armii Wissenlandu potrzebował chyba tylko do wycierania zadka. - Durny człeczyna... - zdegustowany mruknął w swojej ojczystej mowie. Ponieważ jego rzeczy przeniesiono z powrotem tam, skąd je przyniesiono właśnie tam skierował kroki. Chce Baron, żeby dowódca obrony organizował narady na wieloosobowej sali, to nie ma sprawy - kapral Thorvaldsson ma niemal nieskończone zasoby cierpliwości i nie zamierza robić z tego problemu. Może jeśli durny człeczyna dojrzy efekty swoich decyzji, to dojdzie do jakiś interesujących wniosków, kto wie? Detlef zamierzał dać mu tę szansę. Zaczynali schodzić się wezwani żołnierze. Większość zaskoczona miejscem spotkania, jak i tym, że kapral Thorvaldsson siedział na swojej pryczy majtając nogami i nie mówiąc nic poza odpowiedziami na pozdrowienia przybywających. Słuchał rozmów, jakie toczyły się pomiędzy Ostatnimi, jednak nie włączał się i nie odpowiadał na pytania pokazując gestem, że będzie na to czas później. Wreszcie byli wszyscy, których wezwał, a nawet ktoś jeszcze - komendant garnizonu na zaproszenie nikogo innego jak von Grunenberga. Detlef był niezmiernie wdzięczny, że Baron nie zaprosił także niziołczej trupy tanecznej i kółka gospodyń wiejskich do wyszywania obrusów. Obawiał się, że mogli się nie zmieścić i był pod wrażeniem przenikliwości przełożonego, który najwyrażniej doszedł do tych samych wniosków. - Witajcie. Cieszę się, że dotarliście. - Zaczął, nie wstając z pryczy. - Może nieco dziwi was miejsce, w którym będziemy ustalać istotne dla życia mieszkańców sprawy, ale pewien człowiek nie zamierzał udostępnić jedynego w garnizonie miejsca, które byłoby odpowiednie do takich celów. - Tu spojrzał wymownie na sierżanta. - Witam pana komendanta. Co prawda nie zapraszałem, gdyż miałem zamiar zjawić się z meldunkiem osobiście, ale wasza obecność pozwoli wyjaśnić pewną zasadniczą kwestię. O tym jednak za chwilę. teraz chciałbym uprzedzić, że my tutaj prości żołnierze jesteśmy i mało wyszukanym językiem się posługujemy - mówimy prosto i dosadnie, a często przekleństwo wymsknąć się lubi. - Powiedział. - Teraz sprawa, o której wspominałem, a od której powinniśmy zacząć. Jak może już wiecie, albo i nie, włodarze miasta w porozumieniu ze starszyzną krasnoludów zdecydowała powierzyć obowiązki dowódcy obrony mnie. - Przerwał na chwilę, aby wszyscy mogli oswoić się z informacją. - O tym, dlaczego tak się stało zapewne opowie wam sierżant lub sam komendant - ja zdecydowałem się podjąć tego trudnego i mało wdzięcznego zadania i zrobić wszystko, by Meissen nie zostało splądrowane a jego mieszkańcy zabici przez najeźdźców z południa. - Jest jednak pewna przeszkoda, bez usunięcia której nieodwołalnie zrezygnuję z tej funkcji, czy też odmówię wykonania rozkazu zajęcia tego stanowiska ze wszystkimi tego konsekwencjami. - Rzucił twardo. - To sprawa zwierzchnictwa, podległości służbowej, czyli ustalenia kto komu może rozkazywać i kto czyje rozkazy ma wykonywać. - Wyjaśnił. - W tej chwili jest taka sytuacja, że komendant dowodzi garnizonem, a nasz sierżant tym, co zostało z Czwartej. Ich szarże są niemal równe i żaden nie musi wykonywać poleceń drugiego. - Stwierdził. - Jeśli ja mam dowodzić obroną, czyli być podległym komendantowi, a jednocześnie podległym sierżantowi, który, nie obraż się sierżancie, może robić to, na co ma w danej chwili ochotę, to w takim bałaganie żadne plany nie mają sensu i ja za to