Wolfgang przewrócił oczyma gdy usłyszał zgodę Lothara na usługi krasnoludów. Nie podobało mu się to. Ogólnie do khazadów nic nie miał a wręcz cenił starszą rasę, ale te odpychały go na kilometr. Do tego kpiły sobie z nich od samego początku a szlachcic zachowywał się jakby to jego rodacy byli. Pluli mu na buty. O słowach i kpinach nie mówiąc a teraz przepłaca za usługi pijanych krasnoludów.
Szli ku farmie, która w nocy spłonęła. Pogoda nie była zbyt dobrą i Wolfgang rzucił czar "ochrony przed deszczem". Miał kilka rzeczy, które lepiej by nie zmokły. Nie wiadomo co zastaną u celu.
Atak na farmę spowodował, że mag zastanawiał się czyja to sprawka, bo po zachowaniu krasnoludów raczej im wierzył, że to nie one. Były grubiańskie i zachlane więc szans raczej nie było by składny atak zrobiły. Z resztą prędzej na dom Etelki Hertzen by ruszyły niż na chłopów.
Teraz szli obok i zachowywali się jak na pikniku. Weseli i śpiewający. Trochę to drażniło maga, ale z początku nic nie mówił.
- Jak tak dalej pójdą to albo w zasadzkę wpadniemy lub przepędzimy sprawców napadu.- przemówił dość cicho zbliżając się do Lothara.
Dotarli do zgliszczy. Dym się jeszcze unosił. Techler przed wejście rzucił dwa czary. Wyostrzone zmysły i wyczucie niebezpieczeństwa. Jeśli mieli coś znaleźć musieli się przygotować. Do tego wolał nie być zaskoczonym przez ukrytego napastnika.