Willusch był miły, sympatyczny i gościnny. Aż zbyt miły jak na osobę, którą niespodziewanie nachodzi kilku mężczyzn.
Z drugiej strony... Detlef, jako osoba dobrze wychowana, też by był miły w takiej sytuacji.
Jednak Willusch był, jak mówiono, paserem, a ci do tych kryształowych z charakteru nie należeli.
- Dziękujemy za miłe przyjęcie. - Detlef uśmiechnął się przyjacielsko. Skorzystał z zaproszenia i przekroczył próg mieszkania. - Ale proszę się nie trudzić szykowaniem czegokolwiek - dodał. - Nie będziemy przecież zajmować wiele czasu. Wystarczy, że usiądzie pan z nami.
Być może źle oceniał Willuscha, ale podejrzewał, że tamten ucieknie tylnym wyjściem gdy tylko się dowie, z jakimż to interesem przychodzą goście. O ile nie szybciej. I o ile, oczywiście, goście dadzą mu na to szansę.
- Borysie, sprawdzisz pozostałe pomieszczenia? - poprosił. - Nasza rozmowa powinna się odbyć bez świadków - wyjaśnił Willuschowi.