odpowiadać nie zamierzam. Zamknijcie mnie, zdegradujcie, obetnijcie żołd, którego nawiasem mówiąc i tak nie ma kto i z czego wypłacać, ale ja nie ruszę palcem do czasu, aż hierarchia nie zostanie ustalona. Przypomnę jeszcze, że nie jestem poddanym księżnej, ani nawet Imperatora - moim królem jest król Morgrim z twierdzy Zhufbar, a mój udział w waszej wojnie potraktujcie jako wypełnianie wzajemnych umów pomiędzy dawi z Karaz Ankor i umgi z Imperium. Mogę odejść w każdej chwili, mogę też pomóc, by Wissenland ucierpiał jak najmniej. - Oczekuję wolnej ręki w sprawach przygotowań do obrony, organizacji i przydzielania zadań żołnierzom Czwartej i garnizonowi Meissen. Oczekuję, że sierżant na czas obrony będzie wykonywał moje rozkazy lub całkowicie odsunie się na bok i nie będzie prowadził żadnych działań angażujących obrońców lub w imieniu armii lub miasta. Będę odpowiadał wyłącznie przed komendantem i jemu będę raportował o sytuacji. Będę zabiegał o pomoc krasnoludów i, zapewne, musiał godzić ich interesy z interesami włodarzy miasta. Nie będę mieszał się do polityki - tutaj oczekuję wsparcia komendanta i, jeśli się zgodzi, sierżanta. - Wyrzucił niemal jednym tchem. - Do was należy decyzja. Mogę nadal być zwykłym kapralem, a nawet szeregowym, pełnić służbę lub choćby siedzieć w karcerze. Mogę też spróbować poskładać to, co zaczyna się rozsypywać i dać mieszkańcom i nam wszystkim szansę na przetrwanie oblężenia i nieuchronnego szturmu. Zdecydujcie, bowiem reszta tego, o czym chciałem was poinformować nie ma znaczenia, jeśli nie ustalimy kto za co odpowiada i przed kim. - Aha, sierżancie. - Spojrzał na Barona. - Zapewne wam to nie w smak, ale dobrze wiecie, że ja się o takie zaszczyty nie prosiłem. Jeśli jednak mam dowodzić, to musicie zdecydować jaka będzie wasza rola. Jeśli bez zmian, to ustalcie z komendatem, kto dowodzi obroną, bo ja tego nie zrobię choćbyście nie wiem czego próbowali. - Przedstawił swój punkt widzenia.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
04-03-2018, 01:15 | #434 |
Reputacja: 1 |
|
04-03-2018, 01:17 | #435 |
Reputacja: 1 | - No kurwa!- Diuk huknął gdy tylko Baron skończył czym niejednego przestraszył.- Kapral dobrze gada, bo tu taki burdel, że dziw, że wróg jeszcze miasta nie zajął. Przecież za to, że szukałem konspirantów sam trafiłem za zdradę do celi. Co prawda na chwile, ale pokazuje to że burdel jednak jest. Skoro Detlef ma dowodzić obroną to może oba paniczki grzecznie oddadzą się pod rozkazy khazada? Jeden dowodzi jednymi, drugi drugimi, ale warto by obie ręce miały głowę, mądrą starszą głową. - Karl popatrzył na krasnoluda i machnął porozumiewawczo. - Ja ze swojej strony przypomnę, że Czwarta jest w Meissen jedynie z rozkazu, jak się okazuję błędnego rozkazu herr Grunnenberga. Księżna zdaję się straciła zainteresowanie waszym miastem, a i wśród jej żołnierzy ze Czwartej słyszy się coraz częściej głosy, by jebać Barona, jebać Meissen i wracać do Nuln. To tyle ode mnie. Panowie oficerowie to przemyślą. - Diuk skończył patrząc niezbyt przyjemnie na komendanta i Barona.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 04-03-2018 o 01:20. |
04-03-2018, 01:32 | #436 |
Reputacja: 1 |
|
04-03-2018, 04:56 | #437 |
Reputacja: 1 | - Czy ja nawołuje do buntu? Mówię co widzę i słyszę. To nie mnie się pan sierżant powinien obawiać, a raczej skumulowanego wkurwu mięsa armatniego.- Karl odpowiedział dość spokojnie. Zastraszanie chyba minęło cel. Co to są baty po torturach pod Białą Skałą. - Skoro to jest narada to słucham i radzę. Nasi ludzie. Twoi ludzie jeszcze tu są i morale może mają większe od tych kurwi tam, ale tydzień, dwa oblężenia i z autorytetu oficera zostaną buty. Wybacz Gustawie, ale twoje decyzje nie przysporzyły ci popularności w czwartej. Może jesteś moim przełożonym, ale ja zwracam się teraz do Ciebie jak do przyjaciela. Posłuchaj co się mówi, a nie bądź uparty jak ten khazad. Wy trzej - Karl wskazał na Detlefa, Gustawa i Komendanta. - jesteście tu tymi którzy szczekają na innych. Pan komendant szczekać nie chcę bo go to najwyrwźniej nudzi, pan sierżant boi się co by szczekanie innego psa nie zagłuszyło jego, a Detlef jest zmuszony do szczekania, bo głośno szczeka. Wszystko kurwa zajebiście, ale przeciętny Helmut na murze słyszy tylko niespójne ujadanie, a czasy takie że jedyne co trzeba nam teraz słyszeć to pojedyńcze wyraźne wycie pierdolonego wilka alfa. Więc weźcie się kurwa panowie oficerowie w garść i zacznijcie zachowywać jak na oficerów Imperialnej psia jego mać przystało, a nie zamieszanie w szeregach armii siejecie bo wam się rangi nie zgadzają. - Karl chyba naprawdę się wkurwił bo aż wstał. - Detlef ma dowodzić obroną, bo tak bogowie, ludzie i krasnoludy zadecydowały. Świetnie, więc niech nią dowodzi. Na czas obrony nie jest w Czwartej więc może mówić Grunnenbergowi i Komendantowi gdzie ci mają rozlokować ludzi, co przygotować, co budować i tak dalej. Gustaw dowodzi siłami Czwartej zgodnie z doktryną Detlefa, przyjnajmniej póki ma resztki posłuchu u żołnierzy. Pan komendant jak wiemy do walki się nie pali, chyba woli przesuwać figury na szachownicy niż prowadzić Meissenczyków do boju, więc zaoferuję pomoc, bo te wasze łajzy co je trenowałem i tak już widzą we mnie lidera. Mogę wziąć na siebie ten przykry obowiązek. Piramida dowodzenia będzie wtedy wyglądać w ten sposób, że Detlef dowodzi całą obroną, Gustaw Czwartą, a ja ochotnikami i milicją z Meissen. Pan Komendant będzie naszym człowiekiem w ratuszu. Tu pozwolenie, tam nakaz, bo biurokracja to kurwa. Wtedy będzie to mieć ręce i nogi, i wtedy będziemy mieć szansę na zwycięstwo. Działając jak jeden jebany organizm z ręką prawą, lewą i głową, a nie trzema kutasami. Bo co to by był za burdel, gdyby właśnie w tej chwili zawył alarm? - Diuk pozostawił to pytanie w chwili ciszy, jakby go właśnie nasłuchiwał. - Możecie się na mnie gniewać, możecie karać, ale jak wam te kurwie z południa na mury wlezą to ja się będę śmiać z głupoty oficerów, choćby z szubienicy. -
__________________ Man-o'-War Część I |
04-03-2018, 12:47 | #438 |
Reputacja: 1 | - Sierżancie. - Thorvaldsson zwrócił się do przełożonego spokojnym głosem. Nie chciał wtrącać się do wątku o buncie, bowiem doskonale wiedział, że nie o to Dużemu Karlowichodziło. - Ja o to nie zabiegałem. Zostałem poinformowany o decyzjach starszyzny i włodarzy miasta i obiecałem zrobić, co w mojej mocy. Jeśli sierżant uważa, że miasto poradzi sobie bez pomocy krasnoludów Barrudina, to nie ma sprawy i wszystko zostaje po staremu. W czasie dzisiejszej mojej rozmowy ze Starszym odmówił połowie moich próśb o wsparcie argumentując to niespełnieniem obietnic złożonych przez sierżanta. Odmówił, chociaż w tej chwili jest przekonany, że to ja dowodzę obroną. Co zrobi, jeśli dowie się, że to już nieaktualne? - Zapytał. - Nie miej mi za złe, sierżancie, ale Duży Karl ma rację przynajmniej w jednym - w tej chwili panuje bałagan i z tego, co do tej pory usłyszałem od Ostatnich wynika, że przynajmniej część działań wzajmnie sobie przeczy. Loftus narzeka, bo kapłani zorganizowali procesję w czasie, gdy on próbował dezorganizować obóz wroga. Kapłani uczynili to w porozumieniu z Leo, która nic nie wiedziała o działaniach maga. Ja kazałem rozebrać pomosty rybackie, żeby utrudnić wrogowi desant przez port i pozyskać materiały na budowę barykad, a przez to rybacy nie mogli pozyskać ryb na potrzeby miasta. Kazaliście Glormowi szykować ładunki wybuchowe i zapalające, ale nie daliście mu żadnych materiałów, o które prosił. - Wymieniał. - To jest burdel i widzimy to nie tylko my tutaj, ale i ochotnicy, mieszkańcy i krasnoludy. To właśnie przez brak koordynacji dwudziestka ciężkozbrojnych wróciła do Barrudina. A to tylko niektóre przykłady braku organizacji. - Powiedział. - Pytaliście mnie o to gdzie i jakie siły rozlokuję do obrony murów i jakie zamierzam zapewnić im wsparcie... - spojrzał na dowódcę. - Bez urazy, sierżancie, ale jesteśmy tu od kilku dni i jak dotąd poza fortem to chyba tylko wieża z balistą Ferreta jest stale obsadzona, bo ja to zorganizowałem. Dlaczego pytacie mnie, który miał dowodzić od dzisiejszego ranka, skoro nic z tym nie zrobiliście do tej pory? - Rzekł bez cienia satysfakcji w głosie. - Od świtu zorganizowałem sprawną komunikację poprzez gońców, dzięki której po raz pierwszy od przybycia do Meissen spotkaliśmy się niemal całą dziesiątką, a także uzyskałem od krasnoludów pomoc, która już jest realizowana - choćby przy budowie umocnień. Do tego ustaliłem z Barrudinem kilka innych rzeczy i mógłbym zrobić więcej, gdyby Kamienne Serce nie miał żalu za niespełnione obietnice sierżanta. To chyba niemało, jak na czas od świtu do południa. - Podsumował. - Ale nie mogę zgodzić się na dowodzenie obroną w sytuacji, gdy wy będziecie dowodzić Czwartą. - Oznajmił. - To nie bunt, sierżancie, ale skoro nie daliście rady skutecznie rozdzielić zadań pomiędzy Ostatnich lub inne dziesiątki, żeby wzajmnie nie wchodzili sobie w drogę, to cóż zmieni to, że będę wam mówił, czym macie się zająć... - Przerwał. - Żałuję, że rozmawiamy o takich sprawach w obecności wszystkich i zdaję sobie sprawę, że jako podwładny nie powinienem kwestionować waszych kompetencji. Nie ja jednak chciałem zostać dowódcą obrony i twierdzę, że pański bezpośredni nadzór nad żołnierzami Czwartej uniemożliwi mi realizację mojej wizji obrony. Ochotników i weteranów komendanta garnizonu jest zbyt mało i są zbyt mało doświadczeni, bym mógł na nich oprzeć jakikolwiek sensowny pomysł na utrzymanie miasta. - Jeśli wasza decyzja jest nieodwołalna, to obecny tu komendant powinien ponownie rozważyć komu powierzyć dowództwo, a kapral Thorvaldsson oddaje się do dyspozycji sierżanta. - Detlef wstał i zasalutował regulaminowo.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
04-03-2018, 14:10 | #439 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | - Ja pierdolę, co ja tu robię - wymsknęło się Waldemarowi szeptem i dotarło do co bardziej wyczulonych uszu. |
04-03-2018, 20:06 | #440 |
Reputacja: 1 | - Kapłanami to już się zająłem sam z Idrą, choć koszty musiałem ponieść spore. – Loftus odpowiedział Diukowi, a i przy okazji Detlefowi.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
| |