Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2018, 14:07   #180
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Wkrótce potem Shavri z Toriką wracali już do centrum wsi. Marv im nie towarzyszył. Hund odbył z młodym tropicielem krótką naradę, w czasie której obaj doszli do wniosku, że jednak lepiej będzie jeśli włócznik dopilnuje, żeby Lena, jej ludzie i ich dobytek jak najszybciej opuścili Phandalin, najlepiej eskortowani przez ryżego wojownika.
Ciężko było Shavriemu tak nagle żegnać towarzysza, ale obaj wiedzieli, że to najrozsądniejsze wyjście na wypadek, gdyby w wiosce coś jednak poszło nie tak.
- Uściskaj ich ode mnie - powiedział cicho tropiciel, walcząc z emocjami. - I wytłumacz proszę, dlaczego sam nie przyszedłem tego zrobić…
Brak rozsądnego, trzeźwo stąpającego po świecie druha podkopał i tak niskie morale tropiciela, ale nie było rady. Torika musiała wykazać się nie mniejszą odwagą, w końcu to o jej ludzi szło i to jej mężczyzna znowu gdzieś wsiąknął. To, że Shavri mógłby w ogóle nie angażować się w sprawę w ogóle nie przyszło mu do głowy. To było teraz także i jego miejsce. Już dziś raz pomógł jego mieszkańcom i zupełnie naturalne było dlań, że zrobi to ponownie, jeśli tylko da radę.
- Najpierw oni, a potem Trzewiczek, dobrze? - wyszeptał do kapłanki, gdy szli pomiędzy domami. Więcej w tym było prośby niż zapewnienia.
Naraz zrobiło się w Phabndalin nieco ciszej, mimo tego, że nie potrzeba było bystrych oczu tropiciela, żeby wiedzieć, że Phandalinczycy są tu i patrzą na przebieg wydarzeń z nie mniejszym napięciem. W tym bezdzwięczu odległe nawoływanie Kiry zdawało się niezwykle głośne. Dodało nieco otuchy Shavriemu.
Doszli na plac w sam czas, żeby zobaczyć, jak z gospody wychodzi Dawd w towarzystwie zbrojnej obstawy.

Kapłanka u jego boku ze wszystkich sił starała się nie wyglądać, jak niewolnik, który zerwał się ze smyczy swemu panu i właśnie został schwytany. Pilnowała by spojrzenie jej orzechowych oczu, było ciepłe i wyzbyte lęku, czy niechęci. Gdyby jej los potoczył się inaczej, być może to ona stałaby teraz w miejscu takiego Dawda, pokornie wpatrując się w ziemię.
Selune była jednak łaskawa i Tori nie zamierzała o tym zapomnieć.
Skinęła z szacunkiem głową, witając się z mężczyznami, którzy zdawali się bardziej patrzeć przez nią, niż na nią, ale to akurat jej nie przeszkadzało… w końcu była kobietą, a one zwykle powinny stać w cieniu dyskutujących na poważne sprawy mężczyzn.
Szpiczastoucha popatrzyła ukradkiem na swojego kompana. Pomimo kąpieli, nadal czuć było od niego alkoholem, w dodatku wydawał się strasznie blady i mizerny na twarzy. Bystre oczy były podkrążone i nieznacznie zasinione, a wargi wyschnięte i okalane nieprecyzyjnie ogolonym zarostem.
Melune nie znała możliwości gadatliwego myśliwego, toteż w duchu przygotowywała się na to, że w końcu… przyjdzie kolej by to ona otworzyła usta.
“Bogowie… miejcie to miejsce w swojej opiece…” wniosła błagalną modlitwę, wyjąć wewnętrznie nad swoim i reszty losem. Tymczasem na jej hebanowym licu zagościł sierp łagodnego uśmiechu.
 
Drahini jest offline