Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2018, 12:02   #171
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 03:40 h; 5.81 ja od Dagon V

Układ Dagon; 3:40 h po skoku; 5.81 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy, Prya i Nivi



Gdy nawigator razem z biolog znalazły się na mostku mieli prawie komplet z podstawowej obsady mostka. Brakowało tylko kogoś do obsługi uzbrojenia pokładowego czyli Drake’a albo w jego zastępstwie Julii. Chociaż jak na razie i tak poza tymi dwoma, innymi obiektami krążącymi na orbicie tego najbardziej zewnętrznego w tym układzie gazowego olbrzyma i tak nie było właściwie przeciw komu go użyć.


Nawigator po powrocie za swoją konsoletę mogła się dokładniej zorientować co się zmieniło od czasu gdy opuściła mostek. No właściwie niewiele. Jeśli nie liczyć upływającej czasoprzestrzeni coraz bardziej ścieśniającej się przy tych kosmicznych prędkościach i odległościach z jakimi mieli do czynienia. Gazowy olbrzym był już na tyle blisko, że gdyby było to możliwe wyjść na zewnątrz i namierzyć go to mógł być już widocznym gołym okiem. Jako taka mała kropka na tle innych małych kropek jakimi tło kosmosu było upstrzone. No przynajmniej tak to wyglądało teoretycznie i orientacyjne po tych kosmicznych wartościach jakie widać było na konsoletach mostka. No ale dzięki skanom i komputerowi głównemu można było mieć świetny widok na samą planetę nawet dla osób nie obeznanych z astronomią za pan brat.


Jakiś kwadrans. Dobrze by było zacząć manewry hamujące za jakiś kwadrans. Można było jeszcze to może przeciągnąć do dwóch ale każda minuta opóźnienia zwiększała ryzyko wykonania takiego manewru. Zaczynało się robić naprawdę ciasno z tym czasem. Zdążą w tej maszynowni podpiąć tą wiązkę czy nie? Jak nie to co? Wyżreć resztki energii jakie uchowały się w silnikach i na reszcie korwety czy próbować czegoś innego? I kapitan i nawigator mieli nad czym łamać głowy.


Nivi mogła zaś odwiedzić swojego sześcionogiego ulubieńca. Edgar zaś wydawał się radośnie odporny i niewrażliwy na to wszystko co działo się poza jego przezroczystym domem więc nadal głównie zajmował się dryfowaniem w dziwnie zmienionym środowisku bez tego znajomego ciążenia które z reguły działało poprawnie nawet na jednostce zawieszonej w przestrzeni kosmicznej. Podobnie zdawał się nie zwracać uwagi na zmartwienia i rozterki swojej opiekunki.


W mostku jednak Alex dała znać o zmienionej sytuacji, tam na zewnątrz. Jej czujniki odebrały sygnał z automatycznych responderów z tych dryfujących na orbicie jednostek. A dokładniej z tej większej. Wedle elektronicznych “blach” był to frachtowiec “SS Vega” jakiejś pomniejszej firmy o nic im nie mówiącej nazwie. Nawet rejestry komputera pokładowego jakoś nie zachwycały zalewem informacji, ot jedna z milionów federacyjnych firm skoncentrowana na lokalnych frachtach i posiadająca kilka jednostek. Typowe cv dla wielu potentatów rynku na bardzo wczesnym etapie rozwoju lub niezbyt chlubny koniec dla takowego.


Tichy i Hermkens potrafili oszacować czas jaki sygnał potrzebował na przebycie tych kilku jednostek astronomicznych. Z jakiś kwadrans. Czyli wysłano go z orbitującej jednostki jakiś kwadrans temu. Dzięki temu numerowi rejestracyjnemu wysyłanym automatycznie w standardzie każdej jednostki wiedzieli z kim mają do czynienia. Wedle tych sygnałów. Zgadzało się to z sygnaturą jakie do tej pory wyłapały skany korwety i jej komputer pokładowy mógł przeanalizować i porównać ze swoimi zasobami pamięci. Frachtowiec klasy Cargo Star i tak dalej tak jak to wspólnie skanom, skanerowi i komputerowi pokłądowemu udało się zawęzić do tej pory. Zastanawiające było jednak nagłe ożywienie dotąd zdawało by się zimnej pozbawionej energii jednostki. Dalej była martwa a przynajmniej czujniki Alex nie zanotowały uruchomienia silników, nadania sygnału innego niż ten automatyczny z responderów.


Czujniki Alex dały znać o wykryciu komunikatorów Lindy i Drake w 8-ce na pokładzie D. Ale to wciąż była ta zdemolowana strefa gdzie czujniki z trudem czytały sygnały ze skafandrów i komunikatorów więc na schemacie jednostki plamki oznaczające medyczkę i kanoniera migały tak, że częściej ich nie było niż były. Przy tak szwankującej łączności w tej chwili jakakolwiek komunikacja z tą dwójką była mało prawdopodobna i to w obie strony. Dziewczyny pracujące przy kontenerze na razie nie dały znaku o jakiś nowych rewelacjach.




Rufa; seg 8; pokł C; korytarz osiowy*; Linda i Drake




“Gdzie jest te cholerne wyjście?” To pytanie mogło tłuc się po czaszce każdego w podobnych okolicznościach. Teraz ta gmatwanina korytarzy, pokładów, ścian, otwartych drzwi, zablokowanych drzwi i do tego wszystko pogrążone w ciemnościach, w dezorientującym błędnik wpływie nieważkości i pełne dryfujących szczątków które zdawały się złośliwie dryfować kursem kolizyjnym prosto na szybkę hełmu. No i nie było nawet wskazówek nawigacyjnych czy jakichkolwiek podpowiedzi od Alex. A ani medyczka ani kanonier ekspertami w gubieniu się nie byli. Drake nawet jak wszelkie efekty uboczne niedotlenienia mu już przeszły to też był podobnie zorientowany w tej zagraconej przestrzeni jak Norton. I chociaż cały czas mniej więcej orientowali się gdzie się znajdują a wymalowane na drzwiach czy ścianach numery nawigacyjne ładnie im w tym pomagały to jednak nie mówiły w ogóle które z tych przejść i korytarzy prowadzi do tej mniej zdewastowanej części gdzie, gdzieś tam jak światełko w tunelu miał być medlab. A czas uciekał. Zwłaszcza kanonierowi.


Ale wreszcie się udało! Po tym dryfowaniu na orientację, z przeszkodami i na czas kończącego się rezerwowej butli Drake’a powietrza wydostali się z tych najbardziej zdemolowanych sektorów rufy i wrócili do 8-ki. Gdy dolecieli do tych rejonów z wypalonymi przez Rohana pokładami wiedzieli już znowu gdzie są i jak dalej wracać do medlabu i reszty. Teraz obydwie dziury zatykała potężna wiązka energetyczna więc reszcie załogi widocznie się udała ta część prac. Nie widzieli jednak nikogo ani osobiście ani na czujnikach lokalizatorów zaś przepchnięta wiązka uniemożliwiała podróż wypalonymi otworami. Nie byli więc świadomi na jakim etapie prac znajdują się obecnie. By się dowiedzieć pewnie trzeba było zlecieć innym wejściem między pokładami w dół, na niższe poziomy bliższe maszynowni gdzie powinien być finał tego podłączenia wiązki. Ale do medlabu należało płynąć dalej wzdłuż osi statku w kierunku mostka. Ten rejon już trochę łapał kontakt z czujnikami Alex jednak zbyt słaby by dało się sensownie przekazać wiadomość. By to zrobić trzeba było wrócić do mniej zdewastowanych rejonów czyli pewnie poziom wyżej lub do tej pechowej 7-ki albo jeszcze dalej do 6-ki.




Rufa; seg 8; pokł E; sąsiedztwo maszynowni; Rohan i Abe




Było palne. Cokolwiek by to nie było okazało się podatne na wpływ wysokiej temperatury z palnika Adeboli. Ta dziwna półpłynna substancja ustępowała przed płomieniem topiąc się i parując. Czyli ognioodporne to te półpłynne coś jednak nie było. Abe czyścił więc kolejne fragmenty framugi drzwi, musiał uważać przy panelu sterującym by go nie stopić. Ale choć zabierało to cenny czas to jednak nie było technicznie ani wysiłkowo zbyt trudne. Akurat by złapać oddech po targaniu tej niewdzięcznej wiązki.


Oczyszczenie framugi drzwi jednak jakoś nie zmieniło sytuacji. Przez szybę drzwi prowadzących do maszynowni dalej nie dało się odkryć co jest wewnątrz bo od wewnątrz też było rozpaćkana ta dziwna substancja. Musieli z drzwiami użyć ręcznych systemów awaryjnych by je otworzyć. Czyli otworzyć klapę przy drzwiach i mocować się z kołem jakie miało w takich właśnie sytuacjach pomóc otworzyć pozbawione energii drzwi. Przydawała się tu siła fizyczna bo bez energii i pracujących na nią automatów wspomagających tą codzienną i zwykle nie zauważaną czynność to nad tym otwieraniem drzwi też trzeba było się trochę pomocować. Udało się częściowo. Drzwi odsunęły się gdzieś każde skrzydło o połowę więc powstało przejście na jedną osobę. Do przeciągnięcia wiązki powinno wystarczyć. Chociaż wygodniej było oczywiście pracować przy tym mocowaniu się gdyby były otwarte na oścież. No i tego kiślu wewnątrz nie było. A był.


Chyba to samo co właśnie było w przedsionku maszynowni i co właśnie wypalił Abe. Tylko więcej. Początek wydawał się być prosty i oczywisty. Palnik znowu poradził sobie torując przez tą dziwną półpłynną masę otwór na tyle duży by dało się zajrzeć do zdewastowanej maszynowni. Chociażby przejść samemu a jeszcze przedźwigać tą wiązkę energetyczną trzeba było wypalić znacznie większy otwór.


Abe nie był w maszynowni od czasów początku walki w Memphis albo i wcześniej. Ale inżynier pokładowy opuścił maszynownie ledwo kilka godzin temu już w tym zagubionym w kosmosie układzie. No i nie tak tu było jak opuszczał te pomieszczenie. Na pewno nie było tego żelowatego czegoś. I nie powinno. Nie kojarzył żadnej substancji ani reakcji fizycznej czy chemicznej jaka mogłaby wytworzyć takie klejące coś. A było. I to więcej niż w przedsionku. Tak dużo, że gdy zaglądali przez mały, wypalony palnikiem otwór to z trudem dało się dostrzec oryginalne ściany i sufity. Resztki wcześniejszych awarii, eksplozji dryfowały z tymi mniejszymi drobinami tej dziwnej galarety tworząc gęstą podobną do mgły czy leniwie dryfującego śniegu zawiesinę.


Obydwaj też w świetle latarki dostrzegli obracający się leniwie, podłużny przedmiot wielkości ludzkiego ramienia. No bo to właściwie było ramię. Ale nie ludzkie. Tylko sparkowe. Robot utracił widocznie jedno ze swoich ramion. Samego robota jednak jakoś nie zauważyli. Ake światło latarek miało ograniczony zasięg w przebijaniu się przez tą zawiesinę szczątków dryfującą w maszynowni więc było widać coś w miarę na jakiś tuzin kroków i cokolwiek majaczyło na widoku jakiś dalszy tuzin. Czyli drugiego krańca maszynowni nie było widać. A gdzieś tam trzeba było podłączyć wiązkę by silniki odzyskały swoją moc. I to już nie zostało zbyt dużo czasu. Jakiś kwadrans lub góra dwa. Wtedy Prya na mostku powinna mieć już wszystko podłączone, sprawdzone i gotowe do rozruchu by mogła zacząć swoją część roboty pt. “dokujemy na orbicie”.


---



Układ Dagon; 03:40 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; korytarz osiowy*; Silvia




Bieg przez nadal zimne korytarze. Otwieranie skostniałymi dłońmi kolejnych drzwi. Dłonie próbujące wcelować we właściwie klawisze na nagle ożywionych energią panelach. Większość teraz działała. Ale niektóre nadal trzeba było otwierać ręcznie. Na drzwiach tu i tam aktorka znowu widział te ślady krwistych dłoni i palców na drzwiach, framugach i podłodze. Teraz gdy ogrzewanie zaczęło swoją pracę i szron się topił zmieniając się w powoli odmarzajacą warstewkę kroplowatych drobin to te ciemno czerwone ślady też błyszczały szkarłatem który ożywiał je i sprawiał wrażenie jakby dopiero co powstały. Ale to na pewno było tylko złudzenie.


Odgłosy jakie niosły się korytarzami jeszcze bardziej się wzmogły. Coś stukało, coś chrobotało, gdzieś coś się włączył jakiś mechanizm a gdzieś indziej dopiero próbował. Niepokój mogły budzić rejony gdzie światło nie działało i nadal skryte były w tajemniczym i groźnym mroku w którym nie wiadomo co się kryło. A gdzie indziej błyskały ostrzegawcza koguty a głośniki meldowały o jakiś awariach. Teraz te korytarze tego bezludnego statku wydawały się ożywać ale w chaotyczny i kojarzący się katastroficznie sposób. Wyglądało na to, że systemy i podsystemy odtwarzały ostatnią zapamiętaną sytuację albo po prostu się ona nie zmieniła od czasu sprzed resetu więc nie była najlepsza.


Przez te kolejne drzwi, kroki, metry i rozgałęzienia korytarzy Silvia biegła do sobie wyznaczonego celu. Tego leżącego na korytarzu ciała jakie dostrzegła okiem kamer. Wreszcie je dostrzegła! Gdy poradziła sobie z ostatnimi drzwiami dostrzegła leżące na podłodze ciało. Przez szybki oddech nie zauważyła jakiś specjalnych zmian w stosunku do tego co widziała wcześniej przez kamery. Facet dalej leżał twarzą do dołu, z widocznymi krótko ostrzyżonymi włosami i swoim średnim pancerzu. Na podłodze obok niego nadal leżał automat, w kaburze miał broń krótką a przy uchu komunikator. No i dalej leżał zakrwawiony na podłodze przyozdobione krwawymi zaciekami. Na ścianie zaś dostrzegła ślady rękawic jakby próbował się podeprzeć zanim upadł. Droga była wolna. Brakowało jej z jakiś tuzin kroków pustego korytarza do tego łowcy nagród. Ale z przez te trzaski metalu, niosące się echem zniekształcone dźwięki nie wiadomo czego z trzewi statku gwiazda holoekranu usłyszała coś jeszcze. Brzmiało jak kroki. Ciężkie. Niespieszne. Regularne. Zbliżające się. Nie była pewna czy zdąży dobiec do ciała i coś zrobić zanim kroki nie znajdą się w zasięgu wzroku. Chyba zdążyłaby dobiec. Ale nie wiedziała czy coś jeszcze.


*Korytarz osiowy - ten główny korytarz, wzdłuż podłużnej osi statku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 05-03-2018 o 13:12. Powód: Zmiana adresu Lindy i Drake, już korytarz a nie śluza.
Pipboy79 jest offline