Bri przeżuwała śniadanie planując kolejne posunięcia.
Widok za oknem był przygnębiający i humor dziewczyny siadał z chwili na chwilę. Tak naprawdę czuła, że utknęła.
Dzień spędzony mniej lub bardziej produktywnie ale do spotkania z Solem nadal pozostało niewiadomo ile. Nie wiadomo było czy odebrał jej wiadomość.
O’Nealowie zniknęli zajęci gdzieś na górze i zwiadowczyni czuła, że kolejne kroki należy podjąć w celu ewakuacji.
Może Spencer ją podrzuci skoro i tak sam chciał dzisiaj ruszać? A jeśli nie, to poszuka innej formy transportu. Zaczynała się na nowo martwić o Sola.
Zamówiła dodatkowy kubek kawy u Lou:
- W którym pokoju nocuje Spencer? Objawił się już dzisiaj?
- Nie widziałem go jeszcze dzisiaj. Ma 3-kę. - barman odpowiedział szybko i krótko. Przy okazji Brianna dostrzegła O’Nealów. Przynajmniej tych dorosłych. Weszli do sali głównej.
Brunetka uśmiechnęła się w podziękowaniu i zabrała zamówienie.
Ruszyła na górę poszukać Spencera po drodze zahaczając o Izzy i Roba.
***
- To ty? Co się stało? - Spencer otworzył całkiem szybko i stanął w ledwo otworzonych drzwiach. Ale gdy zobaczył kto się dobija otworzył je szerzej. Stał na bosaka w samych szortach za to z pistoletem w dłoni. Teraz gdy się trochę uspokoił przetarł na spokojniej zaspane oczy. Tors miał wyraźnie bledszy niż skórę na ramionach i twarzy. Za to na szyi miał zawieszone jakieś talizmany albo wisiorki których Brianna nie widziała u niego wcześniej.
- Tu kawa - Bri wskazała na dymiący kubek wypełniony cieczą do trzech czwartych. - Miało być romantycznie jak cholera ale się nie da. - brunetka zbliżyła się do kierowcy zadzierając głowę. Standardowy uśmiech tym razem nie pojawił się na jej twarzy - Muszę dokądś pójść. Zaczekasz aż wrócę?
- O. Dzięki. - facet spojrzał w dół i wziął kubek z gorącym napojem. Sprawdził wargami na ciepło ale skrzywił się gdy widocznie jeszcze było za gorące by pić. - No jak wrócisz na czas to będę. Ale wiesz lunch już chciałbym zjeść gdzie indziej. A w ogóle to dokąd ci tak śpieszno? - kierowca wyraźnie dopiero był na etapie budzenia i zaczynał łapać kolejne fakty i skojarzenia z tego co mówiła mu drobna szatynka. Z bliska zaś Brianna czuła przyjemne, żywe ciepło bijące z jego odkrytego ciała jakie zdążyło się nagrzać przez przespaną w łóżku noc.
- Muszę pomóc znajomym, odbić jednego faceta, opiekuna takiej małej blondynki co tu hasa po pubie. No chyba, że chcesz dołączyć? Wiesz nie ma to jak strzelanina z rana.
Spencer zawahał się zerkając na trzymany kubek kawy. Pokiwał głową i chyba się nad tym zastanawiał. Tylko Brianna nie była pewna czy szuka wymówki by dać sobie siana czy chodzi o coś innego. Na pewno nie tryskał entuzjazmem na tak wczesną wycieczkę gdzieś tam. W końcu z parą blondynów nic go nie łączyło. Wtedy oboje usłyszeli okrzyki z dołu. “Krew dla Khaina!” wykrzyczane przez męski i chyba żeński głos. Brzmiało jak okrzyk wojenny albo coś podobnego. Spencer z powrotem podniósł pistolet na te źródło zwiastujące kłopoty. Zaraz też otworzyły się inne drzwi na korytarz a po schodach dało się słyszeć wbiegające kroki. Spencer skierował broń w tą stronę ale okazało się, że to chyba jacyś inni ludzie mieszkający w pokojach.
- Co tam się dzieje?! - Brianna choć widziała tylko otwarte drzwi to rozpoznała głos Roberta. Widocznie to on stał w tych drugich drzwiach.
- Nie wiem! Jakaś wściekła baba ale jakaś parka ją zaciukała! Mam dość, spierdalam stąd! - odkrzyknął mu jakiś zdenerwowany facet. Podbiegł do swojego pokoju i zaczął go otwierać roztrzęsionymi dłońmi.
- Eh. No i trzeba się ubrać. - westchnął kierowca z powrotem opuszczając broń widząc, że w takiej sytuacji szanse na ponowne przekimanie się w łóżku są dość mizerne.
- Nie marudź. Nie możesz pół nagi ciągle latać chociaż mógłbyś. - mruknęła Brianna obserwując Spencera lepkim spojrzeniem - Ja lecę po swój sprzęt.
Nim odwróciła się na dobre, wspięła się na palce. Dłonią nacisnęła nieco na ramię mężczyzny by zmusić go do pochylenia się ku niej i cmoknęła w kącik ust:
- Fajnie było Cię poznać.
Cmoknęła i drugi policzek tuż przy ustach:
- Szerokiej drogi i może uda się kiedyś …. - na koniec złożyła siarczysty klaps na pośladku kierowcy - Pa!!!
Dziewczyna pognała po swoje graty do pokoju i zbiegła na dół by zobaczyć o co chodzi z awanturą i zgodnie z obietnicą ruszyć wraz z resztą na pomoc Pazurowi.