Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2018, 12:02   #171
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20 03:40 h; 5.81 ja od Dagon V

Układ Dagon; 3:40 h po skoku; 5.81 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy, Prya i Nivi



Gdy nawigator razem z biolog znalazły się na mostku mieli prawie komplet z podstawowej obsady mostka. Brakowało tylko kogoś do obsługi uzbrojenia pokładowego czyli Drake’a albo w jego zastępstwie Julii. Chociaż jak na razie i tak poza tymi dwoma, innymi obiektami krążącymi na orbicie tego najbardziej zewnętrznego w tym układzie gazowego olbrzyma i tak nie było właściwie przeciw komu go użyć.


Nawigator po powrocie za swoją konsoletę mogła się dokładniej zorientować co się zmieniło od czasu gdy opuściła mostek. No właściwie niewiele. Jeśli nie liczyć upływającej czasoprzestrzeni coraz bardziej ścieśniającej się przy tych kosmicznych prędkościach i odległościach z jakimi mieli do czynienia. Gazowy olbrzym był już na tyle blisko, że gdyby było to możliwe wyjść na zewnątrz i namierzyć go to mógł być już widocznym gołym okiem. Jako taka mała kropka na tle innych małych kropek jakimi tło kosmosu było upstrzone. No przynajmniej tak to wyglądało teoretycznie i orientacyjne po tych kosmicznych wartościach jakie widać było na konsoletach mostka. No ale dzięki skanom i komputerowi głównemu można było mieć świetny widok na samą planetę nawet dla osób nie obeznanych z astronomią za pan brat.


Jakiś kwadrans. Dobrze by było zacząć manewry hamujące za jakiś kwadrans. Można było jeszcze to może przeciągnąć do dwóch ale każda minuta opóźnienia zwiększała ryzyko wykonania takiego manewru. Zaczynało się robić naprawdę ciasno z tym czasem. Zdążą w tej maszynowni podpiąć tą wiązkę czy nie? Jak nie to co? Wyżreć resztki energii jakie uchowały się w silnikach i na reszcie korwety czy próbować czegoś innego? I kapitan i nawigator mieli nad czym łamać głowy.


Nivi mogła zaś odwiedzić swojego sześcionogiego ulubieńca. Edgar zaś wydawał się radośnie odporny i niewrażliwy na to wszystko co działo się poza jego przezroczystym domem więc nadal głównie zajmował się dryfowaniem w dziwnie zmienionym środowisku bez tego znajomego ciążenia które z reguły działało poprawnie nawet na jednostce zawieszonej w przestrzeni kosmicznej. Podobnie zdawał się nie zwracać uwagi na zmartwienia i rozterki swojej opiekunki.


W mostku jednak Alex dała znać o zmienionej sytuacji, tam na zewnątrz. Jej czujniki odebrały sygnał z automatycznych responderów z tych dryfujących na orbicie jednostek. A dokładniej z tej większej. Wedle elektronicznych “blach” był to frachtowiec “SS Vega” jakiejś pomniejszej firmy o nic im nie mówiącej nazwie. Nawet rejestry komputera pokładowego jakoś nie zachwycały zalewem informacji, ot jedna z milionów federacyjnych firm skoncentrowana na lokalnych frachtach i posiadająca kilka jednostek. Typowe cv dla wielu potentatów rynku na bardzo wczesnym etapie rozwoju lub niezbyt chlubny koniec dla takowego.


Tichy i Hermkens potrafili oszacować czas jaki sygnał potrzebował na przebycie tych kilku jednostek astronomicznych. Z jakiś kwadrans. Czyli wysłano go z orbitującej jednostki jakiś kwadrans temu. Dzięki temu numerowi rejestracyjnemu wysyłanym automatycznie w standardzie każdej jednostki wiedzieli z kim mają do czynienia. Wedle tych sygnałów. Zgadzało się to z sygnaturą jakie do tej pory wyłapały skany korwety i jej komputer pokładowy mógł przeanalizować i porównać ze swoimi zasobami pamięci. Frachtowiec klasy Cargo Star i tak dalej tak jak to wspólnie skanom, skanerowi i komputerowi pokłądowemu udało się zawęzić do tej pory. Zastanawiające było jednak nagłe ożywienie dotąd zdawało by się zimnej pozbawionej energii jednostki. Dalej była martwa a przynajmniej czujniki Alex nie zanotowały uruchomienia silników, nadania sygnału innego niż ten automatyczny z responderów.


Czujniki Alex dały znać o wykryciu komunikatorów Lindy i Drake w 8-ce na pokładzie D. Ale to wciąż była ta zdemolowana strefa gdzie czujniki z trudem czytały sygnały ze skafandrów i komunikatorów więc na schemacie jednostki plamki oznaczające medyczkę i kanoniera migały tak, że częściej ich nie było niż były. Przy tak szwankującej łączności w tej chwili jakakolwiek komunikacja z tą dwójką była mało prawdopodobna i to w obie strony. Dziewczyny pracujące przy kontenerze na razie nie dały znaku o jakiś nowych rewelacjach.




Rufa; seg 8; pokł C; korytarz osiowy*; Linda i Drake




“Gdzie jest te cholerne wyjście?” To pytanie mogło tłuc się po czaszce każdego w podobnych okolicznościach. Teraz ta gmatwanina korytarzy, pokładów, ścian, otwartych drzwi, zablokowanych drzwi i do tego wszystko pogrążone w ciemnościach, w dezorientującym błędnik wpływie nieważkości i pełne dryfujących szczątków które zdawały się złośliwie dryfować kursem kolizyjnym prosto na szybkę hełmu. No i nie było nawet wskazówek nawigacyjnych czy jakichkolwiek podpowiedzi od Alex. A ani medyczka ani kanonier ekspertami w gubieniu się nie byli. Drake nawet jak wszelkie efekty uboczne niedotlenienia mu już przeszły to też był podobnie zorientowany w tej zagraconej przestrzeni jak Norton. I chociaż cały czas mniej więcej orientowali się gdzie się znajdują a wymalowane na drzwiach czy ścianach numery nawigacyjne ładnie im w tym pomagały to jednak nie mówiły w ogóle które z tych przejść i korytarzy prowadzi do tej mniej zdewastowanej części gdzie, gdzieś tam jak światełko w tunelu miał być medlab. A czas uciekał. Zwłaszcza kanonierowi.


Ale wreszcie się udało! Po tym dryfowaniu na orientację, z przeszkodami i na czas kończącego się rezerwowej butli Drake’a powietrza wydostali się z tych najbardziej zdemolowanych sektorów rufy i wrócili do 8-ki. Gdy dolecieli do tych rejonów z wypalonymi przez Rohana pokładami wiedzieli już znowu gdzie są i jak dalej wracać do medlabu i reszty. Teraz obydwie dziury zatykała potężna wiązka energetyczna więc reszcie załogi widocznie się udała ta część prac. Nie widzieli jednak nikogo ani osobiście ani na czujnikach lokalizatorów zaś przepchnięta wiązka uniemożliwiała podróż wypalonymi otworami. Nie byli więc świadomi na jakim etapie prac znajdują się obecnie. By się dowiedzieć pewnie trzeba było zlecieć innym wejściem między pokładami w dół, na niższe poziomy bliższe maszynowni gdzie powinien być finał tego podłączenia wiązki. Ale do medlabu należało płynąć dalej wzdłuż osi statku w kierunku mostka. Ten rejon już trochę łapał kontakt z czujnikami Alex jednak zbyt słaby by dało się sensownie przekazać wiadomość. By to zrobić trzeba było wrócić do mniej zdewastowanych rejonów czyli pewnie poziom wyżej lub do tej pechowej 7-ki albo jeszcze dalej do 6-ki.




Rufa; seg 8; pokł E; sąsiedztwo maszynowni; Rohan i Abe




Było palne. Cokolwiek by to nie było okazało się podatne na wpływ wysokiej temperatury z palnika Adeboli. Ta dziwna półpłynna substancja ustępowała przed płomieniem topiąc się i parując. Czyli ognioodporne to te półpłynne coś jednak nie było. Abe czyścił więc kolejne fragmenty framugi drzwi, musiał uważać przy panelu sterującym by go nie stopić. Ale choć zabierało to cenny czas to jednak nie było technicznie ani wysiłkowo zbyt trudne. Akurat by złapać oddech po targaniu tej niewdzięcznej wiązki.


Oczyszczenie framugi drzwi jednak jakoś nie zmieniło sytuacji. Przez szybę drzwi prowadzących do maszynowni dalej nie dało się odkryć co jest wewnątrz bo od wewnątrz też było rozpaćkana ta dziwna substancja. Musieli z drzwiami użyć ręcznych systemów awaryjnych by je otworzyć. Czyli otworzyć klapę przy drzwiach i mocować się z kołem jakie miało w takich właśnie sytuacjach pomóc otworzyć pozbawione energii drzwi. Przydawała się tu siła fizyczna bo bez energii i pracujących na nią automatów wspomagających tą codzienną i zwykle nie zauważaną czynność to nad tym otwieraniem drzwi też trzeba było się trochę pomocować. Udało się częściowo. Drzwi odsunęły się gdzieś każde skrzydło o połowę więc powstało przejście na jedną osobę. Do przeciągnięcia wiązki powinno wystarczyć. Chociaż wygodniej było oczywiście pracować przy tym mocowaniu się gdyby były otwarte na oścież. No i tego kiślu wewnątrz nie było. A był.


Chyba to samo co właśnie było w przedsionku maszynowni i co właśnie wypalił Abe. Tylko więcej. Początek wydawał się być prosty i oczywisty. Palnik znowu poradził sobie torując przez tą dziwną półpłynną masę otwór na tyle duży by dało się zajrzeć do zdewastowanej maszynowni. Chociażby przejść samemu a jeszcze przedźwigać tą wiązkę energetyczną trzeba było wypalić znacznie większy otwór.


Abe nie był w maszynowni od czasów początku walki w Memphis albo i wcześniej. Ale inżynier pokładowy opuścił maszynownie ledwo kilka godzin temu już w tym zagubionym w kosmosie układzie. No i nie tak tu było jak opuszczał te pomieszczenie. Na pewno nie było tego żelowatego czegoś. I nie powinno. Nie kojarzył żadnej substancji ani reakcji fizycznej czy chemicznej jaka mogłaby wytworzyć takie klejące coś. A było. I to więcej niż w przedsionku. Tak dużo, że gdy zaglądali przez mały, wypalony palnikiem otwór to z trudem dało się dostrzec oryginalne ściany i sufity. Resztki wcześniejszych awarii, eksplozji dryfowały z tymi mniejszymi drobinami tej dziwnej galarety tworząc gęstą podobną do mgły czy leniwie dryfującego śniegu zawiesinę.


Obydwaj też w świetle latarki dostrzegli obracający się leniwie, podłużny przedmiot wielkości ludzkiego ramienia. No bo to właściwie było ramię. Ale nie ludzkie. Tylko sparkowe. Robot utracił widocznie jedno ze swoich ramion. Samego robota jednak jakoś nie zauważyli. Ake światło latarek miało ograniczony zasięg w przebijaniu się przez tą zawiesinę szczątków dryfującą w maszynowni więc było widać coś w miarę na jakiś tuzin kroków i cokolwiek majaczyło na widoku jakiś dalszy tuzin. Czyli drugiego krańca maszynowni nie było widać. A gdzieś tam trzeba było podłączyć wiązkę by silniki odzyskały swoją moc. I to już nie zostało zbyt dużo czasu. Jakiś kwadrans lub góra dwa. Wtedy Prya na mostku powinna mieć już wszystko podłączone, sprawdzone i gotowe do rozruchu by mogła zacząć swoją część roboty pt. “dokujemy na orbicie”.


---



Układ Dagon; 03:40 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Rufa; korytarz osiowy*; Silvia




Bieg przez nadal zimne korytarze. Otwieranie skostniałymi dłońmi kolejnych drzwi. Dłonie próbujące wcelować we właściwie klawisze na nagle ożywionych energią panelach. Większość teraz działała. Ale niektóre nadal trzeba było otwierać ręcznie. Na drzwiach tu i tam aktorka znowu widział te ślady krwistych dłoni i palców na drzwiach, framugach i podłodze. Teraz gdy ogrzewanie zaczęło swoją pracę i szron się topił zmieniając się w powoli odmarzajacą warstewkę kroplowatych drobin to te ciemno czerwone ślady też błyszczały szkarłatem który ożywiał je i sprawiał wrażenie jakby dopiero co powstały. Ale to na pewno było tylko złudzenie.


Odgłosy jakie niosły się korytarzami jeszcze bardziej się wzmogły. Coś stukało, coś chrobotało, gdzieś coś się włączył jakiś mechanizm a gdzieś indziej dopiero próbował. Niepokój mogły budzić rejony gdzie światło nie działało i nadal skryte były w tajemniczym i groźnym mroku w którym nie wiadomo co się kryło. A gdzie indziej błyskały ostrzegawcza koguty a głośniki meldowały o jakiś awariach. Teraz te korytarze tego bezludnego statku wydawały się ożywać ale w chaotyczny i kojarzący się katastroficznie sposób. Wyglądało na to, że systemy i podsystemy odtwarzały ostatnią zapamiętaną sytuację albo po prostu się ona nie zmieniła od czasu sprzed resetu więc nie była najlepsza.


Przez te kolejne drzwi, kroki, metry i rozgałęzienia korytarzy Silvia biegła do sobie wyznaczonego celu. Tego leżącego na korytarzu ciała jakie dostrzegła okiem kamer. Wreszcie je dostrzegła! Gdy poradziła sobie z ostatnimi drzwiami dostrzegła leżące na podłodze ciało. Przez szybki oddech nie zauważyła jakiś specjalnych zmian w stosunku do tego co widziała wcześniej przez kamery. Facet dalej leżał twarzą do dołu, z widocznymi krótko ostrzyżonymi włosami i swoim średnim pancerzu. Na podłodze obok niego nadal leżał automat, w kaburze miał broń krótką a przy uchu komunikator. No i dalej leżał zakrwawiony na podłodze przyozdobione krwawymi zaciekami. Na ścianie zaś dostrzegła ślady rękawic jakby próbował się podeprzeć zanim upadł. Droga była wolna. Brakowało jej z jakiś tuzin kroków pustego korytarza do tego łowcy nagród. Ale z przez te trzaski metalu, niosące się echem zniekształcone dźwięki nie wiadomo czego z trzewi statku gwiazda holoekranu usłyszała coś jeszcze. Brzmiało jak kroki. Ciężkie. Niespieszne. Regularne. Zbliżające się. Nie była pewna czy zdąży dobiec do ciała i coś zrobić zanim kroki nie znajdą się w zasięgu wzroku. Chyba zdążyłaby dobiec. Ale nie wiedziała czy coś jeszcze.


*Korytarz osiowy - ten główny korytarz, wzdłuż podłużnej osi statku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 05-03-2018 o 13:12. Powód: Zmiana adresu Lindy i Drake, już korytarz a nie śluza.
Pipboy79 jest offline  
Stary 08-03-2018, 23:56   #172
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Kwadrans - dokładnie tyle zostało załodze Acherona aby ogarnąć burdel w maszynowni i nadać maszynerii odpowiedniej mocy do zainicjowania procesu hamowania bez wybryków typu zużywanie ostatnich voltów na awaryjne latanie na ręcznym. Prya miała serdecznie dość wszelkich awaryjnych i improwizowanych manewrów.

Cały ten przeklęty, padakowy wypad był jedną, niekończącą się improwizacją w dryfującej chujni, obserwowanej przez androidy. Do tego jeszcze musiała współpracować z legalnym i nawet nie krypto-cyborgiem, a prawdziwym i bez spiny popylającym po pokładzie półblaszakiem… no i zindoktrynowany Tichy, ale yo juz była kompletnie inna historia z rodzaju tych, na jakie nawigator nie miała najzwyczajniej we wszechświecie siły, chęci oraz tolerancji, aby ją roztrząsać.

- Jak nie wyrobią się z łataniem reaktora jadę na ręcznym, inaczej zejdziemy z kursu i rozbijemy się powierzchnię planety, albo przyjebiemy w tamten wrak aż pójdzie echo - wymamrotała do wesołego ogółu mostka, wyłamując palce przed wzieciem się do roboty - Wtedy zeżre nam energie do zera, ale przeżyjemy. Chyba że ktoś ma inne plany - zakończyła ponuro, kręcąc do tego głową w wybitnie niezadowolonym geście.
Mieli przejebane. Z każdą minutą coraz bardziej.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 09-03-2018, 14:37   #173
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
-High five - Mruknął Abe kiedy ramie robota przeleciało koło niego - idę doczyścić wejścia żebyśmy mogli te kable podłączyć bo pewnie też są w całym tym kisielu, potem ściągniemy dziewczyny
Ponownie podniósł wypalacz i omiatając światłem lamp pomieszczenie wokół siebie ruszył w stronę osłony
- W sumie to musiało zabrzmieć naprawdę creepy...
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 09-03-2018, 22:20   #174
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Rohan przebrnął przez pomieszczenie. Zaczął się zastanawiać ile jak duże promieniowanie mogło nadal znajdować się w pomieszczeniu. Obecność kleistej substancji pasowała jak wół do karety. Nie miał na pokładzie nic co mogłoby tak bardzo zwiększyć objętość. Teraz nie był w stanie zbadać gęstości materiału. Nie miał też czasu. Chociaż mózg bił na alarm.

Najpierw pomógł Abemu wciągnąc wiązkę przez otwór. Teoretycznie mógłby przygotować panel do podłączenia wiązki. Ale to wymagało odsunięcia się od operatora wypalacza. Być może stracenia go z oczu. To nie wchodziło w grę. Nie dlatego, że Rohan czuł strach. Dlatego, że był zdyscyplinowanym żołnierzem. A rozkaz nakazywał poruszanie się w parach.

Widząc zbicie piątki z urwanym ramieniem inżynier aż zadrżał. To był jego sprzęt. Uszkodzony. Spark potrzebował pomocy tak samo jak statek. W końcu Rohan pchnął ramię w stronę wyjścia. Miał nadzieje je tam zastać później, gdy już wszystko zostanie podłączone.

Gdy dwóm siłaczom udało się przeciągnąć wiązkę przez ostatnią przeszkodę ruszyli w stronę panelu, do którego można było ją podłączyć. Wszechobecne spoiwo pokrywało ściany i podłogę. Utrudniało to poruszanie się przy pomocy magnetycznych butów.

Rohan pomachał ręką wskazując Abemu w którym miejscu trzeba będzie pozbyć się tego dziwnego kleju. Była to dość precyzyjna robota. W końcu wiązka miała blisko pięćset pinów i wtyków, które musiały się spasować. Potem tylko zresetować system. To ostatnie miało być największym problemem dla załogi. Zasilanie miało zniknąć na około dwie minuty w całym statku. W sytuacji w maszynowni to tak naprawdę nic nie zmieniało. I tak pracowali przy latarkach. Ale na mostku ta chwila ciemności ich zaniepokoi. Alex będzie potrzebować więcej niż dwóch minut, żeby odzyskać kontrolę nad wszystkimi systemami. Ale miało to mieć też plusy. Takie przełączenie energii mogło uruchomić zasilanie w miejscach, w których teraz było kompletnie ciemno.

Inżynier przyklęknął w dziwnej mazi. Część systemowa była jego działką. Abe na wiele mu się nie zda, ale cieszył się, że mężczyzna jest przy nim. W końcu coś było nie tak. Ta maź…
Teraz ostatnia faza kulminująca kilka godzin jego pracy miała zostać wprowadzona w życie.

- Pilnuj moich pleców proszę - powiedział Rohan sięgając do konsoli.

Pilnuj przed czym? Przed mazią? Przed promieniowaniem? Mózg płatał mu figle. Przecież spalili coś, co mieli w ładowni. A jednak inżynier musiał wziąć głęboki oddech chcąc opanować nieuzasadnione drżenie dłoni.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 09-03-2018, 23:04   #175
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Linda i Drake

Nie wierzyła samej sobie.
Znaleźli drogę powrotną i to w dodatku w całości…
W sumie odczuwała niejaką satysfakcję, że nie posłuchała Leona.
Lekarka zepchnęła nieprzyjemne myśli o śmierci w poszukiwaniu schodów.
Teraz widząc znajome okolice, parła jak uparty osioł w stronę medlabu.

- No… to zaraz Ci ogarnę te łapska. - mruknęła oddychając głębiej i z ulgą. - Będziesz mógł znowu nimi majstrować przy swoich działach i spluwach.

- I guzikach, panelach, pancerzach, przyciskach i dziurach - kanonier dodał swoje własne spostrzeżenia, próbując się skupić. Spacer przez próżnię dobrze mu zrobił, pozwolił zebrać przećpane zwoje mózgowe w jedną jako tako, ale pracującą kupę. - Mogę majstrować przy jeszcze wielu rzeczach. Nie ograniczaj mnie tylko do dział i spluw, bo to tak trochę szowinizm - dopowiedział powoli, posyłając lekarce krzywy uśmiech zza szklanej maski hełmu.

“Ratunku! Otworzyłam puszkę Pandory” - Norton odwzajemniła przelotne spojrzenie.
- Nie jestem pewna, czy kobiety mogą być szowinistkami, Drake. - No nie brzmiało to jakoś przekonywująco - Jak możesz majstrować przy dziurach to może pomożesz Rohanowi? On ostatnio miał dziurą się zajmować - sama nie była pewna, czemu prowokowała kanoniera.

- Z tego co widziałem wolał się zajmować dziurą Abe’a. Albo dziurą z Abem. Nie jest w moim typie, albo ja nie jestem w jego typie - Drake rozłożył bezradnie popalone łapy - Już się wykręcasz od steka? No i swetra w paski. I noży. Kapelutek ci podaruję.

- Od niczego się nie wykręcam.
- stwierdziła Linda dumnym tonem - Tylko zaraz Cię naprawię, więc na co Ci sweter i nóż i wdzianko na …. Drake?
Linda umilkła pokazując mężczyźnie dryfujący w ciemnościach kształt.
- To ktoś z naszych? - szepnęła chociaż i tak przez hełm nie było nic słychać na zewnątrz.

Nie odpowiedział, zamiast tego kalecznymi rękami zastopował jej ruch do przodu, zgarniając za swoje plecy.
- Nie wygląda na Papę, miałby czujnik - mruknął przez komunikator - Masz broń. Nie postrzel mnie, zobaczę co to.

Linda otworzyła usta do mądrej riposty. Coś o tym, że siebie mogłaby postrzelić, albo że z jej zdolnościami może Leon liczyć na postrzał rykoszetem w zadek. Ale w ostatniej chwili postanowiła zmilczeć i skwitowała jedynie krótkim “Ok”.
Wyciągnęła broń i starając się nie trząść się i nie postrzelić pacjenta wycelowała - a przynajmniej próbowała - w zbliżający się obiekt.

Po chwili napięcia przy której Leon już widział nowy atak kwasowego badziewia, tajemnica dziwnie dryfującego syfu rozwiązała się sama… i przy pomocy latarek.
- Skafander - głos w hełmie był zdziwiony i podejrzliwy - Musiał się odpiąć ze śluzy, albo przyleciał z którejś z szafek awaryjnych… lub ktoś go tu przyciągnął - złapał szpej i zaczął oglądać - Chyba cały, ale weź sama zobacz.

Norton odbiła się od ściany. Podpłynęła by obejrzeć znalezisko z niedowierzaniem.
- Ty to masz farta jak ślepy w Twiście. - oglądała kombinezon ze wszystkich stron. - Zabieram go do medlabu. Ciebie też z resztą. No ruszaj tym kuperkiem - uśmiechnęła się lekko do Drake’a.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 10-03-2018, 12:28   #176
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Poznawała pancerz, a raczej oznaczenia wytrawione na oksydowanej powłoce. Patrząc przez kamerę jeszcze miała wątpliwości, chociaż może chciała je mieć. Teraz zniknęły, zostawiając ciemną, skrzypiącą zbliżającymi się krokami rzeczywistość… i ciało człowieka, leżące nieruchomo na podłodze pośrodku korytarza.

Nadal się nie ruszał, ale De Luca miała nadzieję, że zemdlał z upływu krwi, nie umarł i jeszcze coś da sie dla niego zrobić. Nie życzyła nikomu źle, nawet Creepowi, choć jego akurat sie bała, co z trudem przyznawała przed sama sobą… na szczęście to nie był Creep, ale ktoś inny. Jeden z tych, którzy zostali wysłani na rekonesans martwego statku, czy przeciwnie? Leżał tu jak trup w kałuży własnej krwi, bo szukał jej i natknął się na przeciwnika silniejszego od siebie? Wróg mógł go też wziąć z zaskoczenia…

Nie było czasu na wątpliwości, obawy i myślenie. Sekundy przepływały blondynce przez palce, a mechaniczne odgłosy zbliżały się nieubłaganie. Ciągnięcie ciała odpadało, nie zdąży. Odbiec i ukryć się… nie chciała. Nie potrafiła zostawić drugiego człowieka na pastwę nieznanego zagrożenia. Liczyła tylko że chłód spowolni proces wykrwawiania, a ona przeżyje na tyle długo, aby robić za pełnoprawny oddział ratunkowy.

Rzuciła się pędem tam gdzie najemnik, ale nie celowała w niego. Biegła do karabinu rzuconego parę kroków od nieruchomej ręki. Vinc uczył ją strzelać… kiedyś, kiedy jeszcze nie zaczęło się między nimi psuć. Musiało wystarczyć. Zdobyć broń, strzelić zanim druga strona strzeli w nią… czymkolwiek była.
Silvia boleśnie zdawała sobie sprawę z tego, że zachowuje się jak wariatka, a sceneria opuszczonego korytarza z zapachem krwi drażniącym zmysł powonienia nie jest filmowym kadrem. Z dwojga złego wolała jednak działać. Póki jeszcze ma siłę i okazję.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 11-03-2018, 19:19   #177
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Z szerokim uśmiechem przyjął niespodziewany sygnał od milczących jednostek. Dopadł do konsolet, odczytał strzępy informacji i zastanowił się, bo do głowy wpadł mu mało realny pomysł. Skoro automatyczne respondery nadawały sygnał to istnieje szansa, że mózg komputera sterującego nadal żyje. Dopadł więc kapitan dysków pamięci Alex, szperając w nich w poszukiwaniu złośliwego algorytmu, który potrafiłby namieszać w głowie jednostce "SS Vega". Na Archeonie nigdy nie próbował podobnych manewrów, gdzie wirus przewierci kiszki wrogiego komomputera, zmuszając go do nadmiernej wylewności wobec Leona Tichego. Informacje na temat załogi, sprzętu i zapisków z ostatnich chwil pełni życia jednostki płynęłyby wartkim nurtem, aby plan "szalonego abordażu" miał solidne zaplecze wykonawcze. Dodatkowo jeden rzut oka na świeżą mapę kluczy pozwolił dojrzeć, że Veronica jest w zasięgu komunikatora. Posłał wiec do infornatyka rozkaz ze szczegółami podobnego oprogramowania, bo być może kiedy zasoby pamięci Alex zawiodą, specjalista poradzi sobie z realizacją takiego przedsięwzięcia.
- Manewry pozostawiam tobie - odpowiedział na słowa nawigator. - Wprowadź nas na orbitę olbrzyma, a choć byś miała wydrzeć z korwety ostatnie resztki energii. Hmm, a jeśli zginiemy - to przecież wszyscy, wesoło trzymając się za rączki.
Zgasił peta we wmontowanej w konsolety popielniczce i wygodnie poprawił się w fotelu, wiercąc monstrualną pamięć kochanej Alex.
 
Szkuner jest offline  
Stary 12-03-2018, 04:37   #178
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 21 03:50 h; 5.18 ja od Dagon V

Układ Dagon; 3:50 h po skoku; 5.18 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya




To jednak nie było takie proste. Owszem komputer pokładowy wspomógł swojego kapitana w poszukiwaniu a potem w przygotowaniu takiego hakerskiego ataku ale wedle prognoz Alex to gdyby na tej drugiej jednostce było takie oprogramowanie ochronne jakie mieli na “Archeonie” to raczej były małe szanse, że uda się przełamać takie bariery. Ale z komputerową i robocią obojętnością przygotowała taki sygnał i posłała go w próżniowy eter. Pozostawało czekać. Przez jakieś najbliższe 10 min sygnał będzie zasuwał na orbitę Dagona V i najprędzej wróci za kolejne 10 min.


Alex zasugerowała by zwrócić się o pomoc do fachowego serwisu. Co na pokładzie tej korwety oznaczało Veronicę. Sama Veronica na wezwanie kapitana, zadała parę pytań pomocniczych z których szybko wyszło, że “musi to zobaczyć” żeby to zrobić jak należy bo tak w ciemno to się nie podejmuje. No i oznaczało to właściwie przerwanie prac przy kontenerze więc obie z Julią zaczęły wracać w stronę mostka.


Kosmos jest w ruchu. Prya powróciwszy za swoją konsoletę znowu mogła się o tym przekonać w jak najbardziej wymowny sposób. Pruli przez przestrzeń tak prędko, że gdy niecałe 3.5 h temu wyskoczyli mniej więcej w odległości orbity Urana w rodzinnym układzie ludzi, minęli orbitę Saturna i teraz zbliżali się do orbity Jowisza. Dolecą tam za jakieś półtorej godziny. Jak się pamiętało z historii astronautyki w akademii, że na początku ery podboju kosmosu przez ludzi pokonanie takich dystansów zajmowało ludzkim pojazdom dziesięciolecia to można się było uśmiechnąć. Ale jednak sytuacja nie była do śmiechu. Razem z Alex po dokonaniu kolejnych obliczeń i poprawek wyszło, że do punktu H 100 gdzie powinno się rozpocząć prawidłowe hamowanie by w punkcie H 0 czyli przy orbicie gazowego olbrzyma mieć prędkość 0, mieli jeszcze jakieś 20 - 25 min. I góra z kwadrans zapasu już z hamowaniem w wersji hard ale wciąż jeszcze prawdopodobnie wykonalnym w ich obecnym stanie. Mogła sobie pogratulować wcześniejszego manewru. Gdyby nie on właśnie najpóźniej gdzieś teraz powinni zacząć te już hardcorowe manewry hamujące a przecież nadal nie mieli mocy.


Było jeszcze coś. I kapitan i nawigator zdawali sobie sprawę, że jeśli chłopakom w maszynowni uda się podłączyć wiązkę do silników prawdopodobnie trzeba będzie zresetować system. A to w praktyce oznaczało całkowity blackout systemów głównych w tym skanów, łączności i Alex. Pozostaną tylko zasilane lokalnymi słabymi systemami rezerwowymi, wystarczającymi na podstawowe denerwujące oświetlenie i niewiele więcej. Na szczęście taki stan nie powinien trwać więcej niż kilka minut. Ale jak się uda to silniki główne powinny odzyskać moc a wraz z nimi wróci ta moc wszędzie tam gdzie tylko to będzie możliwe. A przede wszystkim korweta odzyska swobodę manewru dzięki odzyskanym silnikom.


I chyba się im udało. Bo nagle nastała ciemność. Monitory zgasły tak samo jak światła, Alex urwała to co mówiła w pół słowa. Dwójka ludzi na mostku pozostała przez parę oddechów w całkowitej ciszy i ciemności. Czekali na ten dźwięk. W końcu się doczekali. Cichy syk uruchamianych generatorów zapasowych i wróciło oświetlenie. Nieprzyjemne pomarańczowe światło od razu ostrzegające o sytuacji awaryjnej. Jednak nie wszystkie pomieszczenia były tak zabezpieczone w systemy rezerwowe jak mostek. Kapitan i nawigator więc byli i tak w komfortowej sytuacji. Zostawało czekać aż blackout wywołany resetem systemów się skończy i ekrany znowu ożyją pokazując sytuację na zewnątrz i wewnątrz jednostki.


Chwilę potem usłyszeli to we własnych komunikatorach. Krzyk. Krzyk kobiecego przerażenia. Julia i Veronica! Krzyczały obie jak tylko potrafi krzyczeć człowiek walczący o życie. Najpierw zaskoczenie i strach a potem też strach połączony z desperacką walką o przetrwanie. Wreszcie ten straszny dla każdego astronauty dźwięk. Odgłos pękającego szkła. Tak blisko mikrofonu mogło chodzić tylko o szybkę hełmu. Pękła. A przecież to nie było zwykłe szkło. Veronica darła się z przerażenia jakby ją ktoś żywcem ze skóry obdzierał. Zaraz potem zaczęła się krztusić i dusić i słychać już było tylko głos przerażonej Julii.




Rufa; seg 8; pokł E; maszynownia; Rohan i Abe




Promieniowanie było spore. Właściwie to było zabójcze dla ludzi nawet w zwykłych skafandrach nie mówiąc o czymś lżejszym. W końcu właśnie tutaj było epicentrum eksplodującego reaktora. Tylko szybka reakcja inżyniera pokładowego zdołała poważnie zmniejszyć tą brudną bombę w jaką zmieniłby się eksplodujący po całym statku reaktor. Ale nawet teraz, przez tyle godzin promieniowanie z częściowo zniszczonej obudowy reaktora zdołało porządnie skazić maszynownie. Może jeszcze nie było jak we wnętrzu reaktora ale niewiele mu brakowało. Zwykle w takich warunkach pracowały roboty. Albo ludzie nieświadomi ryzyka. Albo świadomi ale działający z własnych pobudek zwykle altruistycznych lub ze zwykłego poczucia obowiązku.


Akurat w przypadku obydwu technicznych załogantów uszkodzonej korwety mieli zwiększoną odporność dzięki swoim specjalnym, ciężkim skafandrom wyprofilowanym właśnie pod pracę w takich warunkach ale i tak przebywanie tu dłużej niż to koniecznie było mało rozsądne. A skafandry trzeba było jakoś odkazić przynajmniej przed kontaktem z resztą załogi i tych mniej zniszczonych sektorów. Bo samej maszynowni nie mieli szans naprawić czy odkazić bez wizyty w stoczni.


Abe też miał co wypalać swoim palnikiem. Te półzamrożone bryły galarety unosiły się w przestrzeni maszynowni łatwo przywierając do wszelkich dryfujących powierzchni. Do szczątków osłony reatora, oderwanych lamp, przeciąganej wiązki czy choćby skafandrów kosmonautów. Zwłaszcza rozklejające się na szybie hełmów i latarek paćkowate gluty denerowały i na poważnie utrudniały dostrzeżenie czegoś. Przecieranie rękawicą niewiele pomagało bo paćka rozsmarowywała się po każdej nawierzchni pięknie. Więc z każdą chwilą obraz przez szyby hełmów był coraz bardziej rozmazany.


W połowie pomieszczenia gdzie było “gniazdko” pod jakie mieli zamiar podpiąć z takim mozołem przytarganą wspólnym wysiłkiem wiązkę. Przy ścianach palnik miał co robić. O ile tam przy wejściu czy te luźne, dryfujące swobodnie bryły zachowywały się jak kisiel czy galareta to przy ścianie przypominały już jakieś stalaktyty czy inne zacieki. Nadal elastyczne ale jednak już na tyle mocne, że nie było takie pewne czy dałoby się je przebić czy odłamać gołą ręką. No ale palnik radził sobie z nimi znakomicie.


Gdy palnik Wekesy oczyścił drogę i wspólnie umocowali tą cholerną wiązkę wreszcie na miejscu przyszła kolej na Rohana. Wtedy dotarło do nich, że nie mają ja powiadomić reszty załogi o tym co za chwilę miało nastąpić. A zasuwać teraz na mostek czy gdzie by tam się natknęli na kogoś z załogi oznaczało kolejne minuty, może kwadranse zwłoki. A czasu mieli już bardzo niewiele. Nie byli pewni kiedy Prya powinna zacząć hamowanie ale pewnie już tak całkiem niedługo. A przecież dobrze było mieć jeszcze jakąś rezerwę na jakieś poprawki gdyby coś nie wypaliło. No i w końcu mowa była o całkowitym blackout na całym okręcie. A to zawsze było ryzykowne, zwłaszcza na jednostce bojowej i to z takimi zniszczeniami jakie tutaj i teraz mieli na pokładzie. Ale właściwie przecież po to targali tutaj tą wiązkę. Pozostawało mieć nadzieję, że reszta załogi zachowa trzeźwość umysłu i domyśli się co się stało. W końcu to tylko parę minut prawda?


Palce w rękawicach skafandra głównego inżyniera pracowały sprawnie, “pykając” po klawiaturze. Pracował częściowo z pamięci bo coraz słabiej widział przez swoją usyfioną szybkę hełmu. Kontury i ruch owszem ale bez detali na znanym sobie materiale mógł jeszcze pracować na pamięć ale rodziło się pytanie jak sobie poradzi z nieprzewidzianą sytuacją. Holoekran na szczęście działał i był odporny na te częściowo zmrożone świństwo. O całkiem ciekawych właściwościach skoro potrafiło pozostać w takim elastycznym stanie mimo warunków zbliżonych do kosmicznej próżni. No nie, na pewno nie powinni mieć na pokładzie takiej substancji. I to aż tyle.


W końcu Rohan wstukał ostatnią komendę i już. Wcisnął “wykonaj” i holo zgasło. Właściwie poza tym nic się nie zmieniło. Tutaj w maszynowni. Bo przecież i tak tu nic chyba nie działało. Ale teraz na reszcie okrętu powinna stać się ciemność. Zostawało im czekać aż system się zrestartuje. Było o tyle denerwujące, że bez światełek z konsolet nie było nic widać a bez powietrza nie było nic słychać np. czy system zaczął ten restart. Można było być optymistą, założyć, że pójdzie okey i wracać w bardziej cywilizowane sektory. W końcu jeśli wszystko poszłoby dobrze to nie było co tutaj siedzieć i co ma się zrestartować to się zrestartuje. Tylko, że jeśli nie pójdzie okey to najlepsze miejsce do grzebania i poprawek było właśnie tutaj.


Abe odsunął od hełmu kolejny kabel który zahaczył o jego hełm. Ten popchnięty odryfował gdzieś w bok. A za nim cała reszta pająkowatego stwora… Razem z Rohanem udało mu się złapać go w światła snopów zasyfionych latarek. Stwór dalej dryfował biernie zwinięty w kulkę podobnie jak ten poziom wyżej gdy kończyli wypalać ostatnią dziurę. Przez te rozmazane na szybie warstwę galaretowatej substancji nawet w świetle latarek nie widzieli zbyt wiele poza konturem złapanym w krzyżowy ogień latarek.






Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Linda i Drake




Szczęście chyba im sprzyjało. Zdołali przebrnąć po tym całym błądzeniu przez rujnowane rejony rufy i wyjść na prostą. Tą mniej zdewastowaną, mniej zawaloną dryfującymi szczątkami i mniej zaciemnioną. Nawet skafander ze sprawną butlą znaleźli. I dotarli do medlabu prawie na ostatnią chwilę. W rezerwowej butli Drake’a zostało powietrza już najwyżej na ostatnie 10 min. A tak mógł w miarę komfortowych warunkach wymienić uszkodzony skafander i zniszczoną butlę na nowy komplet. Linda zaś mogła w komfortowych warunkach obejrzeć rany kanoniera.


Diagnoza była albo optymistyczna albo pesymistyczna. Zależy od punktu widzenia. Optymistyczne było to, że co potwierdził ręczny skaner Norton dłonie nie doznały trwałych urazów wpływających poważnie na ich sprawność. Końcówki palców były nieco odrętwiałe ale prawdopodobnie sprawiło to wystawienie na kosmiczną próżnię jaka dostała się przez rozszczelnione rękawice. Ponadto kanonie miał popękane naczynka krwionośne w gałkach ocznych i odłamki rękawicy w ranie jakich wcześniej w polowych warunkach i stresie nie dało się dostrzec. Na dłuższą metę groziło to zakażeniem rany a może i całego organizmu ale to dopiero w perspektywie dni i tygodni. Na te wszystkie dolegliwości pokładowy medyk mogła jeszcze zaradzić lub trzeba było poczekać aż czas i gojące możliwości organizmu zrobią swoje.


A pesymistycznie można było odbierać rany powstałe od kwasu. Gdzieniegdzie spaliły tylko naskórek i wierzchnią warstwę skóry i tak naprawdę tylko z tymi uszkodzeniami można było walczyć tutaj, za pomocą pokładowej aparatury jaką tutaj mieli. Ale większość ran powstała gdy kwas zetknął się z powierzchnią rękawicy, przeżarł ją, dostał się na powierzchnię skóry, wypalił ją na wylot, i dostał się aż do żywych ścięgien i mięsa. I te też odparował. Pechowo gdyby stało się to gdziekolwiek indziej poza twarzą po prostu byłoby bolesne zranienie i brzydki wygląd. Ale akurat uszkodzenie dłoni wpływało na ich chwytność i sprawność. Poza tym było to piekące, żywym ogniem zranienie ale akurat na to były painkillery. Niemniej ubytek chwytności w dłoniach kanoniera w porównaniu do wcześniejszych badań i testów Norton dostrzegała niewielki ale już zauważalny.


Na te głębokie wypalenia niewiele mogła poradzić na miejscu. Posmarować maścią na oparzenia, dodać drugą z odżywką, podać koktajl z witaminami na wzmocnienie sił witalnych ale to wszystko mogło pomóc w niewielkim stopniu i raczej zwiększało szanse, że nie zacznie się paskudzić. Tak naprawdę by dłonie Drake odzyskały dawny wygląd i sprawność trzeba było się udać do jak nie do specjalistycznej kliniki to chociaż do szpitala. A na to trzeba było mieć kredyty a na razie byli spłukani. I to całą ekipą byli spłukani a przecież naprawy w stoczniach samej korwety musiały pochłonąć masę kasy. Której w tej chwili też nie mieli.


Z rozmowy i rozmyślań wyrwała ich ciemność. Nagle bez ostrzeżenia wszystkie światła w pomieszczeniu zgasły skutecznie przykuwając tym swoją uwagę. Zostały tylko zapalone światła w hełmach kombinezonów. Po chwili zaburczały generatory rezerowe i rozbłysły drażniące światła oświetlenia rezerwowego. Tak, medlab miał rezerwowe oświetlenie ale większość statku go nie posiadała. Więc chociaż to zadziałało. Ale Alex milczała a bez niej człowiek w skafandrze sięgał swoimi zmysłami jedynie po najbliższych ścianach i pomieszczeniach. Wiedzieli, że kapitan i nawigator są na mostku a biolog naprzeciwo, wróciła niedawno do swojego królestwa w biolabie. Zaś informatyczka wezwana przez kapitana wracała razem z rusznikarką na mostek. Tak jakoś to wyglądało na chwilę przed tym gdy wszystko siadło.


Chwilę potem usłyszeli to we własnych komunikatorach. Krzyk. Krzyk kobiecego przerażenia. Julia i Veronica! Krzyczały obie jak tylko potrafi krzyczeć człowiek walczący o życie. Najpierw zaskoczenie i strach a potem też strach połączony z desperacką walką o przetrwanie. Wreszcie ten straszny dla każdego astronauty dźwięk. Odgłos pękającego szkła. Tak blisko mikrofonu mogło chodzić tylko o szybkę hełmu. Pękła. A przecież to nie było zwykłe szkło. Veronica darła się z przerażenia jakby ją ktoś żywcem ze skóry obdzierał. Zaraz potem zaczęła się krztusić i dusić i słychać już było tylko głos przerażonej Julii.




Śródokręcie; seg 4; pokł D; biolab; Nivi



Zabrała Edgara ze sobą do swojego królestwa. Para pozostawiona na mostku wydawała się mieć wystarczająco dużo zajęć dla siebie ale niezbyt coś mieli dla niej. A ona sama przecież miała co robić. Wróciła więc do biolabu. Ze skanów Alex wiedziała, że po drugiej stronie korytarza, w medlabie, są Linda i Drake. A kapitan kazał wracać niby informatyczce ale jeśli mieli nie łazić samemu to właściwie oznaczało to odwołanie obydwu dziewczyn z ładowni gdzie niedawno posłała je Prya.


Ale Nivi miała swoje gry i zabawy do rozegrania. Rozłożyła przywleczoną z rufy planszę na stole do badań i zabrała się za swoją robotę. Wstępne oględziny okazu spalonego przez nawigator nie były zachęcające. Stworzenie zwinęło się w kulkę jak zwiędły pająk no i było wysuszone na wiór. Wszelka wilgoć wydawała się odparować z ciała pod wpływem wysokiej temperatury. Mimo to wprawne oko naukowca dostrzegło parę ciekawych szczegółów.


Na przykład segmentową budowę. Jak Edgar albo ziemskie skorupiaki. Ale owadów tej wielkości na Ziemi już nie było a i u skorupiaków to byłby już całkiem spory krab czy coś podobnego. No i ogon. Długi w stosunku do wielkości reszty stworzenia. Nawet bardzo długi. Nie przypominała sobie by jakiś owad czy skorupiak charakteryzował się taką dysproporcją. Za to odnóża były już bardziej klasyczne i po pewnie cztery sztuki po każdej stronie odwłoka. Niestety w trakcie transportu i zbierania resztek połamały się i zostały tylko sczerniałe kikuty. Rudowłosa miała jednak trudności w tych spalonych szczątkach dostrzec jakiś otwór gębowy. Jeśli były jakieś szczękoczułki czy ich odpowiednik to się nie zachowało. Podobnie było z narządami innych zmysłów, jak były to uległy zniszczeniu. Miała właśnie zabrać się za dokładniejsze zbadanie pozostałości nieznanego nauce organizmu gdy zgasło światło. Zostawały tylko przenośne źródła światła jak te na prawym ramieniu kombinezonu i w jego hełmie lub zwykłe latarki. No chociaż naprzeciwko w medlabie powinno być rezerwowe zasilanie. Nie miała pojęcia ile by miało potrwać ten brak energii i na jakim obszarze statku się rozciąga.


Chwilę potem usłyszała to we własnym komunikatorach. Krzyk. Krzyk kobiecego przerażenia. Julia i Veronica! Krzyczały obie jak tylko potrafi krzyczeć człowiek walczący o życie. Najpierw zaskoczenie i strach a potem też strach połączony z desperacką walką o przetrwanie. Wreszcie ten straszny dla każdego astronauty dźwięk. Odgłos pękającego szkła. Tak blisko mikrofonu mogło chodzić tylko o szybkę hełmu. Pękła. A przecież to nie było zwykłe szkło. Veronica darła się z przerażenia jakby ją ktoś żywcem ze skóry obdzierał. Zaraz potem zaczęła się krztusić i dusić i słychać już było tylko głos przerażonej Julii.



---




Układ Dagon; 03:50 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Śródokręcie; toaleta; Silvia





Gwiazda holowizji rzuciła się sprintem ścigając się z czasem, metrami i nieznanym zagrożeniem. Słyszała jak po chwili drzwi zaczęły się zamykać. Te kroki z przeciwka zdawały się zbliżać tak wolno! Tak szarpało to nerwy a jednak i tak wydawało się, że lada chwila wyłoni się zza rogu czy głębi korytarza! Nadzieja ścigała się z niewiarą, złośliwy głos zatruwał czarnymi scenariuszami a wiara w fart wciąż karmiła nadzieję. Przecież to tylko parę kroków! Drzwi za nią zamknęły się.


Dobiegła! Złapała za leżący na podłodze automat. Dobry, sprawdzony model używany przez policję, antyterrorystów i niektóre formacje wojskowe. Ogniwo pośrednie między pełnomrawnymi szturmówkami a bronią krótką. Miała na tyle przytomności by zabrać coś jeszcze a potem w nogi! Biegła z powrotem ale kroki już musiał być tuż, tuż! Nie zdąży! Nie zdąży znowu trzepnąć w panel i czekać aż te cholerne drzwi z tą automacią obojętnością dla ludzkich tragedii i ludzkich emocji wreszcie się otworzą. A potem jeszcze przeskoczyć przez nie, zatrzymać się, trzepnąć znowu i znowu czekać aż się zamknął. Nie było szans! Podłoga brzmiała metalicznie od tych kroków. Drzwi obok!


Takie zwykłe, na zwykłą klamkę. Słabsze ale lżejsze więc możliwe do trzepnięcia w jedną i drugą stronę zanim te cholerne automaty otworzą te drzwi którymi przeszła. No tak, po tabliczce widziała, że to drzwi do toalety a przecież nikt nie robił pancernych kibli. Wbiegła do środka zamykając za sobą drzwi. Niestety prawie od razu zapaliły się automatyczne światła wyczuwając,że ktoś wszedł do środka. Na zewnątrz kroki zbliżały się. Jeszcze jeden, drugi, trzeci… stop. Silvia nie miała pojęcia. Dostrzegł światło przez jakąś szczelinę w drzwiach? Usłyszał ją jakoś? Te drzwi, kroki, nawet zadyszka po biegu wydawała się w uszach blondynki strasznie głośna. A może zatrzymał się przy tym łowcy? Zorientuje się, że nie ma automatu? A może to ktoś inny? Teraz gdy dystans się skrócił zauważyła, że kroki są dziwnie synchroniczne bo póki było je słychać wydawały się poruszać zgodnym tempem. A teraz było jeszcze gorzej bo nic nie było słychać. Jeśli postoi jeszcze trochę nieruchomo przy drzwiach może da się oszukać automaty które nie wyczuwając ruchu powinny zgasić światło. Ale zapalą znowu jeśli znowu wykryją ruch.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-03-2018, 13:41   #179
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Ze wstrętem wyciszył dwa odpowiednie tunele komunikacyjne, przełknął ciężką ślinę i odchylił się na ruchomym krześle, wzrok wbijając w pstrokaty od różnorakich diod i lampeczek sufit.
- KURWA JEBANA MAĆ! - krzyknął, rozładowując powstałe od agonalnych krzyków napięcie. Czyli to coś naprawdę jest wśród nich? Cały misterny plan w pizdu, nie ma już informatyka!
Rozpiął pasy bezpieczeństwa, wydostał się na środek pokoju dowodzenia i zawisł tak, wbijając ciężki wzrok w śliczną nawigator.
- Wiesz kochana - odezwał się zbyt spokojnym głosem - wolałbym rozbić się w twoich nieudanych manewrach, niż szczeznąć od penetracji jakiegoś robaczywego skurwysyna.
Mówiąc to, poprawił pas sajgi i popłynął w kierunku drzwi automatycznych. Sprawdził, czy zatrzask tychże wrót działa bez głównego zasilania, a w razie pozytywnego rozpatrzenia sprawy zarygluje jedyne drzwi.

- Załoga, tu stary - opanowany i spokojny głos kapitana rozpoczął swoją transmisję do tych, których jego zasięg obejmował - sytuacja stabilna, powtarzam, sytuacja stabilna. Kto mnie słyszy niech pozostanie na swoim miejscu, zablokuje wejście i czeka na uruchomienie głównego zasilania. Nasi wspaniali mechanicy radzą sobie, jak widać, wyśmienicie, Awaryjne oświetlenie potrwa następne kilka minut, kolejnym krokiem jest prawdopodobne odzyskanie sił witalnych w naszym kochanym okręcie. W razie kłopotów, nerwów i rozpaczy egzystencjalnych telefon zaufania Tichego czynny w pełnym wymiarze czasu.

Cóż innego mógł, jak nie powrócić na swoje miejsce? Przecież żadne z nich nie pójdzie w czarną otchłań Archeona ratować zimne trupy. Przynajmniej nie bez głównego zasilania i rynsztunku na miarę antycznego Rambo.
 
Szkuner jest offline  
Stary 14-03-2018, 09:52   #180
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Wychodziło, że jeden robalowy padalec z którego Teddy zrobiła barbecue nie był jedyny. Bardzo dobitnie świadczyły o tym krzyki przerażenia ciągnące się po eterze jak kiepska wersja filmu grozy. Słysząc ludzkie wycie w sluchawce, Pryą zatrzęsło. Nie żałowała cybernetycznych tworów, dziękowała opatrzności, że to nie na nią padło.

Dobrze, że wróciła na mostek, olewając błąkanie po ciemnych, rozszczelnionych korytarzach. Tutaj przynajmniej wciąż było trochę światła… no i Tichy, chociaż to ostatnie akurat nie poprawiało nastroju.

Stary, zapewne zindoktrynowany pierdziel najpierw wydarł morde, potem zaczął pierdzieć w słuchawkę, a jego głos mieszał sie z wrzaskami… niepokojące. Jasne, mieli sytuacje pod kontrolą… mhm. Nawigator jakoś w to nie wierzyła.
- Mniej mord do podziału - mruknęła nie patrząc na niego, gdy wreszcie skończył nadawać. Lampiła się na niego ze zbyt bliskiej jak na jej gust odległości.

Ledwo podpłynął do jej fotela, a już miała ochotę go poczęstować granatem. Albo chociaż przestrzelić kolano tak dla świetego spokoju. Macnęła nawet pistolet, jednak nie strzeliła. Słuchała i kiwała głową. Też wolałaby szybką śmierć przy kraksie niż lobotomie androidów, lub tą od dziwnych, robalowatych pasażerów na gapę.
- Da się załatwić - odburknęła ponuro, wracając wzrokiem i uwagą do konsolety.
Czas uciekał, jeśli cyborg się nie wyrobi, Hermkens zatrzyma statek starymi, sprawdzonymi, awaryjnymi jak jasna cholera metodami. Nie zdechną tu, nie zrobią wrogom ludzkości tej przysługi.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172