Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2018, 20:36   #406
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Magazyn Konsumentów

Alice milczała
- Skoro… Tak mówisz… Może masz rację. cóż… Przekonam się, jak już go uwolnię. A zdjęciem się zajmę - powiedziała, po czym sama zerknęła na małą dziewczynkę na fotografii i powoli odetchnęła. Schowała ją ponownie ostrożnie do torebki
- Prysznice? - zapytała spływając tematem do spraw przyziemnych.
- Obok toi toiów są takie plastikowe kabiny, do których można wejść. W środku znajduje się mydło i papierowe ręczniki, a także balia. Ciepłą wodę trzeba sobie zagrzać na palnikach niedaleko. To fatalne warunki, ale w tym miejscu w ogóle nie ma kanalizacji. Po umyciu wlewasz wodę do kontenera, a ten jest potem usuwany z magazynu przez wózek widłowy. Na zewnątrz, na tyle budynku zdążyło się już utworzyć małe jeziorko.
Rudowłosa kiwnęła głową
- W takim razie, pójdę zrobić to co muszę zrobić… Będę się gdzieś tu… Kręcić - powiedziała spokojnie, dając mu znać, że to chyba koniec rozmowy, o ile nie ma już nic do powiedzenia
- Dzięki Terrence - dodała jeszcze tylko, nim się odwróciła i w pierwszej kolejności ruszyła do miejsca, gdzie trzymano Natalie.

Jej klatka znajdowała się w samym rogu magazynu w dość znacznym oddaleniu od wszystkiego i wszystkich, jak gdyby ukryta w niej osoba roztaczała nieświętą, odstraszającą aurę. I rzeczywiście, każdy kolejny krok wydawał się Alice coraz cięższy. Z czego to mogło wynikać? Z jakichś powodów paranormalnych? A może… przyczyna leżała jedynie w emocjach, które odczuwała…? Śpiewaczka zastanowiła się. Skoro ona sama została wskrzeszona przez Tuonetar i z tego powodu bogini śmierci mówiła do niej i widziała jej oczami… czy to znaczyło, że w tym samym czasie Natalie mogła być nawiedzana przez Tuoniego? Jeżeli tak rzeczywiście było… to jak Douglas musiała czuć się ze świadomością, że nie porozmawia już nigdy z nikim oprócz jej śmiertelnego wroga, który ją zabił? Być może nie tylko Joakim był poddawany torturom, choć kompletnie innego rodzaju.

Alice stanęła przed prostokątem złożonym z czterech parawanów. Dotknęła materiału pierwszego z nich. Wystarczyło nieco go rozchylić, aby ujrzeć, co znajdowało się tuż za nim. Cienka płachta nie stanowiła żadnego zabezpieczenia. Czy była gotowa?
Śpiewaczka musnęła materiał palcami, wahając się krótką chwilę. Po czym wzięła głęboki wdech i wyprostowała się, odsuwając płachtę i wchodząc do środka. Szybko i zdecydowanie. Spojrzała w stronę środka wydzielonej przestrzeni i skupiła wzrok na Natalie. Milczała, tylko patrząc.

W pierwszej chwili zamarła. Jednak nie z powodu strachu lub obrzydzenia. Raczej… zdziwienia. Bo to, co zobaczyła, nie wydawało się aż tak przerażające i dziwne… a w każdym razie nie od razu. Na samym środku, w tej niewielkiej, wydzielonej przestrzeni znajdowała się kozetka. Dokładnie taka sama, jak te zlokalizowane w skrzydle szpitalnym. Alice widziała jasny kolor śnieżnobiałej pościeli, w której tonęło ciało kobiety ustawione pod takim kątem, że jej głowa… czy też raczej jej brak… był niewidoczny. Dopiero w kolejnej sekundzie Harper spostrzegła mocne, szerokie, białe pasy materiału, które otaczały ciało kobiety. Ta nie ruszała się, jakby drzemała. Niczym Śpiąca Królewna czekająca na pocałunek od księcia, który ją uratuje… Tyle że akurat ta nie posiadała ust, które mogłyby zostać pocałowane.
Rudowłosa przełknęła ślinę, po czym ostrożnie podeszła bliżej i wyszukała dłoń Natalie w pościeli i pasach.
‘Natalie… Wróciłam’ - odezwała się do niej przez Skorpion jak wcześniej.
Będąc bliżej, Alice wreszcie spostrzegła, jak nagle i zdecydowanie kończyła się szyja jej siostry. Na szczęście pod tym kątem nie widziała przeciętej skóry, tkanki tłuszczowej, więzadeł, mięśni, kręgosłupa, rdzenia nerwowego… co było okropnym widokiem nawet wtedy, kiedy Natalie nie poruszała się.
To jednak zmieniło się.
Po tych dwóch słowach nadanych przez moduł radia Douglas wygięła się nagle i niespodziewanie. Z taką siłą, werwą i energią, że Harper oniemiała. Następnie Natalie zaczęła się szarpać, próbując zerwać więzy.
Harper chwyciła ją za dłoń, chcąc uspokoić
‘Spokojnie… Nie szarp’ - przekazała znów krótki komunikat i lekko zacisnęła swoją dłoń, głaszcząc ją po niej drugą.
Trwało to kilka długich minut. Dotyk siostry wydawał się uspokajać Natalie, która powoli przestawała wierzgać. I choć po pewnym czasie wydawała się leżeć spokojnie… śpiewaczka spostrzegła, że jej wszystkie mięśnie były napięte do granic możliwości, jak gdyby znajdowała się w stanie ogromnego stresu. Czy stała się Douglas? Bardziej przypominała zlęknione, torturowane zwierzę, niż człowieka. Jak okrutnym było odebrać Natalie wszystkie najważniejsze zmysły i możliwość wypowiadania swoich myśli, lecz przy tym pozostawić jej zdolność ich formułowania?
Harper milczała, póki jej siostra nieco się nie uspokoiła
‘Niedługo… To… Skończymy’ - odezwała się powoli i znów ją pogłaskała po trzymanej dłoni. Znów zamilkła
‘Przepraszam… Natalie… Cierpisz…’ - przekazała znowu. Była przybita. I nękało ją to, że będzie ją musiała za moment znów zostawić samą sobie. I Douglas chyba również to wyczuwała, gdyż mocno złapała rękę Alice. Tak mocno, że aż zabolało. Uścisk nie słabł pomimo kolejnych upływających sekund. Jeżeli w jakiś sposób Natalie chciała dać do zrozumienia siostrze, że nie chce być sama… to w swoim obecnym stanie nie mogła uczynić tego bardziej wyraziście. Poruszyła się, i wsparła, jakby próbując coś powiedzieć… jak starając się usiąść… jednak ani pierwsza, ani druga rzecz nie była dla niej możliwa.
Alice milczała chwilę. Sapnęła cicho na ból, który Natalie nieco jej sprawiła, ale nie imał się on do tego, co kobieta czuła w duszy
‘Zostanę… Mam obowiązki… Tutaj’ - podała jej taki komunikat, po czym odczekała chwilę
‘Nie wyjadę… Nigdzie… Ale misja’ - dodała znowu po chwili, przypominając siostrze, że jednak muszą powstrzymać władców Tuoneli. Znów pogłaskała ją po dłoni.

Natalie nie wiedziała jak zareagować. Zastygła w bezruchu. W jej obecnym stanie nie musiała… czy może nawet nie mogła oddychać, dlatego jej klatka piersiowa nie poruszała się. Z tego też powodu wyglądała tak, jakby życie ją opuściło. Iluzja była tak doskonała, że Alice nawet zastanowiła się przez moment, czy może rzeczywiście tak się nie stało. Wtem jednak Natalie nagle poruszyła się, przez co gęsia skórka wykwitła na ramionach śpiewaczki. Złożyła ręce jak do modlitwy.
Alice wzdrygnęła się, ale zaraz objęła jej dłonie swoimi
‘Spróbuję… Pomóc… Ci’ - przekazała do Natalie i wzięła głęboki wdech. Przesunęła jedną rękę i oparła na jej ramieniu. Tak jak się robi, gdy się kogoś pociesza. Przełamała wewnętrzny niepokój związany z faktem, że oto miała przed sobą ciało bez głowy… Bo to była jej siostra. Przecież jej nie porzuci i nie zapomni. Natalie nieco nerwowo splotła palce i położyła je w ten sposób na brzuchu. Następnie przekręciła szyję w bok, jakby próbując spocząć fantomowym prawym policzkiem na miękkości poduszki. Wtedy oczy Douglas kierowałaby się w kierunku przeciwnym do tego, w którym znajdowała się Alice. Czy chciała dać tym do zrozumienia, że rozmowę uważa za zakończoną? Choć “rozmowa” była w tym przypadku bardzo życzliwym określeniem.
‘Wrócę… Za jakiś czas…’ - przekazała jej jeszcze śpiewaczka, po czym uścisnęła jej ramię i dłonie jeszcze raz, po czym odsunęła się i wyszła. Spuściła głowę i wzięła zdenerwowany wdech i wydech. Zaraz rozejrzała się i tym razem skierowała w stronę punktu, gdzie Terrence powiedział, że mieli ubrania. Zanim porozmawia z Ismo, chciała się przebrać i wykąpać.

Otrzymała komplet ubrań. Zwykła, biała koszulka oraz dżinsowe spodnie, które nie do końca pasowały na nią, bo miały pasować na każdego. Następnie ruszyła z tym do prymitywnych kabin prysznicowych. Zajęła jedną z nich, po czym stanęła przy palniku, czekając aż woda zagotuje się. Nawet nie zajęło to tyle czasu… jednak były to minuty spędzone na kompletnej bezczynności, a od tej Alice zdążyła odzwyczaić się. Następnie przeciągła balię do wyznaczonego miejsca i umyła się, korzystając z jednorazowego mydła. Wykręciła włosy i osuszyła je papierowymi ręcznikami, po czym nałożyła na siebie otrzymane ubrania. Nie były lepszej jakości od tych z salonu fryzjerskiego, jednak przynajmniej nie posiadały żadnego wyszytego loga. Kiedy wyszła i podniosła balię z brudną wodą, aby przeciągnąć ją do kontenera… usłyszała męski głos.
- Dubhe? - zapytał. Obróciła się. Nie znała tego mężczyzny. Był bardzo wysoki, ale szczupły. Posiadał rude włosy, kilka odcieni jaśniejszych od Alice. Uśmiechał się do niej w pewien dość szczególny sposób, jakby ją bardzo podziwiał. - Proszę, sam to zaniosę - rzekł, patrząc na balię wody. - To się nie godzi… - zawiesił głos.
Alice wydawało się, że widziała go wśród tłumu na wyspie zoo, jednak nie była pewna.
Zerknęła na wodę w balii, po czym znów na mężczyznę
- To bardzo uprzejme z twojej strony… Jak ci na imię? - zapytała uprzejmym tonem, chcąc wiedzieć z kim rozmawia. Nie odstawiła jednak jeszcze balii. Nie zdecydowała, czy od tak pozwoli komuś robić coś za siebie, tylko dlatego, że jest Dubhe.
- Eoin - mężczyzna odpowiedział. - To naprawdę żaden kłopot. Dziwię się, że nikt mnie nie ubiegł, szczerze mówiąc. Pewnie to dlatego, bo nikt nie zakomunikował twojego przybycia, Dubhe. Nikomu to nawet do głowy nie przyszło. Lecz mimo wszystko… jak długo tutaj jesteś? Chyba niedawno przybyłaś - zawiesił głos. - To znaczy, nie odpowiadaj, jeżeli to poufne - podniósł obie dłonie w powstrzymującym geście.
Rudowłosa kiwnęła mu głową
- Miło mi cię poznać Eoinie. Masz rację, całkiem niedawno przyjechaliśmy wraz z Terrencem. Jeśli więc… chcesz mi pomóc, no to przecież ci nie zabronię. Niby wiem, jak tu funkcjonujemy, ale… Cóż. To nie jest poufne, że tu jestem i pewnie niedługo i reszta zauważy moje przybycie - dodała i przyszło jej do głowy, że może dla Konsumentów to coś wyjątkowego, że mogą jej pomóc. Postanowiła w takim przypadku nie odbierać mu tej możliwości i przesunęła w jego stronę ręce z balią. Wydawało się, że mężczyzna naprawdę ucieszył się z tego wydawałoby się drobnego uczynku.
- Dubhe… - powtórzył, wahając się. Wyglądało na to, że chciał coś powiedzieć, ale brakowało mu śmiałości. Chyba toczył z sobą jakąś wewnętrzną walkę i wygrywała strona optująca za jak najszybszym opuszczeniem Harper.
Alice uśmiechnęła się do niego trochę opiekuńczo
- Dziękuję ci za pomoc Eoinie - powiedziała, po czym zgarnęła swoje rzeczy w tym i ubrania, w których wcześniej chodziła. Ruszyła w stronę punktu, gdzie była polowa kuchnia. Aby zjeść coś i spotkać Ismo. Rozglądała się też za Fluxem.

Przeszła w stronę kuchni, choć na początku wcale nie była pewna, czy dobrze kieruje się. Niektóre fragmenty magazynu wydawały się prawdziwymi labiryntami. Jednak wnet do nozdrzy śpiewaczki dotarł bardzo mocny zapach… jakiejś zupy? Nie była pewna, ale bez wątpienia wyczuwała jedzenie. Ruszyła w tę stronę i wnet ujrzała w oddali wskazane przez de Trafforda stanowisko. Podeszła, rozglądając się za Ismem. Nie mogła go dostrzec, jednak nie widziała całości kuchni. Musiałaby do niej wejść, albo zapytać o niego któregoś z dostępnych i widocznych kucharzy.
Rudowłosa podeszła więc bliżej i poczekała chwilę, by móc przykuć uwagę kogoś z kucharzy swoją osobą. W końcu chciała też coś zjeść, logicznym więc było, że uprzejmie poczeka, aż będzie ‘jej kolei’. Stanęła w krótkiej kolejce, która szybko się posuwała do przodu. Trzy, cztery minuty później stanęła przed zmęczonym kucharzem, który spoglądał na nią, pocierając oczy. Nawet o nic nie pytał, tylko wyjął plastikowy, głęboki talerz, napełnił go grochówką i podał śpiewaczce, spoglądając na kolejną osobę w kolejce, która stała tuż za nią.
Harper rozumiała, że mężczyzna musi być bardzo zmęczony
- Dziękuję i przepraszam, ale Terrence powiedział mi, że znajdę tu Ismo? - przerwała monotonny tryb pracy kucharza, zatrzymując kolejkę na krótką chwilę.
Mężczyzna spojrzał na nią jak na wściekłą muchę.
- Ja tu tylko pracuję - odparł. - Nie znam ani Terrence’a, ani Isma.
Bez wątpienia nie był Konsumentem, lecz kimś z zewnątrz, zatrudnionym do tej raczej mało wymagającej roboty. To, że mówił po fińsku, również na to wskazywało.
Alice kiwnęła głową
- Chłopiec, mniej więcej tego wzrostu, z którym kręcił się pies. Ponoć pomaga w kuchni - wyjaśniła kogo szuka.
- A tak, jest taki - obejrzał się za siebie, wgłąb korytarza utworzonego przez szafki, lodówki i inne sprzęty oraz meble. - Ale tylko pracownikom można wejść do środka.
Mężczyzna za Alice lekko poruszył się.
- Przepraszam, jeżeli pani nie je… - zaczął, wskazując paluchem misę jej grochówki.
Śpiewaczka zerknęła na pana za sobą
- Przepraszam, zawalam panu kolejkę, już zaraz się przesunę - spojrzała jeszcze na kucharza
- Proszę mu powiedzieć, że Alice go szuka. Byłabym bardzo wdzięczna, nie chcę robić zamieszania - powiedziała spokojnym tonem i ustąpiła już miejsca innym głodnym ludziom. Sama chciała zjeść w spokoju. Rozejrzała się za jakąś wolną ku temu przestrzenią na ławach. Znalazła taką. Tak właściwie na ławkach wciąż było dużo niezajętego miejsca. Kucharz wrócił do swojego poprzedniego zajęcia. Przypominał robota, w którego głowie nie powstaje ani jedna zbędna myśl, tylko od godzin zajmuje się tym samym… Być może ta perspektywa nie była szczególnie tragiczna, zwłaszcza w porównaniu z tym, co Alice przed chwilą widziała za czterema kotarami, a jednak i tak zdawało się bardzo smutne.
- Ja po niego pójdę - znacznie żwawsza kucharka spojrzała na Alice z uprzejmym uśmiechem. - Znam go, rozmawiałam z nim. Słyszałam pani prośbę.
Harper zwróciła wzrok na kobietę i kiwnęła do niej głową
- Dziękuję bardzo - odrzekła do kucharki, po czym zajęła się jedzeniem. Dopiero teraz poczuła, jak naprawdę była głodna od tych wielu godzin.
To nie był najsmaczniejszy posiłek, jaki w życiu jadła, jednak bynajmniej nie najgorszy. Bez wątpienia najważniejszym celem kucharzy było nie używanie egzotycznych przypraw, lecz zadbanie o odpowiednią kaloryczność. Stąd ogromna masa fasoli, ziemniaków oraz innych zapychaczy. Nie zjadła nawet połowy porcji, kiedy poczuła się w pełni nasycona. Podniosła wzrok, widząc niską postać, która szła w jej kierunku. To było Ismo! Miał na sobie biały fartuch i siatkę rozpiętą na włosach, przez co wyglądał dość zabawnie. Jakby przywdział nieudane przebranie na Halloween. Jego oczy były zaczerwienione. Płakał.
Alice zatrzymała łyżkę w połowie drogi do ust, widząc że chłopiec płakał. Opuściła ją i wyprostowała się cała. Poczuła jak wzbiera w niej pytanie, ale i złość. Ktokolwiek doprowadził go do łez, pożałuje
- Ismo? - zapytała napiętym, ale i nieco niespokojnym tonem.
- Alice, to ty! - bez wątpienia ucieszył się i uśmiechnął, jednocześnie lekko krzywiąc. Chyba przytuliłby ją, gdyby kobieta nie trzymała miski z gorącym daniem. - Przepraszam za to, jak wyglądam. Kroiłem warzywa.
Zdawało się, że Alice miała zemścić się na skrzynce cebuli.
Rudowłosa odstawiła miskę na bok i to ona zagarnęła go by go zaraz przytulić
- Cieszę się, że cię widzę. Nawet nie wiesz jak bardzo! - oznajmiła mu, kręcąc mentalnie głowa, że chciała wylać gniew na cebulę.
- Ja też! - chłopiec bez wątpienia ucieszył się ze słów Harper. Roześmiał się, patrząc na nią. Natychmiast potem pociągnął nosem i głośno kichnął. Rękawem wytarł twarz. - Ludzie tutaj są bardzo mili dla mnie, ale to nieznajomi. Nie tak, jak ty. Choć większość mnie raczej nie dostrzega.
W pewien sposób wydawało się to logiczne, że nikt nie narażał się chłopcu. Jeżeli jakieś dziecko miałoby znaleźć się w takim miejscu, jak to, to bez wątpienia musiało być w jakiś sposób wyjątkowe. A nikt nie chciałby stanąć na drodze komuś w stylu Camille Desmerais i jeżeli większość Konsumentów zapewne nie myślała w ten sposób świadomie, to podświadomość podszeptywała im właściwie.
Alice puściła go i przyjrzała mu się
- To dobrze… Na zdrowie. Posłuchaj, Ismo. Będę… Będę mieć dla ciebie specjalne zadanie. ale najpierw, powiedz mi, gdzie zgubiłeś kudłatego przyjaciela? - zapytała zaciekawiona. Chciała chwilę czasu poświęcić rzeczom przyziemnym. To było tak normalne, że aż egzotyczne po ostatnich dniach, które przeżyła.
- Flux jest w hotelu dla zwierząt - chłopiec nagle posmutniał. - Chciałem zabrać go z sobą do Rosji, ale pan Terrence się nie zgodził! - Ismo spojrzał na Alice, czy jest świadoma wagi tego bezeceństwa, którego dopuścił się de Trafford.
Śpiewaczka uniosła brew
- No tak… Ty tutaj ciężko pracujesz, a on się wyleguje z innymi pieskami - pokręciła głową
- Posłuchaj, wiem, że wolałbyś, żeby wszędzie z tobą podróżował, w końcu to twój obrońca, ale dla zwierząt podróże na tak dalekie odległości są niezbyt zdrowe - wyjaśniła mu to jak dorosłej osobie, w końcu nie chciała, żeby się poczuł jak małe dziecko. W końcu był mężczyzną, tylko trochę młodszym.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